99-letnia dziś wieloletnia przyjaciółka Karola Wojtyły mogłaby udzielić odpowiedzi na wiele ważnych pytań – zwłaszcza: kto mógł blokować dostęp do papieża? Problem w tym, że nie chce o tym mówić.
W Wielki Czwartek, 28 marca 2002 r., Stolica Apostolska w lakonicznym komunikacie podała do wiadomości, że metropolita poznański abp Juliusz Paetz złożył rezygnację z zajmowanego urzędu i została ona przez papieża Jana Pawła II przyjęta. Tego samego dnia przyjęta została także rezygnacja abp. Santiago Martíneza Acebesa, metropolity Burgas w Hiszpanii. W odniesieniu do jego osoby podano także podstawę prawną – kanon 401 par. 1 Kodeksu Prawa Kanonicznego (KPK). Oznaczało to tyle, że hierarcha ustąpił z urzędu po osiągnięciu 75 lat. W przypadku abp. Paetza odwołania do stosownego zapisu KPK nie było. Nigdy go także nie podano oficjalnie.
Zarówno wtedy, jak i dziś, można było się domyślać, że rezygnacja złożona została w oparciu o paragraf 2 wspomnianego kanonu. Mówi on o tym, że biskup, który z powodu choroby lub innej ważnej przyczyny nie może wypełniać swojego urzędu, proszony jest o złożenie rezygnacji. „Inna ważna przyczyna” w prawodawstwie kościelnym nie jest precyzyjnie określona, przyjmuje się, że może nią być np. publiczne zgorszenie i – co za tym idzie – utrata moralnego mandatu do dalszego sprawowania funkcji.
Dziś – choć podkreślam: nie zostało to nigdy wypowiedziane wprost – wiemy, że przyczyną rezygnacji była kwestia niemoralnych zachowań ówczesnego metropolity poznańskiego w stosunku do kleryków seminarium duchownego. Mówiąc wprost, szło o to, że abp Paetz – wykorzystując swoją pozycję w hierarchii – dopuszczał się seksualnego molestowania alumnów.
Mur oporu
Rezygnację abp. Paetza poprzedziły trwające co najmniej dwa i pół roku starania. Najpierw usiłowano nakłonić metropolitę do zmiany postępowania, potem były próby zmuszenia do działania biskupów pomocniczych, nuncjusza apostolskiego i Kurii Rzymskiej, a wreszcie – desperackie wręcz – próby dotarcia do Jana Pawła II i poinformowania go o zachowaniach arcybiskupa. Te ostatnie wysiłki kończyły się w zasadzie blokadą papieża przez jego najbliższe otoczenie. Wiele wskazuje na to, że ogromną rolę w tej blokadzie odgrywał ówczesny papieski sekretarz – biskup (dziś kardynał) Stanisław Dziwisz.
W połowie listopada br. w wywiadzie dla RMF FM o istnieniu muru wokół papieża mówił Jarosław Gowin, który jako redaktor naczelny miesięcznika „Znak” przed blisko dwudziestoma laty angażował się w wyjaśnienie całej sprawy. „(…) wtedy w naszych działaniach często napotykaliśmy na mur oporu ze strony instytucji kościelnej. Kluczową cegłą w tym murze był ówczesny sekretarz św. Jana Pawła II. Wśród osób, które zaangażowane były w okoliczności wyjaśniania prawdziwych, niestety, zarzutów wobec arcybiskupa Paetza, świadomość roli ówczesnego biskupa Dziwisza, dzisiaj kardynała Dziwisza, była pełna” – tłumaczył w rozmowie z Krzysztofem Ziemcem.
Trzeba było przedrzeć się do papieża
O blokadzie mówi także wprost prof. Tomasz Polak, filozof i kierownik Pracowni Pytań Granicznych na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu – dawniej ks. Tomasz Węcławski – który przed laty, jako dziekan Wydziału Teologicznego UAM i członek Międzynarodowej Komisji Teologicznej od samego początku zabiegał o wyjaśnienie sprawy abp. Paetza.
Prof. Polak opowiadał niedawno: „W ramach jednej z moich podróży do Rzymu w związku ze sprawą abp. Paetza rozmawiałem z obecnym kardynałem Dziwiszem, wtedy sekretarzem Jana Pawła II, i on zaprosił mnie na kolację do papieża. Przed wejściem na nią powiedział mi: «Ani słowa o sprawach problemów poznańskich!». Dziś rozumiem to dużo lepiej. Chodziło o to, by uniknąć jakiś bezpośrednich reakcji [papieża], by sprawa się rozmyła. A nie rozmyła się, ponieważ osoba, która wchodziła na niejedną kolację, przeniosła informacje bezpośrednio do Jana Pawła II”.
Na spotkaniu w krakowskim Teatrze im. Juliusza Słowackiego nie padło nazwisko tej osoby, ale wszyscy wiedzą, że chodzi o wieloletnią przyjaciółkę Karola Wojtyły, dr Wandę Półtawską. To właśnie ona jesienią 2001 r. „przedarła” się do Jana Pawła II i przekazała mu list zawierający szczegóły zachowań abp. Paetza. Po jej interwencji sprawa nabrała rozpędu i zakończyła się rezygnacją hierarchy. W filmie Pawła Zastrzeżyńskiego „Jeden pokój” z 2009 r., którego główną bohaterką jest właśnie Wanda Półtawska, jej wieloletni przyjaciel, poeta Ernest Bryll – choć nie wspomniał wprost, że chodziło o przedarcie się do papieża – przyrównał ją do św. Joanny d’Arc.
Wysłuchali, ale nie pomogli
Tu trzeba wprowadzić cały kontekst sprawy. Jest to konieczne, by lepiej zrozumieć misję Półtawskiej. Przebieg zdarzeń rekonstruuję na podstawie licznych wypowiedzi prasowych zaangażowanego w temat ks. Tomasza Węcławskiego (Tomasza Polaka) oraz mojej rozmowy z byłym rektorem seminarium poznańskiego, ks. dr. Tadeuszem Karkoszem, którą przeprowadziłem w Rzymie w czerwcu 2015 r. na kilka miesięcy przed jego śmiercią (zmarł 2 grudnia 2015 r.).
Cała sprawa zaczyna się w 1999 roku. Ksiądz Tadeusz Karkosz (rektorem był od 1996 r.) dowiaduje się o dziwnych relacjach abp. Paetza z jednym z kleryków. Alumn zaproszony przez hierarchę na spotkanie miał paść ofiarą napaści seksualnej o podłożu homoseksualnym. Szybko okazuje się, że nie jest to przypadek odosobniony. Inni klerycy także mieli podobne, przykre, doświadczenia z biskupem, który – pod różnymi pretekstami – zaprasza ich na nieformalne spotkania. – Nie miałem o tym pojęcia. Wcześniej nikt czegoś takiego nie sygnalizował. Uświadomiłem sobie, że klerycy mogą mnie podejrzewać o współdziałanie z ordynariuszem – relacjonował mi po latach ks. Karkosz.
Od afery z abp. Paetzem minęło blisko 20 lat. Nikt nigdy nie pokusił się jednak o jej drobiazgowe wyjaśnienie. Do dziś oficjalnie nie wiadomo ani w jakim trybie działali wysłannicy papieża do Poznania, ani dlaczego metropolita zrezygnował, ani jakimi sankcjami go wtedy obłożono
Jesienią 1999 roku ks. Karkosz rozmawia o sprawie ze swoim poprzednikiem – ks. Tomaszem Węcławskim. Ustalają, że rektor zwróci się z problemem do biskupów pomocniczych (byli nimi wtedy Grzegorz Balcerek, Zdzisław Fortuniak i Marek Jędraszewski). Wysłuchali rektora, ale nie pomogli.
W grudniu rektor decyduje się na osobiste spotkanie z arcybiskupem. Relacjonował później, że prosił go o to, by przestał zapraszać kleryków, a rozmowa miała nieprzyjemny przebieg. Spotkanie nic nie dało.
Wiedza o zachowaniu metropolity wyszła jednak poza obręb seminarium. W lutym 2000 r. z abp. Paetzem spotkał się prof. Maciej Giertych i – podobnie jak rektor – udzielił mu (mówiąc językiem kościelnym) braterskiego napomnienia. Węcławski zaś poinformował o sprawie rektora Uniwersytetu Poznańskiego, prof. Stefana Jurgę, bo seminarium było afiliowane do Wydziału Teologicznego tej uczelni. Na arcybiskupie wszystko to nie robiło większego wrażenia i wciąż spotykał się potajemnie z niektórymi klerykami.
Wtedy ci inni wiedzą, że inni też wiedzą
Wiosną 2000 r. księża Karkosz i Węcławski ponownie spotkali się z jednym z biskupów pomocniczych. „Zaproponowaliśmy, aby biskupi pomocniczy poszli do Księdza Arcybiskupa na rozmowę – ewentualnie wraz z grupą księży zorientowanych w problemie. Wyraziliśmy też gotowość uczestniczenia w takiej grupie. Biskup stwierdził, że musi to skonsultować z pozostałymi biskupami, po czym odpowiedział, że nie ma takiej potrzeby” – opisywał to spotkanie w roku 2002 ks. Tomasz Węcławski w wywiadzie dla „Tygodnika Powszechnego” o znamiennym tytule „Świadectwo”.
W końcu sierpnia 2000 r. wtajemniczeni w sprawę księża i kilka osób świeckich napisali list do Stolicy Apostolskiej. Wszyscy podpisali się z imienia i nazwiska. List zawiózł do Rzymu ks. Węcławski i przedłożył w jednej z kongregacji. Opowiedział o niej także przypadkowo spotkanemu kard. Josephowi Ratzingerowi, ówczesnemu prefektowi Kongregacji Nauki Wiary. Ten zaprosił go na spotkanie, do którego jednak wtedy nie doszło.
Duchowni spotkali się dopiero w marcu 2001 r., gdy pojawiły się kolejne relacje kleryków o postępowaniu arcybiskupa. Ratzinger doradził napisanie listu do kard. Angelo Sodano, sekretarza stanu Stolicy Apostolskiej. „Kiedy rozmawiałem z kard. Ratzingerem na temat sytuacji w Poznaniu, udzielił mi on rady, żebym napisał – razem z innymi zaangażowanymi w sprawę księżmi i świeckimi – list w trzech egzemplarzach i wysłał: do niego, do kard. Sodano i za pośrednictwem nuncjusza do papieża. Dodał wyjaśnienie: «Trzeba tak zrobić, ponieważ wtedy ci inni wiedzą, że inni też wiedzą, np. kardynał Sodano wie, że ja wiem, a ja wiem, że kardynał Sodano wie»” – tak wspominał to spotkanie w listopadzie tego roku prof. Polak.
Listy powstały i zostały wysłane. W okolicach kwietnia zareagowała Nuncjatura Apostolska w Warszawie. Księża Karkosz i Węcławski zostali zaproszeni przez abp. Józefa Kowalczyka na spotkanie. „Pamiętam doskonale, że prosił o pisemne zeznania poszkodowanych. Powstało kilka świadectw i Węcławski zawiózł je do Warszawy” – mówił mi w 2015 r. ks. Karkosz, a jego relacja nie odbiegała od tej, którą w 2002 r. przedstawił „Tygodnikowi Powszechnemu” ks. Węcławski. Było to, przypomnijmy, w maju 2001 roku. Nuncjatura zamilkła.
W sierpniu o sprawie napisał antyklerykalny tygodnik „Fakty i Mity”, we wrześniu rektor Karkosz ponownie spotkał się z arcybiskupem Paetzem i poprosił o zaprzestanie kontaktów z klerykami.
Do akcji wkracza „ważna osoba z Krakowa”
W tym czasie o sprawie wiedziało już co najmniej pół Episkopatu Polski. Czterech jego przedstawicieli – abp Józef Michalik, abp Tadeusz Gocłowski, abp Henryk Muszyński i bp Antoni Dydycz – w końcu września wybierali się do Rzymu na Synod Biskupów (odbywał się w dniach 30 września – 27 października 2001 r.) poświęcony posłudze biskupiej. Każdy z nich dostał list, w którym sprawa Paetza została poruszona. Sygnatariuszom odpisał abp Michalik. Stwierdzał, że powierza sprawę Bogu w modlitwie.
List został wysłany także do wiadomości nuncjusza, który poprosił autorów o potwierdzenie autentyczności. Arcybiskup Kowalczyk odpowiedział m.in. dr. Pawłowi Wosickiemu, prezesowi Ogólnopolskiego Porozumienia Ruchów Obrony Życia. Doradzał, by problem „przedstawić i omówić z Arcybiskupem Poznańskim”, a dalsze działania omawiać z biskupami pomocniczymi. Ci ostatni także wysłali list. Do księży Karkosza i Węcławskiego napisali, że są „oburzeni” szkalowaniem ordynariusza.
W tym momencie na scenę wkracza Wanda Półtawska. „Ważna osoba z Krakowa” – tak będzie ją później określała, bez podawania personaliów, prasa – jedzie do Rzymu w październiku. Wiadomo, że jest przyjaciółką papieża, która rozmawia z nim niemal o wszystkim. Dodatkowo jej spowiednikiem jest brat ks. Tomasza Węcławskiego – poznański proboszcz ks. Marcin Węcławski, który doskonale orientuje się w temacie. Półtawska spotyka się z papieżem.
Nikomu z nas nie zależało na rozgłosie. Chodziło wyłącznie o dobro kleryków. Chcieliśmy uniknąć niepotrzebnych skandali, a kiedy oficjalne drogi zawiodły, trzeba było skorzystać z pośrednictwa kogoś, komu papież bezgranicznie ufał – opowiadał mi w 2015 r. ks. Tadeusz Karkosz, w 2001 r. rektor poznańskiego seminarium
W tym samym czasie w Rzymie jest także arcybiskup Paetz. Dwa dni po powrocie zwołuje zebranie księży dziekanów i wzburzony opowiada o atakach na jego osobę. Kiedy wychodzi, biskupi pomocniczy przedstawiają księżom do podpisania oświadczenie, w którym napisano, że jego sygnatariusze solidaryzują się z ordynariuszem. Podpisują wszyscy – kilka dni później podpisy wycofuje czterech księży.
Oświadczenie zostaje wysłane do Rzymu, ma zostać także opublikowane na łamach poznańskiego tygodnika „Przewodnik Katolicki”. Ksiądz Jacek Stępczak, redaktor naczelny pisma – który podpisywał także wcześniejsze listy z prośbą o interwencję – odmawia publikacji listu i zostaje zwolniony ze stanowiska. W połowie listopada jeden z biskupów pomocniczych zjawia się w seminarium i głosi homilię… o stosunku kleryka do ordynariusza.
Wysłannicy papieża
Do akcji znów włącza się „ważna osoba z Krakowa”. Wyposażona w list rektora z opisem wszystkich faktów wręcza go podczas kolacji Janowi Pawłowi II.
– Nikomu z nas nie zależało na rozgłosie. Chodziło wyłącznie o dobro kleryków. Chcieliśmy uniknąć niepotrzebnych skandali, a kiedy oficjalne drogi zawiodły, trzeba było skorzystać z pośrednictwa kogoś, komu papież bezgranicznie ufał. Nigdy nie rozmawiałem o tym z panią dr. Półtawską, ale opowiadano mi, że list wniosła na kolację ukryty pod bluzką. Jestem przekonany, że gdyby nie jej interwencja, to wszystko trwałoby o wiele, wiele dłużej – opowiadał mi w 2015 r. ks. Tadeusz Karkosz i dodawał, że rezygnację arcybiskupa przyspieszyły też artykuły w prasie, które zaczęły pojawiać się w lutym 2002 r..
Skąd brało się to przekonanie? W kilka dni po wizycie Półtawskiej w Rzymie do Polski przyjechali wysłannicy papieża: ks. infułat Antoni Stankiewicz, sędzia Roty Rzymskiej (dziś biskup) i ks. prałat Ryszard Selejdak z Kongregacji Wychowania Katolickiego. Spotkali się z abp. Paetzem na kolacji, ale zamieszkali nie u niego, lecz w seminarium. Od 30 listopada do 3 grudnia 2001 r. rozmawiali z klerykami, a z każdej rozmowy sporządzali protokół. Przed wyjazdem chcieli spotkać się z arcybiskupem, ale ten odmówił.
Po wyjeździe papieskich delegatów znów zapadła cisza, a Paetz zaczął robić porządki z „niepokornymi”. – Pójście ze sprawą do mediów było już aktem desperacji, kolejnym etapem nacisku, bo wydawało się, że sprawa rozejdzie się po kościach. Arcybiskup zaczął robić czystki – tłumaczył mi po latach ks. Karkosz, nie wspominając przy tym, że ofiarą czystek stał się także on sam.
Trzeba było dopiero mediów
W mediach też pojawił się jednak pewien opór. Sprawę rozpracowywało równolegle kilku dziennikarzy, w tym „Gazeta Wyborcza”. Nie zdecydowała się jednak na publikację. Uczyniła to dopiero „Rzeczpospolita”.
Zanim się to stało, grupa ponad 40 świeckich katolików ze środowisk „Frondy”, Klubów Inteligencji Katolickiej, „Nowego Państwa”, Radia Plus, „Więzi” i „Znaku” napisała 19 lutego 2002 r. list do abp. Juliusza Paetza. Wśród jego sygnatariuszy znaleźli się m.in. Jarosław Gowin, Grzegorz Górny, Paweł Lisicki, Zbigniew Nosowski, Janusz Poniewierski, Łukasz Tischner. Henryk Woźniakowski, Jacek Woźniakowski, Stefan Wilkanowicz. Prosili oni arcybiskupa, by w obliczu stawianych mu zarzutów odsunął się od zarządzania archidiecezją poznańską do czasu ich wyjaśnienia. Metropolita poznański nie reagował.
Słynny artykuł Jerzego Morawskiego „Grzech w pałacu arcybiskupim”, w którym opisano sprawę – i który de facto zakończył karierę abp. Paetza jako metropolity poznańskiego – ukazał się w „Rzeczpospolitej” 23 lutego 2002 r. W zamieszczonym obok komentarzu Zbigniew Nosowski, redaktor naczelny miesięcznika „Więź,” pisał: „Według dostępnej mi wiedzy wiarygodność zarzutów stawianych abp. Paetzowi jest równie wysoka co ich skala. Jeśli zarzuty się potwierdzą, mielibyśmy do czynienia z sytuacją karygodnego zgorszenia. (…) Jestem głęboko przekonany, że papież podejmie w tej sprawie decyzje, które umożliwią oczyszczenie zatrutej atmosfery w Kościele poznańskim, pozwolą ostatecznie wyjaśnić postawione zarzuty, zadośćuczynić wyrządzonym krzywdom i zainicjować proces niezbędnej odnowy (…)”.
Miesiąc później abp Paetz zrezygnował. Wcześniej jednak napisał list do wiernych, w którym zaprzeczył doniesieniom medialnym, a opisywane zdarzenia określił jako „nadinterpretację” jego słów i zachowań. Podobny wydźwięk miały również jego słowa wypowiedziane w dniu ogłoszenia rezygnacji w poznańskiej katedrze.
Szerokie grono wtajemniczonych
Wróćmy jednak do Wandy Półtawskiej. Chociaż „Rzeczpospolita” nie podawała jej nazwiska, była ona dość łatwo identyfikowalna. Gazeta pisała o niej: „jest dobrą znajomą papieża, przyjaźniącą się z Karolem Wojtyłą jeszcze w latach 50. i 60. Odwiedziła go w Watykanie. Ojciec Święty był poruszony jej relacją”. Ona sama wówczas milczała. Ujawniła się siedem lat później, gdy wybuchła dyskusja na temat jej książki „Beskidzkie rekolekcje”, w której opublikowała m.in. część swojej korespondencji z Karolem Wojtyłą – o co pretensje miał do niej kard. Stanisław Dziwisz (do tego wątku jeszcze wrócę).
W czerwcu 2009 r., gdy ks. Adam Boniecki zapytał wprost, czy prawdą jest, że to ona przekazała papieżowi list w sprawie abp. Paetza, Wanda Półtawska oświadczyła: „Tak, to jest prawda. Ale ja byłam listonoszem i niczym więcej. Niczym więcej. Ani nie rozmawiałam z Paetzem, ani z nikim. Był tylko list, który doręczył mi rektor seminarium w Poznaniu i który oddałam do rąk własnych, ponieważ wytłumaczyli mi, że pisali do różnych kościelnych urzędów i nic z tego nie wynikło. Dopiero kiedy zaniosłam list. Niczego nie referowałam. Decydujący był udokumentowany list rektora. Wtedy Ojciec Święty zareagował”.
Kluczowe wydają się tu stwierdzenia: „pisali do różnych urzędów”, „dopiero kiedy zaniosłam”, „wtedy zareagował”. Wskazują one, że szeroko pojęte otoczenie Jana Pawła II o zachowaniach Paetza wiedziało od sierpnia 2000 roku.
Przed rezygnacją abp Paetz napisał list do wiernych, w którym zaprzeczył doniesieniom medialnym, a opisywane zdarzenia określił jako „nadinterpretację” jego słów i zachowań
Jakąś nieoficjalną wiedzę po rozmowie z ks. Węcławskim posiadł również kard. Ratzinger, prefekt Kongregacji Nauki Wiary. Kilka miesięcy później doradził on wejście na drogę oficjalną i napisanie listów z opisem problemu do niego, kard. Sodano oraz do papieża za pośrednictwem nuncjusza apostolskiego. Abp Józef Kowalczyk zbiera relacje od poszkodowanych i prawdopodobnie wysyła je do Rzymu. W tym momencie o sprawie wie całkiem spore grono osób, które mają bezpośredni dostęp do Jana Pawła II.
Z dużą dozą prawdopodobieństwa można powiedzieć, że jest w tym gronie również papieski sekretarz, bp Stanisław Dziwisz. Do wtajemniczonych dołącza wkrótce kilku polskich biskupów – w tym dobrze znający się z papieżem od lat 60. abp Józef Michalik.
Czy żadna z tych osób nic nie powiedziała Janowi Pawłowi o Paetzu i zrobiła to dopiero Wanda Półtawska? Jeśli tak, to znaczy, że otoczenie papieża robiło co mogło, by te fakty przed nim ukryć. Dlaczego bowiem bp Dziwisz nakazał Węcławskiemu nie wspominać w czasie kolacji z papieżem o Poznaniu? Dlaczego Półtawska list do papieża przemycała ukryty pod bluzką?
Wiedział? Nie wiedział?
Nie można wykluczyć także tego, że Jan Paweł II w którymś momencie posiadł wiedzę na temat tego, co w Poznaniu się dzieje, czekał jednak na ruch najbliższych współpracowników – a ci robili co mogli, by sprawę odwlec w czasie, licząc być może na to, że utonie ona w morzu innych. Ta sztuka mogła się udać nawet wtedy, gdy Półtawska przekazała już papieżowi list.
Od stycznia 2002 r. oczy świata zwrócone były w kierunku USA, gdzie na łamach „The Boston Globe” zaczęto publikację serii artykułów na temat ukrywania przestępstw pedofilskich, których sprawcami byli duchowni. W tej sytuacji, przed zbliżającą się pielgrzymką Jana Pawła II do Polski, tekstu w „Rzeczpospolitej”, w którym opisano skandal z udziałem Paetza oraz podkreślono rolę „ważnej osoby z Krakowa”, zlekceważyć nie było można. Trzeba było przyspieszać.
Ale możliwa jest także inna interpretacja. Papieża o sprawie poinformowano, lecz w trosce o stan jego zdrowia – w 2001 r. nie był on przecież najlepszy – nie mówiono mu o wszystkich działaniach i starano się nie poruszać drażliwych tematów podczas posiłków.
Wie, ale nie powie
Od afery z arcybiskupem Paetzem minęło blisko 20 lat. Nikt nigdy nie pokusił się jednak o jej drobiazgowe wyjaśnienie. Do dziś oficjalnie nie wiadomo ani w jakim trybie działali wysłannicy papieża do Poznania, ani dlaczego metropolita zrezygnował, ani jakimi sankcjami go wtedy obłożono.
Jedyny oficjalny dokument sygnowany przez przedstawiciela Stolicy Apostolskiej wydano w 2016 r., gdy okazało się, że hierarcha zamierza uczestniczyć w obchodach 1050. rocznicy chrztu Polski. Ówczesny nuncjusz apostolski przypomniał Paetzowi, że ma wieść życie w odosobnieniu, poświęcając się modlitwie i pokucie.
Nawet po śmierci arcybiskupa, gdy wybuchł spór o miejsce jego pochówku, nikt ze strony kościelnej nie pofatygował się z wyjaśnieniami, ograniczono się jedynie do lakonicznych komunikatów.
Andrea Tornielli – dziś szef watykańskich mediów – pisał w 2009 r., że korespondencja Jana Pawła II z Wandą Półtawską nie jest dowodem na jakieś niestosowne relacje między nimi. Stwierdził natomiast, że Półtawska może być w posiadaniu listów, które stwarzają problem dla otoczenia Jana Pawła II
Odpowiedzi na część postawionych tu pytań – w szczególności zaś: kto mógł blokować dostęp do papieża – mogłaby udzielić Wanda Półtawska. Problem w tym, że nie chce. – Ona wie dużo, ale nigdy tego nie powie. Jestem wręcz przekonany, że jej wiedza mogłaby wielu osobom mocno zaszkodzić. Wiele stracić mógłby na przykład kardynał Dziwisz – stwierdza w rozmowie ze mną osoba, która jest blisko związana z Półtawską.
Nie jest to teza nowa. W szeroko pojmowanych kręgach kościelnych funkcjonuje od wielu lat. Nie jest bowiem tajemnicą, że między przyjaciółką papieża a jego sekretarzem nigdy nie było „chemii”. Tlący się gdzieś w zaciszu watykańskich pokoi konflikt między nimi z całą mocą ujawnił się w na początku 2009 r., gdy Półtawska opublikowała książkę „Beskidzkie rekolekcje”. Zamieściła w niej swoje prywatne notatki pisane dla Karola Wojtyły/Jana Pawła II, a także kilka prywatnych listów.
Przyjaciółka papieża kontra papieski sekretarz
Bomba wybuchła pod koniec maja, gdy książkę odkrył watykanista Giacomo Galeazzi. Na łamach „La Stampy” powiązał on fakt publikacji prywatnych listów papieża z opóźniającą się jego beatyfikacją. Podkreślał, że proces beatyfikacyjny zakończył się 2 kwietnia 2007 r., ale komisja kardynałów Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych zwleka z ostatecznym głosowaniem i oficjalną prośbą do Benedykta XVI o ogłoszenie poprzednika błogosławionym. Watykanista wprost stawiał tezę, że powodem opóźnienia są listy Jana Pawła II do Wandy Półtawskiej, która ma ich „całą walizkę” ukrytą pod łóżkiem w mieszkaniu „z widokiem na największy średniowieczny plac w Europie” i nie przekazała ich kongregacji.
Włoska gazeta odnotowuje, że kardynał Dziwisz jest mocno zaniepokojony „upublicznieniem dawnej zażyłości przyszłego błogosławionego z Wandą Półtawską”. Poproszony o komentarz hierarcha powie dziennikarzowi, że publikacja prywatnej korespondencji była nie na miejscu. Zarzuci Półtawskiej, że rości sobie prawo do „wyjątkowości relacji i szczególnej więzi” z Janem Pawłem II, których w rzeczywistości nie było. Półtawska odpowie na to – również za pośrednictwem mediów – że mogła tak uczynić, bo znała Jana Pawła II 55 lat i ma „do tego prawo”. Potem dopowie jeszcze, że z papieżem przyjaźniła się, „gdy kardynała nie było jeszcze w jego otoczeniu”.
W końcu, w czerwcu 2009 r., Półtawska powie ks. Adamowi Bonieckiemu, że wywołującą tak wielkie emocje książkę zaczęła pisać jeszcze za namową samego Jana Pawła II, ale „nacisnęli na Ojca Świętego i polecenie odwołał…”. Genezę książki wyjaśniła zresztą na pierwszych jej kartach. Pisała tak: „To Ojciec Święty Jan Paweł II wyraził w 1993 r. takie życzenie. Czternastego listopada 1993 r. Ojciec Święty powiedział przy obiedzie, w obecności arcybiskupa Józefa Michalika: Musisz napisać wspomnienia. Więc zaczęłam pisać. Powstały wtedy dwa pierwsze rozdziały, które Ojciec Święty przeczytał i zaakceptował. Przeczytał je także arcybiskup Michalik. Ale znaleźli się inni, którzy osądzili, że lepiej nie teraz. Przerwałam więc pisanie książki”.
Czego bało się otoczenie papieża Polaka?
Kto wtedy nacisnął? Próbę wyjaśnienia tego wątku podjąłem przed trzema laty podczas pisania biografii Wandy Półtawskiej. Pytałem o to m.in. abp. Józefa Michalika, którego papież prosił o napisanie wstępu do książki. Hierarcha wspominał, że zachował list od papieża, w którym napisał on pewne zagadnienia, które warto byłoby w takim wstępie poruszyć. Nie pamiętał jednak, dlaczego koncepcja się rozmyła. Stwierdził wtedy, że „nawet nie próbuje się tego domyślać”. Półtawska konsekwentnie milczała i milczy, a moi rozmówcy w Watykanie twierdzą do dziś, że jestem „mało domyślny”.
Nie mam wprawdzie jednoznacznych dowodów, ale poskładanie tych faktów i sugestii prowadzi do wniosku, że za zarzuceniem pomysłu mógł stać papieski sekretarz. A jeśli nawet w tak prozaicznej sprawie jego głos miał dla papieża duże znaczenie, to miał także w o wiele poważniejszych.
Nie można wykluczyć, że Jan Paweł II w którymś momencie posiadł wiedzę na temat tego, co w Poznaniu się dzieje, czekał jednak na ruch najbliższych współpracowników – a ci robili co mogli, by sprawę odwlec w czasie, licząc być może na to, że utonie ona w morzu innych
Wrócę jeszcze na moment do awantury wokół „Beskidzkich rekolekcji” z późnej wiosny 2009 r. Andrea Tornielli – dziś szef watykańskich mediów, a wtedy dziennikarz „La Stampy” – napisał wtedy na swoim blogu, że korespondencja Jana Pawła II z Wandą Półtawską nie jest dowodem na jakieś niestosowne relacje między nimi, które mogłyby zaszkodzić procesowi beatyfikacyjnemu papieża. Stwierdził natomiast, że Półtawska może być w posiadaniu listów, które stwarzają problem dla otoczenia Jana Pawła II.
Tornielli pisał m.in., że przyjaciółka papieża jako psychiatra i psycholog zajmowała się przypadkami księży mającymi problemy z seksualnością i wysyłała do Jana Pawła II listy z prośbami, by nie mianował ich biskupami. „Jednocześnie byli tacy, którzy wysuwając wielokrotnie te same nazwiska, zdołali przeforsować tych kandydatów. Jesteśmy świadkami starcia właśnie na tym tle pomiędzy kard. Dziwiszem a Wandą Półtawską” – twierdził Tornielli.
Listy od papieża nadal pod łóżkiem
Podobnego zdania był także ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski. Duchowny wprost twierdził, że Półtawska mówiła papieżowi „pewne rzeczy, które ukrywało przed nim jego najbliższe otoczenie”.
I przypomniał, że klasycznym tego przykładem była sprawa abp. Juliusza Paetza, którą długo tuszowano. „Obawiają się [otoczenie papieża – TK] tego, że przy okazji publikacji tej korespondencji mogą wyjść na światło dzienne inne takie skrywane problemy, jak wspomniana sprawa Paetza” – pisał duchowny na swoim blogu w 2009 r.
Po całej tej awanturze Wanda Półtawska – dziś 99-letnia – zarzuciła myśl o wydaniu drugiego tomu „Beskidzkich rekolekcji”. I choć w 2016 r. w rozmowie ze mną wspomniała, że listy od papieża wciąż trzyma pod łóżkiem, to dodawała też, że musi je zniszczyć.
Jej przyjaciele twierdzą, że do dziś tego nie uczyniła. A nawet jeśli, to i tak pozostaje jedną z nielicznych osób, która mogłaby pomóc w rozwiązaniu kilku tajemnic wielkiego pontyfikatu.
Wkrótce na Więź.pl ukaże się wywiad Zbigniewa Nosowskiego z Tomaszem Polakiem, który przed laty próbował informować Watykan o występkach abp. Paetza. Z kolei w zimowym numerze kwartalnika „Więź”, który ukaże się w pierwszej dekadzie grudnia, opublikujemy obszerną rozmowę Sebastiana Dudy z prof. Polakiem o jego książce „System kościelny”
Przeczytaj także: Jan Paweł II, pedofilia i zasada nieoznaczoności
Proszę pamiętać o bpie Januszu Stepnowskim, obecnym ordynariuszu łomżyńskim. W 1985 został wyświęcony przy bpa Paetza na kapłana w Lomzy i od razu wysłany na studia do Hiszpanii. W 1989 roku Stepnowski jest już pracownikiem kongregacji ds
biskupow. Jest Paetzem zafascynowany. Gdy w 1996 roku jego kongregacja przygotowuje awans Paetza z Łomży do Poznania, wie o nim wszystko, ale świadomie milczy. Trzeba go przesłuchać w trybie natychmiastowym. Tu jest klucz!
Przesłuchać i mieć nadzieję że uczciwie opisze mechanizm dzięki któremu sam zrobił tak szybką karierę?
Ta sprawa to jest coś, co boli od ponad 18 lat. Jestem z Poznania, w 2002 roku mieszkałem w parafii na Wildzie, gdzie proboszczem wtedy i dziś jest ks. Marcin Węcławski. Wtedy, w 2002 roku abp Paetz go naprawdę niszczył. Człowiek w osiem miesięcy postarzał się o 10 lat. Niszczono też innych kapłanów zaangażowanych w sprawę: ks. Karkosza, Stępczaka, Tomasza Węcławskiego.
Po upublicznieniu afery sprawa dotknęła też wielu innych, szczególnie młodych księży z diecezji poznańskiej. Niejeden z nich doświadczył na katechezie złośliwych pytań o przynależność do Paetz Shop Boys. Z jednym pamiętam, że krótko potem rozmawiałem – powiedział, że czeka na przeprosiny. Nie doczekał się.
Wiadomo, każdego księdza może spotkać jakieś głupie wyzwisko, obelga, złośliwość. Ale tu doświadczali tego z powodu działań i zaniechań swojego Kościoła, któremu ofiarowali całe swoje życie! Elementarna sprawiedliwość wymaga wyjaśnienia sprawy. To że abp Paetz został skutecznie poproszony o rezygnację, to może „większa połowa”. Bo przez następne 17 lat i tak zatruwał swoimi wybrykami atmosferę w diecezji. Nie zostały też naprawione schematy działania innych osób, które niechlubnie zapisały się w tej historii. Ktoś przecież blokował przepływ informacji. Ktoś przecież zbierał podpisy na listach poparcia. Ci ludzie zostali potem niejeden raz awansowani, do dziś uchodzą za niezłomne autorytety.
Jak widać, Kościół nie był i nadal nie jest zainteresowany wyjaśnieniem sprawy Paetza.
Nie Kościół tylko osobniki niegodni bycia w Kościele .
(Nie)stety Kościół, szczególnie w tym współczesnym b. SZEROKIM rozumieniu to wspólnota zbudowana z dwóch składowych. Ta druga była i jest
grzesznym prochem, mimo szerokiego zaklinania rzeczywistości ludzką „godnością” osobistym 🙂 Od poprzedniej wojny mniej więcej…
+
Być może, ale Kościół widocznie nie umie sobie poradzić z tymi osobnikami
Niestety, JPII sprawę abp. Paetza załatwił skandalicznie. Nie napiętnował zła, nie ogłosił z jakiej przyczyny Paetz odszedł. Wielu wiernych do końca wierzyło w jego niewinność, a ten skandalista chodził po mieście w glorii męczennika… jak mogli się czuć molestowani klerycy i osoby, które stanęły w ich obronie.
@Marek B.
W pełni się zgadzam. Sposób załatwienia tej sprawy był absolutnie skandaliczny. Pozostawienie przestępcy (bo molestowanie to przestępstwo !) w centrum tego samego miasta, siostra zakonna jako „służąca” i „pilnująca” (oczywiście w godzinach swojej pracy…), dalsze spotkania z chłopcami , pojawianie się przez 18 lat ! na uroczystościach mimo zakazów, prześladowanie tych którzy mieli odwagę domagać się prawdy, nie przeproszenie potem tychże osób ani nie przywrócenie im stanowisk !
To wszystko świadczy jasno kto tu tak naprawdę został ukarany ! To środowisko któremu nie podobało się postępowanie biskupa a nie sam biskup !
,,Załatwił skandalicznie,,?! Ojciec św był bardzo chory i niestety zdany na tych którzy za nic mieli jego wolę .
@Krystyna
„i niestety zdany na tych którzy za nic mieli jego wolę”
OK. To w takim razie potrzebujemy w tym przypadku konkretne nazwiska osób, które zatajały, umniejszały, kryły przestępców.
I te osoby należy przykładnie ukarać.
Skoro wg pani papież jest zupełnie niewinny to kto jest ?
No niekoniecznie. Był chory owszem, ale przenieść Paetza choćby do stanu świeciego to mógł poczynić. Wanda Półtawska (homofobka pełną gębą) przed Janem Pawłem II na Paetzu z dużą dozą prawdopodobieństwa nie zostawiła suchej nitki. A papież mimo chorób somatycznych to umysł miał jeszcze w 2001-2002 sprawny, pielgrzymował po świecie, w sierpniu 2002 był w Polsce, czyli już po ujawnieniu skandalu z Paetzem i jego „dobrowolnej” rezygnacji z urzędu metropolity Archidiecezji Poznańskiej.
+LIChRex!+
„Homofobka” mówi pani… Ale jeden z dochodzeniówki w tej sprawie? Przynajmniej ten miłośnik nergali jest inny prawda 😉 Niech go szanowna spyta przy tej okazji, bo zdaje się, że pamięć mu ostatnio dopisuje jak tam drzewiej u niego w zakonie bywało… Czy tematy z nieszczęśliwego Kraju go wogle interesowały podczas tych dekad nad Tybrem? I nie chodzi o kraj jankeski- a może i pośrednio chodzi… Bo gdyby to nie Boston a Licheń, albo inny krzepki budowlaniec z koloratką rodem spod Grudziądza stali się precedensem u nas to pytania do kolejnego zasłużonego pracownika winnicy mogłyby się posypać lawinowo. Szczególnie tuż przed pielgrzymką. https://konin.naszemiasto.pl/czy-papiez-odwiedzi-w-tym-roku-lichen/ar/c1-5499253
Po co psuć marzenia i nikt nie lubi być pierwszy, a przecież zawsze gdzieś „murzynów biją”.
Lepiej…+
+LIChRex!+
„Homofobka” mówi pani… A jeden z dochodzeniówki w tej sprawie? Przynajmniej ten miłośnik nergali jest inny prawda 😉 Niech go szanowna spyta przy tej okazji, bo zdaje się, że pamięć mu ostatnio dopisuje jak tam drzewiej u niego w zakonie bywało… Czy tematy z nieszczęśliwego Kraju go wogle interesowały podczas tych dekad nad Tybrem? I nie chodzi o kraj jankeski- a może i pośrednio chodzi… Bo gdyby to nie Boston a Licheń, albo inny krzepki budowlaniec z koloratką rodem spod Grudziądza stał się precedensem u nas to pytania do kolejnego zasłużonego celebryty winnicy mogłyby się posypać lawinowo. Szczególnie tuż przed pielgrzymką. https://konin.naszemiasto.pl/czy-papiez-odwiedzi-w-tym-roku-lichen/ar/c1-5499253
Po co psuć marzenia i nikt nie lubi być pierwszy, a przecież zawsze gdzieś „murzynów biją”.
Lepiej…+
Zupelnie nie przekonuje mnie twierdzenie, ze papiez nie wiedzial ani nie byl swiadomy skandalu wokol abp Paetza, ze trzeba bylo sie przedzierac do niego, czy pokonywac przeszkody w postaci sekretarza Dziwisza i tym podobne. Bardziej prawdopodobne wydaje sie to, ze papiez mial nadzieje, ze sprawa po jakims czasie przycichnie, rany sie zagoja i Paetz bedzie mogl pozostac na swoim stanowisku, zdecydowal sie wziac sprawe na przeczekanie. Gdy sie jednak okazalo, ze bedzie to niemozliwe, ze opor przybiera na sile i coraz glosniej wyrazane sa zadania ustapienia arcybiskupa, wowczas postanowil ostatecznie dac za wygrana, aby dalej nie eskalowac konfliktu.
No tak nie do końca – jednak tych 2 „śledczych” przyjechało do Poznania bardzo krótko po tym, jak p Półtawska rozmawiała z JPII i na pewno przed ukazaniem się artykułu w RP. Więc JPII raczej nie wiedział o sprawie. Inna sprawa, to że załatwił ją tak „w większej połowie”.
Zieje tu pustka aspektu operowania wokół abp Paetza (i nie tylko) służb.
Nie, żeby czyniło to z nieboszczyka niewinną ofiarę, ale usunięcie takiego elementu poważnie wypacza obraz całości sytuacji.
Pewne poszlaki daje się mimo tuszowania zauważyć, jak np. enigmatyczne „Sprawę rozpracowywało równolegle kilku dziennikarzy, w tym „Gazeta Wyborcza”. Nie zdecydowała się jednak na publikację.”
Tu mogę powiedzieć z dużą dozą prawdopodobieństwa, bo sprawę znam z drugiej ręki (ale już nie z trzeciej czy z plotek): to księża, którzy postawili się Paetzowi poprosili redaktora GW, który znał temat, o odsunięcie publikacji. Co by nie było – to byli i nadal są ludzie z autorytetem, również osobistym.
Miałbym wielkie oczekiwanie, żeby role jaką w przedmiotowej sprawie abp. marka JĘDRASZEWSKIEGO ktoś wreszcie wyjaśnił !!!!
Przecież z tego co publicznie wiadomo był On bp pomocniczym który miał wiedzę o GRZECHU I ZGORSZENIU a publikował listy poparcia dla swojego ordynariusza.
czyżby za ten proceder dostał awans? najpierw do Łodzi później o ZGROZO do Krakowa (pomyśleć taki następca Sapiehy, Wojtyły i Macharskiego to głowa boli) Po tym co teraz wychodzi, to mógł za zasługi na rzecz lawendowej mafii dostać AWANS ! Pora usłyszeć dzwon na TRWOGĘ ……
@jarosław
W pełnie się zgadzam. To jest kluczowa sprawa aby wyjaśnić jego rolę w tym skandalu.
Jakoś dziwnie w tamtym czasie „tęczowa zaraza” w postaci kolegi z pałacu biskupiego nie przeszkadzała Jędraszewskiemu i nie przypominam sobie jego płomiennych mów potępiających Paetza ! A wręcz przeciwnie ! To on był jednym z najbardziej zagorzałych jego obrońców !
Czyli jak ktoś z naszych jest „tęczowy” to dobrze a jak nie z naszych to już niedobrze ?
To się potocznie nazywa „moralność Kalego” .
Całe szczęście że klerycy nie zachodzą w ciążę bo jeszcze Jędraszewski stanąłby w jednym szeregu z aborcjonistami !
Skandal, że człowiek tego pokroju jest hierarchą w Krakowie !
Cała prawda otoczeniu papieża. Diecezja Włocławka. Przez trzy lata rektorem był KS. Zdzisław Pawlak, gdy wyrzucił kleryków podejrzanych o homoseksualizm nie przedłużono mu kadencji….. Czyżby mafia homoseksualna?
Są dwie możliwości. Albo JP2 nie wiedział, co się dzieje w instytucji, której był szefem, albo wiedział i nic z tym nie zrobił. Jednym słowem – nieudolny szef albo wstrętny dyktator. Trzeba chyba jakiś dobry wybielacz do papieskiej sutanny zakupić…