Jeden z kolosów powojennego teatru i filmu. Będzie żył wiecznie dzięki swoim rolom.
Dziś o 6:08, w wieku 78 lat, zmarł Wojciech Pszoniak. Jeden z tych największych! Jeden z kolosów powojennego polskiego teatru i filmu. Wspaniały aktor i artysta.
Niemal do samego końca w domu – pod czułą i bohaterską opieką Basi, swojej wspaniałej żony. Otoczony miłością. Dzięki tej miłości mógł jakoś znosić swoje cierpienie. Ostatnie godziny musiał jednak spędzić w szpitalu. Ten cholerny rak, już nawet nie wiem czego – na końcu wydawało się, że wszystkiego – był bezlitosny.
Bywałem u niego w ostatnich tygodniach, dniach i godzinach życia. Pragnął sakramentów, ale i rozmów. Jedna z nich, na dwa tygodnie przed śmiercią, trwała kilka godzin. Tydzień później kolejne spotkanie, ale to już było bardziej milczenie. I bezradność. Wielki aktor nie mógł powiedzieć już nic, każde słowo przychodziło mu z trudnością.
Wojtku, dziękuję Ci ze te wspaniałe „rekolekcje”. Te spotkania i Twoje słowa wypowiedziane w czasie świadomego umierania były ważne także dla mnie. Nie zapomnę ich nigdy, tak jak i Ciebie nie zapomnę.
Zresztą Ciebie nikt nie zapomni, będziesz żył wiecznie dzięki swoim rolom.
Grając, nie wyzbył się samego siebie
Urodził się 2 maja 1942 r. we Lwowie. W 1968 r. ukończył Państwową Wyższą Szkołę Teatralną w Krakowie. W trakcie studiów występował w Teatrze STU. W latach 1968-1974 grał w krakowskim Starym Teatrze, w spektaklach m.in. Konrada Swinarskiego.
W 1971 r. pierwszy raz pracował z Andrzejem Wajdą, przy „Biesach” według Fiodora Dostojewskiego. Pszoniak stworzył w tym spektaklu swoją najważniejszą rolę w Starym Teatrze. Grał Piotra Wierchowieńskiego.
To był początek jego wielkich ról w dziełach Wajdy, także tych filmowych. Oto niektóre z tych kreacji: Moryc Welt z „Ziemi obiecanej” według Reymonta, Dziennikarz/Stańczyk w „Weselu” Wyspiańskiego, Jeszua w „Piłacie i innych” według Bułhakowa, Robespierre w „Dantonie”, „Korczak” (rola tytułowa), Zamojski w „Wielkim Tygodniu” według Andrzejewskiego.
Grał także u innych reżyserów. W filmie Kawalerowicza „Austeria” według Stryjkowskiego wystąpił jako Rudy Josełe, był Bogdańskim w „Limuzynie Daimler-Benz” Filipa Bajona. W 1979 r. wystąpił w niemiecko-francuskim „Blaszanym bębenku” według Güntera Grassa w reżyserii Volkera Schlöndorffa. Grał także u Gruzy, Wosiewicza, Zanussiego, Morgensterna, Majewskiego, Żuławskiego, Saniewskiego, Lewandowskiego, Żebrowskiego, Trzosa-Rastawieckiego. Ostatnio widziałem go w mistrzowskim, śmieszno-smutnym epizodzie w „Ekscentrykach” Janusza Majewskiego.
W warszawskich teatrach największe sukcesy odnosił w Teatrze Powszechnym pod dyrekcją Zygmunta Hübnera. Zagrał Normana w polskiej prapremierze „Garderobianego” Ronalda Harwooda tworząc niezapomniany duet ze Zbigniewem Zapasiewiczem. Był znakomitym Randley’em Mac Murphy’m w „Locie nad kukułczym gniazdem” Dale’a Wassermana i Papkinem w „Zemście” Fredry. Wszystkie te przedstawienia w reżyserii Zygmunta Hübnera.
Maciej Karpiński pisał o jego aktorstwie: „Pszoniak – grając – nie wyzbywa się samego siebie. Buduje role nie z elementów zewnętrznych, obcych, których można się wyuczyć, lecz z tego ludzkiego materiału będącego w nim samym, w jego bogatej – jak w każdym człowieku – osobowości, której nie pragnie ukryć pod kostiumami, szminką, lecz z której czerpie wewnętrzną prawdę”.
Odszedł od nas Wielki Artysta. Niepowtarzalny. Piękny człowiek.
Wielce smutna wiadomość. Giganci odchodzą…..
Jest mi bardzo przykro.
Współczuję wszystkim, którzy kochali pana Wojciecha.
Robi się jeszcze smutniej, kiedy pomyśli się kim to puste miejsce zostanie zapełnione……
Młodzi aktorzy są wszyscy ładni, rośli, zgrabni, wykształceni.
Tylko niczym się od siebie nie różnią. Jak z wtryskarki….
Skąd teraz takiego małego, nerwowego Żyda w polskim filmie wezmą?
Chyba z importu.
Tym bardziej trzeba pamiętać że kiedyś, w smutnym PRL rodzili się Giganci!
Boże!!! Pszoniak nie żyje!! To juz koniec świata, tego dobrego…
Jest mi bardzo smutno.
Odszedł Wielki Człowiek.
Wspaniały aktor.
Dziękuję za to piękne wspomnienie. Odszedł Wielki Artysta. Mądry Człowiek. Ukradłam z Jego życia pół godziny na rozmowę . Ależ jakie to dla mnie cenne te pół godziny. Panie Wojtku do.zobaczenia. Kiedyś.
To był Mistrz jak,Św.P.Tadeusz Łomnicki.Wybitny aktor i skromny.Współczucia dla przyjaciół i rodziny
Piękny CZŁOWIEK i AKTOR.
Niesamowity człowiek jeden z wielkich!!! Żal strata
Ja (czyżby naiwnie?) myślałem, że wg. Kościoła Katolickiego życie wieczne zdobywa się dzięki Chrystusowi. A tu ksiądz katolicki pisze, że żyć ktoś będzie wiecznie dzięki swojemu geniuszowi aktorskiemu, o Chrystusie się nie zająknąwszy. Ale pozostanę przy swoim przekonaniu, że p. Pszoniak nie odszedł, tylko zakończył pielgrzymkę, a teraz jest tam, gdzie dana jest pełnia doskonałego miłosierdzia i doskonałej sprawiedliwości. Mimo że nic w tekście ks. Lutra na to nie wskazuje.
Dziś usłyszałam,że od pewnego czasu prowadził wielogodzinne rozmowy z księdzem.Nie wiem z którym i nie wiem też,czy W.Pszoniak był katolikiem.Myślę,że nie,ale,jak widać,każdy w obliczu śmierci jednak potrzebuje nadziei.Katolicy ją mają w wierze,odrzucający Boga nie mają nic.
Nie wierzę. Wiadomość jak grom z jasnego nieba. Nie ma już Moryca? Panie Borowiecki, jak to może być
:(((((((
Nie ma już Petruccia z „Poskromienia złośnicy” w Teatrze Starym w Krakowie. Do spotkania.Katarzyna 1968-69
Pan Wojtus Pszoniak pozostanie w sercach ludzi kochajacych dobry film i dobry teatr.Rowniez mieszkam w Paryzu i widywalam czasem Pana Wojtka spieszacego ulica.Polska kultura powoli traci swoich wielkich amnasadorow, niestety niezastapionych.
Dyrektorzy Szkół Filmowych i Teatralnych Przyjmujcie do tych szkół po talencie a nie po urodzie To nie powinien być konkurs na modellki i modeli To piszę w hołdzie dla pana Pszoniaka
jak mi smutno!!!
Pamiętamy.
I to chyba wszystko co można…..
Bardzo smutna wiadomość.. odszedł wspaniały człowiek…
Piękne wspomnienie… Bardzo smutny dzień…
Dla mnie na zawsze pozostanie w pamięci jako Moryc Welt , genialnie zagrana postać, godna Oscara . Niech spoczywa w pokoju.
Pani Ireno,Pani jest tez wielka,wanna jest jakosc ta wrodzona.
Wspaniala ,niepowtarzalna postac w swiecie artystycznym ,talent ,serce ,Polak chroniacy prawdziwa nature i historie Polski .
Miejsce niezapomniane w swiecie sztuki , zaluzone w historii i bedzie nam zawsze towarzyszyc w pamieci .
Wspominając Zmarłego, tradycyjnie już opowiem o sobie. To było gdzieś z dziesięć lat temu. Wąskie jednoosobowe przejście na ul. Górnośląskiej. Z jednej strony On, z drugiej – ja. Obaj naraz wchodzimy w tę ciasną przestrzeń i obaj w tym samym niemal momencie wycofujemy się, zapraszając wzajem do pierwszeństwa. Na co ja: proszę bardzo, wielcy artyści mają pierwszeństwo. Pan Wojciech Pszoniak z zaproszenia skorzystał i potem mijając mnie objął mnie ramieniem, przytulił uścisnął i – poszedł dalej. Ten serdeczny uścisk pamiętam do dzisiaj. Bez jednego słowa, a tak wymowne, serdeczne życzliwe wdzięczne serce. Niech miłosierny Pan Bóg obejmie teraz pana Wojciecha Pszoniaka Swoim serdecznym uściskiem. Amen.
A jak ks. Luter przyczynił się do zbawienia Pszoniaka – udzielił sakramentów, wzbudził wiarę w życie wieczne?
Wystarczy przeczytać tekst, który Pan komentuje