Promocja

Jesień 2024, nr 3

Zamów

Oskarżenie zamiast obrony. Houston, mamy (szerszy) problem

Abp Wiktor Skworc, 2019. Fot. episkopat.pl

Czy podobne jak abp Skworc trudności ze zrozumieniem dokumentów papieskich mogło mieć więcej polskich biskupów?

Zacznijmy od kilku faktów, bo to one są dla tej sprawy kluczowe. Kilkanaście dni temu ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski opisał na swoim blogu sprawę chłopaka wykorzystanego seksualnie na Ukrainie przez ks. Stanisława P. Wskazał, że pierwsze informacje o molestowaniu przez owego kapłana małoletnich trafiły do kurii tarnowskiej już w 2002 roku (ordynariuszem tej diecezji był wtedy biskup Wiktor Skworc). Nic wówczas z nimi nie zrobiono. Sprawa nie została zgłoszona, wbrew ówczesnemu prawu, do Kongregacji Nauki Wiary, a księdza skierowano na Ukrainę.

Odzew tarnowskiej kurii był natychmiastowy. Myliłby się jednak ten, kto by sądził, że władze diecezji przeprosiły i zapewniły o woli wyjaśnienia sprawy. Zamiast tego ks. Ryszard Nowak, rzecznik kurii, zaatakował ks. Isakowicza-Zaleskiego, uznając, że jego wpis „zawiera osąd wydany z pominięciem dowodów i (jest) oparty na jednostronnej relacji”. Kuria zapowiedziała nawet podjęcie kroków prawnych w celu obrony dobrego imienia diecezji i jej ówczesnego ordynariusza.

Nie minęło wiele czasu, a okazało się, że nie bardzo jest czego bronić, bo z dokumentów kurii wynika wprost, że odpowiednich działań nie podjęto, informacje zlekceważono, zaś decyzje biskupa sprawiły, że ksiądz P. wykorzystał kolejnych chłopców. Dwa dni temu kuria tarnowska zdecydowała się więc przeprosić skrzywdzonych (ale już nie ks. Isakowicza-Zaleskiego, nie wspomniała też nawet słowem o formułowanych wcześniej groźbach wkroczenia na drogę sądową).

Z kolei wczoraj późnym wieczorem (co już samo w sobie pokazuje, że sprawa została potraktowana jako niebezpieczna, i że metropolita katowicki uznał, że jest pewien problem z jego ówczesnymi decyzjami) oświadczenie wydał rzecznik i sekretarz arcybiskupa Skworca, ks. Tomasz Wojtala. Jego tekst jednak nie tylko niczego nie wyjaśnia, ale wręcz stanowi poważne oskarżenie wobec osoby, której miał w założeniu bronić. Wystarczy uważnie przeczytać oświadczenie, by to zrozumieć.  

Albo biskupowi nie wystarczyło pół roku, by zrozumieć, że ma obowiązek zgłaszać sprawy wykorzystywania Watykanowi. Albo nie wiedział on, czy jasne zalecenia traktować poważnie, czy też postępować po staremu

„Po otrzymaniu na początku 2002 roku informacji o podejrzeniu nadużyć wobec małoletnich, ordynariusz zlecił przeprowadzenie postępowania wyjaśniającego. Zbadanie wiarygodności oskarżenia przekazano osobom kompetentnym, w tym, zgodnie z przyjętą praktyką, także osobie posiadającej wiedzę z zakresu psychologii. Jednocześnie podejrzewany duchowny przestał sprawować funkcję proboszcza. Przepisy motu proprio «Sacramentorum sanctitatis tutela», promulgowane pół roku wcześniej stanowiły, iż jeżeli «ordynariusz lub hierarcha otrzyma wiadomość, przynajmniej prawdopodobną, o popełnieniu przestępstwa zastrzeżonego, po przeprowadzeniu badania wstępnego winien powiadomić o tym Kongregację Nauki Wiary». W wyniku postępowania wyjaśniającego oceniono sprawę jako niespełniającą warunków do przekazania jej do Kongregacji. W konsekwencji nie było przeszkód do wyrażenia zgody na posługę księdza P.  na Ukrainie” – czytamy.

Co wynika z tych słów? Otóż ni mniej, ni więcej, a tyle, że sprawy nie przekazano do Kongregacji Nauki Wiary, choć na biskupie ciążył taki obowiązek, jeśli tylko miał on „przynajmniej prawdopodobną” informację o molestowaniu czy wykorzystywaniu seksualnym. Jeśli biskup uznał ją za „nieprawdopodobną” (a tylko w takiej sytuacji wydaje się, że mógłby on sprawy nie zgłaszać), to warto zadać pytanie, na jakiej podstawie decyzja taka (jak przyznaje teraz sam arcybiskup – błędna) została podjęta? Co takiego sprawiło, że wiarygodne obecnie doniesienie okazało się wówczas „nieprawdopodobne”? Kto za to odpowiadał? Odpowiedzi na te pytania są istotne dla zrozumienia ówczesnej decyzji i tego, czy można uznać ją za błąd w rozeznaniu czy raczej za świadome tuszowanie.

Trudno też nie zadać jeszcze innego pytania: jeśli sprawa była na tyle nieprawdopodobna, że nie zgłoszono jej do Watykanu, to dlaczego ks. P. wysłano na Ukrainę, a nie przywrócono na parafię, gdzie był wcześniej proboszczem, albo nie powierzono mu innej placówki?

Wiarygodności arcybiskupa nie zwiększają poza tym kolejne zdania oświadczenia. „Nie można wykluczyć, iż bardzo krótki czas, jaki upłynął od promulgacji nowych przepisów, i brak doświadczeń w dziedzinie ich stosowania mogły wpłynąć na podjętą ocenę sprawy, czy wiarygodności oskarżeń” – pisze jego rzecznik. Jeśli miało to wyjaśniać cokolwiek czy kogokolwiek usprawiedliwiać, nie udało się. Można nawet powiedzieć mocniej – słowa te jedynie pogarszają sytuację.

Jeśli sprawa księdza P. była na tyle nieprawdopodobna, że nie zgłoszono jej do Watykanu, to dlaczego oskarżonego wysłano na Ukrainę, a nie przywrócono na parafię?

Albo bowiem jest tak, że doktorowi nauk humanistycznych (a taki tytuł ma arcybiskup Skworc) i jego współpracownikom nie wystarczyło pół roku, by zrozumieć, że mają obowiązek zgłaszać sprawy wykorzystywania Stolicy Apostolskiej. Albo – i to jest sytuacja jeszcze gorsza – słowa te znaczą, że nie wiadomo było wówczas, czy jasne zalecenia płynące z Watykanu traktować poważnie, czy też postępować po staremu. I – z braku doświadczeń – potraktowano je jak zwykle.

Wesprzyj Więź

Cieszy mnie oczywiście, że arcybiskup bierze na siebie odpowiedzialność za dawne decyzje i przeprasza ofiary, ale martwi treść oświadczenia jego rzecznika. Uświadamia ona bowiem, nie po raz pierwszy zresztą, że podobne trudności z właściwym zrozumieniem dokumentów papieskich mogło mieć więcej polskich biskupów.

Dotychczasowe doświadczenia związane z tego rodzaju sprawami pozwalają mocno uwiarygodnić owo podejrzenie. A to oznacza, że problem ma nie tylko arcybiskup Skworc (który powinien bardzo rzeczowo wyjaśnić Watykanowi, jak również wiernym, dlaczego nie dopełnił swoich obowiązków), ale także wielu innych – emerytowanych i obecnych – polskich hierarchów.

Za te zaniedbania przyjdzie nam wszystkim jeszcze srogo zapłacić.

Podziel się

Wiadomość

@Jacek
Inne zadania niż zadośćuczynienie własnym ofiarom oraz pokazanie jak powinna wyglądać miłość bliźniego w imię Chrystusa ?
Może zadaniem jest ukrywanie bandytów ? Wykorzystywania dzieci, kleryków ?
Nie wiem które z tych „zadań” masz na myśli

A czy nie będzie płacenia to się przekonamy. Ja obawiam się, że jeszcze nie jedna parafia / dekanat / diecezja pójdzie z torbami.

Pora zabrać się za działania (stworzyć przepisy), które będą chronić dzieci w kościele np. obecność rodziców na spotkaniach ministrantów, zakaz zapraszania dzieci na plebanię ( do pomocy przy pracach porządkowych) itp.

Regulaminy można tworzyć do upojenia…..
Obecność rodziców? Takich jak tej matki, która wysyłała księdzu nagie zdjęcia córki?
Niestety, od dawna już widać, że pomóc może raban w mediach i milionowe odszkodowania do zapłaty których trzeba Kościół zmusić.
Niestety, skoro nawet bp Ryś szuka wszystkich możliwości by nie płacić to znaczy że droga przed nami długa.

Odwaga jak widać nie była od dawna w Polsce istotnym kryterium przy wyborze na godność biskupią.
Kiedy wybucha wojna to bardzo szybko okazuje się, który generał naprawdę jest żołnierzem, a który tylko bawidamkiem we wpływowych dworskich alkowach….

Jak Więź, która monitoruje zarzuty wobec biskupów dotyczące tuszowania pedofilii i niewłaściwego podejścia do ofiar, ocenia zarzuty Gazety Wyborczej wobec lubianego biskupa, że nie chce wypłacać ofierze odszkodowania?

Nie wszystko natychmiast, Panie Piotrze – zwłaszcza: 1) w szczycie naszego sezonu urlopowego, 2) w sprawie, którą trzeba najpierw bardzo dokładnie zbadać od kilku stron, żeby wydać jakąkolwiek opinię, a cóż dopiero ocenę.

Oczywiście. Mam nadzieję, że biskup podjął słuszną decyzję (gdzieś przeczytałem, że w USA ok.45% pozwów o odszkodowanie jest przez sądy oddalane). Chociaż wybór prawnika doradzającego biskupowi z uwagi na jego kandydowanie z poparciem PiS jest niefortunny, nawet, jeśli się uwzględni, że nie dostosowuje się on do standardów nawalanki politycznej hunwejbinów obu stron politycznego konfliktu. Taki wybór pomaga jednak Gazecie Wyborczej budować swoją narrację. Więź będzie szanowana nawet przez przeciwników, jeśli będzie stosować równie wymagające standardy wobec wszystkich przeciwników i przyjaciół.

najbardziej mnie uderzają słowa, jak „posługa” – przecież księża tylko pozornie „służą”. Każdy, kto próbował załatwić jakąś sprawę w dowolnej parafii zdaje sobie sprawę z tego, kto tu rządzi. W rzeczywistości mają nas pod butem i to się w ogóle nie zmienia 🙁

Znalezione na FB (Andrzej Gerlach):
GRZECH W DIECEZJI TARNOWSKIEJ – część XIII.
Ponieważ do zarzutów stawianych ostatnio byłemu ordynariuszowi tarnowskiemu, a obecnie metropolicie katowickiemu, w kwestii ukrywania pedofilii wśród jego podwładnych, odniósł się jego rzecznik prasowy ks. dr Tomasz Wojtal, w specjalnym oświadczeniu wydanym w dniu 25 sierpnia 2020 roku, to ja odniosę się teraz publicznie do tego oświadczenia.
Po pierwsze wydaje mi się, że jak człowiek narozrabiał, to powinien do swojej przeszłości odnosić się osobiście, a nie przez swojego rzecznika prasowego, ale nie jestem biskupem, tym bardziej metropolitą, więc widać się nie znam. A skoro się nie znam, to zajmę się jedynie samym oświadczeniem Księdza Rzecznika. Oświadczenie jest długie, a istotne są w nim jednak szczegóły i poszczególne słowa, więc odniosę się do jego treści w kilku kolejnych odsłonach. Dziś część pierwsza…
„PO OTRZYMANIU NA POCZĄTKU 2002 ROKU INFORMACJI O PODEJRZENIU NADUŻYĆ WOBEC MAŁOLETNICH, ORDYNARIUSZ ZLECIŁ PRZEPROWADZENIE POSTĘPOWANIA WYJAŚNIAJĄCEGO. ZBADANIE WIARYGODNOŚCI PRZEKAZANO OSOBOM KOMPETENTNYM, W TYM ZGODNIE Z PRZYJĘTĄ PRAKTYKĄ, TAKŻE OSOBIE POSIADAJĄCEJ WIEDZĘ Z ZAKRESU PSYCHOLOGII. JEDNOCZEŚNIE PODEJRZANY DUCHOWNY PRZESTAŁ SPRAWOWAĆ FUNKCJĘ PROBOSZCZA.
PRZEPISY MOTU PROPRIO „SACRAMENTORUM SANCTITATIS TUTULA”, PROMULGOWANE PÓŁ ROKU WCZEŚNIEJ STANOWIŁY, IŻ JEŻELI „ORDYNARIUSZ LUB HIERARCHA OTRZYMA WIADOMOŚĆ, PRZYNAJMNIEJ PRAWDOPODOBNĄ, O POPEŁNIENIU PRZESTĘPSTWA ZASTRZEŻONEGO, PO PRZEPROWADZENIU BADANIA WSTĘPNEGO WINIEN POWIADOMIĆ O TYM KONGREGACJĘ NAUKI WIARY”. W WYNIKU POSTĘPOWANIA WYJAŚNIAJĄCEGO OCENIONO SPRAWĘ JAKO NIESPEŁNIAJĄCĄ WARUNKÓW DO PRZEKAZANIA JEJ DO KONGREGACJI. W KONSEKWENCJI NIE BYŁO PRZESZKÓD DO WYRAŻENIA ZGODY NA POSŁUGĘ KSIĘDZA P. NA UKRAINIE.
NIE MOŻNA WYKLUCZYĆ, IŻ BARDZO KRÓTKI OKRES CZAS, JAKI UPŁYNĄŁ OD PROMULGACJI NOWYCH PRZEPISÓW I BRAK DOŚWIADCZEŃ W DZIEDZINIE ICH STOSOWANIA MOGŁY WPŁYNĄĆ NA PODJĘTĄ OCENĘ SPRAWY, CZY WIARYGODNOŚĆ OSKARŻEŃ”
No to przejdźmy teraz do szczegółów dotyczących wspomnianego i cytowanego wyżej oświadczenia wydanego w imieniu obecnego metropolity katowickiego.
Pierwsza rozbieżność polega na informacji, kiedy to dokładnie ordynariusz tarnowski został powiadomiony o kolejnych seksualnych nadużyciach ks. P. w parafii Wola Radłowska koło Radłowa. Otóż nie było to na początku 2002 roku, pół roku po wprowadzeniu przez Watykan przepisów ze wspomnianego „motu proprio” papieża Jana Pawła II, ale w listopadzie 2002 roku. Dysponuję kopiami dokumentów podpisanymi przez samego bp Wiktora Skworca z listopada 2002 roku (listopada !!!) dotyczącymi tej sprawy, więc proszę Jego Ekscelencję, aby nie kłamał w tej sprawie więcej. Choć znamy się od lat i wiem, że w sprawie TW „Dąbrowskiego”, nie powiedział Ksiądz Arcybiskup nigdy ani zdania prawdy. Ale wróćmy do sprawy ks. P.
Prawdą jest, że w sprawie byłego proboszcza z Woli Radłowskiej „przeprowadzono postępowanie wyjaśniające”, ale już nie jest prawdą, że „w wyniku postępowania wyjaśniającego oceniono sprawę jako niespełniającą warunków do przekazania jej do Kongregacji”. Przypomnę więc Ekscelencji, że w dniu 6 listopada 2002 roku, odbyła się w jego własnym gabinecie burzliwa rozmowa Ekscelencji z ks. P., przypomniał mu Ekscelencja jego ekscesy z czasów gdy był wikarym (lata 1984 – 1996) i że już wówczas nie tylko „dano mu szansę”, ale także probostwo w Woli Radłowskiej, po samobójczej śmierci jego poprzednika (pisałem o tym bardziej szczegółowo we wcześniejszych odcinkach). Ponadto niezwykle wzburzony, nakazał Ekscelencja ks. P., natychmiastowe napisanie i pozostawienie na swoim biurku rezygnacji z probostwa w Woli Radłowskiej. Co też się stało. Patrzę jeszcze raz na dokument. I potwierdzam, że było to w dniu 6 listopada 2002 roku!!! Pamięć już wróciła? No to jedziemy dalej. Trzy dni później, to kolejny dokument w tej spawie, tym razem datowany na dzień 9 listopada 2002 roku, podpisany także przez Ekscelencję, nie tylko kieruje ks. P. na przymusowy urlop, ale zawiera sformułowanie, że „wzywam do prowadzenia życia godnego kapłana”, co w języku kurialnym oznacza „nie łajdacz się więcej”(!!!) Nieprawdaż Ekscelencjo? Jak więc teraz wytłumaczyć te kłamstwa w oświadczeniu Księdza Rzecznika?
Po drugie. Czytamy, że „zbadanie wiarygodności przekazano osobom kompetentnym, w tym zgodnie z przyjęta praktyką, także osobie posiadającej wiedzę w zakresie psychologii”. Zgodnie z przyjętą praktyką? To znaczy, że były już takie przypadki w diecezji? A ile, że tak grzecznie zapytam, jeżeli Ekscelencja taki łaskaw? I dalej. Zbadanie sprawy przekazano osobom kompetentnym posiadającym wiedzę w zakresie psychologii. Czyli komu? Księdzu psychologowi, znanemu w całej diecezji, na którego skarżą się od lat, ostatnio nawet w listach otwartych do ordynariusza (do mnie też taki list przysłali), sami księża? A może była to osoba (osoby?) świeckie? To w jaki sposób to zbadały? Rozmawiały z ofiarami? Badały je? Skoro nie to na jakiej podstawie wydały w listopadzie 2002 roku opinię, że ks. P. nie jest pedofilem. Dostały takie polecenie Ekscelencji czy same popełniły przestępstwo krycia pedofila? O tej opinii Ksiądz Rzecznik nie wspomina, ale jest ona w aktach sprawy. I u mnie…
Po trzecie. Przeszło rok po wydaniu „Sacramentorum sanctitatis tutula” przepisy te nie obowiązywały w diecezji tarnowskiej? Bo jak pisze Ksiądz Rzecznik „bardzo krótki czas upłynął od promulgacji nowych przepisów”. A Stolica Apostolska o tym wie? Za takie lub podobne historie w innych krajach papież Franciszek od lat czyści kadry w całym Kościele Powszechnym i odwołuje biskupów, arcybiskupów, a nawet kardynałów, więc może ten papież powinien także zapoznać się z oświadczeniem Księdza Rzecznika i tym infantylnym tłumaczeniem? To wydane oświadczenie to moim zdaniem świetny sposób, aby Ksiądz Rzecznik zmienił swojego obecnego szefa w archidiecezji katowickiej. Jak sądzę, smutno będzie pozostawić ten Pałac Arcybiskupi (załączam zdjęcie dla potencjalnych zainteresowanych tą posadą) komuś innemu, nieprawdaż Ekscelencjo?
I jeszcze jedno. Jak ktoś stojący na czele diecezji, a teraz metropolii, może po osiemnastu latach tłumaczyć się publicznie nieznajomością, w listopadzie 2002 roku, praw i zasad dotyczących postępowania z pedofilami wśród duchownych? A gdyby Watykan tych nowych przepisów nie wydał, co co wówczas? Czy abp Wiktor Skworc wie co to etyka, moralność, przyzwoitość? Czy Stolica Apostolska musi w formie „motu proprio” decydować o tym, że osoba duchowna nie ma prawa grzebać małoletniemu w majtkach? A jak już grzebie to wymaga, aby została o tym fakcie chociaż powiadomiona? I facet z mitrą na głowie i z doktoratem z teologii (choć przyznać muszę w obronie metropolity katowickiego, że niezwykle kiepski ten doktorat, bo dotyczący budownictwa sakralnego w archidiecezji katowickiej w czasach PRL i napisany chyba niesamodzielnie), nie wiedział w listopadzie 2002 roku, co przyzwoitość mu nakazuje zrobić z recydywistą pedofilem? No właśnie, przyzwoitość… I to jest chyba słowo klucz w całej tej sprawie.
Ale sprawa cytowanego tu oświadczenia Księdza Rzecznika abp Wiktora Skworca ma jeszcze kilka innych ciekawych, ale i niezwykle bulwersujących wątków, więc…
Ciąg dalszy nastąpi…