Wiosna 2024, nr 1

Zamów

Z pasją, ale bez precyzji

Zuzanna Radzik podczas VII Zjazdu Klubów „Tygodnika Powszechnego” 14 października 2018 roku w Krakowie. Fot. Adam Walanus / adamwalanus.pl

Choć Kościół kobiet to książka obszerna, Zuzanna Radzik nie wykorzystuje szansy na pogłębienie tematów. Wynika to z dokonanego przez nią wyboru gatunku literackiego. Bardzo ceniąc odwagę i wartki styl piśmiennictwa autorki, odczuwam pewien żal i mam niedosyt.

Kościół kobiet Zuzanny Radzik to książka, która nikogo nie pozostawia obojętnym. Napisana jest z wielką pasją, a w kolejnym wydaniu stała się jeszcze bardziej osobista – poprzez ukazanie ścieżki zaangażowania autorki w ciągu ostatnich pięciu lat.

Żar stojący za książką odzwierciedlają okładki obu jej wydań. Można się spierać, która w bardziej wyrazisty sposób. Wydawnictwo Krytyki Politycznej, rzadko publikujące literaturę teologiczną, opatrzyło ją wizerunkiem świętej oddającej się typowo kobiecej czynności: robieniu na drutach (ilustracja plawgo/pyrka). Kontury postaci sugerują, że to Maryja, nie trzyma jednak dziecka, lecz prawie już gotową wydzierganą maskę terrorysty. Może jednak maska przeznaczona jest dla kobiety? W 2015 r. skojarzenie biec mogło w stronę Pussy Riot…

Pięć lat później Wydawnictwo WAM zdecydowało się odróżnić ponowną edycję tej książki od skromnych okładek wydawanej przez siebie naukowej literatury teologicznej i publikacji pobożnościowych. Na okładce ukazano postać kobiety idącej na barykady, rewolucjonistki. Złamanie konwencji polega tu na umieszczeniu na niesionej przez nią fladze znaku Chrystusa. W programie obu oficyn wydawniczych idee Zuzanny Radzik uznane zostały zatem za prowokujące, w obu nie stanowią zresztą głównego nurtu zainteresowań czytelniczek i czytelników.

Bycie pomiędzy, na pograniczu jest niejako wpisane w zainteresowania autorki – podobnie jest w przypadku jej zaangażowania w dialog żydowsko-chrześcijański. Podejmowanie krytycznej refleksji teologicznej w kontekście ruchu kobiet i kategorii płci kulturowej nadal sytuuje jej zwolenniczki i zwolenników na marginesie – i ruchu kobiet, i Kościoła instytucjonalnego. Radzik nie nazywa swojej refleksji teologią feministyczną, traktując ten kierunek jako historyczną fazę rozwoju. Opisując historię kobiet w Kościele katolickim ostatniego półwiecza, wymienia wiele z nich i często powołuje się na rozmowy z nimi. Jej podejście pokazuje, iż wielość kontekstów krytycznej teologii kobiet umyka przy umieszczaniu jej pod jednym szyldem.

„Książka-akcja”

Nazywam książkę Radzik teologiczną, choć trudno ją zaliczyć do teologii akademickiej i sama autorka wybrała inne podejście. Wyjawia je – powiedziałabym nawet: wyznaje – w bardzo osobistych słowach. Mówiąc o proteście kobiet w Rzymie podczas Synodu Biskupów w 2018 r., pisze: „Nasza obecność nie była milcząca. Była pieśnią, skandowaniem, wołaniem. I takiej właśnie kobiecej obecności chcę. Głośnej. To było nasze crescendo – jak lubi mówić, używając muzycznej terminologii, Tereska Gręziak. Głośniej, głośniej!” (s. 6). Kościół kobiet to książka łącząca się z działaniem, a nawet więcej: wypływająca z działania. Pisanie jej pięć lat temu nazwała Radzik „krzykiem nadziei”. To „książka-akcja” (s. 6).

Te krótkie słowa, moim zdaniem, skupiają jak w soczewce charakter „kobiecych” książek Zuzanny Radzik. Podejmuje ona klasyczne tematy i metafory związane z odzyskiwaniem własnego głosu, przełamywaniem milczenia kobiet i ich przemilczania przez innych. Wątek ten powraca w książce wielokrotnie, często z powoływaniem się na rozmowy z innymi kobietami z całego świata. Używanie imion, niekiedy w zdrobniałej formie, sugeruje jakiś rodzaj zażyłości, zmniejszenia dystansu. Znów: jest to cecha charakterystyczna grup czy stowarzyszeń kobiecych, pomijanie zbędnych dostojnych zwyczajów. Jednocześnie jest to opis konkretnych, ważnych dla samej autorki teolożek. Odsłonięcie siebie. Odważne i bezkompromisowe.

Kościół kobiet nie jest więc owocem podejścia akademickiego, lecz teologią żywą. Radzik opisuje szereg wydarzeń z historii Kościoła i dokumentów Urzędu Nauczycielskiego. Ale powołuje się częściej na rozmowy i spotkania z uczestniczkami opisywanych wydarzeń niż na publikacje. To spisanie tradycji ustnej kobiet różnych pokoleń i kontynentów – zakonnic, singielek, lesbijek, żon, matek… Powiedziałabym, że ta książka zasadza się na anegdotach, gdyby nie obawa, że zabrzmi to niepoważnie. A chodzi tu jednak o rozmowy na tematy najistotniejsze.

Należy do nich kwestia władzy w Kościele i jej nadużyć. Również wobec zakonnic. Również na tle seksualnym. Pisanie o tym to ciągle jeszcze przełamywanie tabu, tym bardziej było nim przed pięciu laty. Radzik stawia także pytania o możliwości liturgicznej i duszpasterskiej aktywności kobiet, w tym sprawowania urzędów w Kościele. Zajmuje się dyskusją o sakramencie święceń – zarówno diakonatu, jak i święceń kapłańskich kobiet. Ostatni rozdział traktuje o teologicznej antropologii płci, a kończy go refleksja mariologiczna. Choć książka jest obszerna (w poszerzonym wydaniu z 2020 r. – 424 strony), autorka nie wykorzystuje jednak szansy na pogłębienie tych tematów. Jak wspomniałam, wynika to z dokonanego wyboru gatunku literackiego.

Bardzo ceniąc odwagę i wartki styl piśmiennictwa Radzik, odczuwam jednak pewien żal, mam niedosyt. Może nawet bardziej odczuwałam to podczas lektury drugiego, zmienionego wydania książki. Spisane rozmowy jedynie czasami umiejscowione są w przestrzeni, jeszcze rzadziej w czasie. Poszerzenie książki o szereg in extenso cytowanych ocen sytuacji Kościoła i kobiet w Kościele w 2020 r. spełnia wymogi określenia miejsca i czasu (s. 22–40), stanowi jednak zarazem jakiś wyłom w płynnej narracji ze względu na powtarzające się tematy. Inne wypowiedzi brzmią, jakby sformułowano je również stosunkowo niedawno, a nie zawsze tak jest. Sama Radzik zwraca uwagę na dynamikę zmian w Kościele, niejednoczesną w różnych jego częściach. Szkoda mi tych brakujących konkretnych dat i miejsc cytowanych wypowiedzi, bo mogłoby to przynieść ex post dodatkowy wgląd w rozwój teologii kobiet.

Innym przykładem niedociągnięć jest podawanie tej samej statystyki na temat sióstr zakonnych w książce z 2015 i 2020 r. (w drugim wydaniu s. 228–229) czy nieuwzględnienie bardziej aktualnych etapów dyskusji o święceniach kobiet, choćby w Niemczech. Autorka nie wspomina ani o ekumenicznej konferencji teolożek (odbyła się z poparciem i w obecności katolickiego biskupa Franza-Josefa Bode w 2017 r.), której postulaty wyrażają tzw. tezy z Osnabrück. Ta kwestia należy do ważnych aspektów drogi synodalnej podjętej przez Kościół katolicki w Niemczech. Wywodzący się również z Niemiec ruch Maria 2.0 pojawia się w książce tylko pośrednio, jako jeden z nowszych ruchów kościelnych kobiet. Może pomijanie tych zagadnień wynika z minimalnego tylko poszerzenia listy lektur, na podstawie których powstało drugie wydanie książki.

Jaka „ordynacja”?

To pominięcie wiąże się z innym jeszcze aspektem Kościoła kobiet. Radzik koncentruje się na Ameryce (głównie Północnej) oraz Azji (przede wszystkim na Indiach i Filipinach). Znajdujemy również część poświęconą Europie, w tym Polsce, lecz ujętą w sposób bardzo okrojony. Radzik pisze: „Obecność teologii feministycznej w Europie jest zatem bardziej nieśmiała, mniej ufundowana na wsparciu wydziałów i instytucji, bardziej na osobistym zaangażowaniu kobiet, które się nią zajmują” (s. 265). Nie zostają wspomniane nawet struktury wydziałów i instytutów krajów niemieckojęzycznych, które dają pracującym na nich teolożkom (i teologom) solidne podstawy niezależnego, krytycznego uprawiania teologii.

Tym samym książka Radzik pomija wiele profesorek zajmujących się teologią feministyczną czy – mówiąc językiem obecnie powszechniejszym – teologicznymi badaniami nad kategorią płci rozwijanymi w Europie. Znaczącym przykładem marginalizowania kontekstu europejskiego jest często przywoływana Elisabeth Schüssler Fiorenza, Niemka urodzona w Rumunii, która w książce pojawia się wyłącznie w kontekście Stanów Zjednoczonych, jej miejsca pracy od wielu już lat.

Moja krytyka Kościoła kobiet Zuzanny Radzik odnosi się jednak najbardziej do braku precyzji w stosowaniu pojęć teologicznych. Najważniejsze z nich to powtarzające się najczęściej pojęcie „ordynacja”. W teologicznym uzusie języka polskiego odnosi się ono do wprowadzenia na urząd w Kościołach ewangelickich. W kontekście katolickim przyjęte jest używanie pojęcia „święcenia”. Nawet jeśli autorka przyjmuje nieróżnicujące rozumienie tego terminu, warto byłoby to odnotować. Jest to ważne o tyle, że w książce kwestia ordynacji pojawia się w bardzo wielu kontekstach, niekiedy bardzo problematycznych w świetle katolickiej (dla wielu pewnie i ewangelickiej) teologii.

Brak precyzji charakteryzuje także omówienie bardzo aktualnej kwestii diakonatu (s. 124–139). Jednym z jej aspektów są badania nad sakramentalnością historycznie znanych kobiet-diakonów. W tym podrozdziale nie tylko pojawia się mało sprecyzowane pojęcie „ordynacja”, także rozróżniane w kościelnych dokumentach terminy „funkcja”, „posługa” i „urząd” stosowane są przez Radzik wymiennie.

Niedopatrzeniem jest przypisywanie Janowi Pawłowi II autorstwa encykliki społecznej Pawła VI Populorum progressio z 1967 r. (s. 74, błąd niepoprawiony w drugim wydaniu). Szkoda również, że autorka nie opatrzyła wyjaśniającym komentarzem niefortunnego polskiego przekładu instrukcji Inaestimabile donum, sugerującego tożsamość funkcji akolity i ministranta (s. 141). Zwłaszcza że kolejne strony tłumaczą dość dokładnie, na czym polega obecnie akolitat.

„Pospekulować bez akademickiego rygoru”

Podobne reakcje – i uznanie, i szereg zastrzeżeń – może budzić również wydana w 2018 r. inna książka Zuzanny Radzik: Emancypantki. Kobiety, które zbudowały Kościół. Sam tytuł wywołuje pewne wątpliwości, czego zresztą autorka jest świadoma, pisząc o tym we wstępie. Prowokacyjne jest już samo użycie słowa naznaczonego historią XIX- i XX-wiecznego ruchu kobiet w odniesieniu do początków naszej ery. Taka zamierzona ahistoryczność to znak charakterystyczny stylu Zuzanny Radzik. Budzi on nawet sympatię, gdy za „pierwsze biblistki” uznane zostają kobiety studiujące Pismo Święte od końca IV w. (s. 129nn).

Poświęcenie kolejnej książki historii kobiet, czy też mówiąc teologicznie, communio kobiet poprzez wieki, jest w pewnym sensie konsekwentnym pójściem przez autorkę za postulatami teologicznymi sformułowanymi w Kościele kobiet. Również w Emancypantkach Radzik prowokuje, podejmując zarazem dyskusję z głównym nurtem myślenia o Kościele. Tym razem stosuje przypisy, co mylnie sugeruje naukowy charakter publikacji. Niespełnione zostają wzbudzone w ten sposób oczekiwania prezentacji historyczno-krytycznej egzegezy tekstów. Autorka korzysta wprawdzie z niektórych jej aspektów, lecz nie tłumaczy tego doboru (np. analiza Ga 3,28 na s. 31–33).

Choć w książce znajdziemy tłumaczenie wielu istotnych teologicznie greckich i łacińskich słów, jak np. diakoneo i akolutheo (s. 50–53), przeczytamy także i o tym, że do zapomnianych należą kobiety, które nauczały i „włóczyły się z uczniami” (s. 6)… Różnice w przekazie o zmartwychwstaniu między Ewangeliami a Pierwszym Listem do Koryntian wyjaśniane są m.in. poprzez kolokwialne stwierdzenie: „Chyba że Paweł nie gada z kobietami” (s. 46). O spotykających Zmartwychwstałego kobietach autorka pisze: „Maria z Magdali i jej koleżanki” (s. 69), jednocześnie domagając się uznania apostolskiego autorytetu Marii Magdaleny. Jeszcze bardziej prowokacyjny jest komentarz do manuskryptu o męczeństwie Febronii z VI–VII w.: „to już nie miękkie porno w wydaniu chrześcijańskim, tylko sadyzm” (s. 123). Włączanie języka potocznego w wywody teologiczne staje się niejako znakiem rozpoznawczym Radzik.

Poszczególne rozdziały różnią się zasadniczo podejściem metodologicznym. Sama autorka opisuje je w pewnym momencie słowami: „…i pozwólmy tu sobie trochę pospekulować bez akademickiego rygoru…” (s. 98).

Taka właśnie jest ta książka: utkana z fundamentalnych stwierdzeń teologicznych i interpretacji bardzo swobodnych, psychologizujących lub budujących paralele ze współczesnymi wydarzeniami czy dziełami sztuki. Wybór konwencji należy do twórcy, w każdej można wiele wyrazić. Jednak ich pomieszanie w Emancypantkach Radzik utrudnia lekturę.

Polskie kobiety przemilczane

Jednym z przykładów powiązania przekazu biblijnego lub historii kobiet pierwszych wieków Kościoła ze współczesnością jest odwołanie się do akcji #metoo. Radzik zestawia relację Natalie Portman – mówiącej o „seksualnym terroryzmie”, którego doświadczała, grając od młodości w filmach – z historią Tekli. To zestawienie bardzo odważne, bo i sama akcja #metoo w mnogości swych przejawów budzi kontrowersje. Wniosek – sformułowany przez Radzik po tym porównaniu – jest jak najbardziej słuszny: „Czy nie lepsza byłaby z niej [Tekli] jednak patronka dla kobiet pragnących iść swoją drogą, dla niemogących realizować swojego apostolskiego powołania w Kościele? Wreszcie dla seksualnie uprzedmiatawianych, molestowanych, zmuszonych walczyć o to, by inni widzieli, że są warte bezpieczeństwa i szacunku? Choć przecież powinno to być oczywiste” (s. 100).

Za najbardziej kontrowersyjne uważam nazwanie historycznych postaci crossdresserkami i transwestytkami (część rozdziału 6: Matki, wariatki, crossdresserki). Czytamy: „Scenariusz ich życia jest zwykle podobny. Większość z nich to pobożne świeckie kobiety, które z jakiegoś powodu muszą chronić, zwykle przed rodziną, swoje zamiłowanie do ascezy i dziewictwa. Dlatego uciekają w męskim przebraniu i wstępują do męskich klasztorów lub żyją samotnie na pustyni. Ich właściwa płeć zostaje odkryta najczęściej dopiero po śmierci, gdy ciało jest przygotowywane do pogrzebu. Zwykle też stają na ich mniszej drodze jakieś przeciwności…” (s. 184–185).

Radzik zalicza do nich Marię Egipską, Pelagię, Anastazję, Eufrozynę, matronę z Perge, nazywaną Babylasem, Zuzannę, Eugenię. Odniesienie się do tych licznych postaci niewątpliwie pogłębia nasze spojrzenie na wielowątkowość kościelnej historii kobiet. Czy jednak nie jest nadużyciem odwoływanie się do współczesnych kategorii crossdressingu i transwestytyzmu – nawet jeśli autorka stawia pytania o motywację tych kobiet, a więc sugeruje, że nie chce swoich klasyfikacji narzucać tym postaciom? Pytanie to ze względu na stan źródeł musi pozostać otwarte. Nie wiemy przecież nawet w niektórych wypadkach, czy to tylko legenda, czy opis faktycznie żyjącej kobiety. Ostatnią, ale nie mniej ważną trudnością jest dla mnie fakt, że autorka – która we wstępie do swojej książki słusznie dopomina się o pamięć o kobietach i ich dokonaniach – przemilcza osiągnięcia polskich teolożek. W polskiej posoborowej literaturze teologicznej znajdziemy artykuły siostry Emilii Ehrlich, Stanisławy Grabskiej, Beniaminy Kulazińskiej i innych, które zajmowały się kobietami biblijnymi i wczesną historią Kościoła. Radzik ani razu się na nie nie powołuje. Dlatego również po lekturze tej książki aktualny pozostaje postulat pielęgnowania tradycji kobiecej tu i teraz, pośród polskich chrześcijanek.

Wesprzyj Więź

Zuzanna Radzik, Kościół kobiet, wydanie drugie, Wydawnictwo WAM, Kraków 2020, 424 s.

Zuzanna Radzik, Emancypantki. Kobiety, które zbudowały Kościół, Wydawnictwo WAM, Kraków 2018, 208 s.

Tekst ukazał się w kwartalniku „Więź”, lato 2020

Podziel się

Wiadomość