Słowacki wskazuje na zasadniczą kolizję między przeżartym zgnilizną papiestwem a Polską – „córką Boga” i „siostrą Ukrzyżowanego”.
Rzym romantyków, a ściślej romantyczne spory ze Stolicą Apostolską doczekały się po kilku dziesięcioleciach znamiennej interpretacji. W pochodzącym z roku 1900 Legionie Wyspiański nawiązał do spotkania Mickiewicza i Krasińskiego w Stolicy Piotrowej. Akcję swego utworu umieścił w latach 1845–1848 – „Gdy padną kościoły Romy, / gdy sklepienia Piotrowe rozpękną / […]” (s. 125)1 – a zatem w momencie przełamania dotychczasowego porządku, w czasie gwałtownych konwulsji historii.
Na początku dramatu znalazła się scena w Watykanie z autentycznymi historycznymi bohaterami, którzy nigdy w takiej konfiguracji, w jakiej znaleźli się w wizji Wyspiańskiego, nie spotkali się. Byli to: papież Grzegorz XVI, Makryna Mieczysławska – osiadła w Rzymie fałszywa zakonnica katolicka, bardzo ceniona przez romantyków i polską emigrację polistopadową – ks. Aleksander Jełowicki i car Mikołaj I.
Mickiewicz jako mistyczny polityk – podobnie jak Krasiński, a inaczej niż Słowacki – zaangażował się w dyplomację watykańską. Podczas dwu słynnych audiencji u Piusa IX zamierzał przekonać do swych idei papieża. Nie udało się to, bo i udać nie mogło
„Starzec wylękły, przygarbiony” ukazany jest tu inaczej niż w czarnej legendzie romantyków: empatycznie utożsamia się z męką matki Makryny, zafascynowany „piorunową siłą” jej słów. Wyspiański poprawia historię – pokazuje, jak być mogło, jak być powinno. Doczesnej sile cara przeciwstawiona jest duchowa moc cierpienia mesjanistycznego.
Z kolei w scenie szóstej dramatu, umieszczając akcję w roku 1848, Wyspiański wprowadza do akcji Piusa IX. I rozpisuje słynną audiencję w Kwirynale. Mickiewicz jest tu natchnionym prorokiem czasów czynu i działania, podnoszenia się ludów „jako lwów”, kreśli drogę Polaków do wolności: „wśród łun, Zorzy, tęcz ognistych” (s. 63). Chce papieskiego błogosławieństwa. Ojciec Święty dostrzega jednak w płomiennych wezwaniach Mickiewicza opętanie pychą i dumą (sam wieszcz, jak na rewolucjonistę przystało, powie o pragnieniu „ziemskiego zbawienia”, czyli wolności Polski).
Ale i w tej scenie Wyspiański poprawi historię. Poruszony duchową mocą rozmówcy papież opowie się po stronie Mickiewiczowskiego czynu, pobłogosławi święty sztandar sprawy wolnościowej słowami Mickiewicza: „Błogosławię, błogosławię: / oto czasy powołania, / czas bratnich dusz Zmartwychwstania, / czas czynu, czas działania: / Słowem narody zbawię” (s. 79).
Dochodzi więc do pojednania Polaków i papiestwa. Mickiewicz przekonał papieża. Rzym i Polonia odnalazły wspólnotę celów politycznych: w zapowiedzi zmartwychwstania, w duchowym odmłodzeniu świata. Mimo panujących odmętów katastrofy i atmosfery śmierci utwór kończy się zapowiedzią Mickiewicza: „Zmartwychwstaniecie – młodzi!” (s. 169).
Kłopoty z Rzymem polskich romantyków – jakkolwiek dla przeciwwagi warto byłoby przytoczyć tu odmienne i późniejsze stanowisko Norwida, dla którego Pius IX stał się „polskim papieżem” – jak widzimy, nie wygasły wraz z epoką. Okazały się nadzwyczaj trwałym i żywotnym mitem politycznym. Rezonuje on w kulturze po dziś dzień, przykładem jest chociażby pisarstwo Krzysztofa Rutkowskiego. Ale też pojawia się w zaskakujących kontekstach obcych, jak choćby w Mesjaszach Györgyego Spiró. Warto wszak wrócić do początku, czyli do czasów romantyzmu, by zarysować węzłowe momenty sporu polskich poetów romantycznych – trójcy wieszczów – ze Stolicą Apostolską.
Gniew Słowackiego
Przytoczona w tytule mojego tekstu formuła – pochodząca z nasyconej inwektywami słynnej oktawy z Beniowskiego –stała się w powszechnej świadomości kwintesencją doświadczeń polskich romantyków z papieskim Rzymem. Przypomnijmy, że Słowacki nie szczędzi Stolicy Piotrowej ostrych słów: „Tam są legiony zjadliwe robactwa”, ci, „co pod tronem siedzą”, „krwią handlują”, „I sami tylko o swym kłamstwie wiedzą”. Strofę tę puentuje gorzkim podsumowaniem: „Krzyż twym papieżem jest – twa zguba w Rzymie!”.
Co prawda, słowa te kreśli melancholijny „bajronista”, ale potężny ładunek nieironicznej zgoła diagnozy określa gniewne rozpoznanie romantycznego wieszcza. Mówi on o zasadniczej kolizji między przeżartym zgnilizną papiestwem a Polską – „córką Boga” i „siostrą Ukrzyżowanego” (II, 82–83)2.
Warto wspomnieć, że w Beniowskim, w pieśni VIII, pojawia się jeszcze inne rozpoznanie sporu. Mowa w nim o „pękniętej kopule […] co próchnem świeci”. Sięgając po obraz, który niezwykłą wprost intensywność uzyskał w pismach i epistolografii Krasińskiego, Słowacki wskazał z kolei na inny sposób przezwyciężenia kryzysu papiestwa, niż to czynił autor Irydiona. Odrodzenie zmurszałego chrześcijaństwa miało przyjść z Północy. Ale jednak i w tym wyobrażeniu ujawnia się istotna właściwość myśli Słowackiego, zasadzająca się na diagnozie głębokiego kryzysu tak chrześcijaństwa, jak i Stolicy Piotrowej.
Dosadnie przed laty określił wymowę tego fragmentu Ryszard Przybylski, pisząc: „W centrum chrześcijaństwa rozsiadł się trup. Król Trup”3. Nawet jeśli pobrzmiewa tu stylistyczna szarża, jest to zwięzłe rozpoznanie istoty problemów Słowackiego z papiestwem. Zaznaczone wcześniej, po klęsce powstania listopadowego, słynną sceną z Kordiana, przewija się w innych miejscach: w Poemie Piasta Dantyszka…, w utworach mistycznych, w tym w sławnych wierszach „papieskich”.
W Kordianie znalazła się scena, która w syntetycznym skrócie na dziesięciolecia określiła stosunek Polaków do papieża Grzegorza XVI, potępiającego w swej encyklice Cum primum polski czyn powstańczy i niesubordynację Polaków względem prawowitego władcy, którym był car. Przy okazji interpretacji tej sceny zbiorowej wyobraźni narzuciła się diagnoza o zasadniczej i nieusuwalnej kolizji między papieską polityką a wolnościowymi aspiracjami Polaków. Wystarczyła jedna aluzja do papieskiej encykliki. Tym samym ujawniło się znamienne przekonanie i bolesne zarazem doświadczenie rozdźwięku między Rzymem jako stolicą chrześcijaństwa a Watykanem jako podmiotem politycznym.
Realpolitik papieża i papuga z czerwoną szyją
Zanim przyjrzymy się więc scenie z Kordiana, będącej protoobrazem kłopotów polskich romantyków ze Stolicą Piotrową, warto zaznaczyć, że głęboko krytyczne diagnozy romantyków dotyczą Kościoła instytucjonalnego, zwłaszcza w jego wymiarze politycznym, natomiast kwestie religijne sytuują się najczęściej w porządku wyznawanej, a nie kwestionowanej wiary. Wymagają zatem bardziej subtelnego spojrzenia, nawet jeśli dziś niekoniecznie wydają się nam ujęciami nieortodoksyjnymi, jak były postrzegane w epoce.
Kordian, owładnięty „jaskółczymi niepokojami” młodzieniec, przybywa do Stolicy Piotrowej zarówno po niepowodzeniach miłosnych, jak i rozczarowaniach europejskiej podróży, by w Rzymie bezlitośnie przekonać się o pustej niczym wydmuszka polityce watykańskiej. Papież siedzi „na krześle w złocistych pantoflach”, a obok niego – na zdjętej tiarze, symbolu władzy – towarzysząca „papuga z czerwoną szyją”, aktywna uczestniczka nicująca znaczenia tej sceny, przekształcająca pozornie papieskie serio na ironiczne buffo.
Papież już od pierwszych słów stoi na straży kanonu ówczesnej polityki watykańskiej, uznającej europejskie status quo czasów Świętego Przymierza, z nieodłączną wiernością władzy królewskiej jako rękojmią utrzymania porządku, potępieniem buntów i zrywów wolnościowych. Gdyby więc trzymać się „realiów” Kordiana (rok 1828), trzeba by uznać, że tak bulwersujący w rzeczywistości polistopadowej postulat wierności carowi jest wyrazem – podzielanej wszędzie – ówczesnej Realpolitik.
Ale inaczej było w przypadku spiskowców. Słowacki – wpisując w swój dramat poglądy tużpolistopadowej emigracji – dokonuje istotnej korekty polskiego dyskursu niepodległościowego, w który wprowadza postulat wypowiedzenia posłuszeństwa władzy cara jako króla Polski. Dokonuje się przejście od formuły: „Niech się Polaki modlą, czczą cara i wierzą…” (III, 130), unaoczniającej nędzę polityki papieskiej jako racji stanu, do formuły, w której ziemski namiestnik Kościoła jest politykiem, kwestionującym aspiracje wolnościowe Polaków – i tak w istocie brzmi główny zarzut Słowackiego.
Mickiewicz krytykował Kościół urzędowy. Uważał, że zatracił on właściwą pierwotnej wspólnocie więź z ludem. Jest martwy
Ten argument uderza w przyjęty w Wiedniu i aprobowany przez papieża postulat zwalczania ruchów wolnościowych jako zagrażających ustalonemu porządkowi europejskiemu. W sensie politycznym postawa papieża jest konsekwentna, trwa on bowiem przy regułach uznawanego podówczas oficjalnego porządku. Ale Słowacki uderza boleśnie: drwiąc niemiłosiernie w kuglarskich wypowiedziach papugi, która radykalnie przeinacza porządek papieskich słów, burząc ustabilizowane ich znaczenia, ukazując więc, jak słowa potrafią być iluzoryczne.
Niech Polaki wierzą…, mówi papież. Ale w co? W Boga czy w doczesny porządek władzy? Na słowa Kordiana kierowane do papieża: „Lecz garści krwawej ziemi nikt nie błogosławi” papuga prześmiewczo odpowie słowami psalmu: De profundis clamavi! (III, 130), wywołując przy tym śmiech papieża. To po tej wypowiedzi bohatera papież przedstawi swe stanowisko, mówiąc na zakończenie audiencji słowa, które dla emigrantów polistopadowych i patriotycznej młodzieży musiały być policzkiem: „No, mój synu, idź z Bogiem, a niechaj wasz naród, / Wygubi w sobie ogniów jakobińskich zaród, / Niech się weźmie psałterza i radeł, i sochy…” (III, 131) – dodając na zakończenie możliwość rzucenia klątwy na „pobitych Polaków”, jeśli nie będą posłuszni.
Stawiając doczesność nad Ewangelię, jak pisał Przybylski, papież w ujęciu Słowackiego ujawnił nie tylko zbrukany majestat władzy, ale – jak bezbłędnie spuentował znakomity badacz – „Nonsens św. Pawła sięgnął bruku poniżanej Warszawy”4. Papieskim grzechem było nie tyle wypowiedzenie słów doskonale mieszczących się w ówczesnych realiach polityki „królów”, ile fakt, że papież konsekwentnie wypada tu z roli Namiestnika Chrystusa. Zachowuje się jak bezmyślny polityk, ignorujący świętą, niepodległościową sprawę Polaków, reprezentujących „ludy” spragnione wolności.
Słowacki znakomicie ukazał w tej scenie – stąd jej zasłużona sława nie tylko w XIX stuleciu – zasadniczy rozziew między rozpoznawaną przez polskich romantyków w kontekstach ewangelicznych sprawą narodową (patrz: Księgi narodu polskiego…) a polityką watykańską, brutalnie podtrzymywaną zaskakującym sojuszem z Rosją carską. Ten aspekt będzie podnoszony później, także przez Mickiewicza czy Krasińskiego.
W takim zresztą kontekście warto spojrzeć na późniejsze „papieskie” wiersze Słowackiego, z najbardziej z nich znanym [Pośród niesnasków Pan Bóg uderza…], w którym Słowacki przywraca odnowionemu papieskiemu urzędowi „eschatologiczną perspektywę”5, jak to ujął Michał Masłowski, dzięki północnemu, słowiańskiemu męczeństwu. Zarazem ów słowiański Namiestnik to „papież rewolucyjnej zmiany”, który ma wraz z współwyznawcami „dźwignąć świat”, zatrzymać słońce, „zbawić świat”. Dokona tego – jak precyzuje dalej Maciej Szargot – „Chrystusową mocą miłości”, przeciwstawianej „rozdawanej przez «mocarzy» broni”6.
Jak można zauważyć, ów „słowiański papież” przyszłości umieszczany jest na antypodach papieża z Kordiana. Jako ten, który „oczyścił” urząd z doczesnej polityki i zadufania władzy. Stał się przywódcą ludów, wyglądających gruntownej przemiany świata, będącej w istocie powrotem do ewangelicznych, utraconych zasad.
Utopia religijno-polityczna Mickiewicza
Nie jest stąd aż tak daleko do marzeń Mickiewicza i Krasińskiego z lat 40. XIX wieku7. Pamiętać należy tu jednak o odmiennych kontekstach oraz precyzacjach myślowych trzech wieszczów, także szukających uzasadnień koniecznej i oczekiwanej gruntownej przemiany papieskiego urzędu i doczesnego świata, który musi na powrót odnaleźć duchowe uzasadnienie dla nowej, ewangelicznej polityki, uznającej prawo ludów do wolności.
Mickiewicz, który, co warto przypomnieć, nie był krytykiem papiestwa od zawsze8, zradykalizował się w latach 40. XIX wieku, po spotkaniu z Andrzejem Towiańskim. Krytyka „Kościoła urzędowego”, jak nazywał wieszcz w paryskich prelekcjach Kościół sobie współczesny, odbywa się w kontekście towianistycznego i mesjanistycznego marzenia o odnowieniu świata poprzez powrót do czystych źródeł ewangelicznych. Do tego konieczne będzie apokaliptyczne, rewolucyjne przejście do nowej epoki. Mickiewicz będzie pisał o konieczności stania się „prawdziwym Kościołem wojującym” (XI, 60)9, o ile ma zostać przezwyciężony głęboki kryzys Kościoła czasów jemu współczesnych. Potrzebna jest radykalna odnowa duchowa.
Warto tu przytoczyć jedną z Mickiewiczowskich diagnoz, gdyż określa ona horyzont postulatu odnowienia Kościoła jako swoistej utopii politycznej, w której pobrzmiewają hasła towianistyczne łączone z myśleniem wyraźnie inspirowanym lekturą mistyków (martynizm) – powrotu do pierwszych wspólnot chrześcijaństwa.
Poeta pisał, że współcześni w Kościele: „Wszystko znajdują, prócz rzeczy istotnej, prócz siły działania, prócz ducha czynu; nigdzie już nie znajdują tego, co Kościół pierwotny czerpał ze słów apostołów: ducha, owego ducha, co w uczniach apostołów był tak widoczny […]” (XI, 36). Kościół urzędowy zatracił przede wszystkim właściwą pierwotnej wspólnocie więź z ludem. Jest martwy. Nie potrafi odnaleźć w sobie duchowej energii, która przenika masy, lepiej rozumiejące ewangeliczno-rewolucyjny charakter czasów współczesnych.
W utopii religijno-politycznej Mickiewicza nakładają się na siebie dwa nierównorzędne porządki: tradycjonalistyczny i progresywny. Jeden pragnie powrotu do czasów pierwszych chrześcijan – nietrudno tu zauważyć wielką Mickiewiczowską fascynację potężną siłą ewangelicznego słowa, które natchnięte prawdziwie chrześcijańskim duchem, odmieniło obraz ziemi. Tego brakuje, zdaniem Mickiewicza, w Kościele urzędowym, zamknął się on w martwych formułach liturgicznych, które nic już nie znaczą, nie potrafią bowiem odnowić rzeczywistości w duchu ewangelicznym, ale rozumianym tu na sposób polityczny. To, by tak rzec, ewangeliczność wolnościowa jako konieczny do odkrycia przez kościelnych urzędników znak czasów współczesnych. Drugi porządek, progresywny, to potężne odnowienie polityki w duchu chrześcijańskim. Nie słyszą tego hierarchowie, głuchy na to wezwanie pozostaje papież. To dlatego Mickiewicz – oczywiście, jeśli wierzyć przekazowi z listu ks. Aleksandra Jełowickiego – miał „zawrzasnąć” do Piusa IX podczas audiencji 25 marca 1848 roku: „Wiedz, że duch Boży jest dzisiaj w bluzach paryskiego ludu!” (XIII, 323).
Nawet jeśli Jełowicki wymyślił ten okrzyk (inne relacje tego nie potwierdzają), to jest on bardzo konsekwentnym wyrazem Mickiewiczowskiej myśli, znanej z jego prelekcji. Podobnie jak zapisana przez syna poety, Władysława, inna myśl, która również przywędrowała z prelekcji, że misją Ojca Świętego jest podjęcie roli „oswobodziciela narodów”. Wolnościowe przesłanie, duch ówczesnych czasów, jest rozumiane jako konsekwencja postawy prawdziwie chrześcijańskiej, Chrystusowego podążania do prawdy (XIII, 326).
W prelekcjach Mickiewicz głosił, że dopóki księża pozostaną „komiwojażerami katolicyzmu” (XI, 82), dopóty Kościół będzie martwy. Dziś potrzebne jest męczeństwo i działanie – stąd przyjdzie odnowienie. Mesjanistyczne cierpienie na równi z towianistycznym tonem przenika rozpoznanie kryzysu Kościoła w prelekcjach. By uleczyć, potrzeba postawić trafną diagnozę. I Mickiewicz nie ukrywa, że zarówno rozpoznał chorobę, jak i znalazł lek, który potrafi ją wyleczyć. Odzyskać utraconą siłę – to warunek sine qua non odrodzenia duchowego. Należy wsłuchać się w głos ludu, niosącego wyrosłe z cierpienia współczesne przesłanie wolności jako odpowiednik ewangelicznej odmiany zasianej w duszach pierwszych chrześcijan. Mickiewicz jest tu bardzo konsekwentny: w kursach prelekcji, w działalności politycznej, w idei Legionu.
Przez cały kurs IV prelekcji przewija się pytanie: „Jakiż jest obecnie stan Kościoła?”. I zadziwiająco na to pytanie jednoznaczne odpowiedzi: martwota, głęboki kryzys wewnętrzny, duchowa inercja, rytualizacja obrzędowa. Ale ów stan kryzysu jest zarazem impulsem do podjęcia radykalnych działań po to, żeby ocalić wspólnotę Piotrową. Mickiewicz piętnuje „urzędowy” charakter instytucji, doktrynerstwo teologiczne, rozbrat z wolnościowymi pragnieniami ludu, krytykuje papieża Grzegorza XVI (którego bronił w latach 30. XIX wieku). Jest, z garstką jemu podobnych, przedstawicielem „Kościoła wojującego” swoich czasów.
Mistyczny polityk
Nie będzie nadużyciem interpretacyjnym, jeżeli powiem, że z pism Mickiewicza można wyczytać myśl o konieczności zniszczenia ówczesnego Kościoła, by na jego gruzach mógł powstać nowy Kościół: na kanwie interpretacji Legendy Krasińskiego natchniony profesor będzie mówił o „Kościele przyszłości”. Ustala się równanie: Kościół przyszłości to Kościół przeszłości ze swych początków. Ale musi on przejść przez rewolucyjne doświadczenie swych czasów.
W gruzach bazyliki św. Piotra zagrzebany jest papież i polska szlachta, która w wizji Krasińskiego trwa ze „starcem” do końca
Nietrudno dostrzec, że Mickiewicz wchodzi w rolę apostoła, co podkreśli wyraźnie ideą Legionu w roku 1848: „Ludy cierpiały, ludy postąpiły na drodze krzyża, ludy posiadają tajemnice i nadzieje, które Kościół urzędowy niezdolny jest podzielać, niezdolny rozumieć” (XI, 55). Zatracenie ducha pierwotnego chrześcijaństwa jest ciężkim oskarżeniem, ale utwierdza je zgoła niechrześcijańska polityka papieża Grzegorza XVI, o prześladowaniach Kościoła „dowiadującego się dopiero z dzienników” (XI, 59) – starca, który nie zna i nie rozumie współczesnego świata.
Mickiewicz jako mistyczny polityk10 – podobnie jak Krasiński, a inaczej niż Słowacki – zaangażuje się w dyplomację watykańską. Podczas dwu słynnych audiencji u papieża Piusa IX – obrosłych legendą o płomiennych wystąpieniach Mickiewicza-polityka, który sztandar polskiej sprawy niepodległościowej łączył z ideą „wojny powszechnej o wolność ludów” – zamierzał przekonać do swych idei papieża. Jak wiemy, nie udało się to, bo i udać nie mogło, a kontrowersje wokół błogosławieństwa sztandaru Legionów, pozostając do dziś nierozstrzygnięte, stały się symbolem papieskiej chwiejności.
Mickiewicz dał wyraz swej nieudanej dyplomacji na łamach „Trybuny Ludów”, pisząc chociażby takie artykuły, jak Rzym a katolicyzm urzędowy, Świętopietrze, [Pius IX]. Ganił w nich aporie watykańskiej polityki: rozziew między wolnościowymi pragnieniami mieszkańców państwa kościelnego a traktowaniem ludu jako „niewolników przykutych do ziemi kościelnej prywatnych dóbr papieża” (XII, 30), a także przywiązanie papieża do tiary rozumianej jako korona królewska. Ale przede wszystkim oskarżał Namiestnika Piotrowego o postawienie monarszej tamy przed możliwością duchowego odnowienia zmurszałego świata. Papież zagasił iskrę „z owego ogniska miłości ożywiającej ojców naszych, jakiś ślad owej gorejącej wiary, co w pierwszych wiekach Kościoła wiodła do męczeństwa, co za naszych czasów jedyna może odrodzić walący się świat” (XII, 91).
Utrzymywanie sojuszu ołtarza i tronu, zabójcze zdaniem Mickiewicza dla ołtarza, stało się przyczyną klęski politycznej Piusa IX – papieża, z którym zrewoltowane ludy wiązały, podobnie jak polscy emigranci, wiele nadziei. Mickiewicz bezlitośnie punktuje papieskie kunktatorstwo polityczne, rozminięcie się z duchem czasów. Oczywiście, gdyby rozpatrywać Mickiewiczowskie diagnozy w kategoriach rozpoznań stricte politycznych, łatwo dałoby się wytknąć poecie naiwność. Ale przecież on sam miał świadomość i stale to podkreślał, że formuje swe poglądy nie w perspektywie bieżącej polityki racji stanu czy równowagi politycznej – tę bowiem od czasów Ksiąg narodu polskiego bezwzględnie krytykował i odrzucał.
Mickiewicz miał na uwadze taki projekt polityczny, który właśnie raz na zawsze odsunie hołdowanie zasadzie równowagi politycznej i tym samym umożliwi pełną emancypację wolnościową wszystkim narodom europejskim. Byłyby one równe pośród równych, gdyż siłą, która mogłaby utrzymywać nową równowagę, byłoby odnowione papiestwo. Wraca tu projekt romantycznej christianitas, nigdy zresztą szerzej i wyraźnie nie wyłożony, acz niewątpliwie obecny w myśli Mickiewicza. Także i w tym kontekście warto spojrzeć na krytykę papieża Piusa IX.
W artykule [Pius IX] czytamy, że śladu nie zostało po entuzjazmie papieskich proklamacji z roku 1848. Papież nie sprostał roli, jaką narzuciły mu czasy (sam Mickiewicz drapuje się w szaty proroka współczesności), czyli polityka rozpoznającego swe duchowe posłannictwo jako przywódcy wolnościowego. Nie potrafił też odczytać Bożych znaków w czasie przełomu.
Duchowieństwo mogło zjednoczyć się z ludem – pisze Mickiewicz. Niestety. Papież zaprzepaścił tę jedyną i niepowtarzalną szansę. Nie żył życiem ludu, był ludowi obcy. By zrozumieć, jakiego kalibru to zarzut, dość się wsłuchać w fragment wywodu, w którym Mickiewicz punktuje przyczyny klęski niedoszłego do skutku „katolicyzmu odnowionego”.
Twierdzi on, że papież zaprzepaścił – wyrażaną i intuicyjnie przez lud odczuwaną – możliwość połączenia „w łonie Kościoła powszechnego pragnienia i myśli naszych czasów z wiarą, na której opiera się katolicyzm, i z tradycją, którą on piastuje” (XII, 259). „Pius IX nie zrozumiał zgoła swego stanowiska. Oczekiwano po nim, że zastosuje prawdy chrześcijańskie do dyscypliny Kościoła i do praw politycznych, on zaś pozostawił sprawy kościelne in status quo […]” (XII, 260). Dlatego poniósł klęskę i jako „monarcha włoski”, i jako przywódca religijny: „Świat religijny, który się spodziewał opatrznościowego ruchu w Kościele, ujrzał, że w samym jego ośrodku panuje starodawna nieruchomość” (XII, 260). Martwota w imię zachowania „w dawnym stanie” tego, co „nazywa Kościołem to znaczy skład osobowy, posiadłości i przywileje duchowieństwa” (XII, 261).
Bardzo to mocne oskarżenie, ukazujące bankructwo polityki watykańskiej, ale też Mickiewiczowskiego marzenia o odnowieniu Kościoła tu i teraz. „Kościół urzędowy” pozostał we władzy urzędu.
Krasińskiego epoka Ducha Świętego
Przyjrzyjmy się jeszcze kłopotom Krasińskiego z Rzymem, pamiętając, że trzeci wieszcz w pismach nieprzeznaczonych do druku (listy, traktaty) nie do końca był ortodoksyjnym katolikiem, za jakiego pragnął oficjalnie uchodzić.
Można szkicowo wskazać, że u Krasińskiego koncepcja konieczności przejścia od Kościoła Piotrowego do Kościoła Janowego znalazła swoje rozpoznania filozoficzne – w traktacie O stanowisku Polski z Bożych i ludzkich względów – a także wyraziste kształty obrazowe, stając się fantazmatem, który narzucił się wielu twórcom romantyzmu: Mickiewiczowi, Słowackiemu, Norwidowi, Trentowskiemu, Libeltowi11, rezonując także w epistolarnej rozmowie z różnymi adresatami.
„Pęknięta kopuła” – obraz zawarty w mesjanistyczno-profetycznym poemacie Legenda, narzucał się przede wszystkim siłą wyobrażenia walącej się bazyliki Piotrowej: „Lecz oni szli już wtedy ku wielkiemu ołtarzowi podać ręce klęczącemu i umierającemu – szli w białych płaszczach i połysku szabel – a owe cztery kręcone filary ołtarza pękły, jak ścięte drzewa, i runęły – i baldakin spiżowy runął – i kopuła cała, jak zstępujący świat, biało spadała na ziemię” (IV, 282)12.
Obraz to zaiste apokaliptyczny (z wyzyskaną symboliką ciemności oraz bieli i jasności znamionujących nową epokę), będący wyrazem profecji końca epoki Syna, której widomym symbolem jest bazylika św. Piotra. Po niej jako synteza dwu epok wcześniejszych – Ojca i Syna – nastąpi epoka Ducha Świętego, czasy odnowionego Kościoła św. Jana, budowanego na gruzach świątyni Piotrowej.
W świetle poglądów Krasińskiego, inspirowanych m.in. ideami chiliastycznymi, joachimizmem, myślą Schellinga i Hegla, dopełnienie drugiej epoki i przejście do trzeciej jest nieodłącznie wiązane z końcem dotychczasowego Kościoła. Nie zagłębiając się w szczegóły, warto w tym miejscu zwrócić uwagę, że wejście w epokę Ducha Świętego uzyskało kształt agonalnych konwulsji, będących zapowiedzią czasów odnowionego chrześcijaństwa.
W gruzach bazyliki zagrzebani są papież i polska szlachta, która w wizji Krasińskiego trwa ze „starcem” do końca (w transformacyjnej lekturze Mickiewicza z prelekcji miejsce szlachty zajmują „ludzie przyszłości”, którzy nie zginą, lecz podtrzymują kopułę bazyliki szablami). Jak pisał Wiktor Weintraub, trwanie szlachty przy papieżu miałoby być odpowiedzią Krasińskiego na twierdzenia de Lammennais’go, „że polityka Watykanu od r. 1832 musiała zrazić do katolicyzmu wszystkie narody z Polakami włącznie. Mogą wszystkie ludy opuścić papieża, nie opuszczą go Polacy. Papież mógł zawieść Polaków w r. 1831, ale gdyby sytuacja się odwróciła, oni jedni pozostaną mu wierni”13.
Ciekawe jest to, że w latach 1846–1848, a więc po napisaniu Legendy, obraz „pękniętej kopuły” rozszczepia się w ujęciu Krasińskiego na dwa porządki znaczeń. Pierwszy, nieoficjalny, wyrażany w listach, jest nadzwyczaj krytyczny i odnosi się do bardzo negatywnej oceny polityki watykańskiej. Drugi, bardzo stonowany, wyrażany jest w memoriałach, ma więc charakter oficjalnie dyplomatyczny (zwłaszcza w Mémoire au pape Pie IX).
W epistolografii (do Delfiny Potockiej, Stanisława Małachowskiego, Jerzego Lubomirskiego, Adama Sołtana) Krasiński bezlitośnie ocenia alians Watykanu i Rosji jako klęskę papieża Grzegorza XVI. Utrwala tym samym jego czarną legendę.
W jednym z listów do Sołtana z 1846 r. spotkanie papieża, określanego peryfrazą „pękniętej kopuły”, z carem Mikołajem, określanym jako „skała granitowa”, jest ukazywane w perspektywie końca, śmierci: „Myślę, że teraz kopuła pęknięta jeszcze gorzej pęknie, od chwil tego pocałunku: zbłaźnienie zawsze poprzedza zgon. Szał albo zbłaźnienie. To są przesłanki śmierci” (LS, 486). W innym liście, pisanym do Lubomirskiego, pojawia się jeszcze bardziej wymowna sugestia szatańskiego w istocie związku politycznego Watykanu i Rosji: „Stanęło więc przymierze i zgoda między kopułą pękniętą a granitem podgniłym. Oboje znać odrzuceni będą w ciemności zewnętrzne, tam gdzie płacz i zgrzyt zębów” (LL, 393)14.
To nadzwyczaj krytyczne – acz nieoficjalne, podkreślmy, ujmowane w prywatnej refleksji – widzenie papiestwa zmieni się w okresie Wiosny Ludów, po wyborze Piusa IX. Krasiński, podobnie jak Mickiewicz, widział w nowym papieżu męża opatrznościowego, zdolnego swą aktywną polityką przełamać impas w polskiej sprawie niepodległościowej. Stąd wyrasta aktywność dyplomatyczna romantyka, szukającego okazji do rozmowy z Piusem IX.
Dlatego też Krasiński zawrze oczekiwania polityczne środowiska ks. Czartoryskiego i własne przemyślenia polityczne w memoriałach pisanych w języku francuskim. Poza wspomnianym wystąpieniem do Piusa IX ważnym świadectwem będzie Lettre a M. le Comte Lousi Mastai. Warto podkreślić, że – podobnie jak Mickiewicz – Krasiński był przekonany, iż to z Rzymu powinna wyjść idea odnowy europejskiej rzeczywistości politycznej, z wolną Polską wśród wolnych narodów, w Europie opartej na fundamentach odnowionej wiary.
Papież jak Napoleon
Niezależnie od tego, jak widziano – mniej czy bardziej radykalnie – rolę papieża, jedno było wspólne oczekiwaniom romantyków. Papież miał być duchowym przywódcą i politycznym wizjonerem równocześnie, oddanym bez reszty sprawie wolnościowej i Chrystusowej misji przemiany świata. Oczywiście polscy romantycy w swoich nadziejach, wyrażając racje rewolucyjne (jak Mickiewicz) czy konserwatywne (jak Krasiński), chcieli widzieć w papieżu kogoś podobnego do Napoleona, a więc polityka zdolnego odmienić duchowy kształt europejskiej polityki i mapy Europy zarazem, i z tej perspektywy dokonywali oceny pierwszych lat jego pontyfikatu.
Rozmijanie się polityki watykańskiej z aspiracjami wolnościowymi Włochów, jakkolwiek znane, było jednak w perspektywie sprawy polskiej przesuwane na plan dalszy (choć Mickiewicz stale się do tego przykładu odwoływał). Na pierwszym planie była zauważalna w stosunku do poprzednika zmiana nastawienia wobec Polaków i ich aspiracji wolnościowych. Pius IX początkowo jawił się jako reformator instytucji, skłonny do poparcia ruchów wolnościowych, ale – co ważne dla myślenia i Krasińskiego, i Mickiewicza – w duchu Chrystusowym. Ziemski namiestnik Chrystusa, wybrany z udziałem Ducha Świętego, postrzegany był więc jako wykonawca polityki ewangelicznej, o której tak wiele pisali polscy romantycy, na którą tak czekali, wierząc, że jej wprowadzenie będzie równoznaczne z odzyskaniem wolności przez Polskę.
Zastanawiając się: „Co jest celem Kościoła?”, Krasiński odpowiadał w memoriale do Piusa IX w słowach, które można potraktować jako horyzont oczekiwań wszystkich romantyków wadzących się z papiestwem w imię jego odnowienia: „Papiestwo było zawsze silne, ilekroć razy mieszało się istotnie w sprawy świeckie, a mieszając się, występowało w nich jako władza wykonawcza Bożej myśli i woli. Nasz świat żywych nie może się karmić słowami tylko i prawidłami: potrzebuje prawa moralnego w czynie, potrzebuje zasad wcielonych w zdarzenia, w ciągłej pamięci Słowa Przedwiecznego, które się stało ciałem dla zbawienia wszystkich. Postęp prawdziwy w tym jedynie polegać może, iżby historia rodu ludzkiego przybierała coraz bardziej charakter religijny, a z pogańskiej, jaką jest po dziś dzień, przemieniła się stopniowo w praktyczną cześć Boga”15.
Polski papież
Do kłopotów romantyków z Rzymem nawiązał podczas jednej z wizyt w ojczyźnie papież Jan Paweł II. W roku 1987 na krakowskich Błoniach powiedział: „Wiemy, że Juliusz Słowacki napisał te słowa, na które się nieraz różni powoływali: «Polsko, twoja zguba w Rzymie». Jest to ten sam Juliusz Słowacki, który napisał wiersz o słowiańskim papieżu. I teraz ja, dzisiaj właśnie tu przybywszy do Krakowa, pomyślałem sobie: miał rację. Twoja zguba w Rzymie, zgubił się człowiek z Polski, z Krakowa i jest w Rzymie. Zgubił się! Bardzo przepraszam wieszcza narodowego za to, że tak wypaczyłem jego myśli. Teraz pójdę go przeprosić w katedrze na Wawelu”.
Rzeczywiście Jan Paweł II ironicznie „wypaczył” myśli Słowackiego. Spory romantyków ze Stolicą Apostolską, jak to skrótowo przedstawiłem, miały zupełnie inną temperaturę, ciężar, kontekst, wpisywały się bez reszty w nadrzędną politycznie sprawę niepodległościową, łączoną z wolnościowymi dążeniami europejskimi. Dlatego trudno budować ad hoc współczesną aktualizacyjną ramę – nie da się.
Choć, z drugiej strony, do dziś imponujący jest intelektualny i duchowy rozmach tych potyczek z Rzymem. I warto o tym pamiętać. Wciąż można sięgać do zaprzeszłych, lecz może nie w pełni przebrzmiałych konfliktów o wielką, niespełnioną w tamtych czasach nadzieję na zmianę. Niektórzy spełnienie dostrzegają w pontyfikacie „słowiańskiego papieża” Jana Pawła II16.
Tekst ukazał się w kwartalniku „Więź”, lato 2020
1 Cytaty zamieszczam w tekście za wydaniem: S. Wyspiański, Legion, oprac. J. Nowakowski, Wrocław 1989.
2 Cytaty z utworów Słowackiego lokalizuję bezpośrednio w tekście za wydaniem: J. Słowacki, Dzieła wybrane, red. J. Krzyżanowski, Wrocław 1983. Cyfra rzymska oznacza tom, arabska – numer stronicy.
3 R. Przybylski, Rozhukany koń. Esej o myśleniu Juliusza Słowackiego, Warszawa 1999, s. 69.
4 Tamże, s. 57.
5 M. Masłowski, „Słowiański Papież”: stosunek romantyków do Kościoła, w: Słowacki mistyczny. Rewizje po latach, red. A. Fabianowski i E. Hoffmann-Piotrowska, Warszawa 2012, s. 128.
6 M. Szargot, Wiersze „papieskie” Słowackiego z okresu mistycznego, w: Słowacki mistyczny, dz. cyt., s. 141.
7 Wyczerpująco opisał je J. Fiećko w książce Krasiński przeciw Mickiewiczowi. Najważniejszy spór romantyków, Poznań 2011.
8 E. Hoffmann-Piotrowska, Święte awantury. Orto- i heterodoksje Adama Mickiewicza, Warszawa 2014, s. 97.
9 Utwory Mickiewicza cytuję bezpośrednio w tekście – cyfrą rzymską oznaczając tom, arabską – numer strony; za wydaniem: A. Mickiewicz, Dzieła. Wydanie rocznicowe, Warszawa 1994–2005.
10 Zob. W. Weintraub, Mickiewicz – mistyczny polityk, w: tenże, Mickiewicz – mistyczny polityk i inne studia o poecie, wybór i oprac. Z. Stefanowska, Warszawa 1998.
11 Zob. szerokie ujęcie w mojej książce Poezja „trzeciej epoki”. O twórczości Zygmunta Krasińskiego w latach 1836–1843, Lublin 2008, s. 291–349.
12 Utwory Krasińskiego cytuję według edycji: Z. Krasiński, Pisma. Wydanie jubileuszowe, oprac. J. Czubek, Kraków 1912 (cyfra rzymska odnosi się do tomu, arabska – do stronicy z tego wydania).
13 W. Weintraub, Dokoła „Legendy”, w: tenże, Od Reja do Boya, Warszawa 1977, s. 316.
14 Cytaty z listów: LS – Z. Krasiński, Listy do Adama Sołtana, oprac. Z. Sudolski, Warszawa 1970; LL – Z. Krasiński, Listy do Jerzego Lubomirskiego, oprac. Z. Sudolski, Warszawa 1965.
15 Z. Krasiński, Pisma filozoficzne i polityczne, oprac. P. Hertz, Warszawa 1999, s. 159.
16 Pisze o tym M. Masłowski w przywołanym artykule, nawiązując do teologicznej interpretacji H. de Lubaca („Słowiański Papież”, dz. cyt., s. 133).
Pius IX to akurat najgorszy papież. Wprowadził tak zwany syllabus, czyli zbiór rzekomych błędów z nauką kościoła. Zafundował też kobietom piekło całkowicie zakazując aborcji. A na koniec ogłosił dogmat o nieomylności papieża. Gdyby tacy papież zasiadał na piotrowym tronie w dzisiejszych czasach to nie byłoby katolików na świecie.