Całymi dziesiątkami lat tworzyły się takie struktury i takie formy ich funkcjonowania, że zdemoralizowani duchowni bezkarnie mogli żerować na słabości dzieci – mówi jezuita o. Józef Augustyn w wywiadzie dla Katolickiej Agencji Informacyjnej.
Tomasz Królak (KAI): Jakie były pierwsze odczucia Ojca po filmie „Zabawa w chowanego”?
Józef Augustyn SJ: Operowanie kontrastami przez reżysera. W szpitalnej kaplicy ksiądz kapelan mówi do wiernych ciepło, pobożnie: o walce ze złym duchem, o swojej grzeszności, potrzebie nawrócenia itd. Ale w rozmowie z ofiarą zapiera się swoich niegodziwych czynów; udaje, że nic nie pamięta. Pamięta dawane ofiarom prezenty, ale nie pamięta nadużyć seksualnych wobec nich. Wbrew sobie jednak przyznaje się do winy, gdy twierdzi, że „w ostatecznym rozrachunku to nie my będziemy siebie wzajemnie sądzili”.
Inny kontrast. Z jednej strony ksiądz biskup ukazywany jest „podniośle”, w czasie liturgii, podczas wywiadu. Ale w czasie przesłuchania przez adwokata jest upokarzany, poniżany: adwokat zwraca się do niego przez Pan, stawia mu pytania w sposób twardy, ostry; wytyka niespójności w odpowiedziach. Ksiądz biskup się gubi. To bardzo przykra scena zarejestrowana kamerą przemysłową. W filmie uderza determinacja ofiar oraz ich chęć rozliczenia sprawców. Ofiary opowiadają o krzywdach sprzed wielu lat tak, jakby miały miejsce wczoraj.
Od lat mamy wytyczne episkopatu, szereg bezkompromisowych wypowiedzi biskupów, a jednak opisany w filmie mechanizm lekceważenia skrzywdzonych i ochrony sprawców przestępstwa i grzechu miał miejsce.
– Dokumenty, deklaracje to jedno, a wcielanie ich w życie – to drugie. Mnożenie prawa, rozbudowywanie zasad, liczne komentarze do nich, może być niekiedy czynnością zastępczą. Odpowiedź na Pana pytanie wymagałaby uszczegółowienia. Trzeba by przyjrzeć się podejmowanym krokom w poszczególnych diecezjach, zakonach. Stwierdzenie, że we wszystkich diecezjach i zakonach lekceważy się skrzywdzonych i chroni się przestępców byłoby pomnażaniem krzywdy. Krzywdy nie leczy się krzywdą. Film jest lustrem, w którym odpowiedzialni za skrzywdzone przez księży dzieci, mogą się w nim przejrzeć.
W filmie mowa jest o delegatach diecezjalnych do spraw nadużyć seksualnych. Delegaci jednak, w tak bolesnych sprawach, nie mogą odgradzać ofiar od biskupa. Winni ułatwiać im kontakt z nim. Ofiary nadużyć seksualnych winny mieć pierwszeństwo przed innymi w kontakcie z biskupem, prowincjałem. Za lekceważenie ofiar diecezje płacą wysoką cenę – tracą wiarygodność wiernych, szczególnie młodzieży.
Nasze seminaria dla alumnów pasywnych, stroniących od wysiłku, przyzwyczajonych do komfortu, szukających kariery, egocentrycznych, unikających odpowiedzialności za siebie i innych, to szklarnie i sztuczne enklawy
Spotkania z ofiarami są zwykle bardzo trudne. Osoby skrzywdzone usiłują przekazać cały ogrom swojego upokorzenia i bólu, gromadzony przez lata. Mam wrażenie, iż powiedzenie, że „czas leczy rany” w przypadku wykorzystania seksualnego dzieci, nie działa. Ofiary nadużyć seksualnych księży, przez całe lata pozostają „skrzywdzonymi dziećmi”. Spotykając się z nimi, trzeba o tym pamiętać. W takich spotkaniach ofiary mają prawo do płaczu, gniewu, irytacji. To trzeba rozumieć. Tłumaczenie się, polemika, podejrzliwe uwagi i wszystkie inne zbędne słowa w spotkaniach z ofiarami pedofilii brzmią żałośnie i budzą dodatkowy gniew. Dobrze pokazuje to film. Życzliwe wysłuchanie, okazanie zainteresowania, szacunku, wyrażenie gotowości udzielenia pomocy, wyrażenie żalu, przeproszenie – to wszystko, co można zrobić w czasie takiego spotkania.
Jedna z ofiar, w wywiadzie udzielonym już po emisji filmu, wyraziła pragnienie, by spotkać się z księdzem prymasem oraz księdzem arcybiskupem Rysiem. Po co? Przecież ta sprawa im nie podlega i oni tej sprawy nie rozwiążą. Ofiara wie o tym doskonale i nie jest to dla niej ważne. Pragnie spotkać się z przedstawicielem Kościoła, który okazałby się prawdziwym dobrym ojcem. Krzywdę leczy się współczuciem, poniżenie szacunkiem, pogardę uznaniem godności, przemoc odwołaniem się do wolności, nienawiść miłością, brak litości miłosierdziem.
Wykorzystanie seksualne dziecka przez księdza, który jest jego katechetą, opiekunem, spowiednikiem, przyjacielem domu, odbierane jest jako przemoc, poniżenie, pogardę, wdeptanie w ziemię. Dorastający chłopcy, którzy nie mają dobrego kontaktu ze swoimi tatusiami, odruchowo traktują księży jako uosobienie ojcostwa, są pełni zaufania, otwartości. W taki sposób szukają męskiego wsparcia w okresie męskiego dojrzewania. Mówi o tym w filmie jedna z ofiar. Wykorzystanie takiej relacji dla szukania seksualnych doznań jest zbrodnią. Papież Franciszek powie, że jest to kanibalizm. Po prostu – brak słów.
Rodzi się pytanie: czy mechanizm ukazany w „Zabawie w chowanego”, a więc triumf kościelnej mentalności wypierająco-lekceważącej, to wyjątek w skali Kościoła w Polsce czy niekoniecznie?
– Pan pyta o coś, co sam pewnie dobrze przeczuwa. Zakładając, że każdą sytuację należy rozpatrywać oddzielnie, należy stwierdzić, że z pewnością nie jest to wyjątek. Ten sposób traktowanie ofiar do niedawna był dość powszechny w Kościele. Uczymy się na błędach własnych i cudzych. Ale wydaje mi się, że uczymy się zbyt wolno. Przygotowując się do wywiadu oglądałem film „Milczenie Kościoła” o nadużyciach seksualnych Księdza Lawrence Murphy wobec głuchoniemych chłopców w szkole St. John’s School for the Deaf (USA) jeszcze w latach siedemdziesiątych zeszłego wieku. Te same mechanizmy, ta sama zabawa w chowanego. Triumf kościelnej mentalności wypierająco-lekceważącej to klęska Kościoła. W tym kontekście wystarczy wspomnieć Irlandię, której katolicyzm – pod wieloma względami – jest podobny do naszego. Film „Zabawa w chowanego” nie pokazuje nam czegoś nowego, o czym nikt z nas nie słyszał. Jest to krzyk ofiar o uwagę, o szacunek. To wielka przestroga dla wszystkich ludzi Kościoła.
Czy taka kurialna znieczulica, dobitnie przypieczętowana w oświadczeniu kaliskiej kurii tuż po filmie (bez cienia skruchy czy słowa „przepraszam”) odchodzi już zdaniem Ojca do przeszłości, czy wciąż ma się dobrze?
– Jest bardzo wielu wzorowych księży. Spotykam ich na rekolekcjach, w seminariach… Oni nie godzą się na taki sposób traktowania ofiar, na ukrywanie krzywdy, na całą tę zabawę w chowanego. Ale mam poważne wątpliwości, czy to właśnie oni nadają ton i tworzą klimat w swoich diecezjach, zakonach i innych instytucjach kościelnych. Sytuację Kościoła, nie tylko zresztą w Polsce, można porównać do pandemii. Wszelkie prognozowanie jest ryzykowne, ponieważ nie mamy pełnych danych.
Paradoksalnie upokorzenie, jakiego doświadczamy jako duchowni, może stać się źródłem odnowy. Nie jesteśmy jedną wielką korporacją, czcigodną, z wielkimi tradycjami, kierującą się własnymi prawami. Kościół jest Mistycznym Ciałem Chrystusa. Musimy z całą powagą, odpowiedzialnością i miłością brać grzechy Kościoła na siebie. Wszystkie grzechy. Najpierw nasze własne. Każdy grzech rani Chrystusa, obniża poziom świętości Kościoła. Jeżeli w Kościele, w środowisku kapłańskim i zakonnym, jest tyle zgorszenia – nie mówię jedynie o nadużyciach seksualnych – to także z powodu naszej tolerancji wobec zła. Zlaicyzowany, konsumpcyjny, a niekiedy zalatujący cynizmem styl życia sprzyja wszelkiego rodzaju nadużyciom, także nadużyciom seksualnym. Gdy w jakimś środowisku pojawi się osoba zepsuta moralnie, konieczna jest niezwykła odwaga ducha, aby dać jej odpór.
Po filmie „Zabawa w chowanego” została uruchomiona procedura kanoniczna wobec ks. H. Samo papieskie motu proprio było wcześniej bezradne?
– Dokumenty są konieczne, ale – jak wspomniałem – one nie są rozwiązaniem. Gdy pojawia się kolejne oskarżenie, odpowiedzialni zaraz mówią o procedurach, dyrektywach, cytują paragrafy, jakby one były lekarstwem. To jedynie znaki na drodze, jak należy się zachować. Nie chciałbym omawiać sytuacji w Polsce. Nie mam stosownej wiedzy. Ale jak daleko – pomimo istnienia dyrektyw papieskich, krajowych, diecezjalnych – można zajść w udawaniu, ukrywaniu, maskowaniu, zakłamaniu, w zabawie w chowanego, dobrze pokazała sytuacja wielu Kościołów lokalnych, na przykład w Stanach, Irlandii, Chile. Najwymowniejsza jest ta w Chile.
Rozliczenie z nadużyć seksualnych osób duchownych wobec małoletnich nie ma charakteru rachunku bankowego. To sprawa sumienia. Zdemaskowanie sprawcy, przeprowadzenie nad nim procesu (kościelnego, państwowego), skazanie go, odbycie kary nie są celem samym w sobie. Chodzi o szczere stanięcie przed Bogiem, o rozrachunek z własnym sumieniem, nawrócenie, pomoc udzieloną ofiarom, naprawienie wyrządzonej krzywdy. Jan Paweł II dwadzieścia pięć lat temu wzywał, abyśmy byli ludźmi sumienia: „A być człowiekiem sumienia, to znaczy przede wszystkim w każdej sytuacji swojego sumienia słuchać i jego głosu w sobie nie zagłuszać, choć jest on nieraz trudny i wymagający”. Zabawa w chowanego jest wyrazem lekceważenia sumienia.
Niesłychanie istotna na przyszłość wydaje się tu dbałość o dojrzałą formację kapłańską. Bo część przypadków wykorzystywania seksualnego małoletnich to wina wypuszczenia z seminarium osób nie do końca zintegrowanych w aspekcie seksualnym, prawda?
– W moim odczuciu nie należy wiązać w sposób mechaniczny przypadków nadużyć seksualnych księży wobec małoletnich z formacją kapłańską. To nieprawdziwe uproszczenie. Bardziej prawdziwe byłoby powiązanie nadużyć seksualnych księży wobec dzieci z klimatem moralnym i duchowym, jaki panuje w danej diecezji, prowincji zakonnej. Formacja kapłańska to dla kandydata jakaś „propozycja”, lepsza lub gorsza. Co alumn z nią robi, oto jest pytanie. Pojęcia: uformowany, zintegrowany, emocjonalnie dojrzały, to wyrażenia na wysokim poziomie ogólności, które trudno przełożyć na język codziennych zachowań. Czy młody mężczyzna może być „do końca zintegrowany seksualnie?”. Czy to jest możliwe? Absolutnie nie. Cała sfera miłości erotycznej, tak w wymiarze emocjonalnym jak i seksualnym, jest wyzwaniem, które wymaga wysiłku moralnego i psychicznego od młodych lat aż do później starości. Wystarczy poczytać apoftegmaty Ojców Pustyni. Celibat nie jest jednak celem samym w sobie, a seksualność nie sprowadza się jedynie do genitalności; chodzi w niej nade wszystko o budowanie przyjaźni, ofiarną miłość, męską twórczość, poświęcenie dla innych, wyrzeczenie się siebie, duchowe ojcostwo.
Za lekceważenie ofiar diecezje płacą wysoką cenę – tracą wiarygodność wiernych, szczególnie młodzieży
Istotne pytanie, jakie każdy alumn winien sobie zadawać w ciągu całej formacji: „Dlaczego wstąpiłem do seminarium? Dlaczego chcę być księdzem? Jakim pragnę być księdzem?”. Proszę wybaczyć, że to powiem: nasze seminaria dla alumnów pasywnych, stroniących od wysiłku, przyzwyczajonych do komfortu, szukających kariery, egocentrycznych, unikających odpowiedzialności za siebie i innych, to szklarnie i sztuczne enklawy. Jeżeli alumn posiada wysoką motywację duchową i moralną, jeżeli jest człowiekiem wielkich pragnień, pewne niedomogi formacji nie będą dla niego większą przeszkodą. Gdy młody ksiądz, niemal tuż po święceniach odchodzi z kapłaństwa oskarżając przy tym wszystkich dookoła, rodzi się pytanie, co on robił przez owe sześć lat. Jakie stawiano mu wymagania? Jaki przykład dawali mu wychowawcy, duszpasterze parafialni?
Inne pytanie: Czy młody człowiek aspirujący do tak wymagającej posługi, tak wielkiej godności, jaką jest kapłaństwo, nie powinien być poddany realnej i wymagającej próbie: posługa w hospicjum, pomoc ubogim, wyjazd na misje itp. To tylko przykłady. Św. Ignacy Loyola nazywał czas formacji seminaryjnej czasem prób. Alumni w rozmowie z przełożonymi są bardzo otwarci. Oni nie kłamią. Ale gdy ktoś nie zna siebie i jest pełen obaw, poczucia winy, jego deklaracje – choć szczere – niewiele znaczą.
„Zabawę w chowanego” ostro skrytykował Jacek Dehnel, zarzucając filmowi homofobiczny wydźwięk. Chodzi o zawarte w nimwypowiedzi dwóch katolickich publicystów, którzy wskazują, że winę za ukrywanie czynów pedofilskich i nadużyć seksualnych wśród duchownych ponosi kościelne „homolobby”. Jak traktuje Ojciec ten spór?
– Związek kościelnego lobby homoseksualnego z nadużyciami seksualnymi duchownych wobec małoletnich jest do gruntowniejszego zbadania. Z pewnością można mówić o konkretnych przypadkach. Oczywiście nie każdy homoseksualista jest efebofilem, czy pedofilem. Chciałbym jednak z całym naciskiem podkreślić, że orientacja seksualna nie znosi odpowiedzialności za innych i nie decyduje o wrażliwości na krzywdę bliźnich, szczególnie krzywdę dzieci. Wykorzystywanie małoletnich, tak przez osoby duchowne jak i „nie duchowne”, nie jest związane najpierw z taką czy inną orientacją seksualną, ale z niedojrzałością psychoseksualną, z postępującą atrofią wyższych uczuć, niekiedy z wyparciem własnych traumatycznych doświadczeń na tle seksualnym z okresu dzieciństwa i dojrzewania, a także z brakiem zakorzenienia w życiu duchowym i z zepsuciem moralnym.
A propos lobby homoseksualnego w Kościele – to prawdziwy dramat, ale z zupełnie innych racji. Tam, gdzie istnieją takie powiązania, księża ci wzajemnie się wspierają, wykorzystują swoje wpływy, blokują inicjatywy duszpasterskie, które nie są im na rękę. Już to kiedyś powiedziałem, że nierzadko dzieje się tak dlatego, że brakuj nam determinacji i odwagi.
Jaki jest, zdaniem Ojca, najtrudniejszy do pokonania w Kościele w Polsce problem, gdy idzie o stawienie czoła wykorzystywaniu małoletnich przez księży?
– Prawdziwe i szczere upokorzenie się wszystkich: duchownych i świeckich, przełożonych i ich podwładnych, oraz uznanie, że jako grzesznicy kalamy Kościół, świętą oblubienicę Chrystusa – jest warunkiem rozwiązania problemu. Jesteśmy – jak mówili starożytni Ojcowie – brudnymi nogami Kościoła. Brakuje nam pokory. Jesteśmy zbyt dumni, aby przyznać się do grzechów, które nam publicznie wytykają. Kościół jest zwycięski nie wtedy, gdy świat wynosi go pod niebiosa, ale gdy naśladuje pokornego Chrystusa, jego Głowę.
Wykorzystywanie małoletnich, tak przez osoby duchowne jak i „nie duchowne”, nie jest związane z taką czy inną orientacją seksualną, ale z niedojrzałością psychoseksualną
Bądźmy szczerzy, nasza modlitwa i nasze pokutowanie za grzechy wobec dzieci są bardzo oszczędne. Brak nam współczucia wobec ofiar, odsuwamy się od nich, jesteśmy wobec nich podejrzliwi dlatego, że brakuje nam prawdziwej miłości do Boga i do człowieka. Nie mówię tego jedynie do księży, ich przełożonych, ale do wszystkich, w tym najpierw do siebie. Brak empatii wobec ofiar demaskuje nas. Całymi dziesiątkami lat tworzyły się, nie bez naszego udziału, takie struktury i takie formy ich funkcjonowania, że zdemoralizowani duchowni bezkarnie mogli żerować na słabości dzieci. Psalmista mówi, że ci, którzy nie wzywają Pana, drżą ze strachu (Ps 14, 4). Nasze obawy o ziemski wymiar Kościoła, o jego przyszłość, to wyzwanie do nieustannego wołania do Pana.
W omawianiu nadużyć seksualnych mówimy wiele o procedurach kościelnych, sądach kościelnych i świeckich, terapiach, wysyłaniu na rekolekcje, do klasztorów itp. Czy to jest skuteczne?
– Wszystko to jest pomocne, ale pod warunkiem, że z całą pokorą zwrócimy się do Boga. Św. Augustyn w sposób szczery i szlachetny szukał Boga jako ostatecznej prawdy. Gdy Go wreszcie znalazł, zdumiewało go – jak wyznaje, że nie był stały w radowaniu się Bogiem. Wówczas uświadomił sobie, że zasadniczą przeszkodą były „nawyki cielesne”, gdyż, „ciało ulegające zepsuciu, obciąża duszę”: „Myślałem o tym, skąd powinienem nabyć mocy, która umożliwiała by mi radowanie się Tobą. Nie znajdowałem na to żadnego sposobu, dopóki nie wyciągnąłem rąk ku Pośrednikowi między Bogiem a ludźmi, człowiekowi Jezusowi Chrystusowi. (…). Jeszcze nie przyjmowałem mojego Pana, Jezusa Chrystusa, jako pokorny Pokornego i jeszcze nie widziałem, czego miałaby mnie nauczyć Jego słabość”. Dopiero odkrywając Boga i powierzając się Jemu, możemy zobaczyć w prawdzie nasze zniewolenia, zagubienia i zepsucie moralne.
Czy Ojcu nie przeszkadza, że film zrobiony jest przez ludzi, którzy dystansują się do Kościoła?
– Oglądając film nie miałem wrażenia, że autorzy są wrogo nastawieni do Kościoła, że chcą mu szkodzić. Widoczna jest w nim troska o ofiary, które chętnie korzystają z udzielanej im pomocy, by móc wykrzyczeć swój ból, wstyd, upokorzenie, poczucie krzywdy. Teraz od nas zależy czy film „Zabawa w chowanego” będzie służyć oczyszczeniu Kościoła.
Przeszkadza mi natomiast, że autorzy ograniczają się do jednego środowiska i nawet nie zająkną się na temat innych. Nie będę ich tutaj wymieniał, by ich nie stygmatyzować. Popularność obu filmów braci Sekielskich pokazuje ogromną wrażliwość społeczną na krzywdy wyrządzane dzieciom. Wszystkim dzieciom. A ponieważ w każdym środowisku są ludzie niedojrzali psychoseksualnie, zepsuci, źli moralnie, którzy żerują na bezbronności najmłodszych, dlatego trzeba ich zdecydowanie bronić.
Jeżeli „wszystkie dzieci są nasze”, jak powiada przysłowie, to ból i poniżenie każdego dziecka winien być naszym. Pani Ewa Kusz, seksuolog i terapeuta, po filmie „Zabawa w chowanego” napisała: „Mam wrażenie, że mamy osoby skrzywdzone pierwszej, drugiej i n-tej kategorii. Od dłuższego czasu dominuje przesłanie, że trzeba pomagać, chronić, domagać się sprawiedliwości dla tych, którzy zostali skrzywdzeni przez księdza. Inne osoby, skrzywdzone przez kogo innego i gdzie indziej niż w Kościele, prawie że nie istnieją, są jakby «gorsze»”. Śledząc doniesienia medialne na temat pedofili, trudno się z tym nie zgodzić.
Józef Augustyn SJ – ur. 1950, jezuita, duszpasterz, rekolekcjonista i kierownik duchowy, profesor nadzwyczajny Akademii Ignatianium w Krakowie, współzałożyciel kwartalników: „Życie Duchowe” oraz „Pastores”. Od lat zajmuje się formacją kapłańską i seminaryjną.
„Ale w czasie przesłuchania przez adwokata jest upokarzany, poniżany: adwokat zwraca się do niego przez Pan, stawia mu pytania w sposób twardy, ostry; wytyka niespójności w odpowiedziach.”
Panie… Józefie,
Czy zwrócenie się do kogoś per „pan” lub „pani” to upokorzenie? Czy pan jest poważny ?
Był pan kiedyś na jakimś przesłuchaniu ? Jak powinien się zwracać wg pana adwokat, sędzia czy prokurator do świadków czy innych podsądnych ? Per „Jaśnie Panie”, „Wasza Ekscelencjo”, „Panie Inżynierze”, „Pani Magister”, „Pani Doktor”, „Panie Dyrektorze”, „Panie Prezesie”, „Panie Przewodniczący”, „Wielebny ojcze” ??
Tak Pan sobie to wyobraża ?
Czy ja w tym momencie Pana poniżam ? na Boga, litości ! To jest właśnie klerykalizm !
Czy Pan lub inna osoba reprezentująca hierarchię jest czymś lepszy od innych ? Czy też jesteście powołani żeby nam służyć anie odbierać honory !?
Każdy podsądny jest równy przed prawem i personel sadu ma prawo i obowiązek odnosić się do nich w sposób równy, z szacunkiem ale nie w sposób uniżony. Oni mają wydobyć z nich prawdziwe informacje.
I nie da się ukryć, że ksiądz, biskup, papież, dyrektor, inżynier, prezes czy ktokolwiek inny jest człowiekiem, mężczyzną, kobietą. I można się do nich zwracać per „Pan” lub 'Pani” i nie jest to żadnym poniżeniem ani upokorzeniem !
Dość tego klerykalizmu. W niczym nie jesteście lepsi od zwykłych ludzi.
To jakaś chora tytułomania, która jest dla Was ważniejsza niż skrzywdzone dzieci ! Wstyd !!
Ales Pan w dyche tafil tym podkresleniem „upokorzenia” w sadzie! Brawo!
A właśnie, że nie trafił. Neutralna forma to „świadek”, „oskarżony”. Tutaj natomiast mieliśmy z formę dokuczenia bp. Janiakowi, co o. Augustyn może trochę przesadnie nazwał upokorzeniem. W normalnej sytuacji byłaby to niestosowność.
Czyli uważa Pan że gdyby adwokat konkretnie do Pana, mnie czy Pana Konrada się zwrócił słowami:
„Czy pamięta Pan co wydarzyło się dnia 1 lutego 2013 roku ?”
Czy czułby się Pan upokorzony ? poniżony ? że ktoś Panu dokucza ?
Nie sądzę, Jeśli napisze Pan że tak to raczej z przekory żeby na siłę udowodnić tezę o dokuczaniu.
Ja bynajmniej nie czułbym się w nijaki sposób poniżony bo to tak samo grzecznościowa forma, a z kolei „świadek” czy „oskarżony” to oczywiście formy neutralne i oficjalne.
Nie wiem czy był Pan kiedyś w sądzie ale powtarzanie w kółko słowa „świadek” jest nienaturalne,
„o. Augustyn może trochę przesadnie nazwał upokorzeniem”
Myśli Pan że przypadkiem autor użył przesadnie słów „upokorzenie” oraz „poniżenie” ?
Tu chodzi o to kim jest ta osoba. Ona uważa się za wielkiego dygnitarza i jeśli ktoś nie oddaje wiernopoddańczych gestów to znaczy że go poniża. I tak myślą właśnie klerykaliści.
Taką postawą tylko się ich utwierdza w ich wysokim mniemaniu o sobie. Przykre to.
„W moim odczuciu nie należy wiązać w sposób mechaniczny przypadków nadużyć seksualnych księży wobec małoletnich z formacją kapłańską”
I tu także się absolutnie z księdzem nie zgadzam.
To właśnie seminaria zarówno wyższe jak i niższe są kluczowe (!) aby odsiać tych, którzy idą „na księdza” bo sobie nie radzą z własnym rozwojem psycho-seksualnym.
Część duchownych idzie tam po to aby ukrywać swoje pewne skłonności ale nie jest to zdecydowanie badane w żadnych uczelniach !
Najważniejsze dla was jest aby dany kandydat nie wychylał się ze swoim myśleniem, jeśli inaczej myśli to jest wyrzucany za… tak 🙂 „brak powołania”. Ale w żadnej mierze nie są sprawdzane żadne jego preferencje czy też skłonności seksualne.
Tu jest właśnie problem, na samym początku ich formacji.
Wystarczy nie wpuszczać psycholi w swojej szeregi i problem zniknie. A jak się ktoś przemknie przez sito to wyrzucić go po skazaniu, i dać kopa na „do widzenia”
Tylko tak możecie odzyskać zaufanie normalnie myślących katolików.
Wstydźcie się przedstawiciele hierarchii ! Wstyd !
Choćby 1 zignorowany przypadek takiego duchownego-przestępcy obarcza hierarchię winą. Nawet jeden.
a ten cytat:
„Przeszkadza mi natomiast, że autorzy ograniczają się do jednego środowiska i nawet nie zająkną się na temat innych. ”
Co ma ksiądz na celu mówiąc coś takiego ? To ma być jakieś „usprawiedliwienie” dla duchownych-kryminalistów seksualnych ?
Że niby skoro jakiś murarz, adwokat, celebryta, kominiarz czy ktokolwiek inny wykorzystał dziecko to co to znaczy… że ksiądz też może ??
Czy wy naprawdę Boga się nie boicie ? Z jednej strony domagacie się innego traktowania w trakcie przesłuchań i „tytułów” a z drugiej porównujecie się z innymi „zawodami” w dziedzinie popełniania przestępstw seksualnych ?
Z jednej strony pełen klerykalizm, zastępcy Chrystusa na ziemi, a z drugiej „kościół grzesznych ludzi”.
Ksiądz to nie jest zwykły zawód, to osoby które same mówią innym jak mają żyć, mówią co jest moralne a co nie jest, zabraniają seksu przed ślubem i są powołani przez Boga, Ducha Świętego do służby !
Myślę, że dobrze ksiądz o tym wie i jakiekolwiek porównywanie do innych zawodów i rozmywanie problemu jest nie na miejscu i jest bezczelne wobec ofiar tych kryminalistów !
Już naprawdę nie da się czytać wypowiedzi niektórych duchownych. Z jednej strony Prymas który ma wypowiedzi pełne przeprosin ,pokory i frazesów za którymi kompletnie nic nie idzie a za chwile pełno wypowiedzi innych „duchownych” pełnych buty zamiast oburzenia na kryminalistów których sami dopuścili w swoje szeregi !
To będzie mój kolejny komentarz w tonie zaczepnym. Mam nadzieję jednakże, że nikogo nie urażam swoim stylem ale obecna sytuacja, trwająca już od lat, tak mnie wnerwia jako katolika, że mam dość biernego obserwowania. Mam nadzieję, że mimo że komentarz jest obszerny to zostanie przepuszczony przez moderację.
Jako, że lubię sprawdzić kim są autorzy różnych artykułów, które mnie jakoś dotknęły to pozwoliłem sobie sprawdzić też i księdza Józefa.
A więc pod art. mamy notkę: „Od lat zajmuje się formacją kapłańską i seminaryjną.”
Czyli wynikałoby z tego, że doskonale ksiądz zna „od podszewki” środowisko seminaryjne (pomijając fakt że sam seminarium kończył sporo lat temu).
Stąd moje powyższe zdziwienie na wypowiedź w artykule: „W moim odczuciu nie należy wiązać w sposób mechaniczny przypadków nadużyć seksualnych księży wobec małoletnich z formacją kapłańską”.
Napisał też ksiądz książkę pt. „Głęboko wstrząśnięci”.
Oto parę z niej cytatów z jednego z rozdziałów dostępnych na stronie Opoka.org.pl. Zaznaczam, że to cytaty z książki ks. Józefa Augustyna SJ:
„Kiedy kilka lat temu byłem zaproszony z konferencją na temat: „Homoseksualizm w wychowaniu seminaryjnym” na spotkanie ojców duchowych seminariów diecezjalnych i zakonnych, po wygłoszonym referacie nikt z uczestników nie ośmielił się zabrać głosu.Nie było pytań, nie było żadnych uwag. Gdybym nie znał środowisk seminaryjnych, mógłbym pomyśleć, że problem w Polsce nie istnieje. ”
Znamienne słowa „gdybym nie znał środowiska…” Niech ojciec napisze w takim razie konkretnie jak to wygląda.
Szczerze powiem, że wielu zwykłych katolików będzie pewnie zszokowanych samym tytułem konferencji… dla ojców duchowych seminariów.
„Problemy pedofilii i homoseksualizmu nie są zjawiskami typowo kościelnymi. Są one związane ze współczesną cywilizacją, która, od rewolucji seksualnej w latach sześćdziesiątych, nieustannie pogrąża się coraz bardziej w erotomanii.”
Cóż, pierwsze zgłoszenia przypadków np pana Degollado miały miejsce zdaje się w latach…. 40-tych ! Nie było wówczas żadnej rewolucji seksualnej zdaje się. To nastąpiło 20 lat później, ale Watykan olał doniesienia na „wielebnego”. Duży raport miał miejsce w tej samej sprawie około 1956 roku, to też przed latami 60-tymi i też bez efektu nie licząc zdaje się 2-letniego odwołania tego zbrodniarza ze stanowiska i potem jego powrót.
„To prawda, że nadużycia seksualne ze strony księży są przesadnie nagłośnione przez media. Jedne informacje są zbyt uproszczone, inne z kolei nie do końca prawdziwe.”
Brak zgody. Są tak nagłaśniane specjalnie aby do niektórych… bezrozumnych hierarchów dotarło, że skończyło się ukrywanie bandytów w sutannach. I chwała Sekielskim, Terlikowskiemu i wielu odważnym kapłanom, którzy nie boją się mówić prawdy !
„Temat homoseksualizmu i pedofilii musi być dzisiaj podjęty w formacji seminaryjnej w sposób zamierzony i planowy. Ponieważ cywilizacja zachodnia promuje zachowania homoseksualne, problem będzie raczej narastał. Osoby o skłonnościach homoseksualnych mogą coraz częściej zgłaszać się do seminariów, czy też do zakonów. Jeżeli nie podejmiemy tego problemu w sposób świadomy, to sytuacja społeczna – podobna do tej, jaka zapanowała w wielu krajach zachodnich – może nas do tego zmusić.”
Już od dawno się zgłaszają i dobrze ojciec o tym wie skoro „Od lat zajmuje się formacją kapłańską i seminaryjną.” Wystarczy udawania. Powyżej było „gdybym nie znał środowiska…”
„Za nadużycia seksualne ze strony osób duchownych Kościół płaci bardzo wysoką cenę: porzucanie praktyk religijnych przez wiernych, zmniejszenie się liczby powołań, narastanie nieufności wobec duchowieństwa, kontestacja działalności Kościoła w sferze życia publicznego.”
Święte słowa. A będzie jeszcze gorzej.
„W społeczeństwie panuje mylne przekonanie, że przebywanie w środowisku męskim, a więc także w seminarium, może rodzić postawy homoseksualne. Jest ono całkowicie fałszywe. ”
oraz
„W trakcie formacji zwykle ujawniają się jedynie te skłonności, z którymi kandydaci do kapłaństwa wstąpili już do seminarium.”
„Osoby mające skłonności homoseksualne i praktykę w tej dziedzinie, które nie chcą zmagać się ze swoją słabością, w sposób nieświadomy szukają nieraz takich miejsc i funkcji w społeczeństwie, które pozwalałyby im z jednej strony ukryć ich tendencje seksualne, a z drugiej zaś strony dawałyby im możliwość realizowania ich. Seminaria duchowne w Polsce nie podejmowały do tej pory przemyślanych starań, aby — przez odpowiednią selekcję – wykluczyć z formacji osoby mające głębokie homoseksualne skłonności i praktykę.”
I mamy kilka słów prawdy: Seminaria nie podejmowały starań (tak jak pisałem w komentarzu powyżej) O pedofilach jakoś milczenie.
„Jeżeli na przykład po kilku tygodniach czy miesiącach opuszcza seminarium nieraz znaczny procent kandydatów, to znaczy, że ich motywacja nie była poddana gruntownemu rozeznaniu. Nic więc dziwnego, że w wielu środowiskach formacyjnych pojawiają się osoby mające poważne zaburzenia tożsamości psychoseksualnej. Lęk przed brakiem powołań i księży to najgorszy doradca w pracy powołaniowej i formacyjnej.”
Motywacja ? O czym my mówimy ? Przecież podobno to jest powołanie (sic!) a nie żadna motywacja. Nic dziwnego Że w wielu (?) środowiskach pojawiają się osoby z zaburzeniami? Tzn w ilu ? Wszystkich ?
„Testy psychologiczne, jakie stosowane są w niektórych środowiskach przed przyjęciem do seminarium, bywają przeprowadzane nieraz w przypadkowy sposób i przez osoby mało przygotowane.”
Tak samo jak powyżej. Kolejne słowa poświadczające że formacja to pic na wodę jeśli chodzi o sprawdzenie kandydata pod kątem psychoseksualnym.
„Brakuje nam także doświadczonych terapeutów, którzy mogliby pomagać wychowawcom w formacji młodych ludzi, głęboko zranionych przez życie. ”
„Zbytni rygoryzm w traktowaniu problemów seksualnych młodych ludzi może niszczyć kruche, ale jednocześnie pełne duchowego entuzjazmu powołania kapłańskie; natomiast laksyzm może prowadzić do zachowań niemoralnych i cynicznych. Tak właśnie zachowują się osoby, które pozostając w seminarium, czy też — co gorsza — pełniąc funkcję kapłańską, prowadzą jednocześnie – w takiej czy innej formie – aktywne życie seksualne.”
Czyli jak tu wybrnąć z kłopotu aby mieć dużo duchownych ?
„Aby z jednej strony nie krzywdzić pewnych osób broniąc im dostępu do kapłaństwa, kiedy spełniają wszystkie ku temu warunki, a z drugiej zaś nie łudzić tych osób, które nie są w stanie panować nad swoim zachowaniem w sferze seksualnej, konieczne jest uważne i odpowiedzialne rozeznanie każdej sytuacji indywidualnie. Najlepszym sposobem rozeznania bywa otwarty i szczery dialog nie tylko z ojcami duchowymi, ale – w sytuacjach trudniejszych – także z przełożonymi. Od szczerego dialogu alumnów z wychowawcami i przełożonymi zależy w dużym stopniu wychowanie do celibatu kapłańskiego. Dialog z terapeutą, czy też innym specjalistą, nie wystarczy.”
Warto dobrze przeczytać ten fragment. W sytuacjach trudniejszych (!) najlepszym (!) sposobem rozeznania sytuacji jest szczery dialog z… nie, nie z terapeutą a z przełożonym (!) No jasne, przełożony (duchowny) jest specjalistą seksuologiem. Super rada.
„Nie powinno się przyjmować do seminarium osób, których trudna sytuacja psychoseksualna nie została rozeznana i wyjaśniona. Pewnym ludziom, zranionym głęboko w tej sferze, bezwzględnie trzeba udzielić wsparcia w rozwiązaniu ich problemów jeszcze przed wstąpieniem do seminarium. Pomoc ta, trwająca w trudniejszych przypadkach nawet kilka lat, winna mieć charakter zarówno duchowy, jak i psychologiczny. W ten sposób osoby te mogłyby przygotować się do wstąpienia do seminarium.”
Pisze ojciec „nie powinno się” czyli potwierdza tym że przyjmuje się obecnie takie osoby do seminarium.
„Do seminariów nie powinny trafiać osoby, które lekceważą, pomniejszają i ukrywają swoje głębokie problemy homoseksualne. Jak pokazuje doświadczenie, obecność takich osób może być niekiedy wręcz katastrofalna dla całej wspólnoty seminaryjnej.”
Czyli ponownie potwierdzenie, że jednak trafiają ale nie powinny.
A może ojciec sprecyzować które konkretnie wspólnoty seminaryjne pokazuje doświadczenie gdzie takowe przyjmowanie osób do seminariów okazało się być katastrofalne ? Które to konkretnie seminaria ?
” Kiedy w trakcie rekolekcji seminaryjnych mówię o celibacie, to zwykle około dwudziestu minut poświęcam motywacji, tyleż samo relacjom alumna z kobietami, mniej więcej dziesięć minut uzdrowieniu z różnorakich form niedojrzałości w sferze seksualnej, a na zakończenie, dosłownie kilka minut, niebezpieczeństwom związanym z homoseksualizmem i pedofilią. „Mocne” konferencje o homoseksualizmie mogą bądź to przyczynić się do wyśmiania tematu w środowisku, co zwykle sprzyja rozwojowi homoseksualizmu, bądź też przeciwnie, prowadzić do groźnych dla męskich wspólnot obsesji homoseksualnych.”
Kilka minut na niebezpieczeństwa… to nie za dużo ?
Ale z drugiej strony coś się nie zgadza. W tym fragmencie pisze ojciec że „mocne” konferencje mogą sprzyjać rozwojowi homoseksualizmu a kilka cytatów powyżej pisał ojciec że „(…)przekonanie, że przebywanie w środowisku męskim, a więc także w seminarium, może rodzić postawy homoseksualne. Jest ono całkowicie fałszywe. ”
Gdzieś tu brak logiki.
„Praktykujący homoseksualiści, którzy akceptują swoją skłonność i nie życzą sobie jakiejkolwiek zmiany w swoim życiu, nie przejmą się bynajmniej mocnymi słowami ojca duchowego czy też przełożonego. ”
Zapewne. Tylko skąd w seminariach „praktykujący” jakikolwiek seks, obojętnie czy hetero czy homoseksualny ? Ja myślałem, że kapłani i klerycy żyją w czystości. Od czego wy tam jesteście ? Nie od tego czasami żeby pilnować aby była czystość w seminarium ?
„Nie tylko przełożeni i wychowawcy, ale również wszyscy klerycy i księża we wspólnocie diecezjalnej i zakonnej powinni czuć się odpowiedzialni za tworzenie atmosfery przejrzystości w sferze seksualnej.”
Pełna zgoda. Ale gdzie jakieś rady gdy dany kleryk wie o istnieniu osoby która sieje zgorszenie ? Co ma robić ?
„Oskarżenia o nadużycia seksualne są materią bardzo delikatną. Jakże może się bronić ksiądz, który zostanie niesłusznie pomówiony? Pozostaje zawsze tylko jedna linia obrony: deklaracja całkowitej przejrzystości moralnej.”
I potem kolejne cytaty lecą o niesłusznych oskarżeniach. A ja pytam – a gdzie informacja o słusznych oskarżeniach ? a gdzie Informacje o ofiarach ? o tym jak one się czują gdy są wykorzystywane przez słusznie podejrzewanych i winnych duchownych ? Tylko to was martwi że jakiś pojedynczy duchowny zostanie niesłusznie oskarżony ?
„Papież wielokrotnie przepraszał różne lokalne wspólnoty Kościoła za zgorszenie wywoływane przez księży. W ostatnim, przytaczanym tu już, Liście do kapłanów na Wielki Czwartek Jan Paweł II napisał: „W tym okresie, jako kapłani jesteśmy osobiście głęboko wstrząśnięci grzechami niektórych naszych braci, którzy sprzeniewierzyli się łasce otrzymanej w Sakramencie Święceń, ulegając najgorszym przejawom mysterium iniquitatis, jakie dokonuje się w świecie. Budzi to zgorszenie, a jako jego skutek pada głęboki cień podejrzenia na wszystkich innych zasłużonych kapłanów, którzy pełnią swoją posługę z uczciwością i z konsekwencją, a nierzadko z heroiczną miłością”.
Tak, to prawda. Cień zbrodniarzy pada na wszystkich a nie tylko na tych nieuczciwych. Ale to nie tylko ich wina ale również tych, którzy ukrywali/ukrywają o nich informacje.
Tu podkreślę, że książka jest z 2002 roku. I w tym cytacie mamy uwypuklone, że papież dobrze wiedział o tych problemach i mijają się z prawdą biskupi i kardynałowie, którzy twierdzą, że nie wiedział. Gdyby nie wiedział to by nie przepraszał „wielokrotnie”. A nawet gdyby nie wiedział to… powinien wiedzieć bo był głową kościoła przez ponad 20 lat i za to odpowiadał a oskarżenia ciągną się od lat 40-tych, 50-tych, 60-tych aż do naszych czasów, to dziesiątki lat. Tu nie chodzi o 1 przypadek który ktoś mógłby przeoczyć.
Musi nastąpić zmiana systemowa a aby to się dokonało należy zacząć od „sita” w seminariach i zmian na poziomie formacji przyszłych kapłanów.
Dziekuje za Pana komentarz. Bardzo solidnie sie Pan zapoznal z materialem zrodlowym. Przyjemnie bylo czytac!
Bardzo Panu dziękuję za komentarze. Wszystkie Pana uwagi podzielam i szczerze mówiąc nie poznaję o. Augustyna. Za moich czasów licealnych i studenckich duchowny ten uważany był za eksperta i autorytet w dziedzinie formacji młodzieży. Z zapałem czytałam jego książki. Teraz widzę, że to kolejny kapłan, który w odpowiedzi na problem pedofili zdaje się mowic „Tak, ale…”. Błąd. Wielki błąd. A już argument o tym, że w innych zawodach też jest pedofilia… No tak, bo przecież masowo powierzamy murarzom i mechanikom dzieci pod opiekę…. Jak wiadomo cechy, stowarzyszenia zawodowe, masowo przenoszą podejrzanych o pedofilię z budowy na budowę, z zakładu do zakładu i milczą o nadużyciach…
O. Augustynie, bardzo mi przykro, że nie rozumie Pan (sic!) prawdziwej przyczyny oburzenia wiernych. Tu nie chodzi o samą instytucję, tylko o jej bezkarność i przekonanie o własnej wyższości i nietykalności.
„Jak powinien się zwracać wg pana adwokat, sędzia czy prokurator do świadków czy innych podsądnych ?”
Tak jak on sobie tego życzy. To co pan pisze jest charakterystyczne dla niewierzących reformatorów Kościoła.
@Wacław
„Tak jak on sobie tego życzy.”
Czyli jak w sądzie zażyczę sobie aby sędzia zwracał się do mnie per „Jaśnie Panie” to tak sąd powinien właśnie zrobić jeśli sędzia jest wierzącym…
Ciekawe, muszę kiedyś spróbować a jeśli odmówią to im powiem, że są niewierzącymi reformatorami Kościoła…
A co jeśli stwierdzą, że są ateistami i nie są żadnymi reformatorami ? Muszę od razu przygotować jakąś ciętą ripostę.
A co jeśli „Jaśnie Panu” nałożą karę porządkową ? Zgadza się pan pokryć karę w razie czego ?