Narracja ewolucyjna w spojrzeniu na wszechświat jest w historii myśli eklezjalnej dość nowa i rodziła się w bólach. Głoszony był, dominujący w Księdze Rodzaju, kreacjonizm. A stwierdzenie Jana Pawła II, że ewolucjonizm jest czymś więcej niż hipotezą, wywołało sensację.
Laudato si’ to pierwsza papieska encyklika, w której stworzenie opisane zostało wyraźnie w narracji ewolucyjnej, chociaż znalazły się w niej cytaty i stwierdzenia, które wskazywać mogą na to, że było ono powołane do istnienia w całej jego wielości i różnorodności jednostkowym aktem wolnej decyzji Boga. Ta wielość i różnorodność – stwierdza papież Franciszek – jest, według św. Tomasza, dziełem zamysłu pierwszego Twórcy, czyli Boga, który chciał, aby „czego nie dostaje jednemu, dla przedstawienia dobroci Bożej, z drugiego można było uzupełnić” (LS 86)1.
Inny święty, Franciszek z Asyżu, jak mało kto wyrażał zachwyt nad stworzeniem, z którym – mówi Pismo Święte – Bóg zawarł przymierze: z takim, jakie ono było kiedyś, jakie jest obecnie i jakie będzie za miliony lat.
Biblijny opis końca świata znacznie lepiej koresponduje z opisem, jaki przewidują astrofizycy, niż biblijny opis początku życia na naszej planecie
W pobożnej egzegezie o stworzeniu podkreśla się nie tylko jego piękno, ale także harmonię. Stosunkowo łatwo zgodzić się z tym twierdzeniem, jeśli za harmonię przyjmiemy brak chaosu. Szczególnie podkreślają to kosmologowie, którzy wiele zjawisk zachodzących w kosmosie są w stanie ująć w opisy matematyczne – samych ich to zadziwia i u niektórych wzbudza poczucie transcendencji. Jeśli jednak przez harmonię mamy rozumieć zgodne współżycie organizmów żywych, to napotykamy trudności. W przyrodzie toczy się bowiem walka na śmieć i życie.
Z całości encykliki Laudato si’ wynika, że papież Franciszek stworzony wszechświat traktuje jako byt, który Bóg wyposażył w zmienność i rozwój jako cechy konstytutywne. Mamy więc do czynienia z creatio continua. Stąd psalm mówiący: „On bowiem nakazał i zostały stworzone, utwierdził je na wieki; nadał im prawo, które nie przeminie” (Ps 148,5b–6). Dzisiaj fraza ta mogłaby brzmieć: On bowiem nakazuje i są stwarzane, utwierdza je i nadaje prawo.
Odkrywanie „niezliczonych form relacji i uczestnictwa – pisze Franciszek – prowadzi nas również do myślenia o całym wszechświecie jako otwartym na transcendencję Boga, w ramach której świat się rozwija” (LS 79) – czytaj: ewoluuje. Oznacza to, że stworzenie musimy rozpatrywać w narracji ewolucyjnej. Dotyczy to zarówno materii nieożywionej, jak i ożywionej. W ciągu około czterech miliardów lat istnienia życia na Ziemi następowała ciągła wymiana gatunków roślin i zwierząt, zawsze z zachowywaniem ich różnorodności. Można przypuszczać, że od pewnego czasu liczba gatunków utrzymywała się na stałym poziomie, przy stopniowej wymianie jednych na drugie.
Warto zauważyć, że takie postrzeganie wszechświata w historii myśli eklezjalnej jest stosunkowo nowe i rodziło się w bólach, chociaż gdy wczytać się w encyklikę Laudato si’, trudno nie zauważyć, że przesłanki myśli ewolucyjnej w Kościele pojawiały się już wcześniej. Jednak powszechnie głoszony był kreacjonizm, który dominuje w narracji Księgi Rodzaju. Jest to o tyle zrozumiałe, że przez wieki doświadczenie codzienne nie wskazywało na zmienność świata. W końcu główne dzieło Darwina O pochodzeniu gatunków figurowało w kościelnym Indeksie ksiąg zakazanych aż do roku 1937, a stwierdzenie Jana Pawła II, że ewolucjonizm jest czymś więcej niż hipotezą, wywołało sensację.
Z przyjęciem biologicznej teorii ewolucji wiążą się jednak pewne trudności. W teologicznym ujęciu stworzenia podkreślana jest jego celowość. Tymczasem celowość nie znajduje potwierdzenia w naukach przyrodniczych. Wiedza, jaką w obrębie tych nauk zebrano w kilku dziesięcioleciach i której dostarcza dziś ewolucja eksperymentalna, jednoznacznie wskazuje, że zmienność organizmów żywych powodowana jest zachodzącymi przypadkowo zmianami genetycznymi (mutacjami) i selekcją wynikłą z konkurencji o miejsce w niszy ekologicznej, a także zmianami klimatycznymi.
Homo sapiens i jego status w stworzeniu
Człowiek jest oczywiście wytworem ewolucji – dziś mamy już sporą wiedzę o antropogenezie. Rodzaj Homo pojawił się około dwóch milionów lat temu. Z czasem wyłaniały się w tym rodzaju nowe gatunki, niekiedy współistniejąc ze sobą, a nawet krzyżując się między sobą (na ile wyróżniane przez antropologów gatunki spełniały kryteria gatunku, nie jest tu istotne). Dziś istnieje tylko jeden gatunek Homo sapiens, liczący, według różnych ocen, 200 do 300 tysięcy lat. Z punktu widzenia mechanizmów ewolucji wyłonienie się naszego gatunku nie było niczym szczególnym.
Według dzisiejszej wiedzy o ewolucji nic nie wskazuje na to, że jakikolwiek gatunek ma gwarancję trwałości – w tym również Homo sapiens. Jest on gatunkiem bardzo wyspecjalizowanym, wymagającym niszy życiowej o małym zakresie zmienności, co zmniejsza jego zdolności adaptacyjne. Ewolucja, w przeciwieństwie do nas, w swych mechanizmach nie uznaje antropocentryzmu ani „postępu”. Liczy się głównie szansa przetrwania i elastyczność w przystosowaniu się do zmieniających się warunków środowiskowych. Niech nas nie uspokaja przekonanie, że sami możemy, do pewnego stopnia, te warunki kształtować.
Przy znacznie pogarszających się warunkach życia na Ziemi człowiek na pewno nie będzie ostatnim gatunkiem, który wyginie. Według dzisiejszej, już dobrze ugruntowanej wiedzy o ewolucji gwiazd w przyszłości Słońce bardzo się rozgrzeje, co spowoduje, że temperatura na Ziemi wzrośnie o kilkadziesiąt stopni, w efekcie czego wyparują oceany. Będzie to oznaczało koniec życia na naszej planecie, jednak człowiek może z niej zniknąć znacznie wcześniej. Co ciekawe, biblijny opis końca świata, dotyczący w zasadzie tego, co się będzie wówczas działo na Ziemi, znacznie lepiej koresponduje z przewidywaniami astrofizyków niż biblijny opis początku świata.
W świetle Objawienia całkiem inaczej niż w spojrzeniu ewolucyjnym przedstawia się również pojawienie się człowieka. Objawienie mówi o wyjątkowości człowieka, ponieważ jest on stworzony na obraz i podobieństwo Boga i jest przez Niego obdarzony nieśmiertelną duszą oraz wszystkimi wynikającymi z tego konsekwencjami. Franciszek pisze: „Nowość jakościowa, jaką oznacza pojawienie się bytu osobowego w ramach materialnego wszechświata, zakłada bezpośrednie działanie Boga, szczególnie powołanie do życia i do relacji jednego «Ty» z innym «ty»” (LS 81). Co więcej, Bóg wcielił się w człowieka i umarł za jego grzechy. Przyjęcie więc przez teologa, że człowiek pojawił się w ramach przebiegających przypadkowo zmian genetycznych i selekcji – jak to ma miejsce w przypadku innych organizmów – byłoby niesłychanie trudne. Dlatego celowość jest tak silnie podkreślana w teologicznych teoriach ewolucji, z których szczególnie znana jest ta zaproponowana przez Teilharda de Chardina.
Można się zastanawiać: przedstawiciele którego z gatunków Homo jako pierwsi przeżywali dylematy natury metafizycznej, uznawali wartości nieutylitarne? Czy byli obdarzeni duszą nieśmiertelną? Ale o tym nie dowiemy się z Objawienia i chyba również spekulowanie na ten temat nie ma sensu. Teologowie jednak nie mogą ignorować olbrzymiego postępu, jaki dokonał się w wiedzy o antropogenezie oraz ewolucji moralności, i muszą zmierzyć się z poważnym wyzwaniem, jakie stanowi dla nich grzech pierworodny. Interesujące jest to, że mimo powszechnego uznania, iż biblijna Księga Wyjścia nie jest opisem rzeczywistych wydarzeń, postać Adama stwarza tu jednak istotny kłopot. Traktowanie bowiem Adama jako podmiotu zbiorowego czyni trudnym wpisanie w ten mit grzechu pierworodnego. Grzech bowiem może być popełniony jedynie przez konkretną osobę – nie ma grzechu zbiorowego. Poza tym byłby to jedyny grzech dziedziczony.
O grzechu można ponadto mówić tylko wtedy, gdy istnieją społeczności posługujące się pojęciami dobra i zła, a także uznające konsens w potępianiu zachowań, takich jak kradzież, morderstwo czy kłamstwo – potępianiu, bez którego społeczeństwu trudno byłoby funkcjonować. Dlatego obyczaj i potem prawo pojawiły się na długo przed Objawieniem, które mówi o wyjątkowej pozycji, jaką Bóg przyznaje człowiekowi. A także o oczekiwaniach Boga wobec człowieka, które zawarte zostały w Bożych przykazaniach, zakazujących m.in. wspomnianych wyżej czynów. Te w języku wiary nazywamy grzechami.
Barbarzyńca w ogrodzie
Wpływanie człowieka na ewolucję papież Franciszek widzi jako zaproszenie go przez Boga do uczestniczenia w creatio continua. Papież w 124. rozdziale Laudatum si’ przypomina, że: „zgodnie z biblijnym opisem stworzenia Bóg umieścił człowieka w dopiero co stworzonym ogrodzie (por. Rdz 2,15) nie tylko, by zatroszczył się o to, co istnieje (pielęgnował to), ale aby w nim pracował (uprawiał go), tak by przynosił on owoce. W ten sposób robotnicy i rzemieślnicy «podtrzymują odwieczne stworzenie»(Syr 38,34)”.
Franciszek odwołuje się do Katechizmu Kościoła katolickiego, który wyjaśnia, że Bóg chciał stworzyć świat „w drodze” do jego ostatecznej doskonałości, a to zakłada obecność w nim fizycznej niedoskonałości i zła. Papież wyjaśnia zamiar Boga następująco: „Chciał On w pewien sposób ograniczyć samego siebie, stwarzając świat potrzebujący rozwoju, gdzie wiele rzeczy, które uważamy za złe, za zagrożenie lub źródło cierpienia, jest w istocie częścią bólów rodzenia, pobudzających nas do współpracy ze Stwórcą” (LS 80).
Przy znacznie pogarszających się warunkach życia na Ziemi człowiek na pewno nie będzie ostatnim gatunkiem, który wyginie
I dalej: „W istocie ludzka interwencja, która zapewnia roztropny rozwój stworzenia, jest najbardziej adekwatną formą zatroszczenia się o nie, ponieważ zakłada przyjęcie postawy narzędzia Boga, aby pomagać w wyłanianiu się potencjalności, jakie On sam wypisał w rzeczach” (LS 124).
Oznacza to dopuszczenie ingerencji człowieka w przyrodę. Jest ona uzasadniona, zdaniem papieża, „by pomóc jej we właściwym rozwoju stworzenia chcianym [podkreślenie – AP] przez Boga” (LS 132). A jak ma to człowiek czynić, podpowiada mu Duch Święty. Tu przywołuje Franciszek słowa Jana Pawła II: „Duch Święty posiada nieograniczoną możliwość działania, właściwą umysłowi Bożemu, który potrafi znaleźć rozwiązanie nawet najbardziej złożonych i nieprzeniknionych sytuacji ludzkiego życia” (LS 80).
Zaproszenie człowieka do przezwyciężania fizycznej niedoskonałości i zła w świecie wyraża się w imperatywie czynienia sobie Ziemi poddaną, jednak Franciszek wyraźnie podkreśla, że Biblia nie daje podstaw do „despotycznego antropocentryzmu”, polegającego na absolutnym panowaniu człowieka nad innymi stworzeniami: „W naszych czasach nastąpił znaczny przerost antropocentryzmu, który w nowym przebraniu nadal zagraża wszelkiemu odniesieniu się do czegoś wspólnego i wszelkim próbom wzmocnienia więzi społecznych. […] Nieodpowiednia prezentacja antropologii chrześcijańskiej doprowadziła do promocji błędnego przekonania na temat relacji człowieka ze światem. Wiele razy przedstawiano prometejskie marzenie panowania nad światem, które wywołało wrażenie, że troska o naturę jest sprawą ludzi słabych. Tymczasem prawidłową interpretacją pojęcia człowieka jako «pana» wszechświata jest rozumienie go w sensie «odpowiedzialnego zarządcy»” (LS 116).
Dobro i doskonałość każdego stworzenia
Człowiek nie jest właścicielem stworzenia, a jedynie jego włodarzem. Narzuca to ograniczenia w interweniowaniu w ewolucję. Skoro „Bóg stworzył świat, wpisując weń pewien ład i dynamizm, to człowiek nie ma prawa ich ignorować” (LS 221). Papież zwraca też uwagę na fakt, że zmiany zachodzące w przyrodzie są naturalne, ale „prędkość, jaką im narzucają ludzkie działania, kontrastuje dziś z naturalną powolnością ewolucji biologicznej” (LS 18).
Tu jednak nie chodzi tylko o tempo. Do tej pory w ewolucji jedne gatunki zastępowały inne. Człowiek natomiast eliminuje pewne gatunki – nie są one zastępowane innymi, przez co zmniejsza się różnorodność przyrody. To zjawisko zdecydowanie nowe.
Papież Franciszek przypomina biblijnym przesłaniem, że Bóg zawarł przymierze z całym stworzeniem. Przywołuje w Laudato si’ fragment dokumentu Konferencji Episkopatu Niemiec z roku 1980. Zawiera on mocne słowa: „Każde stworzenie posiada swoją własną dobroć i doskonałość. […] Różne stworzenia, […] w ich własnym bycie, odzwierciedlają, każde na swój sposób, jakiś promień nieskończonej mądrości i dobroci Boga. Z tego powodu człowiek powinien szanować dobroć każdego stworzenia, by unikać nieuporządkowanego wykorzystania rzeczy” (LS 69).
Przyzwyczailiśmy się do egzegezy wychwalającej, za św. Franciszkiem, piękno stworzenia. Wydaje się więc, że powinniśmy wszystkie stworzenia szanować i chronić. Z takim stanowiskiem możemy jednak mieć pewien kłopot, ponieważ trudno je pogodzić z faktem, że wiele z tych stworzeń, np. pasożyty ludzkie i zwierzęce, staramy się niszczyć i nie ukrywamy, że często dążymy do całkowitego ich wyeliminowania. Chyba żaden teolog nie dopatrzy się w tych działaniach czegoś nagannego.
Człowiek ma oczywiście prawo brać udział w konkurowaniu o swoje miejsce w przyrodzie, jednak pamiętajmy, że ma on znacznie większe niż wiele innych organizmów możliwości rozpychania się w niej. Jest jedynym gatunkiem eksploatującym przyrodę w sposób bardzo przekraczający jego biologiczne potrzeby, a to powoduje jej niszczenie. Co więcej, człowiek jest też jedynym gatunkiem, w którym część populacji – dla swego luksusu i przyjemności, a częściowo także z powodu bezmyślności – sprowadza na inną część populacji ludzkiej nędzę i przyczynia się do tego, że ludzie ci żyją w warunkach zagrażających ich zdrowiu i życiu. „Nie jest zgodne z planem Bożym – cytuje obecny papież Jana Pawła II – by rozporządzać tym darem tak, że z jego dobrodziejstw korzystają tylko nieliczni” (LS 93). I dodaje: „Taki rozwój technologiczny i gospodarczy, który nie pozostawia świata lepszym, a jakości życia integralnie wyższej, nie może być uznany za postęp” (LS 194).
Chciwość, bezmyślność i beztroska powodują niszczenie środowiska, co w różnym stopniu dotyka bogatych i biednych – ci pierwsi potrafią sobie znaleźć jeszcze niezanieczyszczone „zielone pastwiska”, ci drudzy są pozostawiani sami sobie. Bogaci nie troszczą się o ustanowienie jakichkolwiek zasad i norm mających ochronić biedniejszych i słabszych. Palącym problemem staje się pustynnienie wielu terenów naszego globu oraz brak dostępu do wody pitnej, co będzie powodowało masowe migracje ludzi.
Franciszek przekonuje: „Prawdziwe podejście ekologiczne zawsze staje się podejściem społecznym […]. Jeśli nie uznaje się w samej rzeczywistości znaczenia człowieka ubogiego, ludzkiego embriona, osoby niepełnosprawnej, by podać tylko kilka przykładów – trudno będzie usłyszeć wołanie samej przyrody. […] Ponieważ wszystko jest ze sobą powiązane, nie uda się pogodzić obrony przyrody z usprawiedliwieniem aborcji. Niewykonalny wydaje się proces edukacyjny na rzecz przyjęcia osób starszych, przebywających wokół nas, które są czasami uciążliwe i kłopotliwe, jeśli nie otacza się opieką ludzkiego embrionu, mimo że jego pojawienie może być powodem trudności i problemów” (LS 49).
Bóg uczynił człowieka włodarzem stworzenia. Encyklika papieża Franciszka nie pozostawia najmniejszej wątpliwości, że okazuje się on włodarzem niegodziwym. Trudno jednak uznać, że Pan Bóg tego nie przewidział. Jeśli jednak przyjmujemy, że stworzenie, w tym ludzkość, znajduje się „w drodze”, to istnieje nadzieja, że na koniec wieków ewolucja dojdzie do rozwoju chcianego przez Boga.
Odwołując się do myśli św. Wincentego z Lerynu, Franciszek stwierdza: „Chrześcijaństwo, pozostając wierne swojej tożsamości i otrzymanemu od Jezusa Chrystusa skarbowi prawdy, nieustannie na nowo formułuje swoją myśl i nieustannie wypowiada się na nowo w dialogu z nowymi sytuacjami historycznymi, pozwalając, by na nowo rozkwitała jego odwieczna nowość” (LS 121).
Oznacza to ni mniej, ni więcej, że świadomość eklezjalna też podlega ewolucji, a teologia, jak stworzenie, jest, na szczęście, też w drodze.
Tekst ukazał się w kwartalniku „Więź”, wiosna 2020
1 Wszystkie cytaty z encykliki Laudato si’ (dalej LS) pochodzą z: www.vatican.va/content/francesco/pl/encyclicals/documents/papa-francesco_20150524_enciclica-laudato-si.html [dostęp: 13.01.2020].