Spośród wszystkich polskich biskupów po roku 1989 to właśnie Jan Chrapek odznaczał się największą wrażliwością na problemy społeczne.
Fenomenu biskupa Jana Chrapka nie można sprowadzić tylko do tego, że był człowiekiem niezwykle życzliwym, ciepłym i dobrym[1]. Owszem, „Chrapello” był całkowicie otwarty na drugiego. Przyjaźnił się z ludźmi o życiorysach i poglądach dalekich od kościelnej ortodoksji, a nawet od jakiejkolwiek wiary. W stopniu radykalnym wierzył w ludzką dobrą wolę. W każdym chciał i potrafił doszukać się dobra. Nie był w tej wierze naiwny. On po prostu całkowicie świadomie wolał być oszukany, niż kogoś zrazić do Kościoła, a przez to i do Boga.
Ale też jednocześnie Chrapek był bardzo głęboko wierzącym chrześcijaninem, wiele wymagającym od siebie i innych. Uparcie szukał kompromisów w rozwiązywaniu problemów, a konsekwentnie odrzucał kompromisy w kwestiach moralnych. Potrafił wzorcowo łączyć dwa wymiary bycia chrześcijaninem: głęboką tożsamość i szeroką otwartość.
Dziś w Kościele zapanowała moda na mocną tożsamość, a otwartość i nastawienie dialogowe uważane są często za przejawy tożsamości słabej. Ci, którzy znali bp. Chrapka, mogą potwierdzić, że przekraczał on napięcie między tożsamością a otwartością. Pokazywał swoim życiem, że nie są to aspekty sprzeczne, lecz dwa różne wymiary wiary. Tożsamość skierowana jest ad intra, do wewnątrz wspólnoty wiary; otwartość natomiast skierowana jest ad extra, na zewnątrz.
Bp Chrapek potrafił wzorcowo łączyć dwa wymiary bycia chrześcijaninem: głęboką tożsamość i szeroką otwartość
Chrapkowa otwartość to zatem wyraz jego mocnej tożsamości. To dowód, że tożsamość i otwartość potrzebują siebie nawzajem. Bez tożsamości bowiem otwartość staje się sympatyczną nijakością. Natomiast tożsamość bez otwartości łatwo staje się dogmatycznym zamknięciem na człowieka.
To, jak mi się wydaje, podstawowa lekcja, jakiej powinniśmy nauczyć się od nieodżałowanej pamięci biskupa radomskiego. Ale warto też niejako zajrzeć do jego głowy, zobaczyć, w jaki sposób myślał – aby później próbować kształtować własne myślenie w „Chrapkowy” sposób.
Jak być Kościołem społecznym?
W swojej działalności bp Jan Chrapek zawarł przede wszystkim bardzo ważną, bardzo potrzebną i bardzo aktualną wizję katolicyzmu społecznego. Moim zdaniem, spośród wszystkich polskich biskupów po roku 1989 to właśnie on odznaczał się największą wrażliwością na problemy społeczne. Był ordynariuszem radomskim zaledwie przez dwa lata, a tak bardzo ożywił miasto i diecezję. Pozostawił po sobie trwałe ślady i w ludzkiej pamięci, i w stworzonych instytucjach, i w opracowaniach teoretycznych.
W najbardziej dojrzały sposób swoją wizję społecznej roli Kościoła bp Jan Chrapek zawarł w czterech listach pasterskich, wyraźnie tworzących przemyślaną całość. Najpierw wydał list na temat biedy i ubóstwa (marzec 2000)[1], później o dobru wspólnym (sierpień 2000)[2] oraz o wolontariacie (styczeń 2001)[3]. We wrześniu 2001 roku, miesiąc przed swoją tragiczną śmiercią, opublikował list pasterski „Troska drugim imieniem miłości”, będący nowatorską propozycją syntezy społecznego myślenia chrześcijańskiego, skoncentrowaną właśnie wokół zasady troski[4].
Trzeba dodać, że były to listy pasterskie inne niż te, z którymi zazwyczaj się spotykamy. Przeznaczone nie do czytania z ambony, lecz do czytania w domu. Każdy z nich liczy nie 2-3 strony, lecz kilkadziesiąt. Są bardzo starannie napisane. Były one, jak pisał sam Chrapek, zaproszeniem do wspólnej poważnej refleksji, a nie tylko przekazem myśli z góry Kościoła na dół.
Znaczenie listów pasterskich biskupa radomskiego można było dostrzec już wtedy, gdy powstawały. Bezpośrednio po jego śmierci Tomasz Wiścicki pisał na łamach „Więzi”: „Cztery listy społeczne biskupa Chrapka stanowią zarys (wcale niemały, ponad 120 stron!) niedokończonego, niestety, programu duszpasterskiego, którego znaczenie przekracza z pewnością granice diecezji radomskiej”. Po dziesięciu latach mogę z pełnym przekonaniem potwierdzić te słowa i dodać, że w czasie tej dekady nie udało się, niestety – ani w Episkopacie Polski, ani szerzej: w naszym Kościele – dokończyć tego społecznego programu duszpasterskiego. Na nowy list społeczny episkopatu czekamy na przykład bezskutecznie już dziesięć lat[5]. Świat się zmienia, problemów przybywa, a dojrzałej kościelnej diagnozy wciąż brakuje.
Nie chcę referować tych czterech listów pasterskich nieodżałowanej pamięci biskupa. Chciałbym z nich wybrać jedynie kilka elementów, które uważam za fundamentalne dla jego programowego zamiaru stworzenia współczesnej wizji społecznej roli Kościoła i chrześcijan. Spróbuję też (oczywiście hipotetycznie) aktualizować niektóre z omawianych kwestii do dzisiejszej sytuacji.
Wizję społecznej roli Kościoła trzeba obecnie na nowo opisać. Po 1989 roku zdołaliśmy bowiem w Polsce dość szybko wypracować nowy model relacji Kościół–państwo – opierający się na konstytucyjnych zasadach autonomii i niezależności obu podmiotów oraz, tam gdzie to możliwe i potrzebne, ich współpracy dla dobra wspólnego. Nie twierdzę, że ten model jest w Polsce konsekwentnie realizowany, ale teoretycznie jest wypracowany i stanowi dobry punkt odniesienia do oceny realnej praktyki życia społecznego.
Brakuje jednak podobnego modelu relacji Kościół–społeczeństwo. Można powiedzieć, że po bolesnych doświadczeniach upolitycznienia w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych Kościół w Polsce zrozumiał (przynajmniej teoretycznie), że nie powinien być Kościołem partyjnym, ale wciąż nie potrafił jeszcze znaleźć sposobu (nawet teoretycznie) na to, jak być Kościołem społecznym.
Profesjonalizm jako droga duchowości
Nowa wizja społecznej roli Kościoła powinna być sformułowana na trzech płaszczyznach. Patrząc od dołu, chodzi najpierw o aktywność społeczną w wymiarze indywidualnym, czyli o taką wizję duchowości chrześcijańskiej, która będzie ściśle wiązała osobistą wiarę z zaangażowaniem na rzecz innych. Po drugie, powinna powstać wizja działania organizacji katolickich i kościelnych: jakie mają być ich priorytety i dalekosiężne cele, ich związki ze społeczeństwem obywatelskim i trzecim sektorem. Po trzecie, potrzebna jest ogólna wizja społecznej roli Kościoła w nowoczesnym społeczeństwie pluralistycznym. Innymi słowy, chodzi o wskazówki dla jednostek, organizacji i całego Kościoła. We wszystkich tych sferach bp Chrapek miałby nam coś ważnego do powiedzenia.
W sferze duchowości bardzo cenną intuicją Chrapka jest rozumienie zaangażowania na rzecz innych – czy to pracy zawodowej, czy aktywności społecznej – jako bezpośredniej realizacji powołania chrześcijańskiego. Trafnie wyraził to w wywiadzie w książce „Dzieci Soboru zadają pytania”. Rozmowa z nim dotyczyła soborowego dekretu o środkach społecznego przekazu, lecz zarówno jej tytuł – „Potrzeba wierzących profesjonalistów” – jak i pewne fragmenty wyrażają istotną myśl autora. Chrapek mówił nam wtedy: „Jedną z zasad życia duchowego musi być profesjonalizm. Nie można zabierać się do operacji chirurgicznej bez odpowiedniego wykształcenia – podobnie nie można pracować w mediach bez odpowiedniej wiedzy i poczucia odpowiedzialności”.
To niby oczywiste, że trzeba być fachowcem w sprawach, którymi się człowiek zajmuje. Zupełnie nieoczywiste jest natomiast ukazywanie profesjonalizmu jako cnoty chrześcijańskiej, jako drogi współczesnej duchowości. Innymi słowy Chrapek wyrażał tę myśl, gdy w liście pasterskim nazywał wolontariat formą apostolstwa świeckich. Dodawał, że jest to forma „oryginalna, a przede wszystkim wiarygodna”.
W tym jego liście pojawił się też syntetyczny „«Dekalog» wolontariusza chrześcijańskiego”, popularny obecnie w kręgach społecznie aktywnych chrześcijan. Te Chrapkowe intuicje trzeba dziś wykorzystać, tworząc jakże potrzebną duchowość chrześcijanina-obywatela, ucząc młodych ludzi w przykościelnych wspólnotach, że ich chrześcijańskim powołaniem jest nie tylko modlitwa, lecz także różne formy troski o innych; że Ewangelia ma również wymiar społeczny.
Kościelny fundusz inicjatyw społecznych?
Na płaszczyźnie instytucjonalnej – naśladując bp. Chrapka – warto poszukać pomysłów podobnych do tego, który on współtworzył: Fundacja „Dzieło Nowego Tysiąclecia”. Powstała ona po pielgrzymce Jana Pawła II do Polski w 1999 r. z zamiarem wspierania działań w dziedzinie edukacji i kultury. Fundacja prowadzi obecnie bardzo cenną działalność, wspierając (nie tylko finansowo) setki stypendystów z ubogich rodzin i przyznając nagrody „Totus”, czasem (zdecydowanie na wyrost) zwane katolickimi Noblami.
Społeczny katolicyzm ma być zorientowany na dobro wspólne, a nie dobro katolików
Jest jednak pewna sfera, w której przydałaby się nowa inicjatywa. Otóż katolickie organizacje społeczne w Polsce – z wyjątkiem Caritas i właśnie Fundacji „Dzieło Nowego Tysiąclecia” – są dość słabe instytucjonalnie, bo nie mają stabilnych źródeł finansowania. Ogranicza to ich możliwości i swobodę działania. W Kościele instytucjonalnym takich źródeł nie znajdują, muszą się więc dostosowywać do zmiennych wymagań świeckich grantodawców.
W tej sytuacji, jak sądzę, warto stworzyć – w skali ogólnopolskiej – nowe mechanizmy finansowania działań katolickiego trzeciego sektora, swoisty kościelny fundusz inicjatyw społecznych. Mogłaby to być nowa kościelna fundacja albo tylko nowa forma działania Fundacji „Dzieło Nowego Tysiąclecia”.
Być może taki kościelny fundusz inicjatyw społecznych mógłby powstać z części środków zdobywanych przez diecezje ze sprzedaży odzyskiwanych gruntów kościelnych. Wobec olbrzymiej społecznej (a zwłaszcza medialnej) podejrzliwości w kwestii majątku kościelnego przekazanie części tych środków na cele społeczne byłoby znaczącym gestem. Wyobrażam sobie, że w tym funduszu decyzje o przyznaniu wsparcia zapadałyby w drodze konkursów, a władze fundacji co roku mogłyby ogłaszać kilka priorytetów, wokół których powinny się koncentrować działania wnioskodawców. Metoda taka pozwalałaby na świadome, całościowe kształtowanie kierunków i form aktywności społecznej katolików.
Myślę, że bp Chrapek, który tak bardzo troszczył się o aksjologiczne fundamenty społeczeństwa obywatelskiego, gorąco popierałby taką inicjatywę (a może nawet, gdyby żył, dawno by już ją założył).
Duchowo i konkretnie
Jaka natomiast powinna być ogólna wizja społecznej roli Kościoła w nowoczesnym społeczeństwie pluralistycznym? Tu właśnie największą pomocą w wypracowaniu zasad refleksji i działania służą cztery wspomniane listy pasterskie bp. Jana Chrapka.
List „Troska drugim imieniem miłości” – jak pisał Tomasz Wiścicki – „w charakterystyczny dla tragicznie zmarłego biskupa sposób łączy odwołania biblijne i odniesienia do nauczania społecznego Kościoła z bardzo konkretnymi diagnozami stanu polskiego społeczeństwa i równie konkretnymi propozycjami działania”.
Biskup Chrapek w swej refleksji łączył rozważania teologiczne i duchowe, przenikliwe analizy socjologiczne i długie katalogi przykładowych inicjatyw, które należałoby podjąć. Tym sposobem jego listy pasterskie unikały zarówno pułapki abstrakcyjnego uduchowienia, jak i przesadnego aktywizmu.
Duchowość bowiem dla bp. Chrapka to nie abstrakcja, lecz konkret – to drugi człowiek, w którym jest Chrystus. W piękny sposób ukazywał to, rozwijając dawną chrześcijańską myśl o dwóch skarbach Kościoła, jakimi są Eucharystia i ubodzy: „Obecność Chrystusa w ubogich nie jest oczywiście tym samym rodzajem obecności, co pod postaciami chleba i wina, ale jest również rzeczywista i «ustanowiona» przez samego Jezusa, który wielokrotnie utożsamiał się z najuboższymi”.
Prawa człowieka czy prawa katolików?
Naczelnym kryterium oceny życia społecznego była dla bp. Chrapka zasada dobra wspólnego. Jak przypominał, już w XIX wieku w encyklice „Rerum novarum” papież Leon XIII uznał zasadę dobra wspólnego za „pierwsze i ostatnie po Bogu prawo w społeczności”. To w imię dobra wspólnego, pisał biskup radomski, „potrzebna jest nam solidarność nie przeciw drugim, ale za drugich i dla drugich”. I przestrzegał: „Jeśli zabraknie jednoczącej siły wspólnego dobra, społeczeństwo nasze będzie stawało się coraz bardziej bezkształtną zbiorowością zatomizowanych jednostek, szukających nie wespół z innymi, ale przeciwko innym realizacji swych własnych, indywidualnych interesów”.
Innymi słowy, w sferze społecznej Kościół ma służyć dobru wspólnemu, a nie tylko dobru katolików. Dla bp. Chrapka był to też wniosek z wielkiej lekcji Kościoła w PRL, gdy Kościół cieszył się ogromnym autorytetem i zaufaniem, bo bronił nie tyle praw katolików (choć oczywiście je gwałcono i powodów do protestowania było dużo więcej niż dzisiaj), ile praw człowieka, co oznaczało również obronę praw katolików, a dodatkowo zyskiwało życzliwość i współpracę osób stojących z dala od Kościoła.
Stosowanie się do tej zasady powinno oznaczać, że zwłaszcza gdy pojawiają się próby przedstawiania nas, katolików, jako grupy interesów w społeczeństwie – tym bardziej sami nie powinniśmy sprowadzać własnej postawy i działalności do słusznej skądinąd obrony naszych praw. Pisałem o tym w „Gazecie Wyborczej”, ukazując ideologię nienawiści jako wspólny mianownik działań neofaszystowskich i niszczenia Biblii[6]. W imię dobra wspólnego powinniśmy raczej całościowo odrzucać nienawiść we wszelkich jej formach – godne napiętnowania są bowiem wszelkie akty niszczenia cmentarzy, miejsc pamięci, przedmiotów i miejsc kultu religijnego czy symboli ważnych dla mniejszości narodowych – a nie sprowadzać się samemu do roli grupy interesów, prowadzącej działania lobbingowe na rzecz obrony partykularnej katolickiej symboliki religijnej i własnych wyznawców. Społeczny katolicyzm ma być zorientowany na dobro wspólne, a nie dobro katolików.
Ubogi też człowiek
Według bp. Chrapka inicjatywy społeczne nie są dodatkiem do misji Kościoła, lecz jej istotnym elementem. Nie można oczywiście sprowadzać Kościoła do roli instytucji charytatywnej, ale jeśli wspólnoty kościelne ograniczają się do kultu i modlitwy, to nie pełnią swej bardzo ważnej roli, nie spełniają swego powołania. Przed dwoma laty kard. Kazimierz Nycz oceniał, że jedynie 10 proc. polskich parafii angażuje się społecznie. Oznacza to, że około 9 tys. parafii jest społecznie biernych, nie podejmując odpowiedzialności za świat, w którym żyjemy.
Bardzo ważnym elementem katolicyzmu społecznego według bp. Chrapka jest troska o to, aby ubodzy i wszystkie osoby doświadczające pomocy ze strony Kościoła traktowani byli podmiotowo, a nie tylko jako przedmiot działania. Albowiem „liczy się nie tylko sama pomoc, ale także sposób udzielenia tej pomocy”. Biskup radomski mocno troszczył się o zachowanie (lub przywrócenie) poczucia podmiotowości tym, którym bieda, nędza czy bezrobocie tę godność odbiera. Zachęcał, „by ubogiego postrzegać zawsze przede wszystkim jako człowieka, by widzieć jego godność i dobro przesłonięte niekiedy chorobą, kalectwem czy nawet budzącymi naturalny opór zewnętrznymi przejawami ich sposobu bycia i zachowania. Chodzi o to, by nawet dając materialne wsparcie, nie przechodzić jakby obok tego człowieka”. Chciał, by pomiędzy pomagającym a ubogim powstawała relacja „ja–ty”, a nie tylko „ja–on”.
Jako szczególne zadanie chrześcijan Chrapek widział wolontariat. W specjalnym liście na ten temat pisał: „Istnieje dzisiaj pilna potrzeba sformułowania dojrzałej teologii oraz praktycznej duchowości wolontariatu”. Minęło 10 lat, obchodzimy właśnie rok wolontariatu, a potrzeba ta jest coraz bardziej pilna, bo poza indywidualnymi ośrodkami Kościół w Polsce nie potraktował wolontariatu jako swojej metody działania. Propagowaniu takiego myślenia służył IX Zjazd Gnieźnieński, który odbył się w dniach 16-18 marca 2012 r. i dotyczył roli chrześcijan w społeczeństwie obywatelskim.
W polskich dyskusjach ostatnich lat zdarzało się słyszeć głosy, że Kościół zapomniał o społeczeństwie. Może nie tyle zapomniał, ile nie potrafił znaleźć dróg bliskiego spotkania. Ale jeszcze nic straconego. Wciąż możemy się nauczyć być Kościołem społecznym – wolnym i od duchowego „bujania w obłokach”, fałszywie odrywającego człowieka od ziemi, i od partyjności sprowadzającej religię do ideologii. Kościołem, który – jak Bóg – będzie dla człowieka. Bo to człowiek jest drogą Kościoła.
Sięgnijmy zatem ponownie po listy społeczne biskupa Jana Chrapka. „Z naszego sposobu myślenia i działania gdzieś zniknęła biblijna zasada miłości społecznej” – ubolewał w 2001 r. Całym swoim życiem starał się przywracać miłości społecznej należne jej miejsce w życiu publicznym. Ale czym jest miłość? Chrapkowa odpowiedź na to pytanie jest dla mnie poważnym wyrzutem sumienia: „Kochać innych ludzi to chcieć, by byli wolni i więksi, niż my sami jesteśmy”.
Tekst ukazał się w książce „Krytyczna wierność.”. To lekko poszerzona wersja wystąpienia podczas sympozjum „Ślady biskupa Jana Chrapka” w Radomiu, 30 września 2011 r., opublikowanego w „Przeglądzie Powszechnym” 2012, nr 6.
[1] „Tylko miłość się liczy”.
[2] „Ślad Najwyższego Dobra”, tekst dostępny w: „Nauczanie społeczne Biskupa Radomskiego”, nr 1, Radom 2001.
[3] „Dzielmy się miłością”.
[4] Tekst publikowany w formie broszurki: „Troska drugim imieniem miłości”, Radom, 15 września 2001 r.
[5] Doczekaliśmy się kilka miesięcy po wygłoszeniu tego wystąpienia – w marcu 2012 r. episkopat opublikował list „W trosce o człowieka i dobro wspólne”. Poprzedni list społeczny „W trosce o nową kulturę życia i pracy” był wydany w roku 2001 (przypis z roku 2014).
[6] Z. Nosowski, „Wiele twarzy jednej nienawiści”, „Gazeta Wyborcza” 15 września 2011 r.