Żadna z władz nie zaproponowała nam środków zabezpieczających. Jesteśmy pozostawieni samym sobie – mówi siostra Małgorzata Chmielewska i wraz ze swoimi współpracownikami organizuje szycie masek ochronnych.
„Ruszamy z produkcją. Prototyp już jest. Dziękuję za porady Dobrym Ludziom” – ogłosiła wczoraj na swoim Facebooku siostra Małgorzata Chmielewska, przełożona Wspólnot „Chleb Życia” dla osób bezdomnych i chorych. Opublikowała zdjęcie z szycia materiałowych masek ochronnych. Z miejscowej szwalni maski trafią do domów fundacji i organizacji pomocy bezdomnym.
W sobotę siostra pisała na blogu: „Masek i fartuchów mamy ledwo, a kombinezonów w razie gdyby się coś zdarzyło, wcale. A władze myślą i myślą. O ludziach bezdomnych jakoś nie myślą, ale myślą. Nic nowego. Wczoraj była telenarada z organizacjami z całej Polski. Wszyscy mają to samo, albo inaczej – nie mają tego samego: środków higieny, pakietów ochronnych, wytycznych, za to mają ludzi bezdomnych. Pozamykały się jadłodajnie i punkty wydawania posiłków”. I zaapelowała: „Władze wszelkie, pamiętajcie o ludziach bezdomnych, niepełnosprawnych i ich opiekunach, starych i chorych. Pamiętajcie najpierw o nich. Pamiętajcie poprzez konkretne działania, nie dyskusje, bo czasu nie ma. Nie liczy się teraz opcja polityczna, religia czy jej brak. Liczy się człowiek”.
Siostra Chmielewska wraz z innymi przedstawicielami organizacji pozarządowych zajmujących się osobami w kryzysie bezdomności 15 marca podpisała apel do rządzących w sprawie sytuacji osób bezdomnych. „Apelujemy do przedstawicieli władz publicznych o uwzględnienie w strategii walki z rozprzestrzenianiem się koronawirusa w Polsce osób w kryzysie bezdomności oraz pracowników organizacji wspierających tę grupę” – czytamy w tekście. „Miasta decydują o zamknięciach galerii handlowych, restauracji, mieszkańcy pozostają w izolacji. Osoby przebywające na ulicach pozostają zdane wyłącznie na siebie z ograniczonymi możliwościami pozyskania żywności czy jakiejkolwiek pomocy. Często się przemieszczając, stanowią również zagrożenie jako potencjalne źródło nowych zachorowań w przestrzeni miejskiej. Streetworkerzy nie wyposażeni w pakiety ochrony osobistej, czyli profesjonalne kombinezony i maseczki, narażają własne zdrowie, żeby nieść pomoc. Sami mogą również stanowić zagrożenie jako źródło emisji wirusa. Specjalistyczne placówki natomiast, są zmuszone do rozważenia ograniczenia przyjęć ze względu na bezpieczeństwo pracowników i podopiecznych” – piszą sygnatariusze.
– Żadna z władz nie zaproponowała nam środków zabezpieczających, które są w tej chwili koszmarnie drogie. Nikt nie zaoferował wsparcia dla naszego personelu. A przecież wpuszczenie do grupy 80 starych, schorowanych ludzi kogoś z ulicy to dziś wielkie ryzyko. Musimy sobie radzić sami. Jesteśmy pozostawieni samym sobie. Z drugiej za to strony wymaga się od nas miejsc na kwarantannę zakażonego. To absurd – mówi siostra Chmielewska kieleckiej „Gazecie Wyborczej”. – Rozczarować się można, jeśli się na kogoś liczy. My powinniśmy móc liczyć, ale nie możemy. Większość urzędników już teraz pracuje online. My tak nie możemy – dodaje.
DJ
Ale po co to ostrze wymierzone w kogoś, w jakieś władze. Czy już nie możemy poruszać naszych deficytów bez atakowania innych?
Bez sensu, Panie Piotrze, takie uwagi. Siostra potrzebuje pomocy (!) i to właśnie sygnalizuje w rozpaczliwym położeniu. Tu nie ma ataku, tylko bezsilność wobec ogromu potrzeb, by nieść pomoc tym najuboższym. Gadaniem nie pomożemy! Działajmy – bardzo proszę.