Żadna to pobożność i żadne poświęcenie narażać siebie, a co gorsza innych, na infekcję. Prawa szabatu muszą ustąpić prawu miłości – pisze o. Wacław Oszajca na portalu Deon.pl.
Na świecie trwa pandemia koronawirusa. W Polsce dotychczas zdiagnozowano 61 chorych, jedna osoba zmarła. Zamknięto szkoły, uczelnie, miejsca kultury (w tym kina i teatry).
Kilka dni temu włoski episkopat zdecydował o zamknięciu u siebie na kilka tygodni wszystkich kościołów. „Włosi zostali bez publicznie sprawowanej Eucharystii. Nie wiemy, co nam przyniesie przyszłość. Być może i nas czeka długi, przymusowy, eucharystyczny post” – komentował ks. Andrzej Draguła. Jeszcze we wtorek przewodniczący polskiego episkopatu, abp Stanisław Gądecki, prosił księży o zwiększenia liczby mszy (jego zdaniem, miałoby to rozładować ewentualny tłum w kościele), zaś ks. Paweł Rytel-Andrianik przekonywał, że „jest niewyobrażalne, abyśmy nie modlili się w naszych kościołach”. Wczoraj Rada Stała Konferencji Episkopatu Polski zaleciła jednak biskupom diecezjalnym, by udzielili dyspensy od uczestnictwa w niedzielnej liturgii osobom starszym, dzieciom, ich rodzicom oraz wszystkim, którzy boją się zarażenia.
Do dyskusji o tym, czy w czasie pandemii warto zawiesić praktykę religijną włączył się na portalu Deon.pl o. Wacław Oszajca, jezuita i teolog. Jego zdaniem „nie można zamykać Jezusa w kościele, w obrzędzie, w liturgii, gdyż jest On we wszystkim i ponad wszystkim, jak mówi Ignacy z Loyoli. Nie możemy też siebie zamykać w obrębie świątyni, jak też doktryny, gdyż wtedy wiara, religia, stają się ideologią, czymś użytecznym do np. uzasadnienia wszystkiego, czego człowiek zapragnie z największymi zbrodniami włącznie”.
Powołując się na twierdzenie Karla Rahnera, że wierzący za pomocą osądu sumienia może zwolnić się z przestrzegania przykazań kościelnych, zakonnik przyznaje rację Krzysztofowi Mądlowi SJ, który powiedział, że jeśli katolik rezygnuje z niedzielnej mszy w imię troski o zdrowie własne i innych, to nie tylko nie popełnia grzechu, ale wykazuje się cnotą, a także Piotrowi Żyłce deklarującemu, że w najbliższą niedzielę nie pójdzie na Mszę.
„Każdego dnia na naszych oczach coraz więcej naszych sióstr i braci w człowieczeństwie i wierze – niby owa ewangeliczna owca – wpada w chorobę, która za nic ma wszelkie zaklęcia łącznie z tymi, które podpierają się Bożym imieniem. Wirusa, też przecież Boże stworzenie, nie odstrasza święcona woda ani biurokratyczne zarządzenia w rodzaju odprawiajmy więcej mszy, to wtedy zadośćuczynimy wymogom służb epidemiologicznym i tym samym odsuniemy od siebie groźbę zarażenia” – pisze o. Oszajca. Odpowiada też tym, którzy twierdzą, że „jest niewyobrażalne, abyśmy nie modlili się w naszych kościołach”: „Takiej możliwości nie trzeba sobie wyobrażać, ona już się zmaterializowała – Plac Świętego Piotra i bazylika pod jego wezwaniem świeci pustkami. Poza tym pamiętamy, a i dzisiaj tak się dzieje, że przez dziesiątki lat, a bywało że i przez parę setek, chrześcijanie nie modlili się w kościołach i nie odprawiali mszy, a jednak wiarę zachowali”.
Jezuita przypomina, że zbawienie „nie zależy jedynie, ani przede wszystkim, od chodzenia, czy nie chodzenia do kościoła, ale od wiary. Nie w życie wieczne, ale w Jezusa, którego twarzą zawsze byli i są ci, którzy «źle się mają»”. „Żadna to pobożność i żadne to poświęcenie narażać siebie, a co gorsza innych, na infekcję” – dodaje.
„Prawa szabatu muszą ustąpić prawu miłości. Chrześcijański szabat nie może być wrogiem dobra” – zaznacza na koniec o. Oszajca.
DJ
Nareszcie jakiś MĄDRY głos z kościoła, bo słuchając niektórych biskupów miałam wrażenie, ze wszyscy zwariowali…Dzięki, ze są jeszcze Normalni ludzie w K.K
Odpowiedzialny głos, dla tych którzy maja jakieś wątpliwości co zrobić. Dziękuje.
Absurd, Ciało Chrystusa Jest Prawdziwym i Jedynym Lekarstwem! Tylko Jezus może nas uzdrowic prawdziwie!
Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie. Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym. / J 6, 53-55
Wielkie dzięki za te mądre słowa.
Za przeciwnym poglądem też stoją poważne argumenty. Np. rząd Wielkiej Brytanii też powołując sie na ustalenia naukowe uznał, że zakaz zgromadzeń, zamknięcie kin, restauracji, lotnisk itp. nie ma żadnego wpływu na przebieg epidemii i nie podejmuje takich działań (jak rozumiem Brytyjczyków, wcześniej czy później każdy musi zachorować, że przez to trzeba przejść jak dziecko przez różyczkę czy świnkę. Nie przesądzając w tym miejscu co zrobię w tą niedzielę, oceniam stanowisko o.Oszajcy, że przeciwny pogląd mogą zajmować tylko kołtuni, idioci lub fundamentaliści, za instrumentalne potraktowanie epidemii do walki z tymi katolikami, z którymi o.Oszajca ma na pieńku z zupełnie innych powodów.
Być może trzeba tę zarazę przechorować (i ku temu prowadzą działania brytyjskie, choć nie do końca, bo przecież zalecają pozostawanie w domu, docierają do chorych w domach zamiast zabierać ich do szpitali – co jest inną niż polska wizja udzielania pomocy, kto wie która skuteczniejsza), ale w przypadku polskim zakaz zgromadzeń, zamknięcie kin, restauracji, lotnisk itp. może mieć olbrzymi wpływ na przebieg epidemii, bo rozciągając zachorowania w czasie (spowalniając proces kolejnych zachorowań) zmniejszamy prawdopodobieństwo paraliżu w ochronie zdrowia (do czego zdaje się może dojść, jeśli nie zmienimy codziennych nawyków i innych zachowań). Co innego zachorowanie 70% społeczeństwa jednocześnie lub prawie jednocześnie, a co innego rozciągnięte na kilka dobrych miesięcy. Dziękuję za – dla mnie – łagodzący głos o.Oszajcy
Jestem bardzo ciekawa, o co zapyta nas kiedyś Chrystus. Bo apostołów zapytał, czemu są bojaźliwi i małej wiary.
Może zapyta nie o wiarę, ale o miłość? Czy w stosunku do naszych bliźnich kierowaliśmy się miłością i np. nie narażaliśmy ich na choroby i niepotrzebne cierpienia. „Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość – te trzy: z nich zaś największa jest miłość” (Kor 13,13).
„Pan” Oszajca czegoś chyba nie rozumie. To nie jest kwestia chodzenia do kościoła dla samego chodzenia. Kościół zawsze potępiał takie myślenie u swoich owieczek. Chodzi o spotkanie… z Nim, prawdziwym, realnym… a to jest możliwe tylko w eucharystii. Żadna modlitwa w domu do sufitu, w lesie do drzewa, w samochodzie do asfaltu nie zastąpi tego szczególnego czasu i możliwości spojrzenia w Jego Boskie Oblicze jak podczas eucharystii. Owszem, Bóg jest w każdym człowieku. We mnie też. Ale tam… pod postacią chleba i wina jest najbardziej mi bliski. Bo tam dowiaduję się, że miłość nie ma granic. I nie powinno ich tym bardziej się tworzyć „stawiając szlabany” do wejść kościoła. Łatwo, wierzcie mi.. bardzo łatwo jest wyprowadzić się od Chrystusa z Domu Jego Ojca wmawiając sobie, że poszukam go w ludzkim obliczu, ale jakże ciężko do Niego – prawdziwego, a nie wymyślonego – wrócić.
Obecna rzeczywistość pokazuje, że ludzie z nadzieją czekali na tak skomplikowaną sytuację, bo teraz mogą przy aplauzie „postępowych” kapłanów, jakby w sposób uprawomocniony trwać w swoim przekonaniu o słuszności dotychczasowego wyboru. Wiecie dlaczego ludzie kiedyś tłumnie w czasie epidemii modlili się w kościołach? Bo w przeciwieństwie do nas, współczesnych katolików – wierzyli w Bożą Opatrzność, wierzyli w Jego Miłość. Problem u nas jest taki, że nawet wśród księży, jak „Pan” Oszajca – wierzymy „tylko”… powtarzam „tylko” w naukę i ludzie wysiłki.
Czy Ksiądz naprawdę uważa, że o. Oszajca zachęca, aby modlić się „w domu do sufitu, w lesie do drzewa, w samochodzie do asfaltu”?
Pisze Ksiądz: „Ale tam… pod postacią chleba i wina jest najbardziej mi bliski. Bo tam dowiaduję się, że miłość nie ma granic”. Kiedy św. Wincenty a Paulo zauważył, że w niedzielę w jednym z domów założonego przez niego zgromadzenia sióstr miłosierdzia chorzy zostali pozostawieni bez opieki, bo wszystkie siostry uczestniczyły w eucharystii, upomniał je i ustanowił obowiązującą do dziś w tym zgromadzeniu zasadę „opuszczać Chrystusa dla Chrystusa”. Właśnie taka miłość nie zna granic – oparta na czynach, a nie na wzniosłych słowach. Opuszczam Chrystusa w eucharystii, aby być przy Nim w drugim człowieku, nie narażając go lekkomyślnie na choroby i cierpienia. W przeciwnym wypadku jestem jak miedź brzęcząca lub cymbały brzmiące.
Do ks. DARIUSZA SOBIERAJA wiejskiego proboszcza .
Przecież było powiedziane , że gdy dwóch gromadzi się w Imie Moje , tam KOSCIÓŁ MÓJ .
Mówienie zatem o modlitwie do sufitu , czy do drzewa możemy więc przyrównać do zarzutu modlenia się przed obrazem , bo było napisane , że nie będziesz czynił wizerunku ….itd a już z pewnością nie oddawał mu czci .
Bóg jest wszędzie ważne , jak z Nim rozmawiamy .
I jeszcze jedno . Zwracanie się do innego kapłana przez ” Pan ” jest co najmniej nie godne i nie zwalnia z tego dopisek – wiejski proboszcz .
Wymagajmy od wszystkich a od kapłanów jeszcze więcej .
Pozdrawiam