Jesień 2024, nr 3

Zamów

Kalendarium sprawy bp. Szkodonia – i co z niego wynika

Bp Jan Szkodoń podczas mszy pogrzebowej za bp. Tadeusza Pieronka. Fot. Joanna Adamik

Cóż z papieskich deklaracji, że troska o pokrzywdzonych jest priorytetem Kościoła, skoro tempo załatwiania spraw w watykańskiej kongregacji jest wręcz obstrukcyjne?

Moją pierwszą analizę sprawy zarzutów o molestowanie seksualne 15-latki postawionych bp. Janowi Szkodoniowi – „Krakowski test prawdy” – kończyłem kilkoma istotnymi pytaniami. W celu dalszego publicystycznego wyjaśniania tych kwestii za pierwszą niezbędną czynność uznałem sporządzenie precyzyjnego (na ile to możliwe) kalendarium. 

Poniżej publikuję zestawienie, które powstało w oparciu o różne, niezależne od siebie, źródła. Obejmuje ono przede wszystkim przebieg procedowania spraw zgłoszonych w nuncjaturze apostolskiej i w prokuraturze, a ponadto inne dostępne ważne informacje. 

Jeszcze niżej piszę, co z tego wynika.

Pani Monika dała instytucjom kościelnym szansę wzorcowego i szybkiego wyjaśnienia sprawy na gruncie kanonicznym, z czego jednak watykańscy urzędnicy skwapliwie nie skorzystali

27 maja 2019

– do nuncjatury apostolskiej w Warszawie trafia pismo zaadresowane do papieża Franciszka z korespondencją zawierającą świadectwo (po polsku i włosku) pokrzywdzonej kobiety (dalej określam tę kobietę jako panią Monikę, zgodnie z konwencją przyjętą w reportażu Marcina Wójcika, który ujawnił sprawę); 

30 maja 2019 

– nuncjatura informuje pełnomocnika pani Moniki, że korespondencja została przekazana pocztą dyplomatyczną do adresata w dniu jej otrzymania; 

27 sierpnia 2019 

– do krakowskiej prokuratury rejonowej trafia zawiadomienie o uzasadnionym podejrzeniu popełnienia przestępstwa na szkodę pani Moniki przez bp. Szkodonia; 

10 września 2019 

– prokuratura wszczyna dochodzenie w sprawie doprowadzenia małoletniej „do wielokrotnego poddania się lub wykonania bliżej nieustalonej do chwili obecnej czynności seksualnej, nadużywając stosunek zależności”, tj. o przestępstwo z  art. 199 par. 2 Kodeksu karnego; 

11 września 2019 

– prokuratura zawiadamia panią Monikę o wszczęciu dochodzenia;

wrzesień 2019 

– rozpoczęcie dochodzenia wstępnego w Kongregacji Nauki Wiary (pani Monika otrzymuje tę informację dopiero w połowie stycznia 2020 r.)

1 października 2019 

– przesłuchanie pani Moniki jako świadka w krakowskim sądzie rejonowym, z udziałem m.in. prokuratora, sędziego i biegłego psychologa;  

grudzień 2019 

– pani Monika rozmawia o swojej krzywdzie z ks. Tadeuszem Isakowiczem-Zaleskim; 

16 grudnia 2019 

– Kongregacja Nauki Wiary podejmuje decyzję o konieczności wysłuchania pani Moniki celem ustalenia szczegółów dotyczących zarzucanych czynów przestępczych oraz precyzyjnych dat i okresów, w których miało dojść do molestowania seksualnego (pani Monika otrzymuje tę informację dopiero w połowie stycznia 2020 r.)

27 grudnia 2019 

– decyzja prokuratury o umorzeniu dochodzenia ze względu na przedawnienie karalności czynu; 

8 stycznia 2020 

– Marcin Wójcik z „Gazety Wyborczej” rozmawia z bp. Szkodoniem w krakowskiej kurii archidiecezjalnej;

10 stycznia 2020 

– nuncjatura wysyła pismo informujące o wszczęciu dochodzenia wstępnego i zapraszające panią Monikę na wysłuchanie, z przywołaniem wcześniejszych decyzji Kongregacji Nauki Wiary; 

19 stycznia 2020 

– ostatnie wystąpienie publiczne bp. Szkodonia: centralne nabożeństwo ekumeniczne podczas Tygodnia Modlitw o Jedność Chrześcijan w Sanktuarium św. Jana Pawła II w Krakowie;

23 stycznia 2020 

– wysłuchanie pani Moniki w warszawskiej nuncjaturze apostolskiej (w tym: przekazanie do akt dochodzenia kanonicznego protokołu z przesłuchania z krakowskiego sądu rejonowego); udział wzięli: pani Monika z pełnomocnikiem oraz czterech uczestników postępowania delegowanych przez nuncjusza apostolskiego: trzech duchownych i prawnik świecki;

24 stycznia 2020 

– bp Szkodoń stawia się na wezwanie w nuncjaturze apostolskiej; nuncjusz informuje go o wszczęciu wobec niego postępowania i nałożeniu ograniczeń;

– bp Szkodoń informuje o postawieniu mu zarzutów abp. Wojciecha Polaka, delegata Konferencji Episkopatu Polski ds. ochrony dzieci i młodzieży;

7 lutego 2020 

– „Gazeta Wyborcza” zapowiada publikację reportażu Marcina Wójcika „Zły dotyk biskupa z Krakowa” (nie podaje nazwiska hierarchy, ale też nie utrudnia jego identyfikacji);

9 lutego 2020 

– dyrektor biura prasowego archidiecezji krakowskiej ks. Łukasz Michalczewski informuje Polską Agencję Prasową, że „bp Jan Szkodoń przebywa poza archidiecezją krakowską. Powodem są wysuwane wobec niego oskarżenia”; duchowny twierdzi również: „Archidiecezja krakowska nie zna treści oskarżeń stawianych biskupowi”;

– bp Jan Szkodoń publikuje oświadczenie, w którym zaprzecza stawianym zarzutom; 

10 lutego 2020 

– publikacja reportażu Marcina Wójcika „Zły dotyk biskupa z Krakowa” w „Gazecie Wyborczej”;

11 lutego 2020 

– oświadczenie wydaje kard. Stanisław Dziwisz; emerytowany metropolita krakowski stwierdza, że „zarzuty boleśnie dotknęły wiele osób, dla których Biskup Jan jest autorytetem, ojcem i przyjacielem. Wszyscy oczekujemy, że zostaną one rzetelnie i szybko wyjaśnione”;

Kraków patrzy na Watykan 

Do chwili publikacji tego kalendarium nie zabrał publicznie głosu urzędujący metropolita krakowski abp Marek Jędraszewski. Nie udało mi się również ustalić, kiedy dokładnie dowiedział się on (lub ktokolwiek inny z kurii krakowskiej) o postawieniu zarzutów bp. Szkodoniowi. 

Z pewnością informacja o postawieniu zarzutów biskupowi pomocniczemu musiała dotrzeć do metropolity krakowskiego nie później niż 24 stycznia 2020 r., bezpośrednio po wizycie Szkodonia w nuncjaturze. W kręgach kurialnych nie mogła być już wtedy tajemnicą także kwestia artykułu przygotowywanego przez „Gazetę Wyborczą” (skoro temat ten był wręcz przedmiotem rozmowy po przesłuchaniu w nuncjaturze 23 stycznia).  

Oznacza to, że archidiecezja krakowska miała co najmniej dwa i pół tygodnia, żeby przygotować odpowiednie oświadczenia, komunikaty, wyjaśnienia. Tymczasem ograniczono się do wysłania bp. Szkodonia za granicę i opublikowania jego oświadczenia. Milczenie bywa złotem, ale czasem jest raczej chowaniem głowy w piasek – za co płaci się wysoką cenę. Co gorsza, dyrektor biura prasowego archidiecezji podał mediom informację, która, moim zdaniem, nie może być prawdziwa – skoro bowiem o zarzutach wobec bp. Szkodonia dowiedział się 24 stycznia delegat KEP ds. ochrony dzieci i młodzieży, to tym bardziej musi o tym wiedzieć metropolita krakowski.

Najwyraźniej jednak przy Franciszkańskiej zapadła decyzja: całą odpowiedzialność przerzucamy na Watykan. Szef biura prasowego archidiecezji krakowskiej mówi wprost: „Wykonujemy wszystkie polecenia otrzymane z Watykanu. […] Oczekujemy szybkiego poznania prawdy w duchu nauczania papieża Franciszka”. Formalnie takie podejście ma uzasadnienie, bo to tylko papież, a nie metropolita krakowski, jest władny podjąć decyzje dotyczące biskupa pomocniczego. Merytorycznie też, jak pokażę niżej, jest za co winić struktury watykańskie. Chowanie się za plecami Watykanu może jednak nie wystarczyć, gdy sprawę trzeba będzie rozliczać także na własnym podwórku.

Milczenie kurii krakowskiej jest dodatkowo elementem obnażającym – znany skądinąd już wcześniej – brak jakiejkolwiek rozsądnej polityki informacyjnej w polskim Kościele. Oto bowiem wszystko, co ma do powiedzenia dziennikarzom rzecznik Konferencji Episkopatu Polski, sprowadza się do słów: „Proszę zadawać te pytania w archidiecezji krakowskiej”. Wszystko natomiast, co ma do powiedzenia archidiecezja krakowska, to odesłanie pytających do Watykanu. We współczesnym świecie instytucja, która w taki sposób komunikuje się z opinią publiczną, kompromituje się totalnie. 

Prokuratura szybsza niż Watykan

Co natomiast wynika z powyższego zestawienia dat dla refleksji nad Kościołem powszechnym? Niestety, nic optymistycznego. 

Po pierwsze, przykuwa uwagę niezwykle długi – zważywszy rangę sprawy – okres pomiędzy złożeniem zawiadomienia w nuncjaturze i natychmiastowym przekazaniem sprawy do Watykanu (27 maja) a podjęciem w Kongregacji Nauki Wiary decyzji o konieczności przesłuchania osoby zgłaszającej swoją krzywdę (16 grudnia). Powiedzmy wprost: jest to okres skandalicznie długi.

Nic nie tłumaczy faktu, że pracownicy watykańskiej kongregacji nie nadali priorytetowego charakteru pierwszej polskiej sprawie, w której oskarżony został urzędujący biskup

Wiadomo, że liczba spraw dotyczących wykorzystywania seksualnego osób nieletnich przez duchownych rozpatrywanych przez KNW rośnie lawinowo (ostatnio pojawiła się informacja o około tysiącu spraw rocznie, z całego świata). W kongregacji brakuje pracowników do zajmowania się taką liczbą przypadków. Wniosków z Polski przybywa, a do niedawna w KNW tylko jedna osoba znała nasz język. Rozpatrywanie wniosków składanych przez polskie diecezje i zakony trwa wiele miesięcy. To wyjaśnia sytuację, ale jej nie usprawiedliwia. Nic przede wszystkim nie tłumaczy faktu, że pracownicy watykańskiej kongregacji nie potrafili nadać priorytetowego charakteru pierwszej polskiej sprawie, w której oskarżony został urzędujący biskup. 

Po drugie, na tym tle uderzająco pozytywna jest ocena działań krakowskiej prokuratury. Dochodzenie zostało wszczęte szybko, było prowadzone sprawnie i mądrze (np. zdecydowano się na formę przesłuchania z udziałem sądu, co umożliwia jednokrotne, a nie wielokrotne, składanie zeznań przez osobę pokrzywdzoną). Powstała też w ramach dochodzenia prokuratorskiego obszerna opinia psychologiczna dotycząca pani Moniki. W ciągu czterech miesięcy zapadła ostateczna decyzja prokuratury – a ze względu na istniejący w polskim prawie okres przedawnienia nie mogła ona być inna. 

Po trzecie, zwraca uwagę kolejność działań podejmowanych przez panią Monikę – najpierw skierowała swe pismo do nuncjatury, dopiero trzy miesiące później do prokuratury, a za kolejne kilka miesięcy skierowała się do „Gazety Wyborczej” (szukała też pomocy u znanego krakowskiego duchownego). Postawiłbym wręcz hipotezę, że gdyby reakcja Watykanu była odpowiednio szybka, sprawa prawdopodobnie w ogóle nie trafiłaby do prokuratury, a tym bardziej do mediów. Pani Monika wręcz dała instytucjom kościelnym szansę wzorcowego i szybkiego wyjaśnienia sprawy na gruncie kanonicznym, z czego jednak watykańscy urzędnicy skwapliwie nie skorzystali. 

Młyny kościelne mielą zbyt powoli

Wniosek z tego wypływa taki, że wszelkie kościelne przeprosiny, huczne bicia się w piersi i gromkie deklaracje poprawy zdadzą się psu na budę, jeśli nie nastąpi realna zmiana czysto biurokratyczna. Cóż z papieskich deklaracji, że troska o pokrzywdzonych jest priorytetem Kościoła, skoro tempo załatwiania spraw w watykańskiej kongregacji może być przez tychże pokrzywdzonych uznawane za wręcz obstrukcyjne? 

Co gorsza, jest jeszcze bardziej kluczowy aspekt sprawy: systemowe nieinformowanie osoby zgłaszającej swoją krzywdę nawet o wszczęciu dochodzenia, a tym bardziej o jego przebiegu. Jak widać z powyższego kalendarium, choć KNW wszczęła wstępne dochodzenie kanoniczne we wrześniu 2019 r., aż do połowy stycznia 2020 r. pani Monika nie otrzymała na ten temat jakiejkolwiek informacji. Dopiero gdy – po trzech miesiącach prowadzenia dochodzenia, a po upływie siedmiu miesięcy od złożenia zawiadomienia! – wreszcie postanowiono ją przesłuchać, dotarła do niej pierwsza reakcja z Watykanu. I jak tu nie stracić wiary przez te długie niemal osiem miesięcy? Ja bym pewnie stracił, pani Monika – jednak nie…

Wesprzyj Więź

Warto jeszcze wyjaśnić jedną kwestię. Z dostępnych mi informacji wynika, że zaproszenie na wysłuchanie zostało wysłane z nuncjatury do pani Moniki dwa dni po rozmowie dziennikarza „Gazety Wyborczej” z biskupem Szkodoniem. Niektórzy mogą z tego wyciągać wniosek, że pismo nuncjatury było bezpośrednia reakcją na ujawnienie przez Wójcika zamiaru przygotowania reportażu. Moim zdaniem jednak decyzje Kongregacji Nauki Wiary, jakie przywołuje nuncjatura w liście z 10 stycznia 2020 r., rzeczywiście zapadły wcześniej. Nuncjatura powołuje się na decyzję KNW o wysłuchaniu pani Moniki z 16 grudnia 2019 r., a – wziąwszy pod uwagę długi okres świąteczny i kościelną biurokratyczną mitręgę – wierzę, że dopiero „po Trzech Królach” zajęto się w nuncjaturze tą sprawą. Nie węszyłbym tu więc nagłej błyskawicznej reakcji na zapowiedź publikacji. To raczej kolejny przykład, że młyny kościelne mielą powoli. Zdecydowanie zbyt powoli.  

Jest w tej sprawie jeszcze jeden smutny aspekt. Ale nie wynika on bezpośrednio z kalendarium i wymaga odrębnego omówienia. Wrócę do tego zapewne pojutrze. 

PS. Czytelników proszę o cierpliwość. Nie udało się opublikować ciągu dalszego „pojutrze”. Niektóre wątki sprawy wymagają dłuższego weryfikowania.

Podziel się

Wiadomość

Sprawa nie jest „priorytetowa” z bardzo prostej przyczyny, ponieważ na gruncie także prawa kanonicznego mogła ulec już przedawnieniu (20 lat od uzyskania pełnoletności). A jeśli nie, to i tak jest to sprawa odległa. Kolejną rzeczą i wskazaną jest, aby poczekać na wyniki śledztwa prokuratury. Wyniki takiego śledztwa, stanowią istotną rolę, jak nie kluczową. Raczej nie szukałabym tu drugiego dna całej tej sprawy, niestety tyle to trwa.
Natomiast zgadzam się, co że milczenie Kurii, jest zastanawiające. Można tu jedynie podejrzewać, że wychodzą z założenia, że cokolwiek powiedzą, to i tak będzie źle. Natomiast, to i tak „cud”, że nuncjatura się wypowiedziała, bo to chyba pierwszy raz.

Z tego przywołania w pierwszej kolejności prawa kanonicznego w tej sprawie wnioskuję, że siostra jeszcze nie zna przypowieści o dobrym Samarytaninie, w której możliwość zaciągnięcia nieczystości przez dotknięcie krwi zakazuje świątobliwym przechodniom pomóc ofierze, bo mogliby naruszyć „prawo” stojące na przeszkodzie szybkiemu zatroszczeniu się o poranionego.

Stereotyp zarzuca kobietom, ze zamiast mysleć tylko czują… a mamy powyżej dowód, że to nieprawda: panowie tracą rozum przez swoje emocje a zdrowy rozsądek zachowała jedynie s. Miriam. Zachowanie prawa jest fundamentem ochrony naszej cywilizacji przez samosądami i fundamentalizmem religijnym, który już wie lepiej i więcej…

Tak, to bardzo ciekawe, co napisał ks. Andrzej. Dzięki temu, że większość naszego Kościoła zachowała „rozsądek”, mamy i kryzys w tym Kościele, i zgorszenie, i odpływ wielu ludzi od tak „rozsądnego” Kościoła. Mamy radykalny spadek zaufania do instytucji Kościoła i radykalny spadek powołań, a uczniowie powodowani rozsądkiem (tym razem bez cudzysłowu) rezygnują z lekcji religii.To wszystko dzieje się zapewne z powodu tracenia przez lud Boży rozumu. Powtarzam moją propozycję s. Miriam na rzecznika prasowego biskupa Jędraszewskiego, a ksiądz Andrzej może telewizja „Trwam”, może radio…. Nazwy nie podaję, bo nie chcę się spowiadać z bluźnierstwa.

Jak czytam te komentarze,w których ktoś występuje kościoła bądź traci wiarę z powodu grzechów prawdziwych lub domniemanych hierarchów kościelnych,myślę sobie:cóż to za wiarę ma ten człowiek?Czy to wiara w Boga czy w hierarchów kościelnych i księży?Każdy duchowny sam osobiście odpowie ,i to srodze,za swoje czyny,a my za wierność Bogu…

Z faktu, że ktoś przestaje chodzić do kościoła czy nie chodzi na religię prowadzoną przez przedstawicieli tegoż kościoła, w którym mu przeszkadzają duchowni udający, że szambo się jeszcze nie wylało nie wynika że utracił wiarę szanowna Pani Katarzyno.

Istnieją jeszcze inne związki wyznaniowe. Można się też modlić w domu, w lesie czy gdziekolwiek. Do tego nie jest potrzebny kościół. Wystarczy być dobrym człowiekiem ! Czego wielu hierarchom brakuje.

I do tego (odejścia wiernych) doprowadzą zarówno ci kryminaliści w sutannach oraz ci którzy ich kryją i ci którzy nawołują w imię źle pojętej „lojalności” do udawania że się nic nie dzieje. Róbcie tak dalej.

A czy każdy duchowny sam osobiście odpowie ? Tu na ziemi ? Jakoś tego nie widać żeby każdy z nich odpowiadał a wręcz przeciwnie ! A jeśli odpowiedzą w piekle to już nikt z nas nie będzie o tym wiedział. Zgorszenie ma miejsce tu i teraz na ziemi i właśnie tu każdy z nich ma ponieść karę.
A miłosierdzie niech okaże im Bóg. Jak czytam wypowiedź pana księdza na tych łamach o okazaniu miłosierdzia sprawcom to nie wierzę własnym oczom że ktoś ma czelność jeszcze po tym wszystkim pisać takie rzeczy !

Uprzejmie informuję, że wierzę JE ks. bp.dr Janowi Szkodoniowi, że jego sprawa ma drugie dno. Tzw. pani Monika dokonała zemsty na ks. bp.dr Janie Szkodoniu, który nie podjął się załatwienia „unieważnienia ślubu kościelnego i nie akceptował rozwodu pani Moniki. Jest to obraz co może zrobić rozjuszona kobieta. Tłumaczenie obwinionego ks. bp. nie zostało odpowiednio przyjęte i nagłośnione, gdyż nie pasowało to do linii ataku GW na Kurię Metropolitalną w Krakowie. Zaatakowano skromnego rozmodlonego Dziekana Krakowskich biskupów, który z pokorą przyjął ten krzyż, po krzyżu, którym był niedawno zawał serca i nadal trwająca rehabilitacja. W moich działaniach postaram się, by GW została zmuszona do przeprosin JE ks. bp dr Jana Szkodonia wraz z odpowiednią gratyfikacją. Lecz, jak naprawić szkody, które zostały wyrządzone, w wyniku linczu na schorowanym człowiekowi. Myślę, że osobom dokonującym tego linczu będzie się ciężko umierać, jeśli nie dokonają prośby o przebaczenie. Natomiast p. Monika do swoich grzechów dołożyła następny, ale to już tak jest, że jeden grzech pociąga następne. JEZU UFAM TOBIE

@Franciszek
Wszystko jest możliwe, dlatego od tego są sądy żeby to wyjaśnić.
Możliwy scenariusz też mógłby być taki że zarówno ją molestował jak i nie chciał unieważnić ślubu a wtedy wyjawiła co jej robił w przeszłości.
Możliwości jest wiele. Sąd ma to rozstrzygnąć.

Skoro tak ufasz to spokojnie czekaj na wynik rozprawy.