„Degul przyjechał!” – oświadczyłem uroczyście po powrocie od fryzjera. „De gol” – poprawiła mnie matka i moje zwiastowanie mesjasza z Zachodu zapadło się w nieskończoną próżnię obojętności. Ale najgorsze miało dopiero nastąpić – przy wózku dziecięcym (handel był obwoźny) wypełnionym degolówkami.
Pełny tekst – w kwartalniku „Więź” lato 2020 (dostępnym także jako e-book).