Czy można sobie wyobrazić, że Jezus wezwałby cię i pozwolił głosić Dobrą Nowinę, gdyby widział w tobie nieuleczalnego złoczyńcę?
Tekst ukazał się w miesięczniku „Więź” nr 2/1981.
Długo zastanawiałem się, czy napisać do ciebie ten list, obawiałem się niezrozumienia w środowisku. Wyobrażam sobie, jakich wymyślań musisz się zawsze nasłuchać z okazji Wielkiego Tygodnia. Co prawda, również Ewangelia nie obeszła się z tobą zbyt mile: Jan nazywa cię wręcz „złodziejem” (J 12,6), a Jezus posuwa się nawet do oświadczenia: „byłoby lepiej dla tego człowieka, gdyby się nie narodził” (Mk 14, 21). Więc jeśli piszę, to po prostu dlatego, że jesteś mimo wszystko moim bratem, a zarazem – nieprzeniknioną zagadką. Poza tym wciąż przyłapuję się na zadawaniu w myśli Chrystusowi tego samego pytania, z jakim zwrócili się doń apostołowie, gdy zapowiedział im, że jeden z nich – którego po imieniu nie nazwał – Go zdradzi: „Czy to ja, Panie?”.
Kim jesteś właściwie, Judaszu, ty, który – jak wszyscy pozostali apostołowie – rzuciłeś kiedyś wszystko i poszedłeś za Jezusem? Czy można sobie wyobrazić, że wezwałby cię i pozwolił głosić Dobrą Nowinę, gdyby widział w tobie nieuleczalnego złoczyńcę? Czy gdybyś marzył tylko o pieniądzach – wytrwałbyś trzy lata w tak skromnej kompanii, pod Mistrzem nie mającym „gdzie by głowę mógł wesprzeć” (Mt 8,20)? Czy posunąłby się On wtedy do umycia ci w czasie Ostatniej Wieczerzy nóg tymi samymi rękoma, które nazajutrz zostały przebite gwoździami w rezultacie twej wyszukanej perfidii? Czemuś dopuścił się zdrady aż tak haniebnej? Wszak dla zdobycia paru groszy nie musiałeś gubić przyjaciela, mogłeś nadal podbierać wspólną kasę. Czyżbyś był więc niezbędnym trybem machiny Odkupienia – ty, do którego skierowano słowa: „Co chcesz czynić, czyń prędzej!” (J 13,27). Powiedz, Judaszu, czy jesteś na pewno potępiony? To ważne, to rzutuje na cały problem zła, predestynacji i wolności, sądu i zbawienia; wszystkie te pytania w najwyższym stopniu zależą od trybu twojego życia i śmierci.
Czyżbyś był więc niezbędnym trybem machiny Odkupienia?
Czy nie należy przypadkiem widzieć w tobie przede wszystkim ofiary osamotnienia? Ominęła cię szansa Piotra, który, po trzykrotnym zaparciu, natknął się na Jezusowy wzrok i pod jego wpływem gorzko zapłakał. Nie usłyszałeś piania kura, nikt ci w twym łkaniu nie pomógł. Byłeś sam jak palec i „była noc” (J 13,27), inaczej: wstąpił w ciebie szatan, a ty nie umiałeś się pogodzić z tym wstrętnym towarzystwem; szybciej jeszcze wzdrygnąłeś się na widok szatana, niż odwróciłeś się kiedyś od Jezusa, szybciej niż Dobro – Zło stało się dla ciebie czymś nie do zniesienia. Czemuś jednak, nieszczęsny Judaszu, nie wspomniał wtedy, w tej lodowatej samotności, na ostatnie słowa Jezusa skierowane do ciebie, równie ufne jak przy poznaniu, zdolne w jednej chwili rozproszyć ogarniający cię mrok: „Przyjacielu mój…” (Mt 26,50)? Czy słyszysz je jeszcze, „przyjacielu mój”?
Ty, który wolałeś oderwać się od własnej jaźni, wieszając się na drzewie – jakżeś mógł zapomnieć, że kto wpadnie w ręce Boga, dostaje się zarazem w moc Jego nieprzebranej miłości? Gdyż Ten sam, który oświadczył, iż z powierzonej gromadki nie stracił ani jednego „z wyjątkiem syna zatracenia” (J 17,21), błagał na krzyżu Ojca o darowanie wszystkim ludziom (Łk 23,24). Tą ostatnią modlitwą zamyka śledztwo wdrożone przeciw jakiejkolwiek zbrodni, oznajmia niekompetencję naszej, ludzkiej sprawiedliwości; tu liczy się już tylko miłosierdzie. Kościół przekazuje w stanie nieskażonym tajemniczy dogmat o piekle, nigdy jednak nie zezwolił na nazywanie kogokolwiek potępieńcem.
Toteż, Judaszu, nie orientując się, gdzie cię zastanie ten list – kieruję go na poste restante. Myślę o poświęconej ci sztuce Pagnola, który na dojmujące pytanie: „Czy Judasz jest w piekle?” – każe odpowiedzieć swemu Chrystusowi w ten sposób: „Muszę tę sprawę pominąć, gdyż inaczej ludzie zaczęliby nadużywać mojej wyrozumiałości”.
Z Bogiem, Judaszu.
przeł. J.S.
Tekst opublikowany w periodyku diecezji marsylskiej, przedrukowany przez dziennik „La Croix” w numerze z 6-7 kwietnia 1980 r. Ukazał się w miesięczniku „Więź” nr 2/1981.