Nikt nie odbierze mi prawa do bycia w Kościele, niezależnie od tego, jaką naklejkę sobie przylepi – mówi Paweł Dobrowolski, jeden ze współtwórców kampanii „Przekażmy sobie znak pokoju”, z wykształcenia teatrolog.
„Przekażmy sobie znak pokoju” to kampania społeczna sprzed trzech lat. Na zaproszenie organizacji LGBT włączyły się w nią niektóre środowiska katolickie. „Więź” udzieliła jej patronatu medialnego.
Grzegorz Pac: Muszę zacząć od wyznania. Po tym, co wydarzyło się w ostatnią sobotę w Białymstoku, czuję się mocno zagubiony. Nie znalazłem też w przestrzeni publicznej głosu, z którym bym się utożsamiał. Uświadomiłem sobie, że chciałbym usłyszeć, jak Ty się w tym wszystkim odnajdujesz. Znamy się od lat. Jesteś wierzący i zaangażowany w Kościół, a zarazem wyoutowany, w stałym związku z Konradem. Przyszło mi do głowy, że skoro nasza rozmowa będzie miała wartość dla mnie, to może dla innych też.
Paweł Dobrowolski: Gdy zobaczyłem w sobotę relacje znajomych, którzy pojechali do Białegostoku, poczułem przerażenie i lęk. Zobaczyłem wojnę. Potrafię zrozumieć, że część społeczeństwa nie zgadza się z poglądami osób LGBT. Rozumiem nawet, że jakieś grupy mają zupełnie inne przekonania i chcą je zademonstrować w tym samym czasie, co Marsz Równości. Nie potrafię jednak zrozumieć agresji słownej i fizycznej. Przecież w Białymstoku rzucano kamieniami w kobiety i w nieletnich, próbowano ich wyłapywać z tłumu i bić. Ludzi, którzy chcieli po prostu przejść przez miasto ze swoimi flagami i pokazać, że takie osoby jak oni żyją i mają prawo żyć w naszym kraju. Przecież to nikomu niczym nie zagraża.
Najbardziej w tym wszystkim szokujące było dla mnie to, że wybuch agresji odbywał się za przyzwoleniem, a nawet z udziałem Kościoła. Na kontrmanifestacjach Bóg był odmieniany przez wszystkie przypadki. Osoby, w których twarzach zobaczyłem wściekłość, trzymały często w rękach różaniec i święte obrazy. To nie byli tylko kibole. „Zakaz pedałowania” skandowały wraz z nimi panie w średnim wieku, katoliczki, o jowialnym wyglądzie.
Mówisz, że Twoją pierwszą reakcją na sobotnie wydarzenia było przerażenie i lęk. Lęk o siebie, o przyszłość?
– Nie tyle o siebie. Nie jestem przecież w grupie największego ryzyka. Nie ukrywam swojej orientacji, chodzę na parady równości, ale z racji miejsca zamieszkania i środowiska, w którym się obracam, nie czuję się zagrożony. W sobotę pomyślałem jednak o tych wszystkich osobach, które mieszkają na przykład w Białymstoku i w okolicznych miastach, odkrywają w sobie orientację homoseksualną, do tego są młodsze ode mnie, więc nie mają jeszcze wyrobionych mechanizmów obronnych. Poczułem trwogę o to, co się stanie, jeśli będą zmuszone zejść do getta, ukrywać się i żyć w ciągłym lęku, w atmosferze nagonki.
Obecna sytuacja budzi we mnie skojarzenia z Marcem ’68. W relacjach osób, które na fali antysemickiej nagonki wyjechały wtedy z Polski, powtarza się jak refren, że najwięcej złego zrobiły ówczesne media. Pisano, że Żydzi powinni zniknąć z naszego państwa, przypisywano im zbiorowo bardzo negatywne cechy. To głównie przez to życie tysięcy ludzi w Polsce stało się tak nieznośne, że decydowali się porzucić cały dobytek swojego życia, przyjaciół, pracę i wyemigrować. Zdefiniowano ich jako wroga publicznego Dziś, niestety, widzę podobny mechanizm. Osoby LGBT stały się obecnie wrogiem i zagrożeniem numer jeden.
Rozmawiamy w czasie, gdy „Gazeta Polska” dodaje do swojego numeru naklejki z napisem „Strefa wolna od LGBT”. Nie wiemy, jaki będzie ostatecznie finał tej akcji. Mogę sobie wyobrazić, że za jakiś czas wszyscy jednoznacznie będziemy wspominać ją jako coś gruntownie niestosownego, wstydliwego. Ale przecież równie dobrze może być tak, że naklejki zawisną na drzwiach pubów, kawiarni, kin, plebanii czy nawet – co byłoby szczególnie bolesne – kościołów.
Jak patrzysz na całą sytuację z perspektywy katolika? Jak Ci jest być w Kościele, który – jak sam mówisz – dokłada rękę do homofobicznych ataków?
– Bardzo trudno, bo – będąc gejem i katolikiem – jestem pośrodku. Homofobiczne ataki uderzają we mnie, ale antykościelne hasła też mnie bolą. Nie wiem do końca, po której stronie stanąć. Kiedy jednak widzę, że silniejsza grupa atakuje słabszą, nie mam wątpliwości. Wtedy zwyczajna ludzka przyzwoitość podpowiada, jak się zachować.
Bycie w Kościele było i jest dla mnie trudne. Kiedyś miałem w sobie rys ewangelizatora – zapraszałem ludzi, chciałem pokazywać im Kościół od środka. Miałem też pozytywną jego wizję. Widziałem w nim homofobię, ale wydawało mi się, że występuje ona w cywilizowanych granicach, że jest marginesem. Pewnie dlatego, że sam miałem szczęście doświadczać jej w niewielkim stopniu. Sądziłem też, że można – choćby za pomocą kampanii społecznych i szczerej ludzkiej rozmowy – zmieniać mentalność polskich katolików. Dziś już nie jestem takim optymistą.
Teraz widzę wyraźnie, że w kontekście osób LGBT wspólnota katolicka – przynajmniej w polskim wydaniu – robi niewiele lub nie robi nic dobrego na rzecz równości i szacunku dla drugiego człowieka. Swoją bezmyślnością, biernością i ignorancją przyczynia się zaś do utwierdzania w społeczeństwie negatywnych postaw, a nawet je podsyca.
Mam poczucie wyraźnej klęski Kościoła, który kompletnie zagubił się we współczesności. Jednocześnie czuję się członkiem tej wspólnoty, z którą łączy mnie bardzo silna więź, której bardzo dużo zawdzięczam i w której doświadczyłem naprawdę dużo troski i dobra.
Często spotykasz się z pytaniem, co Ty właściwie jeszcze robisz w tym towarzystwie?
– O tak, to pytanie wciąż powraca. Nie mam na nie gotowej odpowiedzi. Często rozum podpowiada, by się po prostu odseparować od tych, którzy nie szanują takich jak ja. Jednocześnie wiem, że odcinanie się od tego co trudne i bolesne, nie zawsze jest dobrym rozwiązaniem. Będąc w Kościele wierzę, że mogę odmieniać i reformować go od środka. Już sama nasza obecność z Konradem na coniedzielnej eucharystii, jest dla wielu katolików i księży okazją do konfrontowania się z innością i otwierania się na nią. Staram się dyskutować, tłumaczyć i pokazywać im, że życie w stałym, homoseksualnym związku nie oddala nas od Boga, a wręcz uczy nas wierności, miłości i wzajemnej troski. Odbyłem setki takich rozmów, gdyż wielu katolików naprawdę ciekawi i intryguje nasza obecność w Kościele. Oczywiście nie zawsze dają one skutek w postaci zrozumienia, ale przynajmniej toczy się jakiś dialog.
Poza tym ja tak łatwo się nie poddaję. Kościół to również mój dom i mam prawo w nim być. Nikt mi tego prawa nie odbierze, niezależnie od tego, jaką sobie naklejkę przylepi.
Już widzę komentarze pod naszą rozmową, które mówią, że jesteś przykładem syndromu sztokholmskiego.
– Ależ ja to słyszę cały czas! Że mam syndrom sztokholmski, schizofrenię, że powinienem się leczyć. Atmosfera takich internetowych dyskusji niewiele się różni od katolickich forów.
A ja mam już dość ludzi, którzy mi mówią, co mam robić i jak żyć. Jedna strona uznaje, że muszę opuścić Kościół, druga, że powinienem rozstać się ze swoim partnerem i żyć w czystości. Zgodni są tylko co do jednego: powinienem się leczyć (śmiech). Zadziwia mnie, jak wielu jest ludzi, którzy mają gotowy przepis na rozwiązanie mojego konfliktu wewnętrznego. Zupełnie jakbym samodzielnie nie potrafił zdecydować, co w sumieniu uważam za słuszne.
Czego oczekiwałeś po sobotnich wydarzeniach od swoich współwyznawców?
– Wyraźnej reakcji na to, co się stało. Zwłaszcza od hierarchów. W ciągu ostatnich lat pokazali przecież, że potrafią szybko reagować na bieżące wydarzenia i zabierać głos, choćby w sprawie ustaw antyaborcyjnych. Tym razem takiej zdecydowanej reakcji nie widzę. I chyba już na nią nie liczę – tyle razy się zawiodłem, że właściwie trudno być naiwnym.
Porównaj sobie zresztą oświadczenia luterańskiego biskupa Jerzego Samca i abp. Tadeusza Wojdy, metropolity białostockiego. Ten pierwszy mówi językiem ewangelicznym, ten drugi – nawet jeśli potępia przemoc – musi przypomnieć o tym, że według katechizmu akty homoseksualne są grzechem. Kompletny brak wyczucia. Arcybiskup pisze też o „ideologii LGBT”, ale to ludzi w sobotę obrzucono kamieniami, a nie ideologię. Przyznaję, że narasta we mnie w ostatnim czasie złość na katolickich biskupów. Nie jestem już w stanie słuchać tych ich bredni, a coraz częściej mam ochotę palić opony pod kurią.
A zwykli księża i świeccy?
– Obaj wiemy, że w Kościele jest zaledwie garstka duchownych, którzy mówią, że osoby homoseksualne mają w nim swoje miejsce. Można ich policzyć na palcach jednej ręki, pewnie obaj mamy kontakty do większości z nich w naszych komórkach. Reszta albo sieje nienawiść, albo w lepszym wariancie, jest bierna i nie zauważa problemu. To jest na tyle trudny i nieprzepracowany temat w Kościele, że większość księży woli milczeć. Byłem rozczarowany widząc, jak znajomi duszpasterze, choć bardzo aktywni w mediach społecznościowych, w sobotę czy w niedzielę nie napisali na temat tego, co działo się w Białymstoku, ani słowa. Tak, jakby wyczekiwali, w którą stronę to pójdzie, żeby za bardzo nie wybiec przed szereg…
Co do świeckich katolików – temat osób LGBT stał się niestety polityczny i to w najgorszym znaczeniu tego słowa, bo partyjnym. To powoduje, że jakakolwiek deklaracja w tej sprawie jest traktowana jako wypowiedzenie się po którejś stronie partyjnego sporu, a tego wiele osób robić nie chce. Dostrzegam jednak jeden pozytyw przebiegu sobotniego marszu, choć przecież trudno mówić o pozytywach.
Jaki?
– Większość katolików w Polsce uważa, że Kościół nie jest homofobiczny. Agresja, tak słowna, jak i fizyczna, skierowana w stronę uczestników sobotniego marszu – i to, jak już mówiliśmy, z Bogiem na ustach – dobitnie pokazała, że to myślenie życzeniowe, że homofobia niestety podszyta jest katolicyzmem.
Ulubiona odpowiedź mediów prawicowych na wszelkie kampanie antydyskryminacyjne głosi, że w Polsce mamy tolerancję, wszyscy szanują homoseksualistów, tylko może nie powinni obnosić się tak ze swoją orientacją. W sobotę zobaczyliśmy, że lękowy stosunek do osób homoseksualnych w naszym społeczeństwie rodzi agresję i przemoc. Po Białymstoku trudno już mówić, że homofobia to problem wyssany z palca. Myślę, że dla wielu Polaków brutalne obrazki z sobotniego marszu były szokiem.
Skoro wspominasz o kampaniach społecznych: trzy lata temu byłeś jednym ze współtwórców akcji „Przekażmy sobie znak pokoju”, której patronowała medialnie między innymi „Więź”. Uważasz, że ponieśliśmy porażkę?
– Nie. Być może tylko ta kampania była zorganizowana nieco za wcześnie, zanim jeszcze na dobre rozpętała się ta wojna. Dopiero dziś znak pokoju byłby naprawdę wymowny. Wiele środowisk i redakcji katolickich odmówiło nam wówczas, argumentując, że ich zdaniem nie ma realnego problemu homofobii w Kościele. Teraz widzę, że redakcje, które wtedy były sceptyczne, włączają się w obronę osób LGBT i otwarcie potępiają agresję.
Na pewno naszej kampanii udało się wprowadzić temat do publicznej debaty. Ziarno zostało zasiane. Trzy lata temu żaden ksiądz nie chciał się publicznie wypowiadać na temat stosunku Kościoła do osób homoseksualnych. Obecnie to się zmieniło, i uważam te zmiany za pokłosie kampanii. Bez niej nie byłoby pewnie choćby głośnej ostatnio rozmowy „Kontaktu” z o. Andrzejem Kuśmierskim.
Zadający pytania naczelny „Kontaktu” Ignacy Dudkiewicz mówi w niej na koniec, że dla niego osobiście doświadczenie osób, które są homoseksualne i są w Kościele, to ważne świadectwo wiary. Przyznam Ci się, że dla mnie też tak jest. I Twój wybór trwania w Kościele jest dla mnie – a wiem, że nie tylko dla mnie – bardzo istotny.
– Mam tego świadomość. Nie chciałbym jednak funkcjonować jako potwierdzenie tezy, że skoro jest w Kościele kilka homoseksulanych par, to nie jest on wcale taki homofobiczny. Nie akceptuję postawy Kościoła wobec osób homoseksualnych i jestem w nim po to, aby upominać się szacunek i równe traktowanie dla nas.
Nie wyobrażam sobie bycia poza Kościołem katolickim. Jednocześnie czuję, że moje funkcjonowanie w nim jest trudne, chwilami kompletnie irracjonalne i sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem. Powiedzmy, że to łaska wiary. Wiary, której nie wspiera instytucja. I którą paradoksalnie najczęściej muszę wręcz przed nią chronić.
Patrząc na Pańskie wykształcenie, nie mam wątpliwości, że jeśli zechce Pan posłużyć się rozumem, podejmie Pan właściwą decyzję.Nie bardzo rozumiem w jakim celu dzieli się Pan wątpliwościami co do swoich osobistych decyzji życiowych. Zachęcam do naukowej analizy historii Kościoła poczynając do Soboru Nicejskiego w 325 r. Jako historyk pracujący naukowo, bez trudu Pan znajdzie odpowiednie materiały źródłowe i będzie mógł Pan ocenić genezę powstania Kościoła, jego ewolucję i cele jakie realizuje od chwili powstania. Myślę, że wtedy z łatwością odpowie Pan sobie na przedstawione tu wątpliwości.
P. Profesor Nałęcz powiedział wczoraj, że wprawdzie on tego nie doczeka (ja też), ale kiedyś papież przeprosi w imieniu Kościoła za jego podłe traktowanie osób LGBT, tak jak J.P. II przeprosił za grzech antysemityzmu. Póki co na przeprosiny za równie podłe grzechy naszego Kościoła w Polsce nie ma co liczyć. Trudno nie odnieść wrażenia, że nasz Kościół ze szczególnym uwzględnieniem hierarchów, wprawdzie wyznaje w całości przykazanie miłości Boga i bliźniego, tylko dodaje (od przybytku głowa nie boli) słowo “ale”, lub ” z wyjątkiem”. Drobna korekta, a ile spokoju, świętego spokoju!
Papież może by i przeprosił już dziś, bo jest za co, tylko że jedną, owszem nie największą przeszkodą są próby nadużycia tych przeprosin do postawieniu znaku równości z akceptacją Kościoła dla braku panowania nad swoją seksualnością. Uprzedzając argument dodam, że to, iż Kościół milcząco “przyjmuje do wiadomości” szerzący się brak panowania nad sobą nawet w małżeństwach katolickich to nie powinien być dla mnie żaden argument, by dać się miotać instynktom.
Bardzo chętnie poklepał bym Pana po ramieniu i powiedział, że nie ma problemu. Mnie naprawdę nie przeszkadzają czyny homoseksualne innych osób w zaciszu domowym. Problem w tym, że , sam Bóg ma w tej sprawie inne zdanie, co jest wyrażone zarówno w Starym Testamencie jak i Nowym Testamencie i żaden autorytet nie jest w stanie tego zmienić. Nie potępiam Pana bo wszyscy grzeszą, a sam w tej sferze mam więcej na sumieniu od przeciętnej. Czym innym jest grzeszyć, a czym innym grzesząc być zadowolonym z siebie i jeszcze przekonywać do tego do innych. Ja wiem, że Ewangelia wzywa do miłości i miłosierdzia, tym nie mniej tam gdzie miłosierdzie się dokonywało, bardzo często było wezwanie, by dalej nie grzeszyć, wreszcie sami grzesznicy widzieli swoją winę. Nie wiem jaką logiką kieruję się katolik twierdzący, że grzech kogoś przybliża do Boga w słowach “Staram się dyskutować, tłumaczyć i pokazywać im, że życie w stałym, homoseksualnym związku nie oddala nas od Boga, a wręcz uczy nas wierności, miłości i wzajemnej troski.
Dla przypomnienia co mówi o homoseksualizmie Katechizm Kościoła Katolickiego
KKK 2357 Homoseksualizm oznacza relacje między mężczyznami lub kobietami odczuwającymi pociąg płciowy, wyłączny lub dominujący, do osób tej samej płci. Przybierał on bardzo zróżnicowane formy na przestrzeni wieków i w różnych kulturach. Jego psychiczna geneza pozostaje w dużej części nie wyjaśniona. Tradycja, opierając się na Piśmie świętym, przedstawiającym homoseksualizm jako poważne zepsucie (Por. Rdz 19,1-29; Rz 1, 24-27; I Kor 6, 9;1 Tm 1, 10). zawsze głosiła, że “akty homoseksualizmu z samej swojej wewnętrznej natury są nieuporządkowane” (Kongregacja Nauki Wiary, dekl. Persona humana, 8). Są one sprzeczne z prawem naturalnym; wykluczają z aktu płciowego dar życia. Nie wynikają z prawdziwej komplementarności uczuciowej i płciowej. W żadnym wypadku nie będą mogły zostać zaaprobowane.
KKK 2358 Pewna liczba mężczyzn i kobiet przejawia głęboko osadzone skłonności homoseksualne. Skłonność taka, obiektywnie nieuporządkowana, dla większości z nich stanowi trudne doświadczenie. Powinno się traktować te osoby z szacunkiem, współczuciem i delikatnością. Powinno się unikać wobec nich jakichkolwiek oznak niesłusznej dyskryminacji. Osoby te są wezwane do wypełniania woli Bożej w swoim życiu i – jeśli są chrześcijanami – do złączenia z ofiarą krzyża Pana trudności, jakie mogą napotykać z powodu swojej kondycji.
KKK 2359 Osoby homoseksualne są wezwane do czystości. Dzięki cnotom panowania nad sobą, które uczą wolności wewnętrznej, niekiedy dzięki wsparciu bezinteresownej przyjaźni, przez modlitwę i łaskę sakramentalną, mogą i powinny przybliżać się one – stopniowo i zdecydowanie – do doskonałości chrześcijańskiej.”
Katechizm i tak jest bardzo łagodny w swej formie, o wiele bardziej dosadnie mówi o tym Pismo Św., we fragmentach na które się katechizm powołuje, także w Nowym Testamencie. To naprawdę nie ja wymyśliłem i nie jestem władny tego zmienić, podobnie jak nie zmienia tego to, czy Pan akceptuje naukę kościoła w tym zakresie, czy nie.
A wszystkich którzy twierdzą, że grzech w jakiś sposób przybliża do Boga niech zwyczajnie sięgną do Katechizmu
choćby następującego punktu
KKK 1849 Grzech jest wykroczeniem przeciw rozumowi, prawdzie, prawemu sumieniu; jest brakiem prawdziwej miłości względem Boga i bliźniego z powodu niewłaściwego przywiązania do pewnych dóbr. Rani on naturę człowieka i godzi w ludzką solidarność. Został określony jako “słowo, czyn lub pragnienie przeciwne prawu wiecznemu” (Św. Augustyn, Contra Faustum manichaeum, 22: PL 42, 418; św. Tomasz z Akwinu, Summa theologiae, I-II, 71, 6).
KKK 1850 Grzech jest obrazą Boga: “Tylko przeciw Tobie zgrzeszyłem i uczyniłem, co złe jest przed Tobą” (Ps 51, . Grzech przeciwstawia się miłości Boga do nas i odwraca od Niego nasze serca. Jest on, podobnie jak grzech pierworodny, nieposłuszeństwem, buntem przeciw Bogu spowodowanym wolą stania się “jak Bóg”, w poznawaniu i określaniu dobra i zła (Rdz 3, 5). Grzech jest więc “miłością siebie, posuniętą aż do pogardy Boga” (Św. Augustyn, De civitate Dei, 14, 28). Wskutek tego pysznego wywyższania siebie grzech jest całkowitym przeciwieństwem posłuszeństwa Jezusa, który dokonał zbawienia (Por. Flp 2, 6-9).
KKK 1487 Ten, kto grzeszy, rani cześć i miłość Boga, a także własną godność człowieka powołanego do synostwa Bożego oraz narusza duchowe dobro Kościoła, którego każdy chrześcijanin powinien być żywym kamieniem.
KKK 1488 W świetle wiary nie ma większego zła niż grzech i nic innego nie powoduje gorszych skutków dla samych grzeszników, dla Kościoła i dla całego świata.
Daleki jestem od twierdzenia, że homoseksualizm jest najgorszym grzechem na świecie, czy, że homoseksualiści są wyjątkowymi grzesznikami . którzy zasługują na szczególne potępienie, a sama orientacja w ogóle nie jest żadnym grzechem. Tym niemniej trzeba jasno sobie powiedzieć, że czyny homoseksualne są złe i nie trzeba by było o tym trąbić, być może nawet z pewną przesadą,. gdyby różne środowiska coraz bardziej nie próbowały przekonywać”’ w wielu państwach już pod przymusem aparatu państwowego’ że jest dokładnie odwrotnie. Akcja wywołuje reakcje i nie trzeba być zafiksowanym na punkcie seksu’ by nie dostrzegać, że coraz częściej istnieje konieczność zabierania głosu w sprawie szóstego przykazania, wobec bombardowania wszystkich przez współczesną nazwijmy to kulturę tym aspektem życia i to w sposób nie mający nic wspólnego z chrześcijaństwem.
Żeby było jasne, jestem przeciwny wszystkim aktom przemocy wobec osób homoseksualnych oraz nienawiści wobec osób biorących w marszu. Tym niemniej same marsze są po prostu złe’ choćby z tego względu, że życie seksualne człowieka jest sprawą z natury intymną.
Marek, jest jedna istotna kwestia, w której bardzo rozmijasz się z rzeczywistością. Otóż: homoseksualizm to nie tylko życie seksualne, nie tylko seks. Związki mężczyzn z mężczyznami i kobiet z kobietami nie opierają się wyłącznie na seksie. Dlatego też Twoje twierdzenie, że marsze są złe, bo życie seksualne jest rzeczą intymną, jest niepoprawne logicznie – marsze nie mają na celu obnażenia życia seksualnego (choć niektórzy jego uczestnicy to robią – mnie to nie przeszkadza, rozumiem że komuś może, ale jako uczestniczka kilku marszów tego typu stwierdzam, że to raczej rzadkie przypadki; w Białymstoku nie widziałam żadnych). Postulatem marszów jest to, żeby osoby LGBT+ (czyli lesbijki, geje, biseksualiści i osoby transpłciowe; “+” oznacza np. osoby aseksualne czy wykraczające poza binarność płciową, jak indyjskie hidźry – skrót rozwijam celowo, bo wiem, że w tym środowisku sporo osób mogło usłyszeć, że to jakiś zbiór przekonań, i z takich czy innych przyczyn nie zweryfikować tej informacji) mogły prowadzić bezpieczne, godne życie: nie padać ofiarą prześladowań, w tym systemowych, móc zarejestrować swój związek z ukochaną osobą czy żyć zgodnie ze swoją rzeczywistą płcią.
Z boku: w Hiszpanii Kościół sam zaproponował legalizację związków partnerskich jako alternatywę dla małżeństw jednopłciowych, argumentując to spokojnie i kulturalnie, wprost prosząc o niezmienianie definicji pojęcia “małżeństwo”, które było dla nich tak ważne. Można? Można.
Być może niektóre osoby, które uczestniczą w paradzie równości nie wiedzą pod czym się podpisują. Oto niektóre postulaty ze strony organizatora, wśród nich aborcja, za którą w kościele jest ekskomunika.
Cytuję
“Parada Równości z racji swojego wkluczającego charakteru, postuluje i żąda realizacji szeregu postulatów, które prezentujemy poniżej!
2. Prawa osób trans prawami człowieka
Żądamy wprowadzenia uregulowań prawnych ułatwiających proces medycznego i prawnego potwierdzenia płci osobom transpłciowym.
3. Wzmocnienie ochrony prawnej przed mową i przestępstwami z nienawiści
Żądamy regulacji prawnych w sprawie przestępstw motywowanych nienawiścią i nienawiści wobec osób LGBTQ. Postulujemy rozszerzenie przepisów dotyczących mowy nienawiści o kwestie dotyczące tożsamości płciowej i orientacji seksualnej oraz skuteczne egzekwowanie już istniejących regulacji.
4. Małżeństwo i związek partnerski prawem każdego obywatela
Żądamy wprowadzenia pełnej równości małżeńskiej z prawem do adopcji z wszystkimi wynikającymi z tego prawami i obowiązkami oraz ustawy regulującej związki niebędące małżeństwami, w tym szczególnie przepisów zapewniających zabezpieczenie wzajemnych zobowiązań.
8. Edukacja antydyskryminacyjna i etyka w szkole
Żądamy wprowadzenia do szkół publicznych rzetelnej, nowoczesnej edukacji antydyskryminacyjnej, uczącej otwartości na różnorodność, oraz zajęć z etyki.
9. Rzetelna edukacja seksualna prawem każdego człowieka
Żądamy wprowadzenia do wszystkich szkół i przedszkoli rzetelnej, nowoczesnej i neutralnej światopoglądowo edukacji dotyczącej ludzkiej seksualności, dostosowanej do możliwości percepcyjnych i wieku.
13. Równość płci podstawą demokratycznego państwa
Żądamy polityki na rzecz równości płci, równego traktowania kobiet, mężczyzn i osób niebinarnych w każdej sferze życia. Domagamy się zatrudniania i wynagradzania w zależności od wykonywanej pracy i kompetencji a nie płci. Żądamy języka pozbawionego seksizmu, wprowadzenia parytetu płci w gremiach kierowniczych, strukturach politycznych oraz w mediach. Żądamy zapewnienia obywatelom i obywatelkom pełni praw reprodukcyjnych w tym: prawa do informacji, edukacji seksualnej, bezpłatnej antykoncepcji (także antykoncepcji awaryjnej) oraz aborcji na żądanie do 12 tygodnia ciąży. Żądamy poszanowania praw pacjenta, ograniczenia stosowania tzw. klauzuli sumienia tak, by jej stosowanie nie odbierało kobietom ich praw, realizacji prawa do godnego porodu, a także polityki wspierającej rodzicielstwo. Chcemy zwiększenia pomocy państwa dla rodzin, w których żyją osoby niepełnosprawne i przywrócenia funduszu alimentacyjnego”
Jeżeli ktoś nie wierzy, to inna kwestia, ale napisałem ten komentarz dlatego, że pan określa się jako katolik. Nadal nie wiem jak można połączyć bycie katolikiem z pochwałą związków homoseksualnych i braniem udział w paradach, które mają takie cele i chwaleniem takim postaw ?
Szczerze podziwiam Pawła Dobrowolskiego, że trwa w Kościele – i co niedziela chodzi do kościoła ze swoim przyjacielem Konradem, i jawnie modlą się jako para, uczestnicząc w świętej liturgii. Tym własnie jest w swoim podstawowym znaczeniu Ecclesia: zgromadzeniem wokół świętej Eucharystii. Dopiero w dalszym planie jest organizacją, instytucją, zarządzaną przez biskupów.
Właśnie dzisiaj zadzwonił do mnie Marek, jeden z moich przyjaciół homoseksualnych, 40-letni mądry i wartościowy człowiek. “Ja już od Kościoła odszedłem – oznajmił mi. – Nie chciałem dłużej żyć w stanie schizofrenii, w syndromie sztokholmskim. Jestem jaki jestem. Kocham drugiego mężczyznę i chcę z nim dzielić życie. Czuję się wyzwolony i szczęśliwy, a oświadczenia biskupów mało mnie już obchodzą”. Ja go rozumiem. Dochodzę coraz bardziej do przekonania, że Kościół reprezentowany przez hierarchię jest tchórzliwy i pełen hipokryzji. Często mam wrażenie, że pasterze bardziej dbają o swój poprawny obraz w oczach kolegów (w gruncie rzeczy o swoją dalszą karierę), niż o dobro ludzi. Lamentują, że w Watykanie rzekomo odchodzi się od “doktryny Jana Pawła II” (pierwsze słyszę, że w Kościele katolickim mamy doktrynę jakiegoś konkretnego papieża!?), a za nic sobie mają jego programową deklarację z encykliki “Redemptor hominis” – że “podstawową drogą Kościoła jest człowiek”. Przy każdej okazji nie mogą pominąć formuły, że akty homoseksualne są grzeszne, tak jakby do tego sprowadzał się cały problem. Akty seksualne w małżeństwach niesakramentalnych i między zakochanymi przed ślubem też są grzeszne w świetle nauki moralnej Kościoła, a czy wypisuje się ich zakaz na transparentach niesionych na marszach ku czci rodziny? Uważam, że Kościół powinien uznać prawo osób LGBT do obecności w życiu społecznym – temu w moim przekonaniu służą przede wszystkim marsze równości. Powinien uznać instytucjonalizację związków partnerskich (bez nazywania ich “małżeństwem”). A przede wszystkim powinien zaprzestać szczucia ludzi na “ideologię LGBT” jako “zagrożenie dla rodziny i cywilizacji, dla narodu i państwa” (Jarosław Kaczyński, wierny syn Kościoła?). Pewne tezy głoszone przez ruchy LGBT w innych krajach (np. o braku jakiejkolwiek różnicy między kobietą a mężczyzną) są absurdalne, tak jak absurdalne są poglądy chrześcijańskich kreacjonistów. Ale, na miłość boską, nikomu chyba nie grozi zarażenie się homoseksualnością na widok marszu równości? Ani nikomu nie grozi zakaz zawierania małżeństwa z osobą płci przeciwnej. Jeśli ludzie nie chcą się pobierać, to z zupełnie innych powodów.
A ja zgadzam się z tym, co przypomniał wyżej p.Marek, przywołując zasady, które w KK obowiązują i to, jak o tym mowa w Starym i Nowym Testamencie. Nie oznacza to jednak, że rzuciłabym się z wyzwiskami i agresją na p. Pawła Dobrowolskiego.
Za to tak, razi mnie to, co oglądam z marszach równości- niektóre hasła + pojawiające się po raz któryś sytuacje będące profanacją Maryi czy Najświętszego Sakramentu.
I w sumie moje widzenie tego nieźle wczoraj ujął p.Roman Graczyk:
https://fakty.interia.pl/opinie/graczyk/news-tertium-non-datur,nId,3113617
W komentarzach padło bardzo wiele trafnych uwag, które pokazują czym jest homoseksualizm. Natomiast brakuje dodatkowych wyjaśnień.
1. Zajścia w Białymstoku zostały sprowokowane. Nie chodzi tu o sam fakt, że przez miasto przeszły osoby mające problemy ze swoją tożsamością i starające się wmówić, że grzech jest cnotą. To oni pierwsi zaczęli rzucać w stronę normalnych rodzin.
2. Termin homofobia został stworzony do walki ideologicznej. Postawa lęku przed złem, przed grzechem jest normalna – to nie jest fobia. Homofobia jako pojęcie ma na celu zmanipulowanie i wprowadzenie przekonania, że chrześcijanie nienawidzą homoseksualistów. Nic bardziej mylnego. Interlokutor jest tego jawnym przykładem. Siada na mszy w pierwszej ławce razem ze swoim kochankiem, nikt go nie przepędza, nie pokazuje palcem, mimo zgorszenia jakie budzi ostentacyjne przyznawanie się do grzechu sodomskiego. Kościół modli się za takie osoby.
3. „Parady równości” czyli manifestacje dewiantów powinny być zdelegalizowane, ponieważ promują zachowania niezgodne z naturą, które prowadzą do upadku, a nawet likwidacji cywilizacji. Podobnie jak powinny być zakazane marsze nawołujące do legalizacji zabijania niewinnych ludzi.
4. Jako ilustracja do powyższego punktu niech posłuży postawa pedofilów w Holandii, którzy domagają się, aby pedofilia została uznana za kolejną orientację seksualną.