Wołodymyr Zełenski doskonale wpasował się w ukraińską potrzebę posiadania wywodzącego się z narodu bohatera, który jest w stanie wyrwać społeczeństwo z ciągłego powtarzania cyklu: nadzieja → rozczarowanie → Majdan → nadzieja → rozczarowanie → Majdan.
Każde społeczeństwo potrzebuje bohaterów, jest to potrzeba stała i jednocześnie dynamiczna. Bohaterowie przychodzą i odchodzą, lecz idea trwa. Zmieniają się formy kultu oraz symboliczne znaczenia. Jednak sama potrzeba kodowania znaków czy zawierania idei w symbolicznym języku nie znika.
Bohater jest jednocześnie zjawiskiem i własnością społeczną. Może się sam wysunąć, ale to od grupy zależy, czy wpisze się w jej potrzeby. Gdy zostaje przyjęty, staje się przedmiotem identyfikacji, wzorcem osobowym i pełni funkcje delegata. To przypadek Wołodymyra Zełenskiego.
„Janukowycz ma iść precz!”
Zełenskiego – jakkolwiek paradoksalnie by to zabrzmiało – stworzył Majdan. To w czasie Rewolucji Godności ukonstytuowała się potrzeba archetypicznego bohatera wywodzącego się z narodu i zdolnego do pokonania zła.
Niechęć do polityków oraz partii politycznych była odczuwalna w trakcie całej Rewolucji Godności. Nie dziwi to, gdyż był to kolektywny rytuał przejścia i jak każdy rite de passage opierał się na odmiennym modelu kolektywnego istnienia. Przede wszystkim ustrukturalizowany system polityczno-prawno-ekonomiczny, dzielący ludzi według kryterium „mniej” lub „więcej”, zmienił się tymczasowo w model społeczeństwa egalitarnego. Na Majdanie widoczne było zawieszenie podziałów międzyludzkich i przekonstruowanie wertykalnego porządku społecznego w horyzontalną wspólnotę niechętną władzy.
Zełenskiego – jakkolwiek paradoksalnie by to zabrzmiało – stworzył Majdan
Trzej liderzy opozycji, którzy występowali w roli „delegatów” Majdanu – Arsenij Jaceniuk z Batkiwszczyny, Witalij Kłyczko z Udaru i Ołeh Tiahnybok ze Swobody – otrzymali, owszem, kredyt zaufania od protestujących, ale był on bardzo ograniczony. Ich „delegaturę” cechowała tymczasowość i brak wobec nich uległości. Ich mocodawcą był Majdan, to jemu służyli, a nie Majdan im. Takie odwrócenie porządku wpisane jest w czas przejściowy i zawsze kończy się w momencie wkroczenia rytuału w etap integracji. Niemniej w tamtym momencie politycy bardziej niż kiedykolwiek musieli liczyć się z obywatelami, dlatego uprawianie gier mających na celu zbicie kapitału politycznego na czas „po Majdanie” nie było łatwe – Majdan jako organizm graniczny był nieprzewidywalny.
Przekonał się o tym 19 stycznia 2014 r. Witalij Kłyczko, gdy próbując apelować do tłumu protestującego na ul. Hruszewskiego, który ścierał się z oddziałami „Berkuta”, został zaatakowany gaśnicą proszkową. Kolejny raz Kłyczko wystawił się na niezadowolenie protestujących 21 lutego 2014 r. Po tragicznej kulminacji 18–20 lutego, gdy oczy Europy skierowane były na Majdan, wspomniani liderzy opozycji – przy współudziale szefów MSZ Polski, Radosława Sikorskiego; Niemiec, Franka-Waltera Steinmeiera oraz Francji, Laurenta Fabiousa – kolejny raz negocjowali z Janukowyczem rozwiązanie konfliktu. Po nocnych wielogodzinnych rozmowach ustalono treść porozumienia, które zakładało zmiany w konstytucji i podanie się przez Janukowycza do dymisji nie później niż w grudniu 2014 r.
Negocjujący doskonale zdawali sobie sprawę z niezadowolenia, jakie ów dokument wywoła, jednak musiano oddelegować kogoś do przedstawienia go zgromadzonym w Kijowie. Tym kimś został właśnie Kłyczko, który ze sceny wśród groźnych pomruków i gwizdów obwieścił treść porozumienia.
Jego wystąpienie oraz głos przemawiającego po nim Tiahnyboka – podkreślającego fakt, że wśród ofiar było aż 17 członków jego partii „Swoboda” (co było wyraźną grą polityczną) – wzbudziły spontaniczną reakcję Wołodymyra Parasiuka, setnika lwowskiej sotni Samoobrony Majdanu. Wbiegł on na scenę i przez mikrofon, przy wielkim aplauzie protestujących, wykrzyczał ultimatum dla Janukowycza: „Przyszliśmy tu sotnią, nie reprezentujemy żadnej organizacji, jesteśmy zwykłymi obywatelami, którzy przyjechali walczyć o swoje prawa! Nie jesteśmy z żadnych sektorów, samoobron, jesteśmy zwyczajną bojową sotnią! I chcę wam powiedzieć, że my, prości ludzie, mówimy do naszych polityków, którzy stoją za moimi plecami. Żaden Janukowycz, żaden, nie będzie przez cały rok prezydentem! Jutro do godziny 10 ma iść precz!”.
Bohater z narodu
Parasiuk – zwykły, prosty chłopak spod Lwowa – wcielił się w rolę archetypicznego bohatera, który wykonał decydujący krok. Stał się wyrazicielem uniwersalnych wartości, głosem i mądrością narodu, przypominając o sprawiedliwości i etyce. Jego emocjonalne wystąpienie, którym przerwał przemówienie Tiahnyboka, zostało nagrodzone.
Rozpoczął karierę polityczną, jako niezrzeszony, kandydując do Rady Najwyższej. Wielkie zaufanie, którym obdarzyli go rodacy, wyraziło się w liczbach: w okręgu jednomandatowym obejmującym rejon żółkiewski i jaworowski w obwodzie lwowskim uzyskał 56,56 proc. głosów, wyprzedzając kandydata, który zajął miejsce drugie aż o 46 proc.
Bohaterem wywodzącym się z Majdanu został również Mychajło Hawryluk. Film z nagim i poniżanym na mrozie przez członków oddziału specjalnego „Berkut” Hawrylukiem, który wówczas należał do kozackiej sotni samoobrony, wstrząsnął Ukrainą. Po rewolucji został on deputowanym do Rady Najwyższej z ramienia „Frontu Ludowego”.
Znamiona archetypicznego bohatera miała też Nadia Sawczenko, która w czerwcu 2014 r. została złapana przez separatystów na Donbasie i poddana przez rosyjski sąd pokazowemu procesowi. Jako najbardziej znaną ukraińską więźniarkę polityczną wybrano ją do parlamentu z ramienia partii Batkiwszczyna Julii Tymoszenko. Po wypuszczeniu na wolność jej notowania spadły w tempie ekspresowym. Podobnie zresztą jak Parasiuka i Hawryluka, którzy po uzyskaniu mandatów deputowanych utracili zaufanie i przesunęli się w sferę społecznego niebytu. Sawczenko natomiast została przez sporą część ukraińskiego społeczeństwa posądzona o współpracę z Rosją, zaś przez władze państwowe oskarżona o próbę zorganizowania zamachu terrorystycznego na Radę Najwyższą i osadzona w areszcie.
Przypadki Parasiuka, Hawryluka czy Sawczenko pokazują, jak silną potrzebę stworzenia nowych wzorców miało w 2014 r. społeczeństwo ukraińskie. I nie jest to mechanizm nowy, lecz znany z mitów czy baśni, w których zwykły człowiek z ludu – można go określić mianem Szewczyka Dratewki – w imieniu społeczności idzie pokonać smoka. Parasiuk, Hawryluk i Sawczenko wykonali pierwszy krok, stoczyli nawet pierwszą walkę, lecz wchodząc do świata polityki, przyjęli reguły gry opartej na porządku hierarchicznym, a więc przestali być „swoi”. Społeczeństwo ukraińskie, które wciąż pozycjonuje na dwóch przeciwległych biegunach władzę i naród, odebrało im mandat zaufania.
Sługa narodu
Jesienią 2015 r. na kanale telewizyjnym 1+1, należącym do oligarchy Ihora Kołomojskiego, rozpoczęto emisję serialu komediowego o nauczycielu historii, który został prezydentem. W serialu tym nauczyciel o nazwisku Hołoborodko, krytykując w czasie lekcji władzę, zostaje potajemnie nagrany przez uczniów, którzy wstawiają film na YouTube. Dzięki sukcesowi filmu uczniowie w ramach crowdfundingu zbierają sumę pozwalającą zarejestrować go jako kandydata na prezydenta.
Hołoborodko wygrywa wybory i zostaje prezydentem, który do pracy jeździ środkami transportu publicznego, mieszka w zwyczajnym mieszkaniu, a znając problemy społeczeństwa, przezwycięża je prostymi metodami: niczym Robin Hood odbiera bogatym i daje biednym. Nauczyciela historii w serialu, który zdobył ogromną popularność, zagrał Wołodymyr Zełenski.
Trzeci sezon serialu trafił na ekrany w marcu tego roku i emitowany był w czasie trwania kampanii prezydenckiej. Komitet Wyborców Ukrainy zwrócił się do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji o zbadanie, czy nie ma on znamion kryptoreklamy i nie jest naruszeniem prawa wyborczego. Sztab wyborczy Zełenskiego twierdził jednak, że postać Hołoborodki nie jest agitacją wyborczą ich kandydata.
Nie ulega jednak wątpliwości, że serial był trwającą ponad trzy lata doskonale przygotowaną kampanią prezydencką. Odcinki wyemitowane tuż przed ciszą wyborczą pierwszej tury, a więc 27 i 28 marca, obejrzało ponad sześć milionów widzów.
Między wiecznością a nieuchronnością
Niespodziewane poparcie dla Zełenskiego można analizować pod kątem światowych trendów sukcesów populistów. Jednak w tym przypadku nie tyle populistyczny program miał znaczenie, ile fakt, że Zełenski jest „swój”: nie jest politykiem, nie wywodzi się z establishmentu, a więc reprezentuje horyzontalną wspólnotę niechętną władzy.
W oczach jego wyborców nowy prezydent Ukrainy jest łącznikiem świata zachodniego ze „swojskością”
Obraz Hołoborodki-Zełenskiego promowany od 2015 r. doskonale wpasował się w matrycę stworzoną na Majdanie. Wtopił się w potrzebę posiadania wywodzącego się z narodu bohatera, który jest w stanie zmienić ład i wyrwać społeczeństwo z ciągłego powtarzania cyklu: nadzieja → rozczarowanie → Majdan → nadzieja → rozczarowanie → Majdan…
Timothy Snyder nazwał to „czasem wieczności”, na którym opiera się model funkcjonowania obecnej Rosji. Cezurą stały się sfałszowane wybory prezydenckie w 2011 r., kiedy na ulice wyszło 25 tysięcy protestujących. Wówczas Putin, próbując zażegnać kryzys, skorzystał z ideologii zmarłego na emigracji myśliciela Iwana Iljina. Zgodnie z nią Rosja jako dziewiczy organizm jest nieustannie narażona na ataki z zagranicy. Takie podejście – według Snydera – oznaczało konieczność zgładzenia politycznej przyszłości i wymusiło stworzenie wiecznej politycznej teraźniejszości, która z kolei wymagała nieustającego kryzysu i generowania zagrożeń.
By problemy były permanentne, powinny być nierozwiązywalne. Najbardziej nierozwiązywalne są problemy fikcyjne, stąd wzięła się rosyjska narracja o zakusach cywilizacji Zachodu na wartości cywilizacji rosyjskiej. Przy czym w obrębie cywilizacji rosyjskiej, według Putina, znajduje się „nielojalna” Ukraina, która swoimi europejskimi aspiracjami pokazała chęć wyrwania się z modelu wieczności (oderwanie od imperium) ku modelowi nieuchronnego rozwoju (integracja z UE).
Tak czy inaczej, obydwa modele według Snydera tworzą iluzję, gdyż myślenie w kategoriach nieuchronności z kolei stwarza złudne przekonanie, że postęp jest nieuchronny, bo przyszłość jest po prostu przedłużeniem teraźniejszości. Na tym myśleniu oparła swój wybór zasadnicza większość elektoratu Zełenskiego, która nie tyle głosowała za nim, lecz przeciwko Poroszence, bo nowe jest lepsze od starego. Zatem olbrzymia masa spośród 73 proc. popierających go obywateli Ukrainy uznała, że w nowe z zasady wpisany jest postęp. Część z nich dopuściła również możliwość – w przypadku rozczarowania – zrobienia nowej rewolucji.
Pułapka wieczności
Symboliczna dekada oddzielająca Pomarańczową Rewolucję od Rewolucji Godności stworzyła w ukraińskim społeczeństwie przekonanie, że postęp związany jest z cyklem (wcześniej w 1990 r. były zakończone sukcesem studenckie protesty, nazwane Rewolucją na Granicie, w czasie których wysunięto szereg politycznych postulatów, w tym m.in. wielopartyjnych wyborów do Rady Najwyższej czy powrotu do kraju żołnierzy odbywających służbę w innych republikach ZSRR).
Lecz cykl to nie postęp, ale zbudowana na przeszłości wieczność. Popularne w internecie infografiki o rozwoju Ukrainy opartym właśnie na cyklicznych rewolucjach utrwalają ten model myślenia, który jedną nogą wyrywa się do Europy, lecz drugą tkwi w postsowieckim schemacie. Podobną dychotomię reprezentuje nowy prezydent Ukrainy.
Większość elektoratu Zełenskiego głosowała nie tyle za nim, ile przeciwko Poroszence, bo nowe jest lepsze od starego
Dla przeciwników Zełenskiego jest on przedstawicielem wartości postsowieckich, reprezentowanych przez język rosyjski i umniejszanie wartości kultury ukraińskiej. Jednak w oczach jego wyborców nowy prezydent Ukrainy jest łącznikiem świata zachodniego ze „swojskością”. Młody, diametralnie różniący się od obrazu polityka jest nową jakością i nową twarzą. Efekt młodości ma tu spore znaczenie. W mitach też bohaterem nie jest przyprószony siwizną zmęczony człowiek, lecz kreatywny młodzieniec.
Historie Parasiuka, Hawryluka czy Sawczenko są wzorcowymi przykładami rozczarowania społecznego, które czeka również Zełenskiego. Nie może być inaczej, bo delegat społeczny to nie mityczny czy baśniowy bohater, który wyruszając w drogę, nie zmienia statusu społecznego. Delegat, stając się politykiem, nie ma wyboru. Z automatu przechodzi do świata opartego na strukturze hierarchicznej – dokładnie tego, którego był zaprzeczeniem. I im większe są pokładane w nim nadzieje, tym silniejsze zniechęcenie, które może doprowadzić albo do kolejnego Majdanu, albo do społecznej apatii. Właśnie takiej apatii, którą obecnie widać wśród Rosjan czy Białorusinów. Bo wieczność wyklucza przyszłość, dlatego wszelkie starania są stratą energii.
Wielu komentatorów podkreśla fakt demokratyczności ukraińskich wyborów. Miałby to być dowód na nieuchronność rozwoju Ukrainy, czyli – tak czy inaczej – postęp. Jednak akcentowanie tego jest taką samą iluzją jak wiara w to, że putinowska Rosja nie wykorzystuje możliwości, jakie daje demokracja, do zwalczania tejże demokracji. Zatem równie dobrze Wołodymyr Zełenski – wybrany demokratycznie przez obywateli chcących wyrwać się z powtarzalnego cyklu błędów – może stać się antybohaterem, który na dobre wprowadzi Ukrainę w pułapkę wieczności.
Rosja, wykorzystując jego brak doświadczenia oraz osobowość o cechach narcystycznych – przy współudziale psychologów, antropologów, historyków, socjologów, ekonomistów i specjalistów od wojen informacyjnych – zrobi wszystko, by w Ukrainie zasiać chaos. Trzy dni po wygranej Zełenskiego Putin nieprzypadkowo wyłożył nową kartę: poinformował o uproszczonym trybie nadawania obywatelstwa dla separatystów z samozwańczych tzw. republik ludowych: donieckiej i ługańskiej.
Tekst ukazał się w kwartalniku „Więź” nr 2/2019