Jesień 2024, nr 3

Zamów

Dulkiewicz: Wierzę w propagowanie idei równości i szacunku. Zostałam oszukana

Aleksandra Dulkiewicz, prezydent Gdańska. Fot. Dominik Paszliński / gdansk.pl

To był akt przemocy symbolicznej – powiedziała dziś prezydent Gdańska Aleksandra Dulkiewicz o incydencie z Trójmiejskiego Marszu Równości. W ubiegłą sobotę demonstrujący nieśli m.in. rysunek waginy w koronie nawiązujący do monstrancji niesionej w procesji Bożego Ciała.

Wesprzyj Więź

Dziś wczesnym popołudniem prezydent Gdańska Aleksandra Dulkiewicz zwołała briefing prasowy, podczas którego odniosła się do wydarzeń z V Trójmiejskiego Marszu Równości. – Incydent poruszył nas do głębi – powiedziała prezydent Gdańska. – To był akt przemocy symbolicznej. Jestem poruszona jako matka i osoba wierząca. Objęłam, jako prezydent Gdańska, patronat nad piątym Marszem Równości, bo wierzę w propagowanie idei równości i szacunku, ale takim działaniem zostałam oszukana – dodała Dulkiewicz.

Sprawę „procesji” komentował dziś na Więź.pl Zbigniew Nosowski.

JH

Podziel się

Wiadomość

Wstawiam jeszcze raz (bez cudzysłowu, który prawdopodobnie skasował treść):
OŚWIADCZENIE
Szanowne i Szanowni,
Z dużym zdziwieniem otrzymałyśmy dziś zdjęcie listu, które Prezydentka Gdańska Aleksandra Dulkiewicz, zaadresowała do „członków” i „sympatyków” grupy Dziewuchy Dziewuchom. Pismo dotyczy wydarzeń, które miały miejsce w trakcie V Trójmiejskiego Marszu Równości. Jako administratorki i twórczynie grupy Dziewuchy Dziewuchom, do której odwołuje się nagłówek tekstu, pragniemy poinformować zarówno Panią Aleksandrę Dulkiewicz, jak i inne zainteresowane sprawą osoby, że nie brałyśmy udziału ani w tegorocznym marszu, ani w akcji happeningowej, która mu towarzyszyła. Poza naszą wiedzą pozostawało do dziś zarówno to, co wydarzyło się w sobotę w Gdańsku, jak również to, jakie osoby brały udział w akcji. Ze swojej strony pragniemy zapewnić, że prowadzona przez nas działalność nie ma nic wspólnego z zaistniałą sytuacją, a kierowanie zastrzeżeń pod adresem użytkowniczek i użytkowników naszych kanałów społecznościowych jest nadużyciem. Każda osoba kreująca podobne akcje czy biorąca w nich udział, reprezentuje wyłącznie siebie, toteż kierowanie krytyki wobec nieokreślonej zbiorowości, która nie tylko nie uczestniczyła wydarzeniu, nie tylko nie miała na nie wpływu, ale przede wszystkim nie posiadała o nim wiedzy – ma charakter dezinformujący i jest krzywdzące wobec grona naszych odbiorczyń i odbiorców.
Jednocześnie pragniemy zauważyć, że zarówno w Trójmieście, jak i w innych częściach Polski, działają grupy i inicjatywy, które w sposób nieuprawniony posługują się nazwą Dziewuchy Dziewuchom, co może wprowadzać opinię publiczną w pewną konfuzję. W związku z tym informujemy, że Dziewuchy Dziewuchom to sieć kanałów społecznościowych (grupa FB, fanpejdż FB, konto Instagram) oraz warszawska fundacja prowadzona przez dwie osoby. Żadna z nas nie uczestniczyła w wydarzeniu w Gdańsku, nie zachęcała do uczestnictwa w nim i nie miała wpływu na jego przebieg.
Uprzejmie prosimy Panią Dulkiewicz, aby precyzyjnie adresowała krytyczne uwagi – wzajemny szacunek zakłada bowiem nie tylko poszanowanie symboli religijnych, ale także unikanie oskarżania przypadkowych osób. Jednocześnie mamy nadzieję, że Pani Dulkiewicz wyjaśni sprawę z osobami, których przedsięwzięcie nie spotkało się z jej uznaniem.
Pozdrawiamy serdecznie,
Agata Maciejewska
Katarzyna von Alexandrowitsch
Fundacja Dziewuchy Dziewuchom

I jeszcze oświadczenie grupy „Trójmiejskie Dziewuchy Dziewuchom”:
W związku z licznymi nadinterpretacjami znaczenia naszego happeningu na V Trójmiejskim Marszu Równości OŚWIADCZAMY:
Happening Królewskiej Waginy z Tęczowymi Madonnami jest naszym autorskim dziełem. Organizatorzy Marszu nie mieli z nim nic wspólnego.

Królewska Wagina niczego nie imituje i nie jest zamiast. Jest tym czym ma być. Jest symbolem wolnych kobiet, dla których ich kobiecość jest święta. Łączy się z hasłem Królestwo jest moje! – moje ciało i moje życie należy do mnie – kobiety. Ponieważ szczególne zakusy od wieków patriarchalny świat ma na kobiece narządy rozrodcze – nieprzypadkowo pośrodku serca znajduje się właśnie wagina. W koronie.

Marsz Równości jest świętem tych, którzy są uciskani przez patriarchat. Dotyczy to także kobiet. Nasz happening w symboliczny i ludyczny sposób miał dowartościować kobiecą cielesność. Przez odwrócenie – zamiast symbolu fallicznego pojawia się symbol waginalny – zwraca uwagę na to, że liczne religie zbudowane są na kulcie bóstwa, które w wyobrażeniach ikonicznych jest mężczyzną. A jeśli bóg jest mężczyzną, to mężczyzna jest bogiem. Kobiece ciało również ma w sobie boskość, jest równie święte jak ciało mężczyzny. Domyślamy się, że to odwrócenie tradycyjnie fallicznego symbolu płodności budzi takie oburzenie osób przywiązanych do panującego od tysięcy lat podziału ról w społeczeństwie.

Oskarżanie niewygodnych innych o obrazę uczuć religijnych to zajadła walka ze wszystkimi, którzy myślą, czują i żyją inaczej; oskarżanie o obrazę rodzi przemoc symboliczną. Zarzucanie radosnemu happeningowi nietolerancji, dyskryminowania kogokolwiek czy nienawiści – obraża nas i nasze uczucia. Podobnie jak sugerowanie, że powinnyśmy zamiast Królewskiej Waginy chodzić z dewocjonaliami katolickimi. Katolicy nie mają monopolu na wstążki, serca, waginy, korony, rzeczy na patykach.
Biorąc pod uwagę ile aktów przemocy, dyskryminacji, nienawiści, zbrodni – zrodził fanatyzm Kościoła Katolickiego, sugerujemy osobom o urażonych uczuciach religijnych wyjęcie belki z własnego oka a nie szukanie źdźbła w naszym. Urażanie godności i łamanie praw innych ludzi staje się w Polsce przywilejem fundamentalistycznych katolików. Organizacje powiązane z kościołem aktywnie działają na terenie całego kraju w celu ograniczenia praw kobietom, jak również z kłamliwą i obrzydliwą homofobiczną propagandą, sugerującą, że homoseksualizm jest równoznaczny z pedofilią. Tym samym ludziom nie przeszkadza pedofila księży i ukrywanie sprawców przez kościelnych przełożonych. Oburzonym włodarzom miast sugerujemy zajęcie się w trybie pilnym aktami rzeczywistej nienawiści i dyskryminacji fundacji Pro Prawo do życia, które miały również miejsce na Marszu Równości, a z jakiegoś powodu takiego oburzenia nie budzą jak Królewska Wagina.

Każdy może wierzyć w co i jak chce, ale narzucanie swoich wierzeń, gnębienie za odrzucanie religijnego szablonu – to przemoc. Nienawistne krucjaty, unikanie odpowiedzialności za kościelne winy, ściganie za tęczowe aureole – to jest coś co ośmiesza wiarę, a nie Królewska Wagina, Tęczowe Madonny i Anioły. Przemocy nie możemy tolerować i zawsze staniemy po stronie poszkodowanych, domagając się godności i sprawiedliwości dla uciskanych i poniesienia odpowiedzialności przez sprawców.

Z celebrowania i dumy ze swojej kobiecości nie zrezygnujemy.
Trójmiejskie Dziewuchy Dziewuchom

ANNA FOGLER (30 maja 2019, godz. 13:06):

Pani Prezydent Dulkiewicz, czuję się oszukana. Ale dla moich uczuć nie ma w tym kraju paragrafu

( http://wyborcza.pl/7,95891,24844118,czuje-sie-oszukana-pani-prezydent-dulkiewicz-ale-dla-moich.html?utm_source=facebook.com&utm_medium=SM&utm_campaign=FB_Gazeta_Wyborcza&fbclid=IwAR3RHyse5QjXdwYs5uoZaVN_9kyBBX8fQpywx7SpxA5yJ6svT1AK0ssGK9A )

Moje świeckie (teoretycznie) państwo chroni wyłącznie uczucia religijne. Tych niestety nie posiadam. Czy mój ich brak moja ojczyzna też obroni? Jeżeli ktoś w tym kraju rozumie, czym jest wykluczenie, dyskryminacja, i ma prawo się czuć obrażanym i wyśmiewanym na każdym kroku, to są to wszystkie osoby stojące poza wiarą i nauką Kościoła katolickiego.

W reakcji na newsletter LGBT+ oraz w odpowiedzi na opublikowane dziś oświadczenie Pani Prezydent Aleksandry Dulkiewicz oraz jako uczestnik Marszu Równości chciałam za pośrednictwem Państwa Redakcji przesłać list otwarty do Pani Prezydent Gdańska.

Czuję się oszukana!

Czuję się oszukana. Dokładnie tak samo jak Pani Prezydent Aleksandra Dulkiewicz. Uwierzyłam, że idąc z nami w Marszu Równości, będzie Pani reprezentowała faktycznie wszystkich. Że nie pozwoli się szantażować ludziom, którzy na tęczowe marsze chodzą wyłącznie po to, aby obrzucać jajkami (w najlepszym przypadku) i jadowitymi wyzwiskami – mizoginom, którzy roszczą sobie prawo do ocen moralnych i publicznie wyzywają Panią Prezydent od „żałosnych idiotek”. Uwierzyłam, że w pierwszej kolejności jest Pani urzędnikiem publicznym, a nie katolickim, i będzie reprezentować każdego z nas: zarówno ludzi wierzących, jak i ateistów, osoby heteronormatywne i te o innej orientacji, tak samo tych „z prawa” i tych „z lewa”. Uwierzyłam, że tego dnia razem nie wykluczamy nikogo.
Czuję się oszukana, bo żyję w kraju, w którym nie trzeba wiele, by ktoś się obraził: tęcza, kolorowa madonna, nieklękanie w kościele, „dzień dobry panu” zamiast „niech będzie pochwalony”, maraton sportowy w niedzielę obok kościoła, brak miejsca parkingowego przed szkołą dla księdza proboszcza, tęczowa aureola. O tak trudnym w odbiorze i w zrozumieniu performance z waginą-sercem, gdzie sztuka łączy (tak jak powinna) sferę sacrum i profanum szkoda wspominać – uczymy się w szkole „na blachę” dukać paciorki, a nie filozofii czy sztuki. Ludzie tacy jak ja, którzy w tym kraju posyłają swoje dzieci do teoretycznie publicznych i świeckich miejsc, codziennie z przerażeniem muszą mierzyć się z faktem, że ich latorośl będzie patrzyła przez wiele godzin na półnagiego, ociekającego krwią faceta przybitego do krzyża. Ale „broń Boże”, żeby przez sekundę to było serce-wagina czy tęczowa aureola. Równolegle do straszenia piekłem szkoła zorganizuje dzieciom akcję „stop przemocy”, a potem te same dzieci wyjdą przed szkołę i zobaczą antyaborcyjny billboard lub samochód z gigantycznym zdjęciem nagiego (czy to aby już nie pornografia?) płodu na plandece auta.

Czuję się oszukana, bo jeśli się tylko upomnę o zdjęcie krzyża ze ściany, jeśli się zapytam, czemu wszystkie dzieci nie mają lekcji w trakcie rekolekcji, jeśli nie zgodzę się na mszę z okazji rozpoczęcia/otwarcia czegokolwiek, to ja będę tą, która obraża. Gdyby wyznawca innej religii chciał reagować proporcjonalnie do reakcji obrażających się na każdym kroku polskich katolików, to musiałby demolować zamrażarki z wieprzowiną w Biedronce albo będąc np. pastafarianinem, oskarżyć o profanację każdą osobę używającą durszlaka inaczej niż jako nakrycia głowy. A tymczasem Włoch-katolik idzie na stadion w koszulce z podobizną swojego sportowego bohatera ozdobionego złotą aureolą i napisem „santo subito” i nikomu do głowy nie przyjdzie, że w ten sposób chce obrazić papieża, znieważyć Kościół katolicki czy jego wyznawców. Na nasze stadiony można co najwyżej bezkarnie wkroczyć z dumnymi hasłami nienawiści, antysemityzmu i homofobii.

Z jakiego powodu mam chronić cudze uczucia religijne, gdy wszystkie moje uczucia są deptane?

Czuję się oszukana, Szanowna Pani. Z jakiego powodu mam chronić cudze uczucia religijne, gdy wszystkie moje uczucia są deptane? Wyznanie to prywatna sfera – w przeciwieństwie do praw człowieka. Czy ja się wpraszam komuś do kościoła i go zakrzykuję w trakcie kazania, że jest „żałosnym idiotą”, bo wierzy w jakąś kiepską fikcję o nazwie Biblia? Nie, to o mnie proboszcz z Jabłonny napisze na grobie pańskim „wspieranie LGBT” jak o grzechu głównym – ustawi w jednym rzędzie ze złodziejami i mordercami. Parafrazując mojego „ulubionego filozofa” i „modelowego pacyfistę” Joachima Brudzińskiego, czuję się bardzo agresywną aktywistką. Agresywnie (a więc w sposób uporczywy) domagam się uznania praw do tworzenia i komentowania, kochania i maszerowania w przestrzeni publicznej – równościowo, czyli tak samo jak mogą to robić osoby religijne.
Nie obrażają mnie przydrożne krzyże, kapliczki i święte dla katolików obrazy – tak samo jak nie obraża mnie wizerunek Buddy na ścianie w tybetańskiej knajpie. Nie obrażam się na widok kiepskich pomników papieża Polaka poustawianych na każdym kroku ani nawet na to, że jest w podręczniku mojego dziecka nazywany „naszym papieżem” – jakby samo przez się rozumiało, że każdy Polak to katolik.

Mam w sobie bardzo wiele uczuć: miłości, złości, współczucia, frustracji, empatii, ale żadne z nich nie jest chronione przez moje własne państwo. Moje świeckie (teoretycznie) państwo chroni wyłącznie uczucia religijne. Tych niestety nie posiadam. Czy mój ich brak moja ojczyzna też obroni? Jeżeli ktoś w tym kraju rozumie, czym jest wykluczenie, dyskryminacja i ma prawo się czuć obrażanym i wyśmiewanym na każdym kroku, to są to wszystkie osoby stojące poza wiarą i nauką Kościoła katolickiego.

Byłam na Marszu Równości razem z Panią Prezydent i moimi tęczowymi przyjaciółmi. Nie pamiętam nic oprócz świetnej atmosfery, cudownej pogody, uśmiechniętych i życzliwych ludzi. Wspieram ich, kiedy tylko mogę i jak potrafię: słowem, pracą, życzliwością. Pamiętam też tęczowe miasteczko (nie wiem, czy tam Pani dotarła), do którego wszyscy przyszli świętować po paradzie. Do stoiska, które obsługiwałam, podchodziły 14-,15-letnie dziewczynki przebrane za kolorowe jednorożce i brokatowe wróżki z prośbą o tęczowy, zmywalny tatuaż naklejkę. I podciągały rękawy, i pokazywały mi swoje ręce, a ja nie mogłam na nich znaleźć gładkiej powierzchni bez blizn czy strupów, żeby naklejka się trzymała – tak bardzo miały pocięte przeguby i przedramiona. I ten obraz powinien być dla każdego katolika, chrześcijanina, dobrego człowieka sto razy straszniejszy niż wagina i serce w koronie. I kolorowe wstążki, i tęczowe aureole, i książki z Harrym Potterem.

Nawet po najgorszych burzach na niebo zawsze wychodzi tęcza

Jeśli czasem zastanawia się Pani, gdzie potem trafiają takie tnące się dziewczynki, które wyczekują Marszu Równości jak zbawienia – tego jedynego dla nich w roku dnia równości, tolerancji i akceptacji wśród życzliwych im osób – to opowiem Pani, jak ostatnio razem z mężem i córką staliśmy z naszymi tęczowymi przyjaciółmi w milczeniu na moście Łazienkowskim, aby w ciszy i skupieniu uczcić pamięć aktywistki LGBT+, która kilka tygodni wcześniej skoczyła z tego mostu, popełniając samobójstwo.
Tego dnia chciałam pokazać mojemu dziecku, że pomimo żałoby i bezsilności, jakie towarzyszyły tamtym okolicznościom, zawsze – nawet po najgorszych burzach – na niebo wychodzi tęcza, że nawet z największej rozpaczy można wynieść dobro i miłość. I tak było do momentu, aż urażony i dumny pijany mężczyzna (tym razem bez orła na piersi) postanowił podrzeć tęczową flagę, popchnąć dziecko na barierki mostu, zwyzywać stojące obok osoby, a mijający nas w rozpędzonych samochodach ludzie zwalniali i opuszczali szyby: by móc popatrzeć lub przyłączyć się do bluzgów… Czuję się oszukana, Pani Prezydent. Ale dla moich uczuć nie ma w tym kraju paragrafu.

Ja wraz z tysiącami katolików LGB mamy najciężej – z jednej strony obraża się nas za cechy wrodzone – orientację, z drugiej zaś obraża się Kościół do którego jesteśmy przywiązani. Moim zdaniem w prawdziwie demokratycznym kraju jest miejsca do uczenia religii w szkołach, jak i na wprowadzenie małżeństw homoseksualnych (na razie cywilnych). Tęczowa Matka Boska nie obraża nikogo, oprócz niedojrzałych ludzi, ale zupełnie czym innym jest adorowanie tzw organu płciowego. Podobizna żadnego organu nie powinna się pojawić w tamtym miejscu.

Do osób nieheteronormatywnych proszę nie obrażajcie Kościoła, tak jak Jego ludzie obrażają Was, bądźcie mądrzejsi. Katolicyzm jest bardzo światłym wyznaniem nawet u protestantów tylko mały wycinek wprowadził małżeństwa kościelne, a uważają się za „reformowanych”. Czego można domagać się w związku z tym od Kościoła Matki – znacznie bardziej tradycyjnego katolicyzmu? Akceptacji, bezpieczeństwa i błogosławieństwa dla par homoseksualnych, ale do małżeństw jeszcze upłyną dekady zanim się je wprowadzi (jeśli Bóg wspiera równe prawa swoich dzieci homoseksualnych)