Może wcale nie ma prostego związku między nacjonalizmem a nieczytaniem?
„Ludzie zgłupieli i nic nie czytają, dlatego głosują na (skrajną) prawicę” – taką mniej więcej tezę wygłosił znany reżyser teatralny Krzysztof Warlikowski, przedstawiając w Parlamencie Europejskim nazwiska trojga laureatów Europejskiej Nagrody Książkowej. Swego czasu w „Kontakcie” określiłem takie wypowiedzi jako jeremiady nad czytelnictwem i tej opinii się trzymam.
*
Pal sześć już akapit o kondycji czytelnictwa w Polsce, który zaczyna się zdaniem: „Dzisiaj blisko 40 proc. Polaków nie rozumie tego, co czyta, a kolejne 30 proc. rozumie w niewielkim stopniu”, kończy natomiast rzecz jasna słowem „groza”. Bardziej zirytowała mnie próba diagnozy politycznej. Autor pisze: „Obserwując różne statystyki widzimy, że czytelnictwo spada w niemal wszystkich krajach europejskich. Są nieliczne zielone wyspy, gdzie rośnie, ale niestety, ogólnie sytuacja jest zła. Czyta Skandynawia i Holandia. W krajach Europy środkowej i południowej spadek czytelnictwa jest drastyczny, należą do nich przede wszystkim: Grecja, Węgry, Włochy. Czy to przypadek, że w tych krajach ruchy skrajnie nacjonalistyczne rosną w siłę odwrotnie proporcjonalnie do spadku czytelnictwa?!”.
Warlikowski nie certoli się z kontekstami, tylko mówi: ludzie zgłupieli, więc głosują na PiS. Ten przekaz nie został wprawdzie wyrażony wprost, ale przeczytajcie tekst i powiedzcie – czy nie taka jest jego wymowa?
Mniemam, że Warlikowski odwołuje się do danych Eurobarometru z lat 2007 i 2013. Rzeczywiście pokazują one, że w Grecji, na Węgrzech i we Włoszech odsetek osób czytających książki spadł w większym stopniu niż w większości państw zachodnioeuropejskich. Podobnie stało się na Słowacji i w Czechach (dla uproszczenia nie roztrząsajmy różnic między nacjonalizmem i populizmem).
Wszelako w Bułgarii wskaźniki zmieniły się tylko nieznacznie, a i tak w zeszłym roku nacjonaliści pierwszy raz weszli do rządu. I odwrotnie: w Rumunii nastąpił znaczący spadek, a ruchom nacjonalistycznym wcale nie jest tak blisko do władzy. Znacznie bliżej było w 2000 roku tudzież w latach dziewięćdziesiątych, gdy burmistrz Kluża-Napoki, jednego z najważniejszych miast w kraju, potrafił powiedzieć: „W Rumunii nie ma Węgrów. Węgrzy są na Węgrzech. Tutaj są tylko rumuńscy obywatele”.
Może więc wcale nie ma prostego związku między nacjonalizmem a nieczytaniem?
*
Reżyser ogłasza też, że „odwrót Polski z drogi wolności i demokracji na rzecz autorytarnego systemu i państwa narzucającego obywatelom zasady życia dyktowane przez Kościół” bierze się z „zaniechań i wieloletniego ogłupiania społeczeństwa”. Świadectwem tego ma być „wybór ekstremalnej prawicy przy niskim zainteresowaniu wyborami”. Tylko czy w III RP wskaźniki udziału w wyborach faktycznie malały wraz z odsetkami czytelnictwa? Dane złośliwie temu przeczą. Z jednej strony intensywność czytania i następnie liczba czytelników spadały konsekwentnie do 2008 roku, kiedy to nastąpiła względna stabilizacja. Z drugiej strony frekwencja wyborcza w tym czasie poruszała się ruchem skoczka szachowego, bez żadnych liniowych prawidłowości. A w ostatniej dekadzie – w okresie najniższego czytelnictwa – uśredniona frekwencja w wyborach parlamentarnych i samorządowych (choć nie prezydenckich) była nawet wyższa niż wcześniej.
Ewentualnie Warlikowski mógłby się bronić, mówiąc, że nie interesuje go frekwencja wyborcza sama w sobie, lecz jej połączenie z sukcesem „ekstremalnej prawicy”. Ale to też trudno przyjąć, bo jeżeli PiS miałby być skrajną prawicą, to co powiemy o Ruchu Narodowym czy Obozie Narodowo-Radykalnym? Co więcej, w 2005 roku frekwencja w wyborach parlamentarnych była najniższa w historii III RP, a wspomniana już Liga Polskich Rodzin znalazła się w Sejmie, Senacie i rządzie. Wskaźniki czytelnictwa były zaś wyższe niż teraz.
*
W „Jeremiadach nad czytelnictwem” pisałem, że w takich narzekaniach „uderza nieobecność kontekstu społeczno-ekonomicznego”. Tak też jest w mowie Warlikowskiego, gdzie ów kontekst pojawia się tylko o tyle, o ile może uzasadnić lament nad „kiczem i głupotą”, „podejrzanymi produktami sztukopodobnymi”, „schlebianiem przeciętnym gustom i niskim potrzebom”, „zaspokajaniem najgłupszych pragnień”.
Czy w III RP wskaźniki udziału w wyborach faktycznie malały wraz z odsetkami czytelnictwa? Dane złośliwie temu przeczą
A może jednak spadek czytelnictwa ma coś wspólnego z cenami książek i czasem wolnym potrzebnym na lekturę? W końcu Biblioteka Narodowa donosiła, że w 2014 roku żadnej książki nie przeczytało 46 proc. osób oceniających swoją sytuację materialną jako raczej dobrą – oraz aż 70 proc. tych, które oceniały ją raczej źle. I odwrotnie: im lepsza sytuacja ekonomiczna, tym większy odsetek ankietowanych czytających przynajmniej siedem książek w roku. Albo weźmy wypowiedź Dominiki Michalak, która wskazuje, że „czytanie książek przestało być zajęciem postrzeganym powszechnie jako doniosłe, twórcze, ciekawe, przynoszące korzyści lub w jakiś inny sposób atrakcyjne”, i zastanawia się nad przyczynami.
Zgoda, jest coś niepokojącego w kształtowaniu kultury i sztuki przez logikę ekonomiczną. Ale nawet ktoś, kto bardzo nie lubi popkulturowych rynków, może się zdobyć na głębszą analizę zamiast jeremiad nad „podmienianiem kultury na popkulturę i rozrywkę”.
*
Kontekst społeczny i gospodarczy jest też kluczowy dla wyjaśnienia zjawisk nacjonalizmu, populizmu i sukcesów prawicy. Czy to będzie światowy kryzys ekonomiczny, czy rozdźwięk między możliwościami i aspiracjami, czy kryzys uchodźczy, czy też może polaryzacja polskiego społeczeństwa pod wpływem duopolu politycznego, katastrofy smoleńskiej, dominacji mediów tożsamościowych – naprawdę nie da się tego wszystkiego pominąć.
Tymczasem Warlikowski nie certoli się z kontekstami, tylko mówi, jak jest: ludzie zgłupieli, więc głosują na PiS. Ten przekaz nie został wprawdzie wyrażony wprost, ale przeczytajcie tekst i powiedzcie – czy nie taka jest jego wymowa?
Mnie taki ton na przemian drażni i smuci. Nie mam jednak wątpliwości, że Krzysztofa Warlikowskiego stać na wypowiedź, która będzie służyła głębszej diagnozie, a nie utwierdzała stereotypy o moralnej i politycznej wyższości elit kulturalnych nad resztą społeczeństwa – i to przy zupełnym braku refleksji nad tym, jak ta reszta żyje.
Odwagi!
Artykuł pierwotnie opublikowany stronie autora na Facebooku. Tytuł od redakcji
Nie mam kompetencji, by oceniać czy ludzie zgłupieli głosując na PIS, ale z całą pewnością wiem jedno. U wszystkich, których znam, a którzy głosowali na PiS, czytelnictwo jest więcej niż skromne. W najlepszym wypadku jedno partyjne czasopismo. Reszta swoją ciekawość świata i otaczającej ich rzeczywistości zaspokaja, albo z mediów toruńskich, albo z pierwszego programu TV. Oni „łykają” każdą wiadomość z tych mediów nie dlatego, że z zasady są głupi, tylko dlatego, że o niczym innym nie wiedzą i trudno nie zgodzić się z K. Warlikowskim, że są funkcjonalnymi analfabetami. Od początku mojego młodzieńczego i dorosłego życia marzyłem, jeszcze w głębokim PRL-u, aby móc czytać gazety i czasopisma przedstawiające różne punkty widzenia i dziś gdy to jest możliwe nijak nie mogę zrozumieć moich tak samo jak ja wykształconych rówieśników, że ich to kompletnie nie obchodzi. Można oczywiście przyjąć, że są takimi geniuszami, że bez żadnej lektury, mocą jedynie swojego umysłu, wszystko wiedzą, ale to teza bardzo wątpliwa. To są jednocześnie ludzie, których z całą pewnością stać na kupno książki czy czasopisma. Oni takiej potrzeby czytania, poznawania świata nie mają, po prostu. To są ludzie „wierzący” w partię, w „ukochanego przywódcę”, we wszelakich „onych”. Diagnoza P. Warlikowskiego z pewnością nie jest kojąca, może i powinna drażnić i smucić. Ta diagnoza, którą można potwierdzać już nie setkami, ale tysiącami przykładów, wypowiedziana na takim forum i przez taką osobę, może wzbudzi refleksję. Kiedy ja, szary magister, to mówię, nieodmiennie słyszę, że jestem „pod wpływem” wiadomych środowisk i wiadomych mediów. Odpowiadam, że tak jestem pod wpływem…rozumu i wtedy moi bliźni patrzą na mnie jak na kosmitę.
Dziękuję za komentarz! Odpowiem krótko, ale szybko: warto pamiętać, że w 2015 roku PiS wygrał wybory w każdej grupie wydzielonej ze względu na wykształcenie (https://www.tvp.info/22346530/z-wyksztalceniem-i-bez-we-wszystkich-grupach-triumfuje-pis). Gdyby zsumować elektoraty PO i Nowoczesnej (pomińmy tu pytanie o zasadność takiego prostego sumowania), byłoby w nich łącznie więcej osób o wykształceniu wyższym, ale nie tak wiele więcej: 38,7% vs 30,4%.
Przestrzegałbym więc przed przeświadczeniem, że wszyscy krytyczni ludzie są po „naszej” stronie, a po drugiej – głównie funkcjonalni analfabeci. I niestety dla wielu osób będzie to właśnie przeświadczenie kojące, ponieważ poczucie wyższości to zwykle całkiem przyjemne uczucie. (Dla jasności: nie uważam, że wszystkie osoby podzielające takie przekonanie żywią je ze względu na poczucie wyższości, ale jestem zdania, że to poważne zagrożenie).
Z reguły na wybory samorządowe chodziło 40% obywateli. W ostatnich wyborach poszło 55%. Większość z tych 15% w miastach głosując przeciw PiSowi. Czy jest Pan pewien, że czytelnictwo wśród tej grupy wyborców jest przeciętnie wyższe niż w elektoracie PiS?
Hm, czy to pytanie skierowane do mnie, czy do Pana Rafała Krysztofczyka?
Drogi Panie Krawczyk, reaguje Pan na przemowienie Warlikowskiego rezysera ktorego martwi spadek zainteresowania ksiazka generalnie i literatura w szczegolnosci co odczuwa jako zagrozenie dla spektaklu i jego publicznosci podczas gdy jego rola jako artysty jest pobudzanie widzow do krytycznego myslenia.
Nawiazuje do swojego pochodzenia z Polski ktora znalazla sie jak wszystkie kraje europejskie ofiara „wolnego rynku“ ktory wedlug niego stawia kicz i glupota na firmamencie sztuki.
Ubolewa ze Polacy nie czytaja i ze staja sie coraz bardziej analfabetami.
I sugeruje paralele miedzy analfabetyzmem a populizmem i wyciaga wniosek: „odwrót Polski z drogi wolności i demokracji na rzecz autorytarnego systemu i państwa narzucającego obywatelom zasady życia dyktowane przez Kościół. Tak rozumiem wybór ekstremalnej prawicy przy niskim zainteresowaniu wyborami. To są właśnie skutki zaniechań i wieloletniego ogłupiania społeczeństwa. Analfabetyzm polityczny, na którym chętnie i bezpardonowo żerują populizmy.
Wierzę, że kultura może być potężną bronią przeciwko głupocie i ogłupianiu, które stają się idealnym podłożem do manipulacji. Wierzę w teatr, którego zasadą jest konflikt, ale przepracowywany przez dialog, który prowadzi do pojednania, koncyliacji, wspólnoty widzów tu i teraz. Na chwilę, ale też i na dłużej, kto wie na jak długo. Świat można czynić lepszym tylko zmieniając ludzi. Doświadczenie, jakie może dać teatr, pokazując siłę wspólnoty, jest nie do zastąpienia przez żadne inne.
Wierzę w książki. Można powiedzieć, że kilka książek nie zmieni świata. Ale nasza odpowiedzialność zasadza się na tym, że jako artysci wierzymy w skuteczność działania sztuki i myśli“. Dziwi mnie ze jako psycholog, socjolog i polonista nie widzi Pan roznicy miedzy wypowiedzia artysty a wypowiedzia naukowca i ze on po „artystycznemu“ a Pan po „naukowemu“. Przeciez to sa dwie rozne logiki ! I jesli Pan ma swoje racje to przeciez ewidentnie on ma swoje.
Osobiscie glosuje na Warlikowskiego. Przypomnial mi Pan ten aforyzm : Medrzec wskazuje droge a kiep krytykuje palec !
Najkrócej: moim zdaniem Warlikowski wskazuje drogę w złym kierunku. Uważam, że Prawo i Sprawiedliwość wygrało wybory między innymi z powodu prób lekceważenia, marginalizowania, a nawet obrażania jego zwolenników (weźmy choćby słynną wypowiedź Donalda Tuska o „moherowej koalicji”). Niestety to również jest taka próba, nawet jeśli niewyrażona wprost i ujęta w ładniejszym języku.
Poza tym nie zgadzam się, że ten tekst to forma artystyczna, i nie zgadzam się, że gdyby nią był, to nie podlegałby mojej krytyce.
A ja się z Panem zgadzam. Miałem dokładnie takie same odczucia po przeczytaniu tekstu Warlikowskiego. Wzrost popularności „partii populistycznych” ma według mnie o wiele prostsze przyczyny niż odsunięci od władzy politycy, związane z nimi media i ich sympatycy próbują innym wmówić. Od 2008 pojawiła się masa problemów z którymi rządy nie zawsze były w stanie sobie poradzić . Wyborcy widząc to szukają jakiejś alternatywy. Politycy którzy stracili władzę byli niekompetentni i nie ma sensu dopisywać do tego wielkich teorii. Jeśli miałbym powiedzieć dlaczego spada czytelnictwo, to poradziłbym wejść na najpopularniejsze portale w Polsce. Przeczytać 2 artykuły albo po prostu rzucić okiem na tytuły i odpowiedzieć sobie szczerze, czy po takim doświadczeniu ktokolwiek miałby ochotę na kontynuowanie przygody ze słowem pisanym. Potem jako lekturę uzupełniającą proszę przeczytać listę lektur dla szkoły średniej wybrać 3 pozycje które mogą być ciekawą lekturą dla młodego człowieka. Osobiście uważam że w zaistniałej sytuacji robienie komukolwiek wyrzutów o bycie funkcjonalnym analfabetą jest nie na miejscu.
Analfabetą politycznym jest człowiek który twierdzi, że pis to prawica.
Pis do prawicy ma jeszcze dalej niż po.
Chyba do libertarian. 😉
Jest jeszcze, Panie Krawczyk, ten aforyzm bardzo tutaj à propos : „Nie ma bardziej niewidomego, bardziej gluchego i bardziej nierozumnego niz ten ktory nie chce ani widziec, ani slyszec, ani rozumiec „
Nie oceniam Krzysztofa Warlikowskiego aż tak surowo!
Szanowny Panie
Riposta może i dowcipna.
Potwierdza jednak tezę Warlikowskiego, ze 70% ludzi nie rozumie czytanych treści. W tym i Pan.
Przecież aforyzm Jacka Frydrycha dotyczy Pana tekstu.
Lektura Pańskiego tekstu i późniejszych Pańskich odpowiedzi na komentarze czytelników, zwłaszcza w zestawieniu z tekstem Warlikowskiego, z którym Pan polemizuje, tylko utwierdza mnie w przekonaniu o słuszności tez podniesionych przez wspomnianego reżysera.
Odniosłam wrażenie, że nachalnie chce Pan zareklamować swój tekst opublikowany na innym portalu, chyba że celem Pana było uświadomienie czytelników, czym jest „jeremiada”.
Po drugie, o ile tekst Warlikowskiego można uznać za ową „jeremiadę” (tutaj polemizowałabym), to Pański tekst, moim zdaniem, jest niczym innym, jak zbudowanym na resentymencie lamentem (tudzież – niech będzie- jeremiadą). Argument o spadku czytelnictwa w związku z wysokimi cenami jest dziecinny. Jak ktoś chce czytać, to czyta, ceny książek nie mają tak wielkiego znaczenia, jakie Pan im przypisuje. Jeszcze śmieszniejsze jest przytoczenie danych, które potwierdzają Pańską tezę – czytają lepiej zarabiający. Tylko że ci lepiej zarabiający zarabiają prawdopodobnie dlatego lepiej, że czytali książki, a nie czytają, bo dobrze zarabiają.
Język, jaki narzuciła obecna władza, każe się zastanowić, czy na pewno bezzasadne jest lekceważenie wpływu czytelnictwa na procesy społeczne, gospodarcze czy kulturalne. Człowiek inteligentny na tak brutalną, arogancką mowę nienawiści nie może się zgodzić. A skoro partia rządząca cieszy się takim poparciem, to sporo mówi o jej wyborcach. Aha, i tutaj kolejny Pański argument jest obalony na korzyść Warlikowskiego. PiS wygrał wybory w każdej grupie społecznej – tę wygraną właśnie uzasadniają dane przytoczone przez reżysera o wskaźnikach czytelnictwa.
„Ale nawet ktoś, kto bardzo nie lubi popkulturowych rynków, może się zdobyć na głębszą analizę” – proszę Pana, tutaj nie chodzi o „bardzo nielubienie” popkultury, tylko o smutny znak czasu, popkultura, sztuka miałka i kiczowata, zaspokajająca niskie instynkty, wyparła sztukę wyższą. A to doprowadziło do zaniku czynności, która jeszcze nie tak dawno była „modna”, a na pewno pożądana przez aspirujących do tzw. elit. Mówię tutaj o myśleniu krytycznym. Mówiąc w skrócie, ludzie nie myślą. A niemyślący są łatwym „żerem” dla populistów i wszelkich ruchów szowinistycznych. Paradoksalnie, tę tezę akurat bardzo łatwo udowodnić, wystarczy włączyć telewizję publiczną i przeanalizować ramówkę. Programy publicystyczne już nawet nie próbują udawać obiektywnych, nachalna propaganda, wyżerająca mózgi, sączy się do uszu widzów. Skrajna jednostronność, uniemożliwiająca przepływ informacji, nie służy myśleniu, choćbyśmy nie wiem jak zaklinali rzeczywistość.
„Na początku było Słowo”, bez Słowa nie byłoby aktu myślenia, bez myślenia nie byłoby kultury, bez kultury nie byłoby społeczeństw. Konsumpcyjne społeczeństwo w końcu pożre siebie samo.
Sarkastyczne zakończenie Pańskiej wypowiedzi: ” Nie mam jednak wątpliwości, że Krzysztofa Warlikowskiego stać na wypowiedź, która będzie służyła głębszej diagnozie, a nie utwierdzała stereotypy o moralnej i politycznej wyższości elit kulturalnych nad resztą społeczeństwa – i to przy zupełnym braku refleksji nad tym, jak ta reszta żyje. Odwagi!” niestety tylko uwypukla różnicę klas i potwierdza, że tzw. elity kulturalne w tym kraju mają prawo uważać się za takowe. Żenujące.
Wprawdzie trudno nie zgodzić się z K. Warlikowskim, gdy krytykuje ogólnoświatowy spadek czytelnictwa czy brak odpowiedzialności niektórych twórców wobec odbiorców sztuki. W tekście znajdują się jednakże nieco kuriozalne stwierdzenia, cytuję: “Pochodzę z Polski, z kraju, który po transformacji ustrojowej utracił grupę społeczną, nazywaną inteligencją”. Jak wiadomo transformacja ustrojowa w Polsce (w 1989 r.) miała charakter pokojowy i obyło się bez strat w ludziach. Natomiast polska inteligencja poniosła olbrzymie straty podczas II wojny światowej i później, w czasach stalinowskich, z powodu dwóch totalitaryzmów – niemieckiego nazizmu (skrajna prawica) i sowieckiego komunizmu (skrajna lewica). Czyżby Krzysztof Warlikowski zaliczał się do tych “blisko 40 % Polaków, którzy nie rozumieją tego, co czytają”, o których pisze w dalszej części artykułu??? Zresztą Polakom “dostało się” w jego tekście jeszcze parę razy: “co dziesiąty absolwent szkoły podstawowej nie potrafi czytać, aż 10 milionów Polaków nie ma w domu ani jednej książki” itd. Warlikowski podaje dane, które sam uważa za niewiarygodne, ale nie podaje źródeł tych mało prawdopodobnych danych.
Po dalszych jego wywodach można wywnioskować, że teza o wyjątkowo niskiej inteligencji Polaków, którą tak usilnie forsuje, jest tu sprzężona z jego oceną aktualnej sytuacji politycznej w kraju. Oczywiście nie dziwi to, że Warlikowskiemu – osobie o poglądach lewicowo-liberalnych – nie odpowiada rząd dzisiejszej Polski, który w dużym stopniu (choć nie zawsze) kieruje się w swoich decyzjach dekalogiem, i ma prawo go krytykować (żyjemy przecież w kraju demokratycznym – obecnie trudno byłby znaleźć kogoś więzionego lub dyskryminowanego z powodu wyrażania własnych poglądów), jednakże nazwanie tegoż rządu “ekstremalną prawicą” sugeruje, że Warlikowski po raz kolejny nie rozumie tego, co pisze. Dla ścisłości znów go zacytuję:
“Z tej perspektywy interpretuję odwrót Polski z drogi wolności i demokracji na rzecz autorytarnego systemu i państwa narzucającego obywatelom zasady życia dyktowane przez Kościół. Tak rozumiem wybór ekstremalnej prawicy przy niskim zainteresowaniu wyborami.” Dla ścisłości też podam krótką definicję skrajnej/ekstremalnej prawicy: termin odnoszący się do ugrupowań charakteryzujących się skrajnym programem czy radykalnymi metodami działania – skrajna prawica to np. liderzy rewolucji francuskiej (którzy mają na swoim koncie m.in. mordowanie duchownych katolickich) czy członkowie NSDAP; termin “skrajna prawica “ używany jest do opisania ideologii faszyzmu, narodowego socjalizmu i neonazizmu (tyle w skrócie m.in. Wikipedia). Głos Warlikowskiego nie jest zresztą odosobniony ani oryginalny; wpisuje się w modną ostatnio w pewnej części Europy nagonkę na Polskę.