Jesień 2024, nr 3

Zamów

Biskupi boją się dziś mediów bardziej niż kiedyś komunizmu

Ks. prof. Andrzej Szostek. Fot. Więź

Przez nacjonalistyczne tendencje i „wstawanie z kolan” kompletnie zapomnieliśmy o Panu Bogu – mówi były rektor Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.

Wypowiedź ks. prof. Andrzeja Szostka podczas promocji książki „Uczestniczyć w losie Drugiego. Rozmowy o etyce, Kościele i świecie” 11 grudnia 2018 r. w warszawskim Klubie Inteligencji Katolickiej

W dokumentach Soboru Watykańskiego II Kościół nazywany jest Ludem Bożym. Mieszczą się w nim i katolicy, i chrześcijanie innych wyznań; i żydzi, i muzułmanie; wyznawcy innych religii, jak również ludzie, którzy w ogóle Boga nie uznają, ale szukają Prawdy. Pamiętajmy, że to soborowa definicja Kościoła, a nie pomysł bardziej lub mniej genialnego teologa. W tym kontekście hasło św. Cypriana „Poza Kościołem nie ma zbawienia” rzeczywiście oznacza, że nie można być zbawionym inaczej jak przez Kościół – tylko że Kościół musi być szeroko rozumiany.

W Kościele co jakiś czas podnoszą się głosy, by zorganizować III sobór watykański. Tymczasem w najmniejszym stopniu nie przetrawiliśmy jeszcze Vaticanum II.

Warto przypomnieć, że Jan Paweł II, którego tak czcimy, w swoim kilkakrotnie poprawianym testamencie podkreślał znaczenie soboru – a przecież nie podkreśla się kwestii, którą wszyscy znają. Jeśli papież tak robił, to znaczy, że według niego w całym Kościele – w tym także w Polsce – sobór okazał się zupełnie nieodrobioną lekcją.

Znajomy biskup powiedział mi: „Ty nie wiesz, jak my się kłócimy w episkopacie”. Odpowiadam, że nie wiem, bo nikt o tym nie mówi, na zewnątrz wychodzi gładka formułka, która nie wnosi nic nowego

Nie potrafię pojąć tego, jak obecnie katolicy mogą głosić hasła nienawiści; jak można głosić hasła patriotyczne, biorąc Hitlera za swojego patrona. Mam poczucie, że coś bardzo głęboko szwankuje w naszej formacji duchowej, religijnej, szkolnej. Dzisiejsze dyskusje o reformach w ogóle tej sprawy nie dotykają, a ona może się okazać znacznie ważniejsza dla naszej przyszłości, naszej kondycji moralnej, intelektualnej niż wiele innych sporów, które nas pochłaniają.

Gdyby w Polsce szło powoli w kierunku rozumienia soboru – martwiłbym się, że powoli, ale cieszyłbym się, że idzie. Ale obserwujemy odwrotny kierunek! Mam poczucie, że w latach 60. czy 70. uczyliśmy się soboru, a teraz uczymy się, żeby o nim zapomnieć. To niebezpieczna droga. Przez te wszystkie nacjonalistyczne tendencje, „wstawanie z kolan” w ogóle zapomnieliśmy o Panu Bogu. Hasło Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, na którym tyle lat przepracowałem, brzmi „Deo et Patriae” – „Bogu i Ojczyźnie”. Nie wolno zmieniać kolejności tych haseł.

Jako Kościół w 1989 roku zgrzeszyliśmy pychą. Kościół w komunizmie był bohaterski i wyszedł z tego okresu z przekonaniem: jesteśmy znakomici, zdaliśmy egzamin. A to przekonanie stało się pierwszym krokiem do upadku. Teraz Kościół naprawdę jest zagubiony. Uwikłał się w związek z aktualną władzą i nie może mówić swoim głosem, boi się w ogóle zabrać głos. Martwi mnie to w dzisiejszym Kościele – myślę głównie o hierarchach. Niepokoi i boli mnie, że ich wypowiedzi są zbyt rzadkie i nie dotyczą najbardziej palących kwestii.

Ks. Andrzej Szostek, Ignacy Dudkiewicz, „Uczestniczyć w losie Drugiego. Rozmowy o etyce, Kościele i świecie”, Wydawnictwo Więź, Warszawa 2018
Ks. Andrzej Szostek, Ignacy Dudkiewicz, „Uczestniczyć w losie Drugiego. Rozmowy o etyce, Kościele i świecie”, Wydawnictwo Więź, Warszawa 2018. Zamów tutaj

Wiem, że łatwo krytykować polskich biskupów, gdy się nie jest jednym z nich, ale uważam, że właśnie taka była ich droga: najpierw triumfalizm, następnie roszczenia (a to religia w szkole, a to zmiana prawodawstwa, a to odzyskiwane majątki), potem krytyka i kryzys.

Wesprzyj Więź

Znajomy biskup powiedział mi: „Ty nie wiesz, jak my się kłócimy w episkopacie”. Odpowiadam, że nie wiem, bo nikt o tym nie mówi, na zewnątrz wychodzi gładka formułka, która nie wnosi nic nowego. A cóż by się katastrofalnego stało, gdyby różnica zdań między biskupami okazała się jawna? Trzeba wreszcie przekroczyć ten Rubikon.

Biskupi boją się dziś bardziej mediów niż kiedyś komunizmu. To prawda, że jeśli biskupi ujawnią wewnętrzne różnice między sobą, w mediach będzie trochę hałasu, nieco sensacji – trudno, trzeba przez to przejść. Kiedyś jako czytelnicy się tym znudzimy i przyzwyczaimy się, że w naszym kraju (podobnie jak w wielu innych) co do podstawowych zasad wiary i moralności panuje zgoda, ale w sprawach dotyczących sposobu rozumienia obecności Kościoła w państwie i reagowania na pewne przykre fakty, które się zdarzają (a ich jest ostatnio niemało), ma prawo istnieć między biskupami różnica zdań. Niech ona będzie – niech się okaże, że Kościół jest także w tym sensie powszechny, że mieści w sobie różne poglądy.

Tytuł od redakcji

Podziel się

Wiadomość

Kościół to zlekceważył Boga wcześniej niż przyszła dobra zmiana – gdy biskupi tak „konserwatywni”, jak i „otwarci” zgodnie ponad podziałami przegłosowali swoje désintéressement pracą jako najważniejszym po rodzinie obszarem życia człowieka, gdy po upadku komunizmu likwidowali komisję ds. duszpasterstwa ludzi pracy ustanowioną przez prymasa Wyszyńskiego w maju 1980 roku jako komisję robotniczą. Komuna upadła, ludzie przestali już być potrzebni by biskupi spożywali owoce zwycięstwa. Na tym forum podkreślę, że „otwarci” byli tu tak samo aktywni, proszę mnie zaprzeczeniami nie zmuszać do rzucania nazwiskami.
Na marginesie, czemu ksiądz Szostek tak powściągliwie krytykuje katolików biorących za patrona ich patriotyzmu Adolfa Hitlera? Przecież sam Hitler był katolikiem (za wikipedią: „W roku szkolnym 1897–1898 uczęszczał jako dziecko do szkoły przy zakonie benedyktynów, gdzie był prymusem w swojej klasie, otrzymując 12 najwyższych ocen na końcu roku. Został bierzmowany 22 maja 1904, śpiewał także w chórze prowadzonym przez zakonników[„). Tu trzeba z grubej rury …

Cóż, msze dziękczynne np. za byłą prezydent Warszawy są kompromitujące, to rzeczywiście prawda.
Ale świeccy mogą jedynie próbować bratersko upomnieć takich biskupów i księży, chociaż zapewne nieskutecznie.

Zastanawia mnie jedna rzecz, dla mnie ogromnie ważna. Zdarza się, i na szczęście nie rzadko, że znani księża otwarcie zabierają głos w sprawie nieprawości w Kościele w Polsce. Ryzykują dużo i nie jeden przykład można by podać. Z czystej zemsty swoich przełożonych bywają gnębieni. To, że ci przełożeni swoimi postępowaniami powodują powszechne zgorszenie, do nich przełożonych rzecz jasna, to nie dochodzi. Pycha i bezczelność gdańskiego biskupa sięga górskich szczytów i co na to jego duchowni koledzy? Duchowni koledzy biskupa niczym nie ryzykując, w odróżnieniu od szeregowego księdza, milczą.Szeregowy ksiądz potrafił napisać „milcz klecho”, gdy działo się zło, oczywiście dostał za to, jakżeby inaczej, upomnienie. Gdzie są ci „otwarci” biskupi, wiem, że nie mają nad gdańskim biskupem i jemu podobnymi władzy administracyjnej, ale przecież nie o nią chodzi. Kto ich zwolnił z ewangelicznego „tak -tak, „nie -nie”. Dlaczego nie potrafią powiedzieć najprostszego zdania:” Bracie, czynisz źle”. Oczywiście publicznie, bo grzech też był publiczny. Mam w głębokim niepoważaniu, to czy się kłócą w episkopacie czy też nie, jeżeli o mnie chodzi mogą się nawet zastanawiać czy większym świętem jest Boże Narodzenie czy Wielkanoc i na odwrót. Mnie obchodzi jak oni Pasterze prowadzą mój Kościół i kim dla nich jestem ja. Czy jestem dla nich „bożym ludem” czy „ciemnym ludem”. Póki co, mam głębokie przekonanie, że ja (obym to był tylko ja) jestem tym drugim. O jaką karierę się boją pozwalając na plugastwa płynące z Torunia? O jaką karierę im chodzi, gdy milczą wobec jawnego bezprawia dotykającego ludzi szczególnie zasłużonych dla naszej Ojczyzny, a często w sposób oczywisty także dla Kościoła? Czym ryzykują? Tym, że nie zjedzą drugiego obiadu? Jak się nie nasycą jednym, to zapraszam na drugi do siebie. Jeżeli sądzą, że prawym postępowaniem, że nazwaniem zła – złem, a dobra – dobrem, zgorszą maluczkich, to może niech położą sobie mokry ręcznik na głowie.Wstyd!

Zasadniczo zgoda, że nierówno egzekwuje się dyscyplinę kościelną od księży trzymających z rządem i księży nastawionych do niego niechętnie. A szkodliwość dla Kościoła wystąpień i jednych, i drugich jest odwrotna do skali stosowanych „upomnień”. Co do możliwości zajmowania stanowiska przez jednych biskupów w sprawach mających miejsce w innej diecezji to jest furtka – kolegialność. Niestety, ten wynalazek soborowy jest nadużywany do mało odważnego unikania zajmowania stanowiska w sprawach trudnych. Np. w sprawie „dziecka Agaty” kuria miejsca tłumaczyła brak swojego stanowiska precedensowością sprawy dla całego Kościoła w Polsce, że biskup nie mógł bez porozumienia z innymi biskupami zająć stanowiska wykraczającego swoim zasięgiem poza diecezję. Jeśli tak, to ponieważ sprawa ks.Jankowskiego też wykracza poza diecezję, inni biskupi powinni zająć stanowisko w tej sprawie, jeśli nie co do winy lub niewinności, to co do procedury wyjaśniającej. Tymczasem kolegialność episkopat wykorzystuje niczym u Herberta w wierszu „Pan Cogito o postawie wyprostowanej” – „senat radzi, jak nie być senatem”.

Kościół moim zdaniem nie zdał w okresie PRL egzaminu. I to, co dzieje się teraz,rodziło się wtedy. KK grał na dwa fronty- jakoś nikt nie pamięta, że kard.Wyszyński potępił strajk w stoczni,tak , jak wcześniej Watykan polskie powstania. Podobnie Glemp. Jednocześnie podsył skrajnie uproszczone nacjonalistyczno katolickie nastroje, by w ten sposób szantazowac władzę. Nigdy radykalnie nie odegrał się od antysemityzmu. Równocześnie uprawiał flirt z laickimi środowiskami opozycyjnych, również, by trzymać władzę w szachy. To samo, w zmienionych warunkach, robi dziś

Kościół katolicki to zwyczajnie instytucja zorganizowana sama dla siebie. Nie służy wiernym tylko czyni z nich podstawę swego istnienia. Kościół katolicki to zaprzeczenie autentycznej wiary ludzi. Będzie stopniowo tracił na wiarygodności. Obecne trwanie z uporem maniaka biskupów przy nieuczciwosci wobec wiernych jest zgubne.

” To prawda, że jeśli biskupi ujawnią wewnętrzne różnice między sobą, w mediach będzie trochę hałasu, nieco sensacji – trudno, trzeba przez to przejść.”

Niekoniecznie, gdy patrzę, jak manipulować niektóre gazeta i dziennikarze potrafią, niechęci do mediów nie dziwię się. Jak w pychę wbijają tych, których „lubią”, bo radośnie, dla poklasku będzie mówić to, co media chcą:usłyszeć: przykład dominikanina o.Gużyńskiego z jego tekstami o aborcji m.in. Mają „swoich” duchownych z knajackim językiem, jak ks.Sowa czy ks.Lemański.

A do tego narzucony podział przez media na „oświeconych” i „opóźnionych ” duchownych. I ten smutny brak reakcji biskupów na to, co robił ks.Jankowski? I ta Msza dziękczynna w „wykonaniu” kard. Nycza za HGW- to jak splunięcie w twarz 40 tys. ludzi wyrzuconych z prywatyzowanych kamienic.

Mnie zaniepokoił Kościół od wyborów w 1991 roku kiedy to usłyszałam z ambony że powinnam głosować na ZCHN.
Potem bardzo niepokoiło mnie zaangażowanie polityczne Radia Maryja a w końcu poparcie radiomaryjnej wersji historii i opcji politycznej przez większość księży i biskupów, w tym poparcie dla dla PIS. To polityczne zaangażowanie jest nie od dziś. Ta niezgodność z nauczaniem Soboru Watykańskiego II w wielu kwestiach bardzo mnie bolała i niepokoiła.

Chętnie przeczytam tę książkę i mam nadzieję, że nie będzie w niej mieszania polityki do wiary tak jak ujawniło się to w powyższym artykule. Dobrze, że są spory wewnątrz Episkopatu przynajmniej między sobą wypowiadają się szczerze. Niedawno uczestniczyłem w spotkaniu podczas którego dyskutowano o kryzysie w kościele. Prelegent mówił głównie o braku wiary, pomijając cały wachlarz innych przyczyn. Istnieje teraz moda obciążania za wszystko biskupów, kierunek wyznaczyły wiodące media, w których aktywny jest „Lud boży” nienawidzący Kościoła.Chodzi im o zohydzenie, potępienie i odczłowieczenie przywódców. Nic dziwnego, że biskupi nie chcą z nimi rozmawiać, pewnie też nie umieją, bo musieliby dostosować się do rozumowania swoich rozmówców i żeby być w zgodzie ze swoim sumieniem cały czas prostować fałszywe tezy.. Nie wiem czy ktoś widział dyskusję odważnego australijskiego kardynała Pella z Dowkinsem i jak potem był on hejtowany. Życzyłbym takiej odwagi naszym biskupom w starciu z wrogami kościoła i łagodności w stosunku do swojej „owczarni”. Oczywiście nie takiej w stylu Kardynała Nycza, bo to jest ewidentny przykład sojuszu tronu i ołtarza. I to jest właśnie opowiedzenie się po jednej stronie politycznej. Nie ma nic złego „we wstawaniu z kolan” ani uczestniczeniu w rozbudzaniu dumy narodowej, nazwanej w artykule nacjonalizmem. Nasza odrębność religijna i narodowa pozwoliła nam przetrwać. Zbyt dobrze pamiętamy rusyfikację i nawracanie siłą na prawosławie. Proszę przeczytać ksiązkę „Łzy unitów ….” Prześladowanym nie było wszystko jedno czy będą prawosławni czy katoliccy. Ale z drugiej strony, gdy istniało pokojowe współistnienie różnych religii w I Rzeczpospolitej to moi przodkowie byli chrzczeni albo w kościele katolickim albo w cerkwi unickiej i nie stanowiło to dla nich żadnej różnicy.

Nie tylko. Pochodzę z pogranicza, z powiatu grodzieńskiego, ale obecnie miejscowość jest w Polsce. Od 1837 roku nasiliła się tam rusyfikacja i zmuszanie unitów do przechodzenia na prawosławie. Przodkowie byli dwujęzyczni, ale zawsze uważali się za Polaków. Przytoczyłem tę sytuację, bo uważam, że fundamenty tożsamościowe są istotne i one pozwalają przetrwać w opresyjnym otoczeniu a takie obecnie wytwarza się coraz częściej wobec chrześcijan.Nasi księża i biskupi nie dostrzegają problemu i nic nie mówią jak sobie z tym radzić, wielu natomiast okłada nas pałką nacjonalizmu, z nic nie znaczącego incydentu (prawdopodobnie sprokurowanego) czynią główny zarzut – pedagogika wstydu jako narzędzie kształtowania postaw.Wierni widzą, że podważany jest ład społeczny a postępowi księża widzą, że wierni opierają się budowaniu otwartego społeczeństwa opartego na nowych wartościach do którego starają się dostosować doktrynę wiary. .