Istnieje niebezpieczeństwo, że za kulturę polską może być podana kruchciana wiara, trzymająca się zewnętrzności i obrządku, a głęboka myśl religijna może być zagłuszona chóralnym śpiewem „Góralu, czy ci nie żal”.
Tekst ukazał się w miesięczniku „Więź” nr 12/1978 jako odpowiedź na ankietę „Jak oceniam wybór kard. Wojtyły na papieża? Jakie znaczenie ma ten fakt dla Kościoła, dla Polski, dla świata?”.
Na posiedzeniu plenarnym Zarządu Głównego Związku Literatów Polskich, w dniu 20 października – to znaczy w cztery dni po wyborze Kardynała Karola Wojtyły na papieża – starając się uprzytomnić moim kolegom wagę tego zdarzenia dla historii polskiej, zaproponowałem im, aby wyobrazili sobie, jaka by była reakcja na to zdarzenie takich ludzi, jak nasi wielcy heretycy, Mickiewicz. Słowacki, Krasiński, Norwid, Matejko czy Wyspiański, i jak zdarzenie to rozwiązałoby kompleksy zadzierzgnięte w ich dziełach i życiach. Powiedziałem także: pomyślcie, co czuje Polak siedzący na tronie Grzegorza XVI czy „papieża milczenia”, Piusa XII!
Rzecz oczywista, że wielkości tego ewenementu, jego różnostronnego znaczenia dla kultury, polityki i życia duchowego Polaków, niepodobna jeszcze ocenić należycie. Jest ono olbrzymie. Część prasy naszej potraktowała tę sprawę dostojnie i z godnością. Może nie zawsze z powagą odpowiadającą chwili.
Przez powołanie na stolicę Piotrowa, za Spiżową Bramę, ucznia dwóch uniwersytetów polskich, Krakowskiego i Lubelskiego, uczonego i poety polskiego, niechybnie kultura polska doznała wielkiego zaszczytu. Może ten fakt wnieść w atmosferę Watykanu nowe ożywcze pierwiastki szlachetnie pojmowanego humanizmu naszych wieszczów i profesorów, coś ze starej atmosfery krakowskiej, tak znanej i tak wnikliwej atmosfery, którą otoczona jest zawsze prastara wszechnica Jagiellońska.
Myślę, że obiór kardynała Wojtyły na papieża mógłby być otwarciem okna dla kultury polskiej – tak uparcie lekceważonej na Zachodzie – na tak zwanym szerokim świecie.
Podczas Mszy pontyfikalnej Wojtyła przedstawił swoją wielką sztukę i podniosłe myśli ubrał w wyjątkowo piękną szatę
Taki są na ogół przekonania opinii polskiej.
Już pierwsze wystąpienie Jana Pawła II odznaczało się wyrobieniem, wdziękiem i pozorną niefrasobliwością, właściwą osobom, które mają w pięciu palcach tak zwany usage du monde, wielkie wyrobienie światowe.
Homilia we mszy koronacyjnej była też swego rodzaju arcydziełem kultury i krasomówstwa. Tylko bardzo muzykalny słuchacz mógł prześledzić, jak z pozornie oschłych frazesów początkowych niby w utworze muzycznym rodziły się frazy i okresy, zlewające się w jeden obraz lirycznego uniesienia.
Kardynał Wojtyła przedstawił swoją wielką sztukę i podniosłe myśli ubrał w wyjątkowo piękną szatę.
Homilia rozrosła się w wielki finał, period końcowy, który był jednocześnie cycerońskim podsumowaniem idei.
Sądzę, że z tłumu zebranego na placu świętego Piotra niewiele osób potrafiło należycie ocenić to przemówienie.
Istnieje jednakże niebezpieczeństwo, że za kulturę polską może być podana kruchciana wiara, trzymająca się zewnętrzności, obrządku – która tak bardzo irytowała Stanisława Brzozowskiego – a głęboka myśl religijna może być zagłuszona chóralnym śpiewem „Góralu, czy ci nie żal”. Wiara w sztukę – zdobnictwem ludowym Cepelii. W ogóle faktem, że nasz eksport cepeliowy może zmarnować poważne wysiłki.
Zachodzi obawa, że to zwycięstwo polskie może pozostać nie wyzyskane, jak tyle innych polskich zwycięstw, zdarzeń o światowych wymiarach, może zatopić się w mieliznach pospolitości, jak Wisła w mazowieckich piaskach – a druga taka okazja już się nam nie zdarzy.
Tekst ukazał się w miesięczniku „Więź” nr 12/1978 jako odpowiedź na ankietę „Jak oceniam wybór kard. Wojtyły na papieża? Jakie znaczenie ma ten fakt dla Kościoła, dla Polski, dla świata?”. Tytuł pochodzi od redakcji.