Jesień 2024, nr 3

Zamów

Raj odwrócony. Przed premierą „Guru”

Prapremiera „Guru” w szczecińskiej Operze na Zamku, 28 września 2018 r.

W operze „Guru” rola mówiona przypisana jest nie kusicielowi, ale jedynej osobie, która zdolna była mu się oprzeć. Kompozytor wraz z autorem libretta kreują raj à rebours, karykaturę rajskiego ogrodu Eden, który faktycznie staje się piekłem.

W trzeciej scenie drugiego aktu opery „Guru” między tytułowym bohaterem a Marie toczy się ciekawa rozmowa. Guru zauważa, że Marie nie śpiewa jak inni adepci sekty. „A więc nie śpiewasz?” – pyta Guru. „Nie śpiewam” – odpowiada Marie. „Dlaczego nie śpiewasz?” – dopytuje Guru. „A dlaczego miałabym śpiewać?” – odpowiada pytaniem na pytanie Marie. Nie znam motywu, dla którego Laurent Petigirard, kompozytor opery, uczynił Marie niezdolną do śpiewania. Można się jedynie domyślać, że zapewne chciał przez to podkreślić jej niezależność od Guru, wszak śpiew jest odwiecznym narzędziem uwodzenia. Ten przytoczony z opery dialog o śpiewie przypomniał mi, że w dramacie liturgicznym św. Hildegardy z Bingen (1098-1179) pt. „Ordo Virtutum” wszystkie role są śpiewane, z wyjątkiem roli diabła. Diabeł śpiewać nie umie. Jak pisze św. Hildegarda z Bingen, w ogrodzie Eden, miejscu pierwotnego szczęścia człowieka, rozbrzmiewał śpiew. „Przed grzechem, będąc w stanie niewinności, Adam miał niemałą wspólnotę z głosami chwał niebieskich, […] w głosie Adama przed upadkiem rozbrzmiewała słodycz wszelkiej harmonii i całej sztuki muzycznej”. W operze – inaczej niż w bliblijnym raju z wizji świętej – rola mówiona przypisana jest nie kusicielowi, ale jedynej osobie, która zdolna była mu się oprzeć. Kompozytor wraz z Xavierem Maurelem, autorem libretta, kreują raj à rebours, karykaturę rajskiego ogrodu Eden, który faktycznie staje się piekłem.

Mechanizm kuszenia jest wciąż ten sam, który znamy z historii biblijnej. Guru obiecuje świat lepszy od tego, w którym dotychczas żyli adepci jego nowej wiary. Symbolem starego świata jest przemycona przez jedną z adeptek pomarańcza, której skóra nosi już na sobie białe i niebieski ślady gnicia. Jak pamiętamy, biblijna Ewa, namówiona przez węża zerwała owoc, który wydawał się jej dobry do jedzenia i był rozkoszą dla oczu. Jabłko – zostańmy przy tej tradycji – miało być owocem zapowiadającym nowy świat. Pomarańcza to wspomnienie po świecie, który należy porzucić. Świat to zepsucie – przekonuje Guru. „Wszystko, co żyje zbyt długo, staje się zgnilizną”. Guru obiecuje świat bez zepsucia, świat, w którym nie będzie już nic prócz czystego światła. Aby tak jednak się mogło stać, trzeba się wyzwolić ze śmierci i przekroczyć własny lęk. Życie staje się umieraniem, śmierć – życiem. „Jedyne życie godne nazywać się życiem to śmierć” – przekonuje Guru.

Wesprzyj Więź

Pokusa „nowego, wspaniałego świata” jest zawsze tym większa, im większy jest kontrast między rajem obiecanym a światem, z którego chce się uciec czy wyzwolić. Ten mechanizm jest tak samo obecny w ruchach religijnych, jak i propozycjach społecznych czy politycznych. Opiera się na negatywnej ocenie dotychczasowej sytuacji. Guru religijni czy polityczni rodzą się zawsze tam, gdzie świat zostaje zinterpretowany na sposób dualistyczny i manichejski. W operze „Guru” jej tytułowy bohater odwołuje się wprost do niektórych idei manichejskich jak zło materii i konieczność wyzwolenia się z niej w drodze do światła. Proponuje więc radykalne wyzwolenie – poprzez śmierć. Ten sposób manipulowania ludźmi jest powszechny. Zawsze chodzi o to samo. Trzeba się odwołać do lęków, strachów, niepokojów, niezadowoleń i zaproponować szybką i radykalną odmianę. To się sprawdza zarówno w religii, jak i w polityce. Człowiek wówczas gotów jest nawet uwierzyć, że woda morska może stać się remedium na życie.

„Guru” jest tragedią. I nie chodzi tutaj o znaną z greckiej tradycji nieuchronność ludzkiego losu i niemożność dokonania dobrego wyboru. Nad bohaterami opery nie unosi się fatum, ślepy los czy przypadek. To tragedia absolutnie niematefizyczna. „Nous sommes l’humanité” – „Jesteśmy ludzkością” – deklaruje Guru, co natychmiast podejmują jego adepci. Człowiek jest zdolny do szaleństwa, nie trzeba do tego bogów ani Boga. Sam sobie urządza raj, który okazuje się piekłem. To, co miało być światłem, które wskazuje drogę, okazuje się ogniem, który pali. Ale opamiętanie przychodzi za późno. Śpiew uwiedzionych ustępuje w końcu miejsca ciszy nad umarłymi. A jedyna, która nie chciała śpiewać, może już tylko krzyczeć z rozpaczy i bezradności.

Więcej o światowej prapremierze „Guru” można przeczytać tutaj.

Podziel się

Wiadomość