Agata Baraniecka-Kłos
Paradoksalnie: wszyscy potępiają wykorzystywanie dzieci, ale ofiara ma największe problemy nie przed trybunałem kościelnym czy trybunałem sądowym, lecz przed trybunałem społecznym. Zostaje odsunięta od społeczeństwa. Nikt nie chce się z nią identyfikować. Znajomi się odsuwają. Staram się to rozumieć – bo to takie straszne doświadczenie, że lepiej się do niego nie zbliżać. Tylko że ofiara jest ponownie pozostawiana sama sobie. A kto, jak nie dorośli, może pomóc tym dzieciom?
Justyna Kopińska
W polskim społeczeństwie istnieje bardzo mocne przekonanie, że osoby duchowne są dobre i jakoś nietykalne. Tę sakralność duchownych trzeba wreszcie odczarować. W ośrodkach świeckich, które znam, podobne sprawy były rozwiązywane szybciej. W przypadku boromeuszek wiele mi wyjaśniła pewna świecka wychowawczyni. Ona wiedziała o wszystkim, wiedziała, że siostry wyrywały małej dziewczynce włosy z głowy, ale z pełnym przekonaniem powiedziała mi, że to przecież grzech śmiertelny donosić na osoby duchowne.
Adam Żak
Nową krzywdą dla ofiar może być – w przypadku oskarżonych duchownych – ostentacyjna troska przełożonych o sprawcę. Każdemu przysługuje prawo do obrony, ale kościelni przełożeni muszą pamiętać, że tutaj poruszamy się po kruchej tafli lodowej, która może się w każdym momencie załamać. Jeśli traktuje się ofiarę jak agresora, to jest to nie tylko straszne; jest to perwersja prawa do obrony, jakieś szydercze odwrócenie hierarchii wartości.
Pełny tekst – w kwartalniku „Więź” zima 2018 (dostępnym także jako e-book).