Ksiądz
Paul Thomas Anderson to fascynujący artysta. Co najmniej kilka z jego filmów już ma swoje miejsce w historii kina. Pełne metafor, wycyzelowane, erudycyjne – niektórzy uważają, że są przeintelektualizowane. To zarzut absurdalny, może przejaw jakichś kompleksów. Ja kocham takie kino: wystudiowane, pozornie powolne, gdzie ważny jest każdy kadr, gest, każde spojrzenie.
Kobieta
Anderson to twórca dojrzały, znakomicie władający filmowym warsztatem. A przecież jest samoukiem – nie ukończył żadnej szkoły artystycznej. Sztuki reżyserskiej uczył się od mistrzów kina, po prostu oglądając filmy.
Pełny tekst – w kwartalniku „Więź” jesień 2018 (dostępnym także jako e-book).