Zdaniem Lutra pokuty nie wolno traktować jak rachunku do zapłacenia. Jego lista 95 tez miała charakter wywrotowy. Kościół instytucjonalny nie dostrzegał, że właśnie nastąpił punkt zwrotny w jego historii.
Fragment książki „Reformacja. Rewolucja Lutra”, Wydawnictwo „Helion”, Gliwice 2017
Trzydziestego pierwszego października 1516 r., w wigilię uroczystości Wszystkich Świętych, w kościele miejskim w Wittenberdze ksiądz doktor Marcin Luter wygłosił kazanie. Był już wtedy pewien, że chrześcijanin tylko przez wiarę dostępuje zbawienia, tzn. staje się sprawiedliwym w oczach Boga. Nie są mu go w stanie zapewnić żadne „dobre uczynki”, umartwienia, niekończące się recytacje modlitw czy jeszcze inne „zasługi”.
Tymczasem w przeddzień 1 listopada do Wittenbergi ściągały tłumy. Na zamku księcia elektora Fryderyka Mądrego podczas uroczystości Wszystkich Świętych eksponowano zbiór 17 413 relikwii, które, jak utrzymywali kaznodzieje, miały zapewnić aż 128 tys. lat odpustu. Przybywający do miasta przystępowali do spowiedzi i chętnie płacili datki, z czego książę elektor był bardzo zadowolony. Jednak Luter, który od kilku lat głęboko wierzył, że zbawienie rozpoczyna się z chwilą absolutnego uznania własnej grzeszności, nie chciał się godzić na pomysł uchylenia kar doczesnych —ziemskich bądź czyśćcowych — dzięki środkom będącym ponoć, jak głosili od wieków papieże, biskupi i liczni teolodzy, w dyspozycji Kościoła. Przyznawał co prawda, że nie do końca wie, czym jest odpust, „podobnie jak nie jest w stanie tego pojąć nikt z ludzi”, jednak ostro wystąpił przeciw praktykom odpustowym.
Homilię z 31 października 1516 r. John M. Todd relacjonuje następująco: „[Luter] mówił o swej obawie, że odpust jest często sprzeczny z prawdziwą skruchą, chociaż oficjalnie może go uzyskać tylko ten, kto naprawdę żałuje za grzechy; bał się, że w takim przypadku może zabraknąć «wewnętrznej skruchy serca, która powinna przenikać całe życie człowieka wierzącego», ponieważ «ktoś, kto czuje wyrzuty sumienia z powodu swych grzechów, nie próbuje uniknąć kary, lecz naprawdę tęskni za nią». Innymi słowy, tak jak w owym zastrzeżeniu świętego Tomasza, życie człowieka powinno być nastawione nie na unikanie kary, lecz na Chrystusa. Luter i święty Tomasz zajmują się więc tymi samymi okolicznościami; jest jednak pewna różnica. Tomasz mówi o życiu przyszłym jako o «nagrodzie», Luter wyraża swoją myśl wyraźnie w kategoriach relacji człowiek – Chrystus tu na ziemi. Broni swego punktu widzenia, tłumacząc z naciskiem, że człowiek, który rzeczywiście żałuje, będzie zadowolony z kary – jest to dynamiczne ukazanie tradycyjnego ascetyzmu, żalu za grzechy i pokuty, nie jakieś opracowanie programu pokut, ale pogodzenie się ze wszystkim, co Bóg może zesłać. Tak rozpoczęło się nowe i osobiste głoszenie przez Lutra tradycyjnie ascetycznej Ewangelii”[1]
W 95 tezach Luter potwierdził nieustanną skłonność ludzi do grzechu
Kazanie księdza Marcina nie spodobało się księciu elektorowi Fryderykowi, ponieważ podkopywało źródło intratnych dochodów, jakim był imponujący zbiór relikwii i związane z nimi odpusty. Z możliwej opresji wydobył Lutra książęcy tajny sekretarz i doradca Georg Burkhardt zwany Spalatinem. Od 1512 r. był on nadwornym bibliotekarzem w Wittenberdze, odpowiedzialnym za kontakty z miejscowym uniwersytetem, głosił także kazania w prywatnej kaplicy dla księcia i jego świty. W latach 1513 – 1514 zaczął wymieniać listy z Lutrem, a po pewnym czasie się zaprzyjaźnili.
Spalatin wyraźnie był zafascynowany augustianinem, a także jego teologią, i – jak się miało okazać – ten osobisty doradca księcia elektora przyczynił się znacznie do rozwoju reformacji. Luter nie musiał zatem odstępować od swojego nieprzejednanego stanowiska w kwestii odpustów.
Tymczasem wiosną 1517 r. spowiadający się u niego opowiadali dziwne i dość przerażające historie na temat działalności pewnego księdza. Był nim Johannes Tetzel, dominikanin, którego Luter już wkrótce publicznie zacznie nazywać „wielkim krzykaczem, kramarzem i szalbierzem”. Spowiadający się opowiadali mu, że ów mnich z Zakonu Kaznodziejskiego na wozie obwieszonym wielkimi odpustowymi afiszami przemierza Brandenburgię, przede wszystkim w okolicach Magdeburga, i pojawia się także na pograniczu Saksonii. Nie trafił co prawda jeszcze do Wittenbergi – Fryderyk zabronił Tetzlowi wjazdu na teren swojego księstwa z obawy, że ten zabierze mu znaczną część dochodów od pielgrzymów zmierzających do wittenberskiego zbioru relikwii – jednak w wielu innych miastach był podejmowany niezwykle uroczyście. Niektórzy nazywali go „wysłannikiem nieba”, a na jego powitanie wychodziły pokornie całe magistraty, bogaci mieszczanie, rzemieślnicy, a także chłopi z pobliskich wsi. Przy palących się świecach i z biciem w dzwony wprowadzano go do świątyń. Dominikanin ustawiał następnie przed głównym ołtarzem purpurowy krzyż w otoczeniu sztandarów z herbami papieskimi, a pod krucyfiksem umieszczał szkatułę na pieniądze i donośnym głosem zaczynał nawoływać wiernych do kupowania odpustów.
Nie wiadomo, co dokładnie mówił Tetzel podczas swoich wystąpień. Wiemy za to, co wyznawali Lutrowi podczas spowiedzi ci, którzy słuchali dominikanina. Relacje te mogły jeżyć włosy na głowach, albowiem penitenci Lutra, którzy słyszeli Tetzla w Jüterbogu, Zerbst i innych miejscowościach, zarzekali się, że pewny siebie kaznodzieja krzyczał ni mniej, ni więcej: „Kupujcie, kupujcie odpusty! Z każdą monetą co zadźwięczy, jedna mniej dusza w czyśćcu jęczy! Kto kupi mój odpust i złoży hołd temu oto krzyżowi, świętszemu jeszcze niż krzyż, na którym skonał Chrystus, będzie zbawiony, choćby nawet zgwałcił Matkę Boską! Kupujcie odpusty świętego Piotra, kupujcie odpusty!”[2]. Ci, którzy zapłacili, dostawali specjalne listy odpustowe, a Tetzel zapewniał ich ponoć, że uchylone kary dotyczą nie tylko grzechów przeszłych, ale i przyszłych. Trzeba było tylko wrzucić do szkatuły odpowiednią ilość talarów. Nie wszystkich było na to stać, więc najbiedniejsi odchodzili z niczym, lękając się dalej czekających ich po śmierci straszliwych mąk. Bogaci zaś płacili znaczne sumy, a potem ruszali do karczmy i hulając i swawoląc, bez żenady świętowali swoje zbawienie.
Spowiadający posiadaczy listów odpustowych ojciec Marcin słusznie mógł się zastanawiać, czy ktoś taki jak Tetzel jest „wysłannikiem nieba”. Jak pisze Richard Friedenthal: „Zapewne można przyjąć, że Luter przydał jego [Tetzla] słowom ostrości, zwłaszcza później, gdy redagował swe pisma polemiczne. Równie wiarygodne jest, że proceder Tetzla był hałaśliwą imprezą kramarską. Wówczas jednak nie chodziło Lutrowi o poszczególne słowa. Oburzył go fakt handlu odpustami znacznie bardziej niż okoliczności towarzyszące, a te w żadnym razie nie były czymś niezwykłym. Od wielu dziesięcioleci wędrowali po kraju sprzedawcy odpustów, to z wielką pompą, na czele z kardynałem, to znów, kiedy indziej, bardziej skromnie; zawsze jednak wystawiano skrzynie na datki, w ciężkich żelaznych okuciach; wszędzie też wieszano plakaty z dokładną taksą: książęta płacili 25 guldenów, prałaci i baronowie 10, lepsi mieszczanie 6, pośledniejsi guldena, aż po szarych ludzi, którzy list odpustowy mogli kupić już za pół guldena albo i ćwierć. Żony – tak napisano wyraźnie – mogą uzyskać odpust nawet wbrew woli męża. One też przede wszystkim tworzyły klientelę, one «biegły jak szalone do Jüterborga»; mężczyźni byli bardziej powściągliwi. O znacznej opozycji, jaka istniała przeciw nabożnemu procederowi, mógł Luter przeczytać już w pismach swego nauczyciela, Paltza. Skarżyli się książęta, pieniądz odpływał z kraju; ludzie uczeni podnosili zarzuty przeciw dwuznacznym dogmatycznie twierdzeniom, chwytliwym zdaniom; wśród ludu sarkano nieraz, nawet bluźniono; padały pytania, na co idą te pieniądze, czy aby nie na cele całkiem inne, niż podano. Niejedno z tego dotarło do uszu Lutra […][3].
Johannes von Paltz, augustiański konfrater ojca Marcina, sprzedaż odpustów poznał z własnego doświadczenia. Po ogłoszeniu w jubileuszowym Roku Świętym 1500 kolejnej bulli odpustowej przez Aleksandra VI Paltz wziął udział w kampaniach promujących ich sprzedaż. Wiedział zatem doskonale, do jakich dochodziło nadużyć. W czasie podróży po Niemczech najpewniej poznał Tetzla osobiście, ponieważ obaj byli współpracownikami głównego papieskiego kwestora, kardynała Rajmunda Peraldusa. Luter mógł zatem przypuszczać, że relacje jego penitentów o działalności Tetzla nie muszą przesadnie odbiegać od prawdy.
Tetzel był barwną postacią. Urodzony w 1465 r. w Pirnie w Saksonii, wychowywał się w rodzinie zamożnego złotnika i studiował na uniwersytecie w Lipsku. W 1489 r. wstąpił do Zakonu Kaznodziejskiego, a jego kariera zakonna rozwinęła się dopiero z chwilą przyłączenia się do grupy wspomnianego kardynała Peraldusa. Ceniono go za zdolności oratorskie, jako że po jego kazaniach skrzynie na datki odpustowe szybko wypełniały się pieniędzmi. W 1504 r. został wynajęty do kolejnej zbiórki przez zakon krzyżacki, rok później powierzono mu funkcję przeora klasztoru dominikanów w Głogowie. Sprawy własnego konwentu mało go chyba zajmowały, skoro w tym samym roku mianowano go podkomisarzem do spraw papieskiego odpustu jubileuszowego w Lipsku. Przez kolejne pięć lat Tetzel przemierzał Saksonię i Górne Łużyce jako kwestor, a szczególne sukcesy odniósł w Budziszynie i Zgorzelcu – jego kazania w tamtejszych kościołach skłoniły mieszczan do wykupu bardzo dużej liczby listów odpustowych.
Dominikanin chętnie był podejmowany w domach, nie stronił od hulanek i biesiad, miał też upodobanie do gry w karty. Co ciekawe, w 1509 r. dostał nominację na urząd generalnego inkwizytora Polski (formalnie pełnił tę funkcję aż do śmierci). Według niektórych relacji za korupcję i niemoralność podczas sprzedaży odpustów otrzymał karę dożywotniej pokuty, którą miał odbyć w jednym z dominikańskich klasztorów. Nie wiadomo, czy była to prawda, czy też fałszywa informacja, którą wykorzystywano po 1517 r. w antykatolickich paszkwilach.
W każdym razie, kiedy w 1515 r. papież Leon X ogłosił nową zbiórkę na budowę bazyliki św. Piotra, powiązaną z udzielaniem odpustów, Tetzel dostrzegł dla siebie nową szansę i dwa lata później, za zgodą zwierzchników zakonnych, wystarał się o funkcję generalnego podkomisarza do spraw odpustów w Niemczech oraz wstąpił na służbę do arcybiskupa Moguncji Albrechta Hohenzollerna, który był żywo zainteresowany pobraniem części wpływów uzyskiwanych z odpustów udzielonych przez papieża.
Tetzel doskonale wiedział, jaką taktykę stosować względem wiernych, do których przybywał z tzw. listami odpustowymi. Być może zachowywał się dość rubasznie, choć można wątpić, że dopuszczał się – przynajmniej w głoszonych publicznie homiliach – aż takich bluźnierstw, jakie zarzucał mu Luter. Wiadomo, że w jednym ze zrekonstruowanych przez badaczy kazań mówił: „Niech wiedzą, że w listach tych [dotyczących odpustów] wyryte są i wytrawione wszystkie zasługi męki Chrystusowej. Niech będą świadomi, że za każdy grzech śmiertelny należy pokutować siedem lat po odbyciu spowiedzi i wzbudzeniu w sobie żalu, czy to w tym życiu, czy też w czyśćcu. Jest ich niemal nieskończona liczba i mają poddać się nieskończonej karze w karzących płomieniach czyśćca. A jednak dzięki tym listom spowiednim możecie uzyskać, tylko raz w życiu, całkowite darowanie kar aż do chwili obecnej […]. A potem, znów przez całe życie, możecie – o ile się wyspowiadacie – uzyskać także odpuszczenie grzechów, prócz przypadków zastrzeżonych przez papieża, i przy końcu, w chwili śmierci, odpust zupełny wszystkich kar i grzechów oraz udział we wszystkich duchowych dobrych uczynkach, które dokonują się w Kościele walczącym i w jego członkach[4].
Co oznaczało określenie „Kościół walczący”? Chodziło o bardzo starą, sięgającą jeszcze III w. wizję wspólnoty chrześcijańskiej. Jeden ze znanych wczesnochrześcijańskich pisarzy, żyjący w III w. Cyprian, biskup Kartaginy, porównał Kościół do obozu wojskowego. Chrześcijanie mieli tworzyć dobrze zorganizowaną armię, a Chrystus był nie tylko panem i władcą świata, ale również wodzem tego wojska. W tej wizji biskupi pełnili funkcję dowódców poszczególnych oddziałów, a szeregowi wierni zostali przedstawieni jako żołnierze w służbie Zbawiciela. W końcu przecież Jezus powiedział o sobie: „Nie sądźcie, że przyszedłem pokój przynieść na ziemię. Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale miecz” (Mt 10,34). Chrześcijanie mają na ziemi toczyć walkę. Dla św. Cypriana była to bez wątpienia walka duchowa.
W średniowieczu „Kościół walczący” uczestniczył już w całkiem realnych ziemskich wojnach, jednak duchowego rozumienia chrześcijańskiego wojowania nie zarzucono do końca. W końcu wojna, jaką toczą chrześcijanie na ziemi, w ostatecznym rozrachunku jest tożsama z walką z Szatanem. W tej zaś mniej liczą się miecze, a bardziej zasługi odnoszone do „wzrastania w cnotach”. Jednak, jak tłumaczy Todd, „średniowieczni teologowie wystąpili z wyjaśniającą, mechaniczną teorią zasług, która zracjonalizowała korzystanie z sakramentów i odpustów. Święci i Chrystus byli dobrzy i pozyskali zasługę w dużo większym stopniu, niż było to potrzebne do tego, by uniknąć potępienia i osiągnąć niebo. Zasada solidarności, zdrowia moralnego jednego człowieka działającego na rzecz zdrowia drugiego, została przekształcona w system przeliczeniowy, za pomocą którego zasługa każdego człowieka była teoretycznie mierzona w niebie i wszystko, co przekraczało potrzeby danego człowieka, składane było w banku jako pomoc dla innych. […] W praktyce teoria ta była interpretowana tak szeroko, że usuwała w cień teologię odkupienia wszystkich ludzi przez Chrystusa, raz i na zawsze[5].
Po „przeżyciu w wieży” Luter nie mógł zaakceptować teologii, jaką w swoich kazaniach prezentowali Tetzel i jemu podobni. Wedle odpustowych kwestarzy główną troską chrześcijan powinno być nie zbawienie, ale zwolnienie od domniemanych kar czyśćcowych za pomocą odpowiedniego datku pieniężnego(nawet jeśli podczas nabożeństw namawiano jednocześnie wiernych do odbycia spowiedzi i pokuty). Niedługo po powrocie z Rzymu, w trakcie przygotowań do wykładów uniwersyteckich ksiądz doktor Marcin odkrył bowiem, że prawdziwa chrześcijańska pokuta nie powinna być w żaden sposób łączona z mechaniczną teorią zasług rozpowszechnianą wówczas przez wielu ludzi Kościoła. Jego zdaniem nie wolno było jej traktować jak rachunek do zapłacenia.
Wysokość opłat odpustowych była związana z poziomem zamożności pokutników
Czytając Nowy Testament w greckim oryginale, Luter uzmysłowił sobie, że słowo metanoia to nie to samo co łacińska poenitentia. Greckie określenie oznacza dogłębną i radykalną przemianę umysłu i serca. Metanoia powinna być zatem pojmowana jako istota życia chrześcijanina, a nie zbiór pobożnych praktyk przepisywanych przez spowiedników jako zadośćuczynienie bądź szczególny „czas łaski”, za jaki od średniowiecza Kościół uznawał Wielki Post. Przemiana duchowa to proces odwracania się od zła, umieranie „starego człowieka”, o którym wiele w swoich listach mówił św. Paweł (Luter od pewnego momentu widział w apostole najwyższy autorytet teologiczny).
Choć augustianin w ciągu kilku lat stracił już wiele złudzeń co do moralnej doskonałości Kościoła w kwestii odpustów i dobrej konduity kwestarzy odpustowych, początkowo wierzył, że wypowiedzi Tetzla to tylko wyskok chciwego zakonnika. Jednak wczesną jesienią 1517 r. zdał sobie sprawę, że dominikanin działał na polecenie swojego bezpośredniego zwierzchnika w sprawach kwesty, Albrechta Hohenzollerna, arcybiskupa Moguncji. W ręce Lutra trafiła wtedy podpisana przez tego hierarchę „Instrukcja odpustowa” („Instructio summaria”).
W swojej nie najwyższych lotów moralności Albrecht Hohenzollern przypominał wielu dostojników kościelnych. Urodził się w 1490 r. jako najmłodszy syn elektora brandenburskiego Johanna Cicera von Brandenburga. Odebrał staranne wykształcenie i z upodobaniem czytywał pisma renesansowych humanistów. Z niektórymi, np. z Ulrichem von Huttenem, się przyjaźnił. W 1506 r. założył nawet (wspólnie ze swoim bratem księciem Joachimem) uniwersytet we Frankfurcie nad Odrą zwany Viadrina (z łac. Nad Odrą).
Przez krótki czas był współrządcą Brandenburgii (jako Albrecht IV), jednak postanowił poświęcić się karierze duchownego. W 1513 r. uzyskał godność kanonika kapituł katedralnych w Moguncji i Trewirze, lecz jego ambicje sięgały znacznie dalej. W tym samym roku powołano go na arcybiskupa Magdeburga, choć wedle prawa kanonicznego był zbyt młody, by objąć tak wysoki urząd. Jednocześnie został ordynariuszem diecezji w Halberstadt. Rok później doszło do rzeczy w Kościele niebywałej: mimo że prawo kanoniczne zabraniało łączenia funkcji arcybiskupa w oddzielnych diecezjach, Albrechta wybrano na następcę zmarłego właśnie arcybiskupa Moguncji Uriela von Gemmingena. Hohenzollernowi bardzo zależało na tej godności, gdyż arcybiskup moguncki był jednym z siedmiu elektorów wybierających cesarza w Świętym Cesarstwie Rzymskim Narodu Niemieckiego. W ten sposób Albrecht uzyskiwał realny wpływ na władzę w Niemczech.
Kuria rzymska oczekiwała jednak sowitej zapłaty za moguncką stolicę arcybiskupią, jak również za dyspensę pozwalającą Albrechtowi na nominację na arcybiskupa w zbyt młodym wieku. W ciągu dziesięciu kolejnych lat kapituła katedry mogunckiej miała zapłacić papieżowi – w dwóch ratach – sumę 48 tys. guldenów (nie licząc innych wymaganych przez prawo kościelne opłat). Nowo wybrany arcybiskup i książę elektor Moguncji musiał w tym celu zaciągnąć pożyczkę u augsburskich bankierów Fuggerów w wysokości ok. 30 tys. guldenów. Jedyną szansę na spłatę tego zobowiązania zobaczył w dołączeniu się do akcji sprzedaży odpustów w intencji odbudowy bazyliki św. Piotra.
W 1517 r. Hohenzollern wystarał się u Leona X o zgodę na objęcie funkcji papieskiego komisarza do spraw odpustów w Niemczech. Był szczęśliwy, gdy papież zezwolił mu na przejęcie połowy zysków z kwesty. Albrecht czym prędzej wydał krótką instrukcję dla kwestarzy, w której wymieniał listę łask, jakie można było uzyskać za wykupienie odpustu. Cena za list odpustowy wahała się od pół guldena do 25 guldenów reńskich za zupełne odpuszczenie kar należnych za popełnione przez siebie grzechy.
Kaznodzieje w rodzaju Tetzla tłumaczyli wiernym, że zwykle taki odpust można uzyskać wyłącznie w trakcie pielgrzymki do Rzymu. Wierny powinien odwiedzić siedem wyznaczonych kościołów w Wiecznym Mieście i w każdym z nich odmówić pięć razy Ojcze Nasz i Zdrowaś Mario (co swego czasu uczynił Luter). Jednak odpust na budowę bazyliki św. Piotra upraszczał sprawę. Odpowiednie modlitwy można było zmówić na miejscu, a zmazanie kar miało przyjść po wniesieniu wymaganej opłaty do skrzyni przy ołtarzu. Wysokość opłat była związana z poziomem zamożności pokutników, mimo to wielu z nich nie było stać na uzyskanie certyfikatu odpustowego. Tetzel i jemu podobni dbali o to, by listy odpustowe nie miały cen, jak byśmy dziś powiedzieli, dumpingowych.
Instrukcja Albrechta wpadła w ręce Lutra i mocno go wzburzyła: „Pierwszą łaską [odpustu] jest całkowite odpuszczenie wszystkich grzechów; i z pewnością nie można wymienić nic większego, niż ta łaska, ponieważ człowiek, który żyje w grzechu i pozbawiony jest łaski Bożej, osiąga przez to całkowite odpuszczenie i ponownie dostępuje Bożej łaski. Poprzez to odpuszczenie grzechów zostają mu również całkowicie darowane kary za obrazę Bożego majestatu, które musiałby odpokutować w czyśćcu, a kary wspomnianego czyśćca zostają w całości umorzone. I mimo że za to nie można niczego dać, co miałoby wystarczającą wartość, by zasłużyć na taką łaskę, gdyż Boży dar i łaska przekracza wszelkie oszacowanie, to jednak ustalamy następujący porządek, by chrześcijanie łatwiej mogli dostąpić jej nabycia: […] Przede wszystkim sprzedawcy odpustów i spowiednicy muszą, po wyjaśnieniu penitentom wielkości całkowitego odpustu i jego skutków, zapytać, na jaką kwotę pieniędzy lub innych doczesnych dóbr szacują w swym sumieniu wspomniany całkowity odpust z jego skutkami – a to w tym celu, by w ten sposób tym łatwiej skłonić ludzi do płacenia”[6].
Po przeczytaniu tych słów Luter uznał, że musi podjąć publiczne działania w kwestii odpustów. Postanowił przeprowadzić zwyczajową dysputę akademicką, a początkiem dla niej miało być sformułowanie tez, w których można by zawrzeć teologiczną argumentację przeciw nadużyciom, jakich dopuszczali się kwestorzy odpustowi. Ksiądz Marcin chciał dobrze zdefiniować, czym są odpusty, pragnął też dać solidne argumenty, że nie powinny one tak mocno jak dotąd wpływać na codzienne postawy oraz praktyki chrześcijan.
Spisał listę 95 tez i w wigilię Wszystkich Świętych, 31 października 1517 r., wysłał ją do arcybiskupa Albrechta Hohenzollerna wraz z listem domagającym się natychmiastowego zaprzestania działalności Tetzla et consortes.
Osobny list wraz z egzemplarzem 95 tez posłał też do swojego biskupa diecezjalnego w Brandenburgu. Na wszelki wypadek o niczym nie poinformował Spalatina, bo po zeszłorocznej reakcji księcia elektora mógł się obawiać, że ten niezbyt przychylnie odniesie się do jego pomysłów.
Luter nie wziął pod uwagę faktu, że odpustowa kwesta Albrechta Hohenzollerna była solą w oku Fryderyka Mądrego. Mimo formalnego zakazu wjazdu dla Tetzla mnóstwo poddanych władcy Wittenbergi ukradkiem przekraczało granicę i z entuzjazmem kupowało odpusty u dominikanina, co znacznie zmniejszało wpływy do książęcego wittenberskiego skarbca.
Dziewięćdziesiąt pięć tez Luter przybił też na drzwiach kościoła zamkowego w Wittenberdze. Uczynił to w towarzystwie swojego sługi Johannesa Agricoli. W latach 60. ubiegłego wieku owo symboliczne wydarzenie zostało zakwestionowane przez historyków. Uznano, że to legenda, bo dla nowych wspólnot reformacyjnych obraz ubogiego augustianina, który z pasją przeciwstawia się potędze zepsutego Kościoła, był bardzo atrakcyjny. Jednak w 2006 r. w bibliotece uniwersytetu w Jenie odkryto notatkę Georga Rörera, który w późnych latach życia Lutra pełnił funkcję jego sekretarza. W 1540 r. na swoim egzemplarzu Nowego Testamentu Rörer napisał: „W przededniu Wszystkich Świętych w Roku Pańskim 1517 zostały przez doktora Marcina Lutra przybite do drzwi wittenberskich kościołów tezy o odpuście”.
Luter istotnie zatem za pomocą młotka przybił do kościelnych drzwi listę swoich tez. Brama kościoła zamkowego w Wittenberdze nie była jedyna, ale z pewnością najważniejsza, bo pełniła funkcję miejskiej tablicy ogłoszeniowej. Ponadto świątynia ta była oficjalnie kościołem uniwersyteckim i jeśli ojciec Marcin chciał swoją listą wywołać debatę akademicką, to zgodnie ze statutami uczelni powinien umieścić ją w wejściu do najświętszego w uniwersytecie przybytku. (Dysputa taka odbyła się na wittenberskim uniwersytecie w grudniu 1517 r.).
Jednak 31 października przed 500 laty nikt w Wittenberdze ani na całym świecie nie zdawał sobie sprawy z wagi tego akademickiego w swojej istocie gestu Lutra. Tezy stały się katalizatorem rewolucji, dla której grunt od dawna przygotowywały uprawiana przez Kościół pedagogika strachu oraz niemoralność kościelnych oficjeli.
Jak była treść tez? Już w pierwszej z nich Luter stwierdzał ostro: „Gdy Pan i Mistrz nasz Jezus Chrystus powiada: «Pokutujcie», to chce, aby całe życie wiernych było nieustanną pokutą”[7]. W tym twierdzeniu jego odkrycia teologiczne zyskały jasną formułę, co nie znaczy, że augustianin chciał całkowicie wyrugować z życia Kościoła zlecane jako zadośćuczynienie bądź propagowane jako zasługi praktyki pokutne. To samo dotyczyło odpustów. Kościół ma prawo do odpuszczania kar, jednak tylko tych, które nałożył na grzesznika w jego życiu ziemskim.
Pierwsze siedem tez odnosi się do pokuty, kary i winy. Tezy od 8. do 29. są odrzuceniem koncepcji odpustów dla zmarłych znajdujących się w czyśćcu. Szczególnie mocno pod tym względem brzmi teza 13.: „Umierających śmierć zwalnia z pokuty; są oni prawnie wolni od wszystkich kościelnych ustanowień, bo umierają”.
W tezach od 30. do 55. Luter zajął się odpustami dla żyjących. Teza 36. nie pozostawia żadnych wątpliwości co do tego, że odpust nie jest koniecznym środkiem do zbawienia: „Każdy chrześcijanin, prawdziwie żałujący za swoje grzechy, ma i bez listu odpustowego zupełne odpuszczenie męki i winy”.
Tezy od 56. do 68. interpretują teologiczny sens pojęcia „skarbu Kościoła”, czyli zbioru zasług Chrystusa i świętych, którym miał dysponować papież przy udzielaniu odpustów. Luter miał pewność, że jak głosiła teza 62.: „Prawdziwym skarbem Kościoła jest najświętsza Ewangelia chwały i łaski Bożej”.
Tezy od 69. do 80. odnoszą się do relacjonowanych przez spowiadających się u Lutra penitentów gorszących słów i działań odpustowych kwestarzy.
W tezie 70. ojciec Marcin zanotował, że biskupi i duszpasterze „są zobowiązani uważać pilnie, aby komisarze ci [kwestarze odpustowi] zamiast rozkazów papieskich nie wygłaszali własnych urojeń”. Teza 75. zawiera kolejne mocne sformułowanie: „Niedorzecznością jest twierdzenie, że przez odpust papieski rozgrzeszony jest nawet taki człowiek, który by – czego przecież nie można sobie wyobrazić – zbezcześcił Matkę Bożą”.
W tezie 77. pojawia się następna krytyka słów rzekomo wypowiedzianych przez Tetzla: „Twierdzenie, że i Piotr święty, gdyby był teraz papieżem, nie mógłby światu ogłosić większych łask, jest bluźnierstwem przeciw Piotrowi świętemu i papieżowi”.
Teza 79. brzmi równie dosadnie: „Obrazą Boską jest głosić, że wystawiany w kościołach krzyż odpustowy z herbem papieża równie jest mocny i skuteczny jak krzyż Chrystusa Pana. Wreszcie w tezie 80. Luter stwierdza bez ogródek: „Biskupi, kaznodzieje i teolodzy, którzy dozwalają, aby nauki podobne były wygłaszane ludowi, odpowiadać będą za to przed obliczem Boga”.
Tezy od 81. do 91. traktują o zarzutach i oskarżeniach wysuwanych przez wiernych przeciw sprzedawcom odpustów. W tezie 82. pojawia się nawet pytanie retoryczne, będące niezawoalowaną krytyką intencji papieża: „[…] dlaczego papież dla świętej miłości i dla cierpień, jakie dusze w czyśćcu ponoszą, dusz tych naraz nie wyzwoli z czyśćca; gdy tymczasem dla tak małej przyczyny, jaką jest budowa kościoła Świętego Piotra, za pieniądze tyle dusz wyzwala?”.
Wedle odpustowych kwestarzy troską chrześcijan powinno być nie zbawienie, ale zwolnienie od czyśćca za pieniądze
W ostatnich czterech tezach Luter raz jeszcze potępił kaznodziejów odpustowych. Wzywał duszpasterzy, aby nakłaniali chrześcijan do pójścia za Chrystusem nawet „przez krzyż, śmierć i piekło”, by byli oni pewni, jak głosi ostatnia z tez, że „raczej cierpiąc, niż używając fałszywego pokoju, wejść mogą do niebios”.
W 95 tezach Luter potwierdził nieustanną skłonność ludzi do grzechu i tym samym dał świadectwo swoim wieloletnim niepokojom. Nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo podobne lęki dręczyły wielu innych chrześcijan.
Dość nieśmiało i pośrednio sugerował w swoim wystąpieniu „usprawiedliwienie przez wiarę”. Napisał jednak wyraźnie, że papież i biskupi nie mają wystarczającego autorytetu, by likwidować kary czyśćcowe, bo jest to domena Boga. To On daje odpuszczenie grzechów. „Rozgrzeszenie” udzielone przez duchownych może być w pewnych przypadkach potrzebne, lecz nie jest niezbędne. Ksiądz Marcin sławił przy tym bezinteresowną miłość bliźniego oraz gorliwe wypełnianie codziennych obowiązków w świetle prawdy, że jedynym skarbem chrześcijanina pozostaje Ewangelia.
Lista 95 tez miała wielki potencjał wywrotowy. Jak pisze Łukasz Barański: „na płaszczyźnie praktyki życia religijnego sprawa odpustów ujawniła wypaczenia takich pojęć, jak skrucha, żal i pokuta, zadośćuczynienie. Działania sprzedawców odpustów i intencje ich zwierzchnika wyrażone w „Instrukcji odpustowej” podkopywały wśród wiernych zaufanie do Kościoła jako instytucji i do duchownych jako duszpasterzy. Żywa wśród wiernych potrzeba odpuszczenia grzechów, oczyszczenia duszy i uwolnienia od kary spotykała się z żądaniem uiszczenia stosownej zapłaty. […] Tezy o odpustach zawierały myśli, które mogły być zagrożeniem dla Kościoła pod względem instytucjonalnym. […] Stanowiły zagrożenie dla propagowanego przez średniowieczny Kościół modelu praktyki pokutnej – kwestionowały one bowiem religijną legitymację instytucji życia kościelnego, jaką było udzielanie odpustów. Zgoda na zaproponowane przez Lutra rozumienie pokuty dla Kościoła musiałaby oznaczać utratę bezpośredniej władzy nad czyśćcem, a w wymiarze materialnym – utratę obfitego źródła dochodu. W szerszej perspektywie stanowiła jednak znacznie poważniejsze wyzwanie dla autorytetu papiestwa. Sprowadzała w istocie najważniejszą dla chrześcijanina sprawę odpuszczenia grzechów i osobistego zbawienia do jego szczerej i osobistej relacji z Bogiem, której żadna władza kościelna nie może ograniczać ani nią rozporządzać”[8].
Kościół instytucjonalny rozpoznał zagrożenie dla swojej władzy, jednocześnie nie dostrzegając, że właśnie nastąpił długo wyczekiwany (od ponad stulecia) punkt zwrotny w jego historii. Arcybiskup Albrecht Hohenzollern wkrótce poprosił Rzym o pomoc w sprawie wystąpienia Lutra. Albrecht nie przypuszczał, ile kłopotów przysporzy papiestwu swoimi działaniami.
Tytuł od redakcji
[1] John M. Todd, „Marcin Luter”, tłum. Tadeusz Szafrański, Warszawa 1998, s. 119 – 120.
[2] Cytat za: Stanisław Grzybowski, „Marcin Luter”, Warszawa 1973, s. 80.
[3] Richard Friedenthal, „Marcin Luter. Jego życie i czasy”, tłum. Czesław Tarnogórski, Warszawa 1992, s. 137 – 139.
[4] Cytat za: John M. Todd, dz. cyt., s. 124.
[5] Tamże, s. 279 – 280.
[6] Tłumaczenie Łukasza Barańskiego. Cytat za: Łukasz Barański, Jerzy Sojka, „Reformacja.Historia i teologia luterańskiej odnowy Kościoła w Niemczech w XVI w.”, cz. 1, Bielsko-Biała 2016, s. 72.
[7] Pełną listę 95 tez w polskim tłumaczeniu można znaleźć w internecie: http://old.luteranie.pl/pl/?D=239 [data dostępu: 21.06.2017].
[8] Łukasz Barański, Jerzy Sojka, dz. cyt., s. 77.
Właśnie skończyłam czytać całą “Reformację – Rewolucję Lutra”. Uważam tę książkę (z obu stron: jej pisanie i jej czytanie przez laików jak ja) za właściwy sposób uczczenia 500-lecia Reformacji. Za książkę dziękuję – smaczna, zadziwiająco lekka do czytania, a rozumna i pokazująca – na bogato – barwny kontekst i ścieżkę rozwoju samego Lutra. Ogromnie mnie ta lektura ucieszyła!