„Cierpienia, których tak wielu teraz doświadcza, staną się, nie wątpię w to, zaczynem przyszłej duchowej naprawy, wewnętrznego odrodzenia się naszej ojczyzny” – pisał Wujec do prymasa w 1982 roku.
Zapis laudacji wygłoszonej na część Henryka Wujca z okazji przyznania mu Nagrody Peryklesa 2017 w Warszawie 9 września.
Opowieść o nim można zacząć od roku 1962, kiedy przyjechał z lubelskiej wsi, by studiować fizykę na Uniwersytecie Warszawskim. Wkrótce należał do inicjatorów klubu dyskusyjnego, który próbował podjąć dialog katolików z marksistami. Od tego czasu był związany z Klubem Inteligencji Katolickiej. Poznał Jacka Kuronia i Adama Michnika.
14 marca 1964 roku w lokalu biurowym przy ulicy Koszykowej 30, gdzie Wujec mieszkał jako student, odbyło się pierwsze konspiracyjne spotkanie grupy skupionej wokół Kuronia i Modzelewskiego, rozpoczynającej pracę nad memoriałem, który stanie się znany rok później jako „List otwarty do Partii”.
Gdy kończył studia, nadszedł marzec 1968 roku. Henryk wspomina: „Nie należałem do żadnej grupy przywódczej. Starałem się przepisywać ulotki, wywieszać hasła i tak dalej. Potem specjalnie mi to nie zaszkodziło. Zabrali mi studencką legitymację, wzywali na przesłuchania, ale w sumie przeszło to bezboleśnie”.
Wejściem w pełną aktywność było przybycie na rozprawę robotników Ursusa do sądu wojewódzkiego w Warszawie 16 lipca 1976 roku. W konsekwencji krąg opozycyjnej młodzieży wspieranej zwłaszcza przez Jana Józefa Lipskiego rozpoczął akcję pomocy dla represjonowanych robotników i ich rodzin. Odtąd Wujec staje się jednym z najaktywniejszych ludzi demokratycznej opozycji.
Ostatnio Antoni Macierewicz próbuje przypisać sobie wyłączność w organizowaniu tej akcji. Tej wyłączności przeczą jednak świadectwa wielu innych jej uczestników, także zapisane przed wieloma laty.
Od połowy sierpnia 1976 roku Wujec codziennie jeździł do Ursusa z pomocą materialną i by zbierać dalsze dane o represjach. Opowiedział o tych działaniach mnie i Andrzejowi Paczkowskiemu w 1981 roku, a relacja ta ukazała się w tomie „Niepokorni” w roku 2008. Wujec był też autorem opracowania sytuacji represjonowanych, które na początku września Andrzej Wielowieyski przekazał prymasowi Wyszyńskiemu.
Aktywność w Ursusie w ramach akcji KOR-u to rozdział, który wymagałby osobnej opowieści. Zaznaczmy zatem tylko, że Wujec niósł pomoc robotnikom aż do amnestii ogłoszonej latem 1977 roku, był uczestnikiem słynnej głodówki w kościele świętego Marcina w maju ’77, a następnie należał do inicjatorów i organizatorów pisma niezależnego, niecenzurowanego „Robotnik”.
Od jesieni ’77 był członkiem Komitetu Samoobrony Społecznej „KOR”, tego liczącego niespełna 30 osób ośrodka myśli i inicjatyw rzucającego skuteczne wyzwanie dyktaturze PZPR.
Rzucającego skuteczne wyzwanie… zatrzymam się na tych słowach, by wskazać na redakcję „Robotnika”. Henryk był w tym piśmie od początku. Podpisywał je, brał wraz z kilkoma osobami odpowiedzialność za to wyzwanie rzucane systemowi i za ewentualne konsekwencje tego wyzwania. Nie pisywał artykułów – w tym zakresie aktywna była Ludka [Ludwika Wujec]. Ale dbał przede wszystkim o nawiązywanie kontaktów z robotnikami w Warszawie i wielu miastach Polski. Pilnował sieci kolportażu, skrzynek odbioru bibuły ulokowanych w różnych miejscach. Umiejętnie filtrował pojawiających się kolporterów, by zminimalizować ryzyko infiltracji przez niepowołane osoby i wpadki. Był dobrym konspiratorem i mimo starań podejmowanych przez SB do istotnych wpadek nie dochodziło. Teczka akt rozpracowania „Robotnika”, która przetrwała szczęśliwie do naszych czasów, w IPN-ie oczywiście, jest dowodem zdolności konspiracyjnych, organizacyjnych i zarazem bezsilności policji i skuteczności działania Henryka Wujca.
Jacek Kuroń: „Heniek czasami w nocy szedł do łazienki czytać. Wsadzał nogi do wanny, żeby nie zasnąć, i tak pracował”
Przypomnę słowa Jacka Kuronia: „Heniek to tytan pracy. Drugiego takiego pracowitego człowieka nie znam. Potrafił pracować po kilkadziesiąt godzin z wielkim samozaparciem i z taką pogodą, jak gdyby to była oczywistość, że ludzie tak właśnie funkcjonują. Nigdy nie słyszałem od niego, że się zmęczył, przepracował. Opowiadały mi dziewczyny, że on czasami w nocy szedł do łazienki czytać. Wsadzał nogi do wanny, żeby nie zasnąć, i tak pracował”.
Był też Henryk organizatorem Karty Praw Robotniczych zredagowanej w 1979 roku i podpisanej przez ponad sto osób z wielu miejscowości, a w wielkiej części osobiście zachęconych i namówionych przez Wujca.
W mieszkaniu Henryka i Ludwiki na początku kwietnia 1980 roku doszło też do spotkania warszawskich działaczy KOR-u z gdańszczanami z Wolnych Związków Zawodowych, w tym z Lechem Wałęsą. Te inicjatywy, projekty, przemyślenia i związki między ludźmi miały znaczenie zasadnicze dla tego, co nastąpiło w sierpniu 1980 roku. Jest oczywiste, że latem tego 1980 roku Henryk należał do tych, którzy gromadzili wiadomości o strajkach i próbowali docierać do strajkujących zakładów. Nie tylko do Zbigniewa Bujaka i Zbigniewa Janasa w Ursusie, z którymi miał kontakt oczywiście, ale też do odległych ośrodków. Niejako naturalne więc było, że w sierpniu ’80, wkrótce po wybuchu strajku w stoczni gdańskiej, Wujec wraz z innymi liderami opozycji znalazł się w areszcie, a następnie otrzymał sankcję prokuratorską.
Wyszedł z aresztu po podpisaniu porozumienia gdańskiego i natychmiast włączył się do organizowania nowych związków. Należał do założycieli Regionu Mazowsze. Wchodził od początku w skład jego prezydium. Organizował szkolenia związkowe dla działaczy z fabryk i wszechnicę robotniczą. Tak zawsze aktywny od rana do nocy, zabiegany, z torbą pełną papierów niezbędnych do załatwienia setek spraw należał do najaktywniejszych i najważniejszych działaczy Regionu. Na zjeździe „Solidarności” został wybrany do Komisji Krajowej związku.
I jako taki został 13 grudnia ‘81 roku internowany, a na początku września ’82 wraz z kilkoma przywódcami KSS „KOR” oskarżony o próbę obalenia ustroju PRL, za co groziło wieloletnie więzienie, a według Kodeksu Karnego wręcz kara śmierci. 4 grudnia ’82 w odwołaniu na postanowieniu o przedłużenie śledztwa o dalsze trzy miesiące, Wujec pisał do sądu Warszawskiego Okręgu Wojskowego: „Jeśli chodzi o mnie, to po rocznym siedzeniu mogę siedzieć również dłużej, ale największa dolegliwość spotyka nie mnie, lecz moją rodzinę, a szczególnie mojego syna. W dniu 13 grudnia 1981 zostałem internowany po zakończeniu obrad Komisji Krajowej Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego »Solidarność«. 14 grudnia została internowana w nocy moja żona, która musiała obudzić dziesięcioletniego syna i oddać go do sąsiadów. Wysoki Sąd może sobie wyobrazić, co przeżył wówczas mój syn, którego nagle pozbawiono w nocy rodziców i domu”.
Ludwikę Wujec zwolniono z internowania 17 marca 1982 roku. 31 października 1982 roku Wujec napisał list do prymasa Glempa, w którym czytamy: „Niesprawiedliwość tę znoszę cierpliwie, bo przecież nie jest to jedyna niesprawiedliwość dziejąca się w naszym kraju. Cierpienia, których tak wielu teraz doświadcza, staną się, nie wątpię w to, zaczynem przyszłej duchowej naprawy, wewnętrznego odrodzenia się naszej ojczyzny”.
I trzeci cytat. W odpowiedzi na propozycję emigracji, sformułowaną publicznie przez Jerzego Urbana, Wujec pisał w listopadzie ’83 roku, że liczy się z tym, że zostanie skazany na wieloletnie więzienie. „I chociaż pobyt w więzieniu nie jest tym, czego życzyłbym sobie, to przecież od pierwszych swoich jazd do Ursusa, gdy zacząłem docierać do ludzi pobitych i pozbawionych pracy, do rodzin robotników uwięzionych, zaszczutych represjami po czerwcu ’76 roku, wiedziałem, że będę mógł być za to uwięziony. Jazdy te zaczynałem nie na zlecenie mocodawców wschodnich ani zachodnich, tylko na życzenie mojego własnego sumienia. Tak jak wtedy sumienie wyganiało mnie do Ursusa, tak teraz nie godzi się na wygnanie z ojczyzny, w której niewinni ludzie nadal pozostają w więzieniach, w których znajdują się groby moich kolegów z »Solidarności« i z KOR-u, i w której tylu ludzi w trudzie, z uporem i nadzieją pracuje nad tym, by Polska stała się krajem wolnym od przemocy i terroru”.
Z więzienia mokotowskiego wyszedł na podstawie amnestii 13 sierpnia 1984 roku, a więc po prawie 3 latach pozbawienia wolności. I znów powrócił do działania. Pozostał łącznikiem między podziemnymi władzami związku, a działaczami ujawnionymi. Pomagał w organizowaniu komórek w szarej strefie.
W ’86 roku znów został uwięziony – na trzy miesiące, za udział w nielegalnej demonstracji. Groził mu jednak wysoki wyrok, gdy w ręce policji wpadł jego odręczny list pisany do Bujaka. Na szczęście przyszła kolejna amnestia.
W wydarzeniach poprzedzających wielki przełom 1989 roku i w ich trakcie Wujec nie był tak szeroko dostrzegany jak wielu innych, ale nieustannie czynny w sekretariacie ruchu jako organizator dbający o terminy, lokale, potrzebne papiery. Wspomina Andrzej Wielowieyski: „Byliśmy do siebie podobni z Henrykiem Wujcem, choć był ode mnie znacznie młodszy i miał trudniejszy ode mnie chłopski życiorys. Po stanie wojennym, zwłaszcza od ’86 roku współpracowaliśmy coraz bliżej. Zorganizowaliśmy współpracę zespołów gospodarczych, które przygotowały program dla Komitetu Obywatelskiego. Byliśmy głównymi współpracownikami Geremka i Mazowieckiego przy tworzeniu Komitetu i w przygotowaniach do Okrągłego Stołu. We dwóch wykonaliśmy główną pracę polityczną przygotowując i uzgadniając listy kandydatów przed wyborami czerwcowymi. Wreszcie, w naszej pierwszej reprezentacji parlamentarnej, którą prowadził Geremek, ja byłem jego zastępcą, a Heniek sekretarzem. Na nas też wyładował swoją złość Wałęsa rozpoczynając wojnę na górze”.
„Czuj się odwołany” – ta fraza skierowana przez Wałęsę do Wujca rozpoczęła „wojnę na górze” na początku 1990 roku.
Kolejnych 25 lat w biografii Henryka Wujca nie było tak heroicznych jak poprzednie, ale to były lata nadal bardzo pracowite. Do 2001 roku był posłem na Sejm, sekretarzem Klubu Parlamentarnego Unii Demokratycznej i Unii Wolności, a w latach 1997-1999 wiceprzewodniczącym klubu. W rządzie Jerzego Buzka był wiceministrem rolnictwa. Od czasu, gdy Unia Wolności nie weszła do Sejmu, udzielał się głównie w organizacjach pozarządowych, między innymi w budowaniu kontaktów z Ukrainą i w 2014 należał do współzałożycieli Komitetu Obywatelskiego Solidarności z Ukrainą. W 2010 wspierał kampanię wyborczą Bronisława Komorowskiego, a następnie był jego doradcą do spraw społecznych.
Trzeba dodać jeszcze staranność w dokumentowaniu przeszłości. Jako historyk nie mogę tego wątku pominąć. Ogromne archiwum dokumentacji, uporządkowane, kompletne, dotyczące początków transformacji, które zgromadził jako sekretarz Komitetu Obywatelskiego, przekazał do archiwum Senatu. Jest ono podstawą do badań wielkich wydarzeń 1989 roku i to się już dzieje, te badania się toczą. Te dokumenty są stopniowo wydawane, niektóre są ogłoszone w internecie, między innymi dokumenty dotyczące Okrągłego Stołu.
Chcę wspomnieć na zakończenie, że 15 lat temu Henryk Wujec i Ludwika byli inicjatorami powołania przy Muzeum Historii Warszawy zespołu, który miał się zająć zbieraniem relacji od działaczy „Solidarności” ze szczebla fabryk. Praca ta została wykonana w bardzo istotnej części, zgromadzono kilkadziesiąt relacji ludzi z roku 1980, z lat stanu wojennego. Z tej dokumentacji będą mogli korzystać przyszli historycy.