rE-medium | Tygodnik Powszechny

Wiosna 2024, nr 1

Zamów

Znane i nieznane oblicza miłosierdzia

Jan Paweł II, Watykan, 2004. Fot. Radomil / Wikipedia

Bardziej niż kiedyś Papież akcentuje rolę indywidualnych wysiłków moralnych, a nie procesów społecznych i zbiorowych aktów sprzeciwu wobec zła.

Sierpniowa pielgrzymka Jana Pawła II do Polski [16 – 19 sierpnia 2002], do krakowskich Łagiewnik, „stolicy kultu Miłosierdzia Bożego”, będzie w pewnym sensie pielgrzymowaniem do całego współczesnego świata. To właśnie z tego miejsca przed niemal ćwierćwieczem kardynał Karol Wojtyła zabrał z sobą do Rzymu przesłanie Siostry Faustyny o szczególnej dziś potrzebie bezgranicznego zaufania Bogu i miłosierdzia wobec bliźnich. Przesłanie to – sam Papież potwierdzał to wielokrotnie – od początku kształtowało i wciąż kształtuje obraz obecnego pontyfikatu. Stało się ono zrozumiałą dla milionów ludzi ze wszystkich kontynentów odpowiedzią na ich lęki, poczucie zagrożenia i wyobcowania w świecie coraz większej globalizacji i cywilizacyjnego postępu, ale jednocześnie – w świecie, w którym wciąż utrzymuje się niesprawiedliwość, trwają stare i powstają nowe mury, egoizmy i konflikty. Głoszone przez Papieża orędzie nadziei wzmacnia od początku jego „naturalne” zaufanie do człowieka, a także wiara w ukryte w każdym pokłady bezinteresowności i solidarności.

Zarówno zaufanie do Miłosiernego Boga, jak i chrześcijańska caritas to postawy elementarne, zakorzenione w Biblii, od początku wpisane w tożsamość Kościoła, w historię różnych kierunków duchowości, w dzieje wielu pontyfikatów. Tym, co wyróżnia pontyfikat obecny, jest – jak się wydaje – szczególny rodzaj zarówno osobistych, jak i zbiorowych doświadczeń w obliczu sytuacji granicznych, które stanowią dla Papieża, bezpośredniego świadka obu dwudziestowiecznych totalitaryzmów, ważny i wciąż żywy punkt odniesienia; jest nim planetarny wymiar troski Jana Pawła II wobec nieznanych wcześniej, także w czasie Soboru i w momencie obejmowania Stolicy Piotrowej, globalnych zagrożeń cywilizacyjno-kulturowych; jest nim wreszcie niepowtarzalny język słów i gestów, wyrażający owo zaufanie i postawę dobrego Samarytanina we współczesnym świecie.

Szczególnym świadectwem braterstwa z cierpiącymi było spotkanie Papieża z chorymi na AIDS w 1987 roku

Nawet stosunek Jana Pawła II do najbardziej tradycyjnego środowiska ludzi potrzebujących, jakim są chorzy czy osoby dotknięte ułomnościami trzeciego wieku, nosi bardzo osobiste piętno. Od początku pontyfikatu nieodparcie nasuwa się przekonanie, że pochylający się nad chorymi Papież, zapewniający ich, że są nadzieją Kościoła, nosi w sobie od dawna jakieś ogromne, uczące pokory i wdzięczności doświadczenie częstego obcowania z ludźmi, którzy zaakceptowali swoje cierpienie nie tylko jako „los”, ale także jako życiowe powołanie. Szczególnym, bo na miarę wyzwań naszych czasów, świadectwem braterstwa z cierpiącymi i apelem o miłosierdzie było pierwsze, podczas podróży do USA we wrześniu 1987 roku, spotkanie Papieża z chorymi na AIDS. Odbyło się ono w okresie, kiedy nie przebrzmiało jeszcze echo słów niektórych biskupów na temat tej choroby jako kary Bożej za grzechy, a w reakcjach opinii publicznej w Europie przeważała wciąż zbiorowa psychoza strachu i nierzadka agresja wobec ludzi dotkniętych tym nieszczęściem. Ten gest solidarności z „trędowatymi” XX wieku sugestywnie przemawiał do naszej medialnej wyobraźni i do naszych sumień. „Miłosiernym Samarytaninem – pisał Jan Paweł II  w „Salvifici doloris” – jest każdy człowiek, który zatrzymuje się przy cierpieniu drugiego człowieka, jakiekolwiek by ono było… . Miłosiernym Samarytaninem jest ten, kto świadczy pomoc w cierpieniu, jakiejkolwiek byłoby ono natury”.

Zaskakujące są niekiedy oblicza miłosierdzia potrzebnego dzisiaj światu, które Papież od ponad dwudziestu lat odsłania przed nami słowem i własnym przykładem. Z upływem czasu i w miarę zwiększania się jego uczestnictwa w wydarzeniach globalnych zmieniała się jego ocena możliwości naprawy świata. Chyba bardziej niż kiedyś akcentuje Papież dzisiaj rolę indywidualnych wysiłków moralnych, a nie procesów społecznych i zbiorowych aktów sprzeciwu wobec zła. „Życie publiczne kształtowane jest przede wszystkim przez nasze codzienne wybory, przez osobiste decyzje i programy działania” – podkreślał Papież podczas noworocznego spotkania z korpusem dyplomatycznym w momencie szczególnym, bo na samym początku nowego tysiąclecia (10 stycznia 2000). Zmienił się także sam język najważniejszych wystąpień. Często sprawiają one dzisiaj wrażenie niezwykle lakonicznego, pozbawionego metafor i poetyckich paradoksów skrótu prawd w chrześcijaństwie najprostszych, czyli najtrudniejszych. Zwłaszcza podczas niedawnych obchodów Roku Wielkiego Jubileuszu nad przesłaniem zawartym w papieskich słowach zdawało się górować przesłanie gestów dobrego Samarytanina, milczenie człowieka, który świadom jest, że sam potrzebuje miłosierdzia.

Jednak wciąż taki sam, jak w encyklice „Dives in misericordia” z 1982 roku, pozostaje uniwersalny punkt wyjścia w każdej relacji miłosierdzia. Opiera się ona „na wspólnym przeżyciu tego dobra, jakim jest człowiek, na wspólnym doświadczeniu tej godności, jaka jest jemu właściwa”. To nie tylko jedna z zasadniczych prawd całej chrześcijańskiej antropologii, ale również miejsce, gdzie chrześcijaństwo spotyka się dzisiaj – używając określenia kardynała Martiniego z jego opublikowanych także w Polsce rozmów z Umberto Eco – z pojęciem „drugiego w nas”, będącym dla dużej części myśli laickiej fundamentem wszelkiej idei solidarności. Dla wielu ludzi spoza Kościoła determinacja, z jaką Jan Paweł II wciąż powraca w swoich dialogach ze światem do tego antropologicznego „punktu wyjścia”, tak przecież oczywistego i – zdawałoby się – mało odkrywczego, stanowiła i dotąd stanowi ważny powód fascynacji publiczną działalnością Papieża i szczególną rękojmię jego wiarygodności. Znamienne było dla mnie wielokrotne odwoływanie się Gustawa Herlinga-Grudzińskiego do jednego zdania z encykliki „Redemptor hominis”: „Właśnie głębokie zdumienie wobec wartości i godności człowieka nazywa się Ewangelią, czyli Dobrą Nowiną. Nazywa się też chrześcijaństwem”.

Imiona miłosierdzia

Imiona miłosierdzia u Jana Pawła II… Pierwsze z nich to, jak wiadomo, obrona praw człowieka i praw narodu, orędowanie na rzecz ubogich i „społeczeństw społecznie sprawiedliwych”. To wątek obecnego pontyfikatu najszerzej znany, także za sprawą papieskich pielgrzymek po świecie. Jednak Jan Paweł II, wypełniając tę funkcję krytyczną i profetyczną, wciąż przypomina zarazem o prymacie miłości w stosunku do porządku sprawiedliwości, o tym, że „sprawiedliwość sama nie wystarcza, jeśli nie dopuści się do kształtowania życia ludzkiego w różnych jego wymiarach owej głębszej mocy, jaką jest miłość” („Dives in misericordia”). Potwierdzając w sposób szczególny i wiarygodny całą swoją postawą, że „Kościół jest po stronie ubogich i powinien po tej stronie pozostać” („Przekroczyć próg nadziei”), Papież podkreśla równocześnie, że klimat miłosierdzia i braterstwa potrzebny jest także „bogatym”, społeczeństwom dobrobytu i doskonale działających struktur socjalnych. Potrzebny jest wszystkim i każdemu.

Powtarzana przez Jana Pawła II zwłaszcza na przestrzeni lat osiemdziesiątych prawda, że „miłosierdzie jest jakby głębszym źródłem sprawiedliwości”, często do nas, Polaków, nie docierała. Tłumiła ją wtedy koncentracja niemal wyłącznie na rewindykacyjnym, a nie etycznym nurcie papieskiego nauczania. Tak było między innymi w czerwcu 1987 roku na gdańskiej Zaspie, gdzie papieskie próby nadania słowu „solidarność” uniwersalnego i etycznego znaczenia spotkały się z całkowitym niezrozumieniem ze strony milionowego tłumu.

Miłosierdzie to także przebaczenie i pojednanie. Powszechnie znaną lekcją tej prawdy była osobista postawa Papieża po zamachu na jego życie 13 maja 1981 roku. Już w cztery dni po tym dramatycznym wydarzeniu rozległy się na wypełnionym po brzegi placu Św. Piotra nagrane na taśmie słowa: „Modlę się za brata, który mnie zranił, a któremu szczerze przebaczyłem”. 27 grudnia 1983 roku Papież odwiedził swego niedoszłego zabójcę w rzymskim więzieniu Rebibbia…

Przebaczenie i pojednanie to w obecnym pontyfikacie przesłanie szczególne

Jednak przebaczenie i pojednanie to w obecnym pontyfikacie przesłanie szczególne, które Papież odnosi także do życia społecznego i międzynarodowego, do działalności ekumenicznej oraz dialogu pomiędzy religiami i kulturami. Często też podkreśla, że obie te postawy mogą się stać fundamentem pokoju i przesądzić o budowaniu świata bardziej ludzkiego: „Świat, z którego wyeliminujemy przebaczenie, może być tylko światem zimnej, bezwzględnej sprawiedliwości” („Dives in misericordia”). Za sprawę priorytetową dla współczesnej Europy po upadku ideologii uznał na samym wstępie nowego tysiąclecia „pojednanie i integrację demokratyczną dawnych wrogów” (Przemówienie do dyplomatów, 10 stycznia 2000).

Pamiętam pewien szczególny „polski” wątek papieskiej służby na rzecz pojednania z pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II do RFN w listopadzie 1980 roku – jego przemówienie do władz tego państwa na zamku Augustusburg w Brühl w pobliżu Bonn, przemówienie, w którym były także słowa o znaczeniu polsko-niemieckiego pojednania i o zaufaniu pomiędzy obu narodami. Kilka zaledwie zdań, odczytywanych jednak z dającym się wyczuć trudem, przerywanych długimi pauzami…

Przebaczenie i pojednanie stanowiły, jak wiadomo, zasadniczy wątek zainicjowanych przez Jana Pawła II obchodów Wielkiego Jubileuszu, czyli „nowego początku”. Spośród świadectw jubileuszowego „oczyszczenia pamięci” w dzieje obecnego pontyfikatu i całego Kościoła na zawsze wpisało się nabożeństwo pokutne, jakie odbyło się 12 marca 2000 roku w Bazylice Św. Piotra. Było to wyznanie grzechów popełnionych przez ludzi Kościoła na przestrzeni jego dotychczasowej historii oraz prośba o wybaczenie. W wydarzeniu tym doniosłe i poruszające były zarówno słowa – zwłaszcza te, w których wyczuwało się niewątpliwą inspirację Papieża i jego zdeterminowanie w dążeniu do moralnej jednoznaczności Kościoła – jak i milczące gesty. Szczególnie moment, kiedy po prośbach o wybaczenie win Jan Paweł II powoli, z trudem podszedł do czternastowiecznego krzyża, objął go, ucałował i długo wpatrywał się w wizerunek Ukrzyżowanego… W kilkanaście dni później, 26 marca 2000 roku, przejmującą wymowę miała również scena z wizyty w Jerozolimie: długa, odbywana samotnie droga Papieża do Ściany Płaczu, w której szczelinach drżącą ręką umieścił kartkę z prośbą o wybaczenie win chrześcijan wobec synów Abrahama. Dwie wstrząsające sceny, dwa światy, dwie długie drogi, taki sam sens gestów.

Miłosierdzie to także pomoc w odkrywaniu dobra, które już istnieje w społeczeństwach, relacjach międzynarodowych i życiu wspólnot politycznych. „W swoim właściwym i pełnym kształcie miłosierdzie objawia się jako dowartościowywanie, jako podnoszenie w górę, jako wydobywanie dobra spod wszelkich nawarstwień zła, które jest w świecie i w człowieku” („Dives in misericordia”). Uczestnicząc wielokrotnie w noworocznych spotkaniach Jana Pawła II z korpusem dyplomatycznym, odbierałem ten właśnie rodzaj miłosierdzia jako szczególnie w tym pontyfikacie oryginalny. W wygłaszanych przy tej okazji przez Papieża przemówieniach, zawierających podsumowanie najważniejszych wydarzeń społecznych i politycznych na świecie w dopiero co zakończonym roku, uderzała mnie zawsze ogromna przenikliwość ocen i prognoz, ale także – skrupulatne rejestrowanie zjawisk pozytywnych, świadczących o dojrzałości polityków i społeczeństw. Widziałem w tym także znak nadziei wiązanych przez Papieża, nieraz zupełnie w tym osamotnionego, z rolą instytucji międzynarodowych, np. ONZ, pod której adresem kierował wszak niejednokrotnie przy różnych okazjach także słowa krytyki za jej kunktatorstwo i bierność. Tę niezwykłość papieskiego dowartościowywania „świata” z pozycji pokornego sługi i świadka podkreślała niejako sceneria spotkań: imponujące szesnastowieczne freski w Sali Królewskiej, sławiące majestat ziemskiej potęgi papieży.

Miłosierdzie, które jest wzajemnością, to również gotowość instytucjonalnego Kościoła do okazywania wdzięczności światu za otrzymywaną odeń pomoc. W ogłoszonym na początku 2001 roku liście apostolskim „Novo Millennio ineunte”, będącym podsumowaniem doświadczeń Wielkiego Jubileuszu, ale jednocześnie swoistym programem duszpasterskim, znaleźć można znamienne stwierdzenie: „Kościół uznaje, że nie tylko sam daje, ale także wiele otrzymał od historii i ewolucji rodzaju ludzkiego”. Podobnych świadectw wdzięczności, bliskich duchowi soborowej konstytucji „Gaudium et spes”, odnajdziemy bardzo wiele w działalności Jana Pawła II, zwłaszcza w jego encyklikach społecznych. Przecież encyklika „Centesimus annus” z maja 1991 roku, napisana z myślą o postkomunistycznych społeczeństwach Europy, to wyraz wdzięczności i hołdu dla ich cierpień, determinacji i zainicjowanych przez nie wielkich procesów społecznych, które zmieniły oblicze kontynentu i układ sił w świecie.

Znamienna dla tego pontyfikatu jest wdzięczność okazywana ludziom kultury za ich rolę w uwrażliwianiu sumień, w otwieraniu nas na bliźnich, w budzeniu nadziei, w poszerzaniu obszaru tych humanistycznych wartości, którym służy także Kościół. Trzeba podkreślić, że uczuciem tym Papież ogarnia nie tylko świat tzw. kultury katolickiej, podobnie jak nie ogranicza się do publicznej pochwały szczególnych świadectw kultury moralnej i heroizmu swoich współwyznawców. Podczas kanonizacji ojca Kolbego w październiku 1982 roku symboliczne było przypomnienie również postaci Janusza Korczaka.

Pisząc o obliczach miłosierdzia w obecnym pontyfikacie, nie sposób pominąć papieskiego uśmiechu i humoru, które w spotkaniach z drugim człowiekiem zwiększają poczucie bezpieczeństwa, zwyczajnie sprzyjając budowaniu ludzkiej wspólnoty. Według Chestertona, zmysł humoru to wręcz „czwarta cnota teologalna”.

To tylko niektóre, najczęściej powracające bądź uderzające swoją nowością „imiona” miłosierdzia w nauczaniu i osobistym świadectwie Jana Pawła II. Papież rezygnuje tutaj nierzadko z eksponowania najważniejszych dla siebie źródeł inspiracji: używa uniwersalnego języka, jakim posługuje się świat polityki i mediów. Swoim współwyznawcom jednak od początku, zawsze i wszędzie przypomina, że tylko jednocząc się z Bogiem – „stajemy się zdolni patrzeć na braci nowymi oczyma, w postawie bezinteresowności i solidarności, hojności i przebaczenia; że potęga Chrystusowego Krzyża i zmartwychwstania jest zawsze większa od wszelkiego zła, którego człowiek może i powinien się lękać” (kanonizacja Siostry Faustyny, 30 kwietnia 2000). Przypomina wciąż także, że w wymiarze indywidualnym „nawrócenie jest najbardziej konkretnym wyrazem działania miłości i obecności miłosierdzia w ludzkim świecie” („Dives in misericordia”).

Na pierwszym miejscu – Krzyż

Uderzające jest w obecnym pontyfikacie to szczególne sąsiadowanie rozległej działalności ad extra, dialogu ze współczesnością, zafascynowania zmysłowym pięknem świata i człowieka, łącznie z jego płciowością – z wyjątkowym wyeksponowaniem Krzyża. Krzyża, który jest „odpowiedzią na pytania stawiane Bogu przez człowieka – i który pozostaje tajemnicą”. Znamienne jest to przypominanie nam, że nie ma Chrystusa w oderwaniu od Krzyża; że nie wolno traktować chrześcijaństwa jako systemu, ideologii, „trzeciej drogi” w rozwiązywaniu problemów społecznych.

Nie mniej znamienne jest także stałe przeciwstawianie się przez Papieża naszemu potocznemu myśleniu, według którego religia jest albo antropocentryczna, czyli nastawiona na człowieka, albo teocentryczna, czyli skoncentrowana na Bogu. I właśnie tę lekcję trudnego, integralnego chrześcijaństwa z Krzyżem w tle nie jest chyba łatwo w obecnym pontyfikacie zaakceptować w pełni. Dlatego zaskakują niekiedy słowa Papieża, odbiegające od obiegowych opinii o religii i Kościele. Na przykład lakoniczne zdanie do młodzieży, wypowiedziane w pięknej scenerii Tatr: „Świadek w języku biblijnym znaczy martyr” (Nowy Targ, 1979). Albo słowa, skierowanie siłą rzeczy do ludzi koncentrujących swoją uwagę na sprawach struktur kościelnych czy charytatywnej działalności Kościoła: nie należy „ulegać pokusie sprowadzania chrześcijańskiej wspólnoty do roli instytucji socjalnej” („Novo Millennio ineunte); „Kościół żyje swoim autentycznym życiem, kiedy wyznaje i głosi miłosierdzie” („Dives in misericordia”). Dla wielu ludzi, ulegających dzisiaj często przy podejmowaniu dzieł pomocy bliźniemu kryterium skuteczności i medialnego sukcesu, dziwnie zabrzmieć mogą słowa wezwania: „Potrzebna jest dziś nowa wyobraźnia miłosierdzia, której przejawem będzie nie tyle i nie tylko skuteczność pomocy, ale zdolność bycia bliźnim dla cierpiącego człowieka, solidaryzowania się z nim” („Novo Millennio ineunte”).

Krzyż jako znak Bożego miłosierdzia wobec człowieka i ludzkości… Krzyż jako najgłębsza motywacja dla naśladujących dobrego Samarytanina… Krzyż jako nadzieja cierpiących i umierających… O tych podstawowych prawdach trudnego chrześcijaństwa, istotnych także w orędziu przekazanym Siostrze Faustynie, Jan Paweł II podczas swojego długiego pontyfikatu przypominał i przypomina nieustannie. Nie próbujmy zatem przewidywać, co tym razem nam powie, czym znów zaskoczy i jakie motywy nadziei zaproponuje światu. Jedno jest pewne: przy grobie pierwszej świętej nowego tysiąclecia i apostołki Miłosierdzia Papież będzie się modlił właśnie o Boże Miłosierdzie nad światem. Będzie się modlił za każdego człowieka, który „udręczony jakimś szczególnie bolesnym doświadczeniem (…) utracił wszelką nadzieję w życiu i skłonny jest ulec pokusie rozpaczy” (Kanonizacja Siostry Faustyny).

Postawa Papieża jest najbardziej poruszającym orędziem nadziei

Wesprzyj Więź

A może najbardziej czytelnym i poruszającym orędziem nadziei i uniwersalną modlitwą za świat będzie sama postawa Papieża, w którym dostrzegamy dzisiaj bardziej naszego „towarzysza w drodze”, aniżeli „nowego Mojżesza”, jak to było w latach osiemdziesiątych.

We wrześniu 1978 roku ówczesny Arcybiskup Krakowa tak mówił w Katedrze Wawelskiej o Pawle VI, zamykając w zapamiętanym przez siebie wizerunku papieża wielkich encyklik społecznych i dialogu ze światem współczesnym całe ogromne przecież świadectwo i dzieło tego człowieka: „Widzę Papieża Pawła w czasie jego pierwszej podróży apostolskiej, w czasie pielgrzymki do Ziemi Świętej, jak klęczy z twarzą przy ziemi na tym miejscu, gdzie klęczał Chrystus w Ogrodzie Oliwnym. I widzę go, jak w Koloseum, gdzie niegdyś ginęli pierwsi chrześcijanie rzucani na poszarpanie przez lwy niesie krzyż. I jak niesie! I jak patrzy na ten znak Ukrzyżowanego! Jak niesie i jak patrzy w tajemnicę męki i zmartwychwstania!”.

Tekst ukazał się w miesięczniku „Więź”, nr 8-9/2002.

Podziel się

Wiadomość