Zmagania o prawdę i pamięć Powstania Warszawskiego trwały bez przerwy przez cały okres PRL.
Dla uczestników walk, ale też zwykłych mieszkańców miasta było to bodaj najważniejsze wydarzenie w ich życiu. Byli świadkami, jak w tyglu pełnym improwizacji i jednostkowych inicjatyw rodziło się społeczeństwo obywatelskie, odbudowujące skrawek wolnej ojczyzny. Czuli się upodmiotowieni. „Nie byli głupcami – zanotowała w swoich dziennikach Maria Dąbrowska – którzy ślepo słuchali takich czy innych rozkazów. Ci wielotysięczni żołnierze i cywile walczyli o Polskę rzeczywiście wolną i rzeczywiście demokratyczną”. Dla nich Rzecząpospolitą suwerenną, demokratyczną i samorządną była każda dzielnica, każdy wolny od nieprzyjaciela kwartał ulic, niemal każde podwórko. Dlatego później z uporem bronili tak zakosztowanej wolności, przekładając ją na ideały i pamięć, a później legendę Powstania Warszawskiego.
Po wojnie, przez cały okres PRL, dla stosunków władza-społeczeństwo charakterystyczna była rozbieżność ocen dotyczących niedawnej przeszłości. Komuniści, którzy doszli do władzy na bagnetach Armii Czerwonej, odcięli się od większej części tradycji historii Polski, przede wszystkim zanegowali wartości wyznaczane przez dorobek II Rzeczypospolitej oraz przez Polskie Państwo Podziemne. Walka toczyła się nie tylko o przejęcie, a później utrzymanie władzy, ale o wartości podstawowe, o istotę i głębokość przemian społecznych, o zachowanie lub zmianę tożsamości narodowej Polaków. Jednym z elementów tych zmagań była pamięć Powstania Warszawskiego.
Bój o świadomość
Dla PKWN wybuch powstania był zaskoczeniem. Przez pierwszych sześć dni brak było w podległej mu prasie jakiejkolwiek wzmianki na ten temat, nie mówiąc o oficjalnym ustosunkowaniu się do wydarzeń. Można podejrzewać, że z jednej strony czekano na potwierdzenie informacji, natomiast z drugiej – na dyrektywy Moskwy, jak walkę tę interpretować. Na posiedzeniach PKWN dyskutowano w tym czasie (m.in. 2 sierpnia) wzmożenie akcji propagandowej, mającej na celu skompromitowanie szczebla dowódczego Armii Krajowej, a w konsekwencji odizolowanie go od społeczeństwa. Za tym miało pójść ujawnienie „wszystkich błędów Londynu”. Dlatego gdy otrzymano oczekiwane wskazówki, od razu przystąpiono do uruchomienia będącej w dyspozycji machiny propagandowej.
Należy jeszcze dodać, że to w tym czasie organizowano pod nadzorem resortu bezpieczeństwa (i częściowo w jego strukturach) niezwykle skuteczny oręż walki politycznej i zniewolenia społeczeństwa, jakim była cenzura, wyjęta spod jawnych uregulowań prawnych.
Prasa pełna była pomówień, oszczerstw oraz ataków na przywódców powstania
W odezwie KC PPR z sierpnia 1944 r., wzywającej do poparcia polityki PKWN, można było przeczytać: „Garstka niepoczytalnych przywódców Armii Krajowej na rozkaz Sosnkowskiego pchnęła ludność Warszawy do walki wbrew elementarnym zasadom wojskowym, wbrew elementarnej uczciwości politycznej. […] Nie ma i nie może być w kraju miejsca dla tych, którzy chcą narzucić odrodzonej Polsce sanacyjną politykę gwałtu i bezprawia”.
W archiwach zachowały się świadectwa mówiące o przygotowaniach PKWN i podległego mu Wojska Polskiego do fizycznej rozprawy z powstańczą Warszawą, gdyby walka w stolicy jednak zakończyła się sukcesem. Do tego celu miano użyć, oprócz sił podległych resortowi bezpieczeństwa, mobilizowane w tym czasie oddziały AL, a przede wszystkim 4 DP Wojska Polskiego (lub nawet wydzielonego korpusu) pod dowództwem gen. bryg. Bolesława Kieniewicza (posiedzenie PKWN z 15 września 1944 r. czy wcześniejsza wypowiedź marsz. Żymierskiego z 28 sierpnia).
Prasa podległa komunistom pełna była pomówień, oszczerstw oraz ataków na przywódców politycznych i wojskowych powstania. Przykładem może być artykuł w „Odrodzeniu” z 22 X 1944 r., a więc opublikowany tuż po kapitulacji. Można było tam przeczytać: „Już pierwsze dni powstania zdemaskowały właściwe zamierzenia reakcyjnych inicjatorów. Dowództwo AK nastawiło się na krótkotrwałość akcji powstańczej, ponieważ chodziło o opanowanie Warszawy po opuszczeniu jej przez Niemców, a przed wkroczeniem Armii Czerwonej i Wojska Polskiego. Gdyby ten manewr się udał, reakcja polska uzyskałaby atut, który wygrałby Mikołajczyk w rozmowach moskiewskich. Ale takie założenia gry politycznej są założeniami zupełnych bankrutów politycznych, którzy nic nie mając do stracenia szafują życiem setek tysięcy ludzi”. Dalej autor artykułu, odpierając powszechne zarzuty pozostawienia Warszawy bez pomocy, a w konsekwencji wezwania do bojkotu PKWN, stwierdził: „Zbieżność reakcyjnej propagandy z propagandą goebbelsowską była zadziwiająca. Jak wiemy, ta współpraca ideologiczna hitlerowców z reakcją polską miała swoje tradycje. […] Najjaskrawiej wystąpiła w sprawie katyńskiej”. Za jednym zamachem starano się zatem usprawiedliwić bierność Armii Czerwonej na przedpolach Warszawy oraz przedstawić jako antynarodowe i zbrodnicze przesłanki, którymi kierowali się przywódcy Polski Podziemnej wzniecając powstanie.
Tak rozpoczęły się zmagania o prawdę i pamięć Powstania Warszawskiego, trwające bez przerwy przez cały okres PRL.
Metody walki
Krystyna Kersten użyła określenia, że w 1944 roku wprowadzono terror propagandowy na równi z terrorem policyjnym. Należy bowiem pamiętać o znajdujących się w tle opisywanych wydarzeń dekretach PKWN, jak: „O rozwiązaniu tajnych organizacji wojskowych na terenach wyzwolonych” z 24 sierpnia, czy „O wymiarze kary dla faszystowsko-hitlerowskich zbrodniarzy […] oraz dla zdrajców Narodu Polskiego” z 31 sierpnia 1944 r. W tym kontekście wymiernego znaczenia nabierały mnożące się oskarżenia, jak to z „Głosu Ludu” z 15 grudnia 1944 r., iż „wyrodki spod znaku AK i NSZ, wyznawcy hr. Bora-Komorowskiego i pupile pana Arciszewskiego i jego łajdackiej spółki sanacyjno-endeckiej, tropią i mordują polskich patriotów, pomagają okupantowi w łapankach i wywożeniu ludności polskiej”.
Przekaz propagandowy atakował każdego i niemal na każdym kroku. W tym celu odwoływano się do typowych rekwizytów: ulotki, afisza, plakatu, sloganu, transparentu, dekoracji zakładu pracy czy urzędu, a także do takich środków, jak prasa, radio, film (szczególnie kronika filmowa) i książka. Symbolem tego okresu stał się plakat Włodzimierza Zakrzewskiego „Olbrzym i zapluty karzeł reakcji AK”. Chętnie wykorzystywano do celów propagandowych masowe wiece i pochody. Używano przy tym języka agitacji: prostego, agresywnego, grającego silnie na emocjach. Zmuszano jednostkę poddaną takim zabiegom do współudziału, odrzucenia bierności oraz identyfikacji z głoszonymi hasłami.
Wydawać by się mogło, że taka polityka nie może przynieść sukcesu. Jednak wzmożona indoktrynacja nie była specjalnie skrywana. W tym czasie UBP (od 1945 r. MBP) prowadził zmasowane działania, zmierzające do „rozpracowania” podziemia niepodległościowego i aresztowania jego członków. Łatwo było powiązać ze sobą np. hasła wieców, tezy artykułów prasowych, politykę kadrową w zakładach pracy i urzędach oraz aresztowania, przeprowadzane w tym samym czasie przez resort bezpieczeństwa, milicję i wojsko. Władzom chodziło o to, by każdy Polak poczuł się zmuszony, we własnym sumieniu, do odniesienia się do słów Wandy Wasilewskiej: „Kto nie idzie z narodem […] zostanie zmieciony przez czystą, potężną falę idących dni”. Wmawiano przy tym ludziom, że ich przeświadczenie o wpływach i poparciu społecznym dla AK jest nieprawdziwe.
Realizowana przez komunistów polityka konfrontacji ze społeczeństwem nie rozwiązała nabrzmiałych problemów, np. kwestii „rozładowania” podziemia. Po wymuszonym przez aliantów zachodnich powołaniu Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej i powrocie Mikołajczyka do Polski, a przed zapowiedzianymi wyborami powszechnymi, nastąpiło pozorne złagodzenie kursu. Ważną rolę odegrała w tym czasie akcja ujawniania, prowadzona przez Jana Mazurkiewicza „Radosława” – dowódcę Kedywu Komendy Głównej AK i zgrupowania w Powstaniu Warszawskim, później komendanta Obszaru Centralnego Delegatury Sił Zbrojnych, aresztowanego 1 sierpnia 1945 r. Korzystając z ogłoszonej dzień później amnestii, po trwających pięć tygodni rozmowach, prowadzonych w więzieniu, zdecydował się on na wyprowadzenie z podziemia podległych sobie ludzi i podpisał ugodę z MBP. Została ona ogłoszona w prasie jako „Deklaracja delegata Sił Zbrojnych obszaru centralnego AK o wyjściu z konspiracji”.
Porozumienie ustanawiało Komisje Likwidacyjne dla spraw AK. Równocześnie Mazurkiewicz włączył się czynnie do życia społecznego w stopniu, na jaki pozwolili komuniści, organizując Rodzicielskie Komitety Opieki nad Grobami Poległych, wykupując niektóre działki na Cmentarzu Powązkowskim, organizując i opłacając pochówki, niosąc pomoc materialną dla rodzin poległych żołnierzy. Z czasem zorganizował m.in. bursę dla sierot, wypłacał zapomogi na naukę itp.
Ważne miejsce miała odegrać deklarowana przez niego chęć zebrania, opracowania oraz opublikowania materiału historycznego, dokumentującego działalność konspiracji i walkę Armii Krajowej. Po akcji ujawniania starał się przekształcić dotychczasowe Komisje Likwidacyjne w zawiązki – jak to określił w swoim sprawozdaniu z 26 lutego 1946 r. – Sekcji Autonomicznej dla spraw byłej Armii Krajowej w ogólnopolskim Związku Uczestników Walki Zbrojnej o Niepodległość i Demokrację. Działania te w dużym stopniu spotkały się z pozytywnym odzewem środowiska, przywracały poczucie wartości żołnierzom AK, a pośrednio wpływały także na umocnienie legendy Powstania Warszawskiego.
Zmagania komunistów z pamięcią Powstania Warszawskiego miały wielokierunkowy charakter i przybierały czasem kuriozalne formy. Mało znanym epizodem była np. „wojna o groby”, kiedy przeciwdziałając rozbudowie kwater oddziałów Armii Krajowej na Cmentarzu Powązkowskim, zmuszano rodziny do chowania poległych w kwaterach AL czy nawet Wojska Polskiego, przede wszystkim jednak w bezimiennych zbiorowych mogiłach na Cmentarzu Powstania Warszawskiego na Woli. Prochy powstańców ekshumowanych w kolejnych latach kierowano na cmentarze podmiejskie, m.in. do Brwinowa, Miłosnej, Piaseczna, Wilanowa itd. Na samym Cmentarzu Powązkowskim bez specjalnej zgody władz nie wolno było robić najmniejszych zmian. Komuniści byli bowiem szczególnie wyczuleni na sprawy udziału AL w powstaniu. Wymowa liczb ukazująca dysproporcję między liczbą pochowanych żołnierzy poszczególnych organizacji świadczyła – na przekór przekazowi oficjalnej propagandy – o niewielkim znaczeniu AL dla przebiegu powstania. Wskazywała na małą liczebność organizacji i wynikające z tego znikome poparcie społeczne.
W tym też czasie Cmentarz Powązkowski stał się miejscem szczególnym dla pamięci Powstania Warszawskiego i główną nekropolią powstańczą stolicy.
Już w pierwszą rocznicę pojawiły się ulotki i opracowania wydane anonimowo w podziemiu, podejmujące polemikę z tezami propagandy komunistycznej, m.in. Zygmunta Zaremby, Romana Goldmana i innych. Na murach pojawiły się napisy: „Chwała Bohaterom Powstania Warszawskiego 1 VIII 1944 – 1 VIII 1945”, kotwica – znak Polski Walczącej itp. Było to odpowiedzią na zawłaszczenie przez komunistów przestrzeni społecznej: jeżeli ulica jest wasza, to nasze będą cmentarze, kościoły, bramy, podwórka, a nawet mury domów. W ten sposób do walki włączono symbole. Wystarczyło zaśpiewać „Pałacyk Michla…” czy „Marsz Mokotowa”, nałożyć oficerki, by jasno zamanifestować swoją postawę wobec przeszłości i teraźniejszości.
Manipulacja i represje
Ważną kartę w tłumieniu pamięci Powstania Warszawskiego od początku zapisywała cenzura. W zarodku likwidowała jakąkolwiek próbę polemiki z tezami oficjalnej propagandy. Wykorzystując swoją funkcję prewencyjną, uderzała właściwie w każdy niemal tekst dotyczący Powstania Warszawskiego. Kazimierz Bagiński, wspominając swoją działalność w PSL, opisywał: „Padały ofiarą różne drobne informacje, np.: […] zawiadomienia, iż w redakcji »Gazety Ludowej« odbędzie się zebranie rodziców poległych w Powstaniu Warszawskim żołnierzy batalionu »Gustaw«” („Zeszyty Historyczne”, nr 8, Paryż 1965). A chodziło o ekshumację zwłok.
Osobne miejsce zajmowały zmagania o pomnik Powstania Warszawskiego. Już 6 lipca 1945 r., podczas wielkiej manifestacji robotniczej na terenie Elektrowni Warszawskiej, rzucono hasło jego budowy. Wystosowano apel do Warszawskiej Rady Narodowej, Rządu Jedności Narodowej oraz władz partii politycznych. W krótkim czasie przeprowadzono nawet konkurs na projekt pomnika i zebrano znaczną kwotę pieniędzy.
W tym czasie pod naciskiem komunistów ewoluowała nazwa pomnika, mając coraz mniej wspólnego z początkową ideą. Władza zdawała sobie sprawę, że taki pomnik będzie ważnym elementem tworzącej się legendy Powstania Warszawskiego. Gdy nie udało się odgórnie zablokować inicjatywy społecznej, podjęto próbę zawłaszczenia pamięci. Z poduszczenia komunistów, na wniosek delegatów Związku Uczestników Walki Zbrojnej o Niepodległość powołano Komitet Budowy Pomnika, którego honorowymi członkami zostali Bierut, Cyrankiewicz, Spychalski i Jóźwiak. Nawet zaplanowano na dzień 1 września 1948 r. (charakterystyczne było takie zaciemnianie pamięci przez nakładanie na siebie rocznic) położenie kamienia węgielnego. Ostatecznie inicjatywę na kilka lat udało się wyciszyć i zdusić.
Likwidacja opozycji w Polsce pozwoliła komunistom na pogłębienie całkowicie przedmiotowego traktowania Powstania Warszawskiego. Wkrótce, po 1949 r., zakazano jakiejkolwiek formy otwartego manifestowania pamięci o nim. Sama nazwa najczęściej pojawiała się w kontekście relacji prasowych czy radiowych z kolejnych procesów, wytaczanych żołnierzom AK. Wspominał o tym po latach Adam Borkiewicz, autor najwybitniejszego dzieła na temat Powstania Warszawskiego, któremu wówczas zabrano pieczołowicie zbierane przez lata dokumenty: „stały się one »materiałem obciążającym« mej jedynej pomocnicy mgr Anny Borkiewicz, inwalidki z batalionu »Zośka«, skazanej na 7 lat więzienia za »gromadzenie i melinowanie materiałów gloryfikujących AK w celu poniżenia AL«” („Powstanie Warszawskie 1944”, Warszawa 1964).
1 sierpnia 1954 r. – w dziesiątą rocznicę wybuchu powstania – Wanda Odolska, czołowa dziennikarka audycji specjalnych Polskiego Radia, wygłosiła następujący komentarz: „W Lublinie istniał już ludowy Rząd Polski. Ten moment londyński rząd, Bór-Komorowski, Mikołajczyk, Sosnkowski – cała sanacyjna, uczepiona anglosaskich przedpokojów klika obszarników i dwójkarzy uznała za odpowiedni do wywołania powstania. […] Śniła im się w Londynie nie polska ziemia, ale władza i burżuazyjne życie”. Te same sformułowania można było odnaleźć na kartach ówczesnych podręczników szkolnych: „Powstanie przypieczętowało polityczną klęskę »rządu« londyńskiego i polskiej klasy posiadającej. Tragedia bohaterskiej Warszawy udowodniła raz jeszcze, że klasy posiadające łatwo rezygnują z niepodległości za cenę władzy i przywilejów. Prawdziwymi patriotami są jedynie masy pracujące” (Missalowa, Schoenbrenner, „Historia Polski”, podręcznik, Warszawa 1951, t. VII).
Intencje pozostały te same
Od 1954 r., a więc po śmierci Stalina, zaczęła się w Polsce polityczna odwilż, jednak w dalszym ciągu władza mobilizowała siły porządkowe i agenturę Służby Bezpieczeństwa w czasie dorocznych obchodów rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego. Polegało to przede wszystkim na ograniczaniu dostępu oraz nadzorowaniu uroczystości na Powązkach i na innych cmentarzach Warszawy. Utrudnianie odwiedzin, uniemożliwianie podjęcia prac konserwatorskich czy nawet tylko porządkowych na cmentarzu doprowadziło do zapuszczenia, a nawet dewastacji kwater powstańczych.
Wydarzenia 1956 roku spowodowały wypuszczenie akowców z więzień i pierwsze procesy rehabilitacyjne. Na krótko rozluźniła się cenzura. Przemiany stały się impulsem do bardziej otwartej dyskusji o przeszłości, w tym o Powstaniu Warszawskim. Punktem wyjścia był tu artykuł, zamieszczony 11 marca w tygodniku „Po Prostu” pod znamiennym tytułem „Na spotkanie ludziom z AK”, autorstwa trzech młodych publicystów: Jerzego Ambroziewicza, Walerego Namiotkiewicza i Jana Olszewskiego.
Wydawać by się mogło, że w toku gorącej dyskusji runą mury kłamstwa, tymczasem w oficjalnej propagandzie dalej funkcjonował szablon, dzielący środowisko akowskie na cynicznych dowódców i zagubione rzesze żołnierskie. O ile ponownie dopuszczono do głosu tematykę Powstania Warszawskiego, o tyle dalej poddana była ona ścisłej kontroli i służyć miała ostatecznie usankcjonowaniu władzy „ludowej”. Można już było opowiadać o bohaterstwie szeregowych żołnierzy, łączniczek, młodocianych powstańców, ale koniecznie dodając, że byli wykorzystani w niesłusznej politycznie sprawie.
Wszystkie mechanizmy oddziaływania propagandowego pozostały bez zmian, może tylko nabrały bardziej cywilizowanego oblicza. Dokumenty KC PZPR zawierają wyjaśnienie intencji: „Wiadomo nam, że grupy byłej AK […] przygotowują się do obchodu rocznicy. Wydaje się więc, że uroczystości te winny być należycie zabezpieczone, by nie dopuścić do wystąpień wrogich lub nieodpowiedzialnych elementów”. Komuniści obawiali się, że na nowo integrujący się i zrzeszający w ramach Związku Bojowników o Wolność i Demokrację byli żołnierze AK, BCh, WiN oraz innych organizacji niepodległościowych spróbują wskrzesić partię polityczną lub inną formę legalnej opozycji, na wzór mikołajczykowskiego PSL. Dlatego Służba Bezpieczeństwa w dalszym ciągu prowadziła obserwację agenturalną środowiska (zachowały się np. zdjęcia operacyjne SB, wykonane 1 sierpnia 1956 r. na Cmentarzu Powązkowskim, oraz comiesięczne tajne raporty, dotyczące – jak to określono – nastrojów i sytuacji wśród ugrupowań byłego reakcyjnego podziemia), a Komitet Centralny PZPR co roku wnikliwie rozważał i podejmował szczegółowe decyzje dotyczące obchodów. To na tym szczeblu decydowano o randze i przebiegu uroczystości, miejscu akademii czy składania kwiatów, uczestnikach, mówcach i tezach wygłaszanych przemówień, a nawet o oprawie plastycznej czy dźwiękowej.
W tym czasie wszyscy byli dowódcy przejawiający aktywność w swoich środowiskach byli pod agenturalną „opieką” Służby Bezpieczeństwa. Zbierano informacje o spotkaniach i wygłoszonych na nich przemówieniach, o prywatnych rozmowach, o planach związanych z uroczystościami kombatanckimi, w tym dotyczących rocznicy Powstania Warszawskiego; sondowano kombatantów na tematy historyczne i polityczne; przejmowano, względnie przeglądano korespondencję. W instrukcjach dla agentów oraz tajnych informatorów SB zwracano uwagę na konieczność zrelacjonowania rozmów i wygłaszanych przy tym opinii nie tylko w trakcie uroczystości 1 sierpnia, ale także w czasie późniejszych spotkań koleżeńskich w kawiarniach i prywatnych mieszkaniach.
Tak samo, jak nie zmieniło się nastawienie władz do Powstania i byłych powstańców, tak nie zmieniło się – na dłuższą metę – nastawienie cenzury, która zwłaszcza od 1958 r. przejęła na siebie główny ciężar walki z legendą Powstania Warszawskiego. Obszar jej oddziaływania był bardzo szeroki. Niestety, zachowały się tylko drobne ślady ingerencji cenzorskich. Przykładem może być wpis z 4 maja 1963 r.: „Notatka służbowa. W okresie ostatnich miesięcy spotykamy się w tygodniku »Stolica« z charakterystycznymi błędami w ujęciu problematyki walki wyzwoleńczej narodu polskiego w II wojnie światowej. Mamy do czynienia ze zbytnim nagromadzeniem materiałów popularyzujących walkę AK bądź też fałszywym obiektywizmem przedstawianych wydarzeń i czołowych postaci tego okresu historii”. I dalej wyjaśniano: „Artykuł pt. »Epos 63 dni« (»Stolica« nr 30). Opracowanie okolicznościowe w związku z 19 rocznicą Powstania Warszawskiego nie zawiera jakiejkolwiek oceny politycznej powstania. […] Jak już wspomniano w niektórych wypadkach mieliśmy do czynienia ze zbytnim nagromadzeniem materiałów popularyzujących działalność AK. Z tego powodu został pierwotnie zakwestionowany artykuł S. Poznańskiego pt. »Poczta harcerska«. Pozycję tę po dokonaniu istotnych zmian (m.in. usunięto apologetyczne akcenty w stosunku do Szarych Szeregów oraz zbędne powoływanie się na endecką »Walkę«) zwolniliśmy do druku w następnym numerze”.
Nowe metody
Już około 1960 r. Wydział Propagandy i Agitacji KC PZPR mógł się pochwalić, że w okresie od 1957 r. przezwyciężono ostatecznie zalew literatury akowskiej. Zaczęto inspirować i wydawać pożyteczne publikacje z „lewej strony barykady”. Szczególny nacisk położono na poddanie kontroli partyjnej pracy radia i telewizji, które – jak oceniał kierownik Biura Prasy KC PZPR Artur Starewicz – stawały się szybko najbardziej masowymi środkami upowszechnienia oświaty i kultury, ale przede wszystkim propagandy („Nowe Drogi” 1960 nr 5).
Należy pamiętać, że Służba Bezpieczeństwa z uwagą analizowała pojawiającą się dyskusję prasową na temat Armii Krajowej czy Powstania Warszawskiego. Interesował ją przede wszystkim charakter publikacji (forma: czy były to wspomnienia, czy opracowania itp., ale także merytoryczna strona wypowiedzi: czy dotyczyła zagadnień ideologicznych, społecznych lub politycznych), osoba autora i jego związek z określoną formacją polityczną oraz uprzednie zaangażowanie w działalności podziemnej, także udział w Powstaniu Warszawskim. Skrupulatnie wyszukiwano różnice w poglądach poszczególnych autorów. Później uzyskana w ten sposób wiedza wykorzystywana była w bieżącej pracy operacyjnej.
Próbowano usilnie sprowadzić uroczystości rocznicowe wybuchu Powstania Warszawskiego do lokalnego wyłącznie rozmiaru. W 1957 r. po raz ostatni prasa centralna podała informacje o uroczystościach w Szczecinie, Krakowie i Opolu. W latach sześćdziesiątych nie zezwalano na przygotowanie skromnych nawet akademii w ramach poszczególnych władz wojewódzkich ZBoWiD.
W roku 1960 powróciła w prasie dyskusja wokół sprawy budowy pomnika „Bohaterów Warszawy”, który według zapowiedzi z 1956 r. miał być wzniesiony na 15. rocznicę Powstania Warszawskiego, ale jak zwykle sprawa ucichła. Ostatecznie do realizacji skierowano kontrowersyjny projekt autorstwa Mariana Koniecznego, przedstawiający leżącą postać półnagiej kobiety – jako Nike. Należy dodać, że władza nie zgodziła się na jakiekolwiek bezpośrednie odniesienia do Powstania Warszawskiego. Dlatego z projektu Koniecznego wymazano motyw barykady, o którym jeszcze w maju 1960 r. wypowiadał się na łamach „Stolicy” Władysław Bartoszewski. Pomnik, który miał uczcić Powstanie Warszawskie i jego bohaterów, odsłonięty został 20 lipca 1964 r., wzmacniając rangę obchodów święta 22 lipca. Była to jawna manipulacja, gubiąca celowo całą jego genezę i ideę.
Prawdziwa walka stoczona została przy okazji 25. rocznicy Powstania Warszawskiego. W grudniu 1968 r. Wydział Propagandy i Agitacji KC PZPR zapoznał się z planem wydawniczym przygotowanym przez Departament Wydawnictw Ministerstwa Kultury i Sztuki (MKiS). Przede wszystkim stwierdzono nadmierną liczbę publikacji poświęconych temu wydarzeniu. Według stanu na dzień 5 grudnia było ich 29 – znacznie więcej, niż przewidywano do wydania pozycji związanych z przypadającymi w tym samym roku obchodami 25-lecia Polski Ludowej. Na takie zachwianie proporcji komuniści nie mogli pozwolić. W sporządzonej następnie notatce można było przeczytać: „Nazwiska autorów oraz noty informacyjne o poszczególnych tytułach wskazują, że będą to w większości pozycje sławiące bohaterstwo żołnierzy AK i powstańców bez podejmowania krytycznej oceny celów powstania oraz polityki jego inspiratorów i dowódców”. Za tym poszły konkretne ustalenia KC, które zainteresowanym wydawnictwom przekazywał Departament Wydawnictw MKiS bez powoływania się na źródło – ukrywając fakt, czyje były to decyzje.
Wykreślono z listy cztery pozycje wznowione: książki Stanisława Podlewskiego, Jana Grużewskiego i Stanisława Kopfa, Bronisława Trońskiego oraz zbiorowe pamiętniki „Zośkowców”. Nie dopuszczono do wydania wspomnień Felicjana Majorkiewicza i Alfreda Paczkowskiego. Wstawiono natomiast książki Zenona Kliszki, Aleksandra Skarżyńskiego i Jerzego Kirchmayera (praca „Powstanie Warszawskie” Kirchmayera była pozycją najstarszą, pierwszy raz wydaną jeszcze na fali odwilży w 1959 r.). Cenzura ingerowała w treść siedmiu pozycji. W końcu w celu „rozładowania nadmiernego zagęszczenia” publikacji dotyczących Powstania Warszawskiego część z nich wydano na początku roku, część przesunięto na jego koniec.
Pozorne zawieszenie broni
Lata siedemdziesiąte nie przyniosły w tej sprawie większych zmian, osłabiona została jedynie konfrontacyjna postawa rządzących. Ten klimat w lapidarnym skrócie ujął w swoich „Dziennikach” Stefan Kisielewski: „To bardzo charakterystyczne dla epoki gierkowskiej: zgodzić się na bezideowy »kosmopolityzm«, aby tylko zapomniano o polskiej historii konfliktowej”.
W dalszym ciągu w pierwszym szeregu walki o pamięć Powstania Warszawskiego stała cenzura. Ujawniona instrukcja z Książki Zapisów i Zaleceń Głównego Urzędu Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk nakazywała: „Nekrologi, inseraty i inne formy w prasie, radio i telewizji oraz klepsydry itp. zapowiadające różne spotkania na cmentarzach, przy pomnikach, miejscach walk itp. (z okazji rocznicy wybuchu powstania warszawskiego bądź jego poszczególnych epizodów) byłych żołnierzy zgrupowań, oddziałów itp. AK i innych prawicowych organizacji uczestniczących w powstaniu warszawskim nie mogą być zwalniane do publikacji. Mogą natomiast być zwalniane nekrologi i informacje o nabożeństwach odbywających się w kościołach”. W 1974 r. cenzura nie dopuściła do publikacji żadnych materiałów o zmarłym Franciszku Niepokólczyckim, byłym oficerze KG AK i WiN, autorytecie w środowisku kombatanckim.
Wydawać by się mogło, że w 1956 roku społeczeństwo wymusiło na władzy zaniechanie brutalnych ataków na pamięć Powstania Warszawskiego. Propaganda pozornie zmieniła swoje nastawienie, w rzeczywistości skazano pamięć powstania na niebyt. Do wyjątków należała zgoda na publikację książki Władysława Bartoszewskiego „1859 dni Warszawy”, ale i tak zaraz nakazano wycofanie części nakładu. Zdołano jeszcze wydać monumentalne dzieło „Ludność cywilna w powstaniu warszawskim” (red. Czesław Madajczyk).
Taka polityka przynosiła pewne rezultaty. W konkluzji opracowania „Druga wojna światowa w świadomości współczesnych Polaków”, podsumowującego badania z połowy lat siedemdziesiątych, stwierdzono: „Na przestrzeni lat 1965-1973 nastąpiły przesunięcia w popularności bitew i to we wszystkich środowiskach. W omawianym zakresie zyskały na popularności przede wszystkim: obrona Westerplatte, bitwa pod Lenino, walki o Wał Pomorski i szturm Berlina; natomiast straciły na popularności przede wszystkim: bitwa pod Monte Cassino, Powstanie Warszawskie i bitwa o Anglię”. Autor skwapliwie przemilczał, że decydujący wpływ na opisaną sytuację miał ograniczony dostęp społeczeństwa do rzetelnej informacji. O jednych wydarzeniach pisano wówczas w nadmiarze, innych najczęściej po prostu nie było. Ale skutkiem ofensywy propagandowej połączonej ze wzmożoną indoktrynacją była społeczna negacja tak kreowanego obrazu, przechowywanie pamięci, a wraz z nią prawdy historycznej na poziomie tradycji i wychowania domu rodzinnego.
Ta tendencja wzmogła się po 1976 r., kiedy środowiska opozycyjne powołały do życia tzw. drugi obieg wydawniczy, czyli wydawnictwa poza cenzurą, a przede wszystkim po 1978 r., to znaczy po pierwszej wizycie w kraju Jana Pawła II, który jednoznacznie wskazał na konieczność zachowania tożsamości narodowej.
Wydzierane obszary wolności
W 1979 roku odbyły się w Warszawie pierwsze, niezależne i o masowym charakterze obchody rocznicy Powstania Warszawskiego. Wśród organizatorów byli Wojciech Ziembiński, Jan Dworak i Bronisław Komorowski. Uroczysta msza w przeddzień rocznicy zgromadziła w murach katedry św. Jana około 5 tysięcy osób – według szacunków SB. Blisko połowa wzięła później udział w uroczystym przemarszu pod Grób Nieznanego Żołnierza –trasą, którą w czasie swojej wizyty w Warszawie przebył papież. Było to wydarzenie bez precedensu, zwłaszcza, jeżeli będziemy mieli świadomość, że w latach sześćdziesiątych i po części siedemdziesiątych władza na tyle skutecznie zniechęcała, że w uroczystościach 1 sierpnia brało udział zaledwie po kilkaset osób.
Dla władzy w omawianym okresie najistotniejsze było, że środowiska niepodległościowe nie zakłóciły przebiegu oficjalnych uroczystości, że przed kamerami telewizji było spokojnie. Natomiast w społecznym odczuciu zaczął się utrwalać głęboki podział. Odtąd co roku do końca PRL obok siebie odbywały się uroczystości oficjalne –według zatwierdzonego przez Wydział Propagandy KC PZPR scenariusza, i niezależne – organizowane przez środowiska niepodległościowe, korzystające ze wsparcia Kościoła.
Rok 1980 wraz z powstaniem „Solidarności”, która jednoznacznie nawiązała do tradycji niepodległościowych, ostatecznie przekreślił rachuby rządzących w PRL dotyczące marginalizacji czy wręcz eliminacji Powstania Warszawskiego ze świadomości Polaków. 3 kwietnia 1981 r. ukazał się pierwszy numer „Tygodnika Solidarność”, wkrótce zagościły na jego łamach liczne artykuły dotyczące także problematyki Powstania Warszawskiego. Pod każdą wyższą uczelnią można było spotkać stragany z literaturą drugiego obiegu – wydaną poza cenzurą. Sensacją było opublikowanie w „Tygodniku Solidarność” 14 sierpnia listy publikacji Niezależnej Oficyny Wydawniczej, czyli głównego wydawnictwa drugiego obiegu, w tym wymienienie dwóch wydań przedruku wspomnień Jana Nowaka-Jeziorańskiego „Kurier z Warszawy” (pierwsze oficjalne wydanie krajowe: Warszawa-Kraków 1989).
Powrócono do idei budowy Pomnika Powstania Warszawskiego oraz archiwum i muzeum. W badaniach, przeprowadzonych w październiku 1983 roku, czyli już po stanie wojennym, na pytanie: „Rocznice jakich wydarzeń z historii Polski należałoby Twoim zdaniem obchodzić najbardziej uroczyście?”, w odpowiedzi uzyskano dwie nowe propozycje: podpisanie porozumienia w Gdańsku (31 sierpnia 1980 r.) oraz wybuch Powstania Warszawskiego.
W latach osiemdziesiątych władza dopuściła tematykę powstania do mediów. Podstawowe tezy, wywodzące się jeszcze z lat czterdziestych, pozostały jednak do końca niezmienne. Wszelkie przejawy innej interpretacji, niezgodnej z wytycznymi ideologów i historyków partyjnych, były tłumione w zarodku – z tą tylko różnicą, że ingerencje cenzury na kartach publikacji poświęconych Powstaniu Warszawskiemu stały się widoczne.
Władza w dalszym ciągu posługiwała się manipulacją. Ustanowiono nowe odznaczenie – Warszawski Krzyż Powstańczy 1944, nie dokonując przy tym rewizji obrazu Powstania Warszawskiego w propagandzie. Próbowano skłócić związkowców z kombatantami, nie pozwalając nazwać nowego statku „Solidarność” i narzucając mu nazwę „Powstaniec Warszawski”. Sprawa archiwum i muzeum Powstania Warszawskiego ugrzęzła na lata, napotykając opór na pozór obiektywnych niemożności.
Osobne miejsce zajmuje finał walki społeczeństwa o Pomnik Powstania Warszawskiego – walki mającej już długą historię, toczonej od zakończenia wojny. Za pomocą nacisków oraz wymiany członków społecznego Komitetu Budowy doprowadzono do zmiany nazwy pomnika na „Pomnik Bohaterów Powstania Warszawskiego 1944”. Władza określiła swoje stanowisko w notatce KC PZPR z 30 czerwca 1983 r., wyjaśniając że nazwa „Pomnik Powstania Warszawskiego” sugerowałaby zmianę zasadniczego politycznego stanowiska do tego faktu okresu II wojny światowej, a takiej intencji ze strony kierownictwa partyjnego, jak można się domyślać, nie było.
A jednak coś się udało. Jeszcze w stanie wojennym, 31 lipca 1983 r., otwarto wystawę „Warszawa walczy. 63 dni Powstania Warszawskiego”. Wystawę, przygotowaną na fali niedawnego jeszcze entuzjazmu przez Społeczny Komitet (według scenariusza Stanisława Kopfa) w zabytkowych murach fabryki Norblina na Woli, obejrzało ponad dwa miliony osób. Później ruszyła ona po Polsce: w Bytomiu obejrzało ją ponad 100 tysięcy osób, w Łodzi ponad milion.
Po stanie wojennym główne uroczystości obchodów rocznicowych Powstania Warszawskiego przesunęły się na inicjatywy niezależne środowisk niepodległościowych, wykorzystujące tradycyjne elementy upamiętnienia. Tłumy gromadziły nie oficjalne akademie organizowane przez ZBoWiD, lecz uroczyste msze w warszawskich kościołach i „godzina W”, czyli 17.00 na Cmentarzu Powązkowskim. W dokumencie teleksowym Wydziału Informacji KC PZPR z 2 sierpnia 1983 r. użyto określenia o kilkusettysięcznej rzeszy mieszkańców stolicy odwiedzających groby powstańcze.
W tymże 1983 r. przy murach Starego Miasta ustawiono Pomnik Małego Powstańca. Odbyło się to na wniosek środowisk harcerskich i wpisywało w obszar dozwolonych przez władzę ram wolności. O dzieciach w Powstaniu Warszawskim można było mówić i pisać. Pomnik okazał się ważnym symbolem, silnie oddziaływującym na emocje.
Ciekawostką może być fakt, że jeszcze w 1984 r. podczas uroczystości wmurowania aktu erekcyjnego pod przyszły pomnik Bohaterów Powstania Warszawskiego władza nie dopuściła do poświęcenia tego miejsca, aby nie stwarzać – jak napisano w dokumencie Wydziału Ideologicznego KC PZPR z 26 lipca – brzemiennego w odległe skutki precedensu. Skromna uroczystość poświęcenia, ukryta przed społeczeństwem, odbyła się jednak tego samego dnia kilka godzin później. Natomiast do udziału w konferencji naukowej zaproszono po raz pierwszy oficjalnie historyka emigracyjnego – Jana Ciechanowskiego. Jego książkę, często przywoływaną, z którą czasem polemizowano, po raz pierwszy od ponad dekady można było w kraju normalnie nabyć i przeczytać.
Po 1985 r. władza ustąpiła na polu upamiętnienia rocznicy Powstania Warszawskiego, uznając wszystkie dotychczasowe formy, o ile tylko nie miały odniesienia do sytuacji bieżącej albo do historycznego przejęcia władzy przez komunistów, czy do sojuszu z ZSRR. Dlatego nawet uroczystości z udziałem przedstawicieli władz ustawiano tak, by nie kolidowały z tradycyjnymi obchodami.
*
W latach osiemdziesiątych nastąpił znaczący wzrost świadomości historycznej Polaków. W odpowiedzi na jawne ograniczenia, cenzurę, reglamentację wiedzy i informacji wzrosło znaczenie pamięci potocznej, obrosłej już legendą, przekazywanej młodszym pokoleniom przez starsze – przez świadków wydarzeń. Kiedy w 1988 r. w badaniach świadomości historycznej pojawiło się pytanie o białe plamy, w odpowiedzi wymieniano przede wszystkim: walki o odzyskanie niepodległości z okresu I wojny światowej, wojnę polsko-bolszewicką z 1920 r., wkroczenie wojsk sowieckich do Polski 17 września 1939 r., zbrodnię w Katyniu, walki Armii Krajowej, Powstanie Warszawskie oraz walki Polaków na Zachodzie. Wśród wydarzeń historycznych stanowiących powód do dumy Powstanie Warszawskie wymienione zostało na czwartym miejscu (uwzględniając tylko konkretne bitwy – na trzecim miejscu, zaraz po Grunwaldzie i Monte Cassino). Potwierdziło się zatem jego wysokie miejsce jako symbolu walki o wolność. Komuniści prowadzili przez prawie pół wieku indoktrynację, połączoną z represjami, a później szykanami – ostatecznie jednak przegrali ten bój o polską pamięć.
Tekst ukazał się w miesięczniku „Więź” nr 8-9/2004
IPN i wszystko jasne.
IPN do likwidacji