Wiosna 2024, nr 1

Zamów

Jak dać odpór fali nienawiści

Misja pokojowa ONZ w Katandze, prowincji w południowej części Demokratycznej Republiki Konga, styczeń 2016 r. Fot. Abel Kavanagh / UN Photo

Nie ma skuteczniejszej broni przeciwko przemocy niż jej całkowite odrzucenie – przekonuje papież Franciszek w orędziu na Światowy Dzień Pokoju.

Kiedy papież Paweł VI w 1968 roku apelował do ludzkości o ustanowienie 1 stycznia Światowym Dniem Pokoju, cały świat obawiał się wojny, która w gruncie rzeczy już się toczyła, ale po cichu. Dziś tamten historyczny okres nazywamy „zimną wojną”. Orędzie papieża Franciszka na Światowy Dzień Pokoju w 2017 roku przypada na czas, który sam papież określa w orędziu jako „trzecią wojnę światową w kawałkach”. Tekst orędzia – choć wyraża ogromny ból spowodowany tragedią wojny, szczególnie w zrównanym z ziemią Aleppo – wskazuje nadzieję. Choćby dlatego warto je przeczytać i zacząć wprowadzać w życie.

Główną myślą orędzia jest propozycja odrzucenia przemocy za wszelką cenę i uczynienia takiej postawy normą w życiu codziennym każdego człowieka, rodzin, społeczności lokalnych, państwowych i społeczeństwa globalnego. Taki wybór tematu i stanowczość jego ujęcia to kolejny krok w działaniach Stolicy Apostolskiej na rzecz promowania sprawiedliwego pokoju (może to skutkować nawet porzuceniem doktryny wojny sprawiedliwej – piszę o tym w artykule „Tylko pokój jest sprawiedliwy” w zimowym numerze „Więzi”).

Papież opisuje w orędziu bolesne doświadczenia wojenne dzisiejszego świata. Czy odpowiedzią na przemoc może być przemoc? Franciszek tak to komentuje: „Reagowanie przemocą na przemoc prowadzi w najlepszym wypadku do przymusowej migracji i ogromnego cierpienia”. O najgorszych ewentualnościach lepiej nawet nie wspominać…

Na świecie jest zbyt wiele przemocy, trzeba więc z nią walczyć przez jej odrzucenie

Odpowiedzi na problem najlepiej szukać w Ewangelii – to stamtąd papież wyprowadza źródła postawy non violence, podkreśla też za Benedyktem XVI, że odrzucenie przemocy nie jest pięknoduchstwem, biernością czy idealizmem. „Być prawdziwymi uczniami Jezusa dziś oznacza także przyjąć Jego propozycję wyrzeczenia się przemocy. Jest ona — jak stwierdził mój poprzednik Benedykt XVI — «realistyczna, ponieważ wynika z uznania, że na świecie jest zbyt wiele przemocy, zbyt wiele niesprawiedliwości, a zatem nie da się przezwyciężyć tej sytuacji inaczej, jak tylko dając więcej miłości, więcej dobra. Owo ‘więcej’ pochodzi od Boga»”.

Szczególne miejsce dokumentu to swoista litania „świętych pokoju”. W tym ponadkonfesyjnym „korowodzie świętych” papież przypomina czytelnikom osoby, które czynem poświadczyły, że sprzeciwienie się wojnie bez użycia przemocy prowadzi do znacznie trwalszych i lepszych rezultatów, niż zbrojne powstanie. Franciszek wymienia św. matkę Teresę z Kalkuty, Mahatmę Gandhiego, Khana Abdula Ghaffara Khana, Martina Luthera Kinga, Leymhę Gbowee oraz św. Jana Pawła II.

Kolejne punkty orędzia nadają postawie nieprzemocy (jak można by krótko tłumaczyć na polski non violence) szeroki kontekst społeczny i ekologiczny. Papież przypomina, że pokój zaczyna się w rodzinach. Podkreślanie wartości rodziny (której papież bynajmniej nie zawęża do pojęcia „rodziny nuklearnej”) we współczesności staje się jednym z kluczowych punktów obecnego pontyfikatu. Wspaniałym tego przykładem jest adhortacja „Amoris laetitia” (nie sposób nie wspomnieć o tekście Ewy Kiedio z bieżącej „Więzi”). Kwestię pokoju wiąże papież także z tematem swojej encykliki „Laudato si’”, gdy przypomina o tym, że światowy pokój zależy także od sprawiedliwego podziału dóbr w świecie oraz od zadbania o środowisko naturalne.

Odrzucenie przemocy to nie idealizm, lecz realizm

Wesprzyj Więź

Jeśli szukać jednego doświadczenia w skali mikro z pontyfikatu Franciszka, do którego papież odwoływałby się w swoim pokojowym orędziu jako nadziei dla świata w skali makro, byłoby to międzyreligijne spotkanie pokojowe w Asyżu we wrześniu 2016 r. Relacjonowałem je dla Państwa tutaj. Religijni przywódcy świata niedwuznacznie wskazywali na Franciszka jako międzyreligijnego lidera w światowym procesie pokojowym. Skala tego przekonania jest niezwykła, bo mówili o tym nawet niektórzy liderzy wspólnot muzułmańskich, liczących kilkadziesiąt milionów członków. To prawdziwa nadzieja dla świata pogrążonego w konfliktach.

Syria, Ukraina, Irak, Kolumbia, Nigeria, Niger, Czad, Kamerun, Południowy Sudan, Filipiny, Republika Środkowoafrykańska, Meksyk, Pakistan… Litania krajów ogarniętych wojną, nieustannym terroryzmem i intensywnym napięciem militarnym ciągle się wydłuża i w zasadzie trudno dziś wskazać miejsce na kuli ziemskiej, które tego nie odczuwa. Jak dowodzi w swoim tekście Agnieszka Magdziak-Miszewska, nie ma co liczyć na to, że to politycy powstrzymają rosnącą falę przemocy. Nie udało się to, pomimo ich naiwnych zapewnień, ani w 1914 roku, ani w 1938 roku (słynne „Peace for our time” Chamberlaina po konferencji monachijskiej).

Sprawa pokoju jest jednak zbyt ważna, by zostawiać ją wyłącznie politykom! Zwłaszcza ludzie wierzący w Boga muszą stać się posłańcami pokoju. Papież Franciszek jasno stwierdza: choć wielu chciałoby w religiach widzieć siłę destrukcyjną i konfliktogenną, to do ich istoty należy odrzucenie przemocy i szerzenie pokoju. „Żadna religia nie jest terrorystyczna” – powiada papież. To od ludzi naprawdę wierzących najbardziej zależy, czy świat da odpór fali nienawiści. Nie ma skuteczniejszej broni przeciwko przemocy niż jej całkowite odrzucenie.

Podziel się

Wiadomość