Badania pokazują, że w miarę, jak ludzie dojrzewają, w końcu większość z nas osiąga taki moment, w którym chcemy zachowywać się odpowiedzialnie i uważać siebie za osobę moralną – oraz chcemy, by inni nas tak postrzegali. Moralność zaś bywa utożsamiana ze zdolnością (1) rozróżniania dobra od zła, (2) działania według tego rozróżnienia i (3) doświadczania dumy po zrobieniu dobrej rzeczy oraz winy lub wstydu po zrobieniu czegoś niezgodnego z przyjętymi zasadami.
Towarzyszy temu przekonanie, że (4) moralnie dojrzałe osoby to takie, które postępują zgodnie z zasadami uznanymi w danym społeczeństwie nie z powodu wymiernych nagród czy obaw przed karą, lecz dlatego że przyswoiły sobie zasady moralne, których się nauczyły, i postępują w zgodzie z tymi ideałami, nawet kiedy nie ma nikogo, kto by to egzekwował. Mówiąc jednym zdaniem – są ludźmi sumienia, gdyż sumienie jest samoświadomością moralną podmiotu.
Kościół w Katechizmie Kościoła Katolickiego (1782) twierdzi:
Człowiek ma prawo działać zgodnie z sumieniem i wolnością, by osobiście podejmować decyzje moralne. „Nie wolno więc go zmuszać, aby postępował wbrew swojemu sumieniu. Ale nie wolno mu też przeszkadzać w postępowaniu zgodnie z własnym sumieniem, zwłaszcza w dziedzinie religijnej” (Sobór Watykański II, deklaracja Dignitatis humanae 3).
Jednocześnie Katechizm dodaje:
jeśli ignorancja jest niepokonalna lub sąd błędny bez odpowiedzialności podmiotu moralnego, to zło popełnione przez osobę nie może być jej przypisane. Mimo to pozostaje ono złem, brakiem, nieporządkiem. Konieczna jest więc praca nad poprawieniem błędów sumienia (1793).
W obu tych stwierdzeniach pobrzmiewa nauczanie św. Tomasza z Akwinu, który nie tylko zdefiniował naukę kościelną o prymacie i nienaruszalności sumienia, ale poszedł jeszcze dalej i podkreślał, że nawet błędne sumienie zobowiązuje, bo działanie przeciw niemu jest niemoralne i grzeszne.
Czy w takim razie spowiadać się z czynów, które w sumieniu – po rzetelnej i uczciwej analizie – uznaliśmy za dobre? Przecież wtedy nie spełniamy jednego z warunków spowiedzi. Czy jedyną odpowiedzią jest stwierdzenie, że mamy źle uformowane sumienie? A jeśli się z nich spowiadamy wbrew własnemu sumieniu, to czym wtedy się staje nasze sumienie? Niezobowiązującym doradcą? Czy jest możliwe, żeby osąd naszego sumienia w konkretnym przypadku był trafniejszy niż reguły Kościoła? Czy jest rozwiązaniem wyznanie w czasie spowiedzi, że czynię coś, co według nauki Kościoła jest grzechem, ale w ocenie mojego sumienia jest inaczej? Czy jest to obowiązkiem duchowym penitenta? Jak w epoce rozbuchanego indywidualizmu i podążania za pragnieniami rozumieć i ukazywać autonomię sumienia, żeby nie stała się ona egoistyczną dowolnością? To tylko niektóre z dylematów i rozterek towarzyszących naszej wierze w poszukiwaniu dojrzałości moralnej.
Żeby mieć odwagę żyć w zgodzie z sumieniem, trzeba je odróżnić od superego. Mylenie sumienia z superego prowadzi bowiem do zamieszania wokół tego, co nas zobowiązuje, z czego musimy się rozliczać i czyją wolność jako osoby odpowiedzialne moralnie musimy respektować. Jak podkreślił to Ronald Britton w studium Księgi Hioba pod kątem wyzwolenia od superego:
Musimy w tej części naszej osobowości, którą identyfikujemy jako niezależną od innych, odnaleźć miejsce, z którego możemy obserwować samych siebie, pozostając sobą. Nie możemy uniknąć posiadania sumienia, nie możemy też usunąć nad-ja (superego), ale musimy umieścić je we właściwym miejscu.
Zacznijmy więc od tego, jakie wobec sumienia przyjmujemy postawy.
Sumienia Polaków
Badania prowadzone w ostatnich latach nad świadomością moralną Polaków pokazują, że jeśli wśród czynników, które powinny decydować o rozstrzyganiu problemów moralnych, wymienione jest w badaniach sumienie, zdecydowana większość respondentów wybiera je na pierwszym miejscu.
Jeśli jako alternatywę dla sumienia badacze podają np. „prawo Boże”, „przykazania Boże” czy „zasady moralne chrześcijaństwa”, to owa „hegemonia sumienia” nie jest już tak wysoka, niemniej nadal ono dominuje. Jeśli jednak ową alternatywą dla sumienia są np. „nauczanie Kościoła” czy „wskazania spowiednika”, to takie instancje moralne wybierane są nieraz z częstotliwością śladową. Niektórzy badani podkreślali, że motywacja moralna wynikająca z internalizacji „zewnętrznej” normy nie ma tak autentycznego charakteru, jak motywacja podsuwana przez sumienie – utożsamiane z „głosem serca” – które potrafi buntować się przeciw nakazowi normy.
Na podstawie owych badań wyodrębniono więc trzy kategorie osób, które różnią się pojmowaniem relacji pomiędzy własnym sumieniem a zewnętrznymi wobec nich normami (prawami moralnymi) oraz standardami wyznaczanymi przez Magisterium Kościoła. Do kategorii pierwszej – zdecydowanie najmniej licznej – należą, ci, którzy nie wyobrażają sobie, aby głos ich własnego sumienia mógł się rozmijać z prawdami głoszonymi przez Kościół.
Na przeciwnym biegunie (kategoria druga) znajdują się osoby, które traktują własne sumienie jako instancję nadrzędną nie tylko wobec prawd głoszonych przez Kościół, ale także wobec jakichkolwiek zobiektyzowanych norm moralnych. Osoby te są przekonane, że człowiek dokonuje najwłaściwszych wyborów moralnych, jeśli kieruje się „wewnętrzną busolą”, w którą każdy jest wyposażony. Nie muszą jednak tych zewnętrznych norm ignorować, uważają jedynie, że w przypadku konfliktu pomiędzy którąś z nich a głosem sumienia – należy słuchać sumienia.
Trzecią kategorię stanowią ci, którzy nie absolutyzują własnego sumienia jako jedynej „busoli moralnej” i potrafią krytykować osobę, której sumienie rozmija się z oczywistymi, ich zdaniem, normami moralnymi, ale nie mają nieograniczonego zaufania do moralnej nieomylności Kościoła i jego autorytetów. Jak podkreśla prof. Krzysztof Kiciński,
łączy ich przede wszystkim ów brak zaufania, natomiast na naturę zewnętrznych wobec jednostki norm czy praw mogą mieć różne poglądy. Jedni pojmują je jako prawdy obiektywne, inni jako uniwersalia kulturowe, jeszcze inni jako standardy, które ukształtowały się w określonych warunkach społecznych, itd. Do kategorii tej należą m.in. ci katolicy, którzy w przytaczanych badaniach uznali, iż katolik w swych decyzjach powinien kierować się sumieniem i przykazaniami bożymi, a nie wybrali odpowiedzi, że – nauczaniem Kościoła katolickiego.
Biorąc pod uwagę fakt, że brak zaufania do moralnej nieomylności Kościoła i jego autorytetów charakteryzuje również osoby z drugiej kategorii, i to w stopniu z reguły większym niż z grupy trzeciej – można powiedzieć, że obie te kategorie łącznie stanowią najliczniejszą część społeczeństwa polskiego. Prof. Kiciński podkreśla, że w przypadku ludzi młodych i wykształconych ich przewaga liczbowa nad kategorią pierwszą jest wręcz przytłaczająca. Dodaje, że
takie poglądy na rolę sumienia nie oznaczają jednak w przypadku większości osób kwestionowania jakiejkolwiek roli autorytetów moralnych lub niewiarę w istnienie oczywistych, ich zdaniem, norm moralnych (których przykładem najczęściej podawanym przez badanych są normy dekalogu). Chodzi raczej o przekonanie, że o wyborze przez jednostkę uznawanych przez nią autorytetów powinno decydować przede wszystkim jej własne sumienie oraz że jego głos należy uznać za ważniejszy niż nakaz zewnętrznej normy, gdyby doszło do takiego konfliktu.
W badaniach przeprowadzonych przez CBOS w 2008 roku na grupie ogólnopolskiej zadano pytanie: „Jak Pana/Pani zdaniem powinien postąpić ktoś, kto ma moralny dylemat, bo nie jest pewny, co powinien zrobić?”. Odpowiedź, że w tej sytuacji „powinien zwrócić się do jakiegoś autorytetu moralnego – na przykład swojego spowiednika – i postąpić według jego wskazań”, wybrało zaledwie 20,7% respondentów. Odpowiedź, że „w przypadku wyborów moralnych powinien przede wszystkim słuchać głosu własnego sumienia, nawet jeśli autorytety podpowiadają mu coś innego”, wybrało aż 77,5%, a więc niemal czterokrotnie więcej osób. Owe proporcje jeszcze bardziej zmieniały się na korzyść wyboru sumienia w wypadku respondentów wykształconych i młodych; nawet osoby uczestniczące w praktykach religijnych kilka razy w tygodniu ponad dwa razy częściej wybierały głos sumienia, a nie wskazówki spowiednika lub innego autorytetu moralnego.
Z badań socjologicznych wiemy, że tak wysoka ranga sumienia oznacza dla większości Polaków odrzucanie jakiegokolwiek paternalizmu moralnego, co przekłada się również na podejście do spowiedzi. Nie można na tej podstawie zakładać, że z definicji mamy tutaj do czynienia z „erozją sumienia”. Nie wystarczy jednak samo powołanie się na prawa sumienia, aby mieć rację.
Od superego do sumienia
Jako ludzie i chrześcijanie jesteśmy związani sumieniem, ponieważ życie moralne jest nierozdzielne od życia duchowego. Nie tylko jednak jesteśmy „skazani” na sumienie w szukaniu prawdy i podejmowaniu decyzji moralnych, ale też jego autorytet i nienaruszalność zobowiązuje nas do tego, abyśmy robili wszystko, co w naszej mocy, żeby było ono dobrze uformowane i nie było w błędzie.
Sumienia bowiem nie da się niczym zastąpić, ale – jak często podkreśla papież Franciszek – nie można go mylić ani z ego, które kieruje się własnymi zachciankami, ani z superego, kiedy duchowni zamiast pomagać sumieniom wiernych chcą je zastępować. Powołując się na autorytet sumienia, musimy zdawać sobie sprawę z tego, czym ono jest. Sumienie to nie kwestia wyboru dobra albo zła. Gdyby tak było, to po pierwsze nie przeżywalibyśmy fenomenu „wyrzutów sumienia”; po drugie – potrzebowalibyśmy jeszcze jakiegoś nadrzędnego kryterium słuszności dokonanych przez nas wyborów.
Nie ma życia moralnego bez sumienia – lecz życie moralne to coś więcej niż posłuszeństwo głosowi sumienia. Sumienie jest sądem, racją natury moralnej, która zdecydowanie przeważa wszelkie inne racje, stanowiąc podporządkowanie własnego działania regułom moralnego rozumowania. Sumienie jednak nie funkcjonuje w „próżni aksjologicznej” i nie działa „samo”. Chociaż sumienie radykalnie indywidualizuje człowieka, podejmowanie decyzji w zgodzie z sumieniem nie jest procesem indywidualistycznym i w przypadku katolika dokonuje się w Kościele. Ponieważ sumienie może się mylić, nie można z góry zakładać, że życie zgodne z własnym sumieniem jest życiem dobrym ani że powoływanie się na sumienie jest już oznaką dojrzałości moralnej.
W sytuacji konfliktu sumienia z nauką Kościoła ważne jest nie tylko adekwatne zrozumienie sumienia, ale również samego Kościoła. Inaczej ten konflikt i jego rozwiązanie wygląda, kiedy Kościół pojmuje się jako instytucję hierarchiczną, inaczej – gdy widzi się go jako „wspólnotę ludu Bożego” (tak czyni Konstytucja dogmatyczna o Kościele Lumen gentium). W pierwszym przypadku zakłada się, że sumienie ma obowiązek podporządkować się Kościołowi, w drugim – że Kościół jest w służbie sumienia, a nie vice versa.
Analizując postawy polskich katolików wobec sumienia, można powiedzieć, że większość z nich nie zgadza się na takie jego rozumienie, które sprowadza je ostatecznie do bycia posłusznym nauce Kościoła. W takim ujęciu poszukiwanie prawdy utożsamiane jest z posłuszeństwem instytucji, a wolność z możliwością bycia posłusznym – bo Kościół nie może się mylić, ale mylić się może człowiek. Wygląda na to, że Polacy preferują inne podejście do roli sumienia, które zgodne jest z etycznym sytuacjonizmem, zakładającym, iż stosunkowo często konkretna sytuacja sprawia, że osoba musi rozstrzygnąć, która norma jest dla niej w danym momencie ważniejsza.
Takie podejście nie oznacza jednak, że przyznanie sumieniu rangi najwyższej instancji moralnej musi pociągać za sobą negowanie roli norm moralnych stanowiących wobec jednostki rzeczywistość zewnętrzną. Prymat sumienia można tu rozumieć jako
program zmuszający jednostkę do nieustannego oceniania wagi poszczególnych norm, wśród których musi ona w konkretnej sytuacji dokonać wyboru tej normy, którą uzna za obowiązującą, a także wyboru tych norm, które uzna za bezwzględnie ją obowiązujące. Postulat autonomii sumienia zaangażowanego w owe wybory nie polega więc w tym przypadku na wyprowadzaniu jednostki poza świat istniejącej obiektywnie wobec tej jednostki aksjonormatywnej rzeczywistości moralnej, lecz na przyznaniu prawa do wyciśnięcia indywidualnego piętna na tej rzeczywistości.
Chodzi tutaj o pełne uwzględnienie podwójnej funkcji sumienia: jurydycznej (oceniającej czyn dokonany i skierowanej na przeszłość) oraz rozeznającej – wyznaczającej standardy działania na przyszłość. Teologicznie można powiedzieć, że w tym podejściu do sumienia nauka Kościoła jest w służbie osób, kiedy używają sumienia w poszukiwaniu dobra, prawdy i poczucia spójności w tym, w co wierzą i jak myślą, z tym, jak żyją; a nie, że sumienie jest na usługach doktryny i władza kościelna może je zastąpić.
Kierowanie się w życiu sumieniem oznacza coś więcej niż podejmowanie właściwych decyzji czy też postawienie na nie w sytuacji, w której błądzi osąd naszego rozumu czy formalnych autorytetów. W momencie konfliktu między głosem własnego sumienia a nauczaniem Kościoła sumienie pyta: „gdzie jest prawda, kto ma rację?” – superego zaś: „kto ma władzę?”, a w konsekwencji: „kogo bądź czego mam się bać?”, „kto i za co mnie ukarze?”. W przypadku kierowania się superego wymagania Kościoła są przeżywane jako wymagania Boga, a posłuszeństwo Kościołowi jest równoznaczne z posłuszeństwem Bogu. Sumienie zachowuje się inaczej. Jego dojrzałe funkcjonowanie uzależnione jest od samorefleksji i gotowości konfrontowania własnych sądów z innymi, wymaga nie tylko dobrej znajomości samego siebie, ale także uznania własnej grzeszności – po to jednak, aby móc być wolnym.
Najprostszym sposobem odróżniania superego od sumienia jest wskazanie na różnicę pomiędzy „powinieneś” bądź „musisz / nie wolno ci” a „chcę/pragnę” jako imperatywów naszego zachowania w poszukiwaniu i realizowaniu prawdy i dobra. „Powinieneś / musisz / nie wolno ci” to czyjeś komendy, pragnienia zaś przynależą do nas
Wina moralna (sumienie) związana jest z wzięciem odpowiedzialności za swoje czyny, pokorą w ocenie siebie, a nie poniżaniem się. Motywuje do zadośćuczynienia, pomaga w zmianie złych zachowań, jest ukierunkowana na innych: zachęca do budowania więzi i rozwiązywania czy minimalizowania konfliktów w sposób realistyczny. Jest wspólniczką empatii i wspiera wgląd w siebie („czego mogę się nauczyć na swoich błędach?”).
Z kolei wina neurotyczna (superego) żyje przeszłością, prowadzi do deprecjonującego postrzegania siebie, wyolbrzymia odpowiedzialność za zło w świecie („najgorszy grzesznik”), podtrzymuje negatywizm i skupienie na sobie (ruminacje – ciągłe wątpliwości co do jakości i faktu wykonanych czynności). Wina neurotyczna współpracuje z mechanizmami obronnymi w nieadaptacyjny sposób i utrzymuje w postawie ofiary. Można wtedy osiągnąć fałszywy „spokój sumienia”, dopóki jednak nie nazwiemy fałszywego poczucia winy po imieniu – żyć będą lęki, które je wywołały. Jak twierdził amerykański psychoanalityk Mark Baker, „poczucie winy wypływające z miłości (troski) leczy rany; poczucie winy wypływające ze strachu jedynie sprytnie je maskuje”.
Jak trafnie zauważył John Glaser: „Możemy płacić superego czynsz, lecz dom nigdy nie stanie się naszą własnością”. Dlatego tak ważne jest wsłuchiwanie się w sumienie, o czym w rozważaniach przed modlitwą Anioł Pański przypomniał 30 czerwca 2013 r. papież Franciszek:
Tak jak Jezus podjął w swym sumieniu stanowczą decyzję, w duchu posłuszeństwa Ojcu, by pójść do Jerozolimy – również my powinniśmy nauczyć się wsłuchiwać w sumienie. […] Sumienie jest wewnętrzną przestrzenią słuchania prawdy, dobra, wsłuchiwania się w głos Boga; jest to wewnętrzne miejsce mojej relacji z Tym, który przemawia do mojego serca i pomaga mi rozpoznawać i rozumieć drogę, na którą powinienem wejść, a po powzięciu decyzji kroczyć naprzód i pozostać wiernym.
Jacek Prusak SJ
Jacek Prusak – ur. 1971, jezuita. Doktor psychologii, psychoterapeuta, teolog, publicysta. Prorektor Akademii „Ignatianum” w Krakowie, gdzie jest także adiunktem w Katedrze Psychopatologii i Psychoprofilaktyki Instytutu Psychologii. Konsultant w Zakładzie Terapii Rodzin Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego. Członek redakcji „Tygodnika Powszechnego”. Autor książki Poznaj siebie, spotkasz Boga. Współpracownik kwartalnika „Życie Duchowe” (były zastępca redaktora naczelnego) oraz miesięcznika „List”.