Po co komu, do cholery, był ten cały Irak?”. To podstawowe pytanie, które zadaje w swojej książce Ben Fountain. I udziela odpowiedzi, której wolelibyśmy nie usłyszeć.
A trzeba dodać, że robi to po mistrzowsku. Długi marsz w połowie meczu to arcydzieło – nie boję się tego powiedzieć. To powieść kunsztowna, wartka, spójna i znakomicie skonstruowana. Świetnie napisana – błyskotliwość języka konkurować może tylko z jego prawdziwością i dosadnością. Nie sposób przecież opowiedzieć historii grupki młodych żołnierzy bez wulgarności, jednoznaczności i podtekstów. Aż trudno uwierzyć, że jest to prozatorski debiut, choć łatwiej to zrozumieć, gdy uświadomimy sobie, że Fountain nie jest jednak człowiekiem znikąd, a reporterem z olbrzymim doświadczeniem i licznymi nagrodami w dorobku. Co więcej – książka została perfekcyjnie, bez jednej fałszywej nuty, przełożona przez Tomasza Gałązkę. A kto ją przeczyta, zrozumie, jak trudne było to zadanie.
To jest fragment artykułu. Pełny tekst – w kwartalniku „Więź” lato 2017 (dostępnym także jako e-book).