Według Mazowieckiego Kościół nie może zamykać się ani w getcie nadprzyrodzoności, ani w getcie instytucjonalnym. Musi być wiarygodnym świadkiem Chrystusa pośród świata – dzieląc niepokoje, radości oraz pytania współczesnych mu ludzi. Powinien zatem w nim istnieć „sprzeciw wobec ducha getta, poczucie, że więź chrześcijańska nie przeciwstawia się więzi ludzkiej, ale czyni ją czymś głębszym, trwalej i mocniej osadzonym; następnie zaś prawo do poszukiwania i coś więcej niż samo prawo, napięcie, które przeciwstawia głębszy, chrześcijański niepokój – mentalności posiadacza prawdy; wreszcie ten typ odpowiedzialności za chrześcijaństwo i za człowieczeństwo, który wynika z traktowania chrystianizmu jako najwyższej siły moralnej i który – w tej perspektywie – żąda, by w tym, jak on się sam w życiu uzewnętrznia, było najmniej wszelkiej gry pozorów, wszelkiego blichtru, wszelkiej dwuznaczności”.
Taka postawa i takie przemyślenia dzisiaj – pół wieku po Vaticanum Secundum – nie wydają się zbytnio kontrowersyjne. Jednakże na początku drugiej połowy XX stulecia sytuowały Mazowieckiego na peryferiach Kościoła,
To jest fragment artykułu. Pełny tekst – w kwartalniku „Więź” wiosna 2017 (dostępnym także jako e-book).