Bartoszewski, Pilecki, Zieja. Ten piękny zestaw nazwisk to wielki apel do współczesnych, aby nie walczono na bohaterów.
Pamięć o przeszłości służy następnym pokoleniom do budowania wspólnoty wokół wartości najważniejszych. Ale bywa też narzędziem do przeciwstawiania jednych grup społecznych innym.
W podzielonej politycznie Polsce mamy nadmiar upamiętnień skierowanych de facto przeciwko komuś innemu albo niedoceniania prawdziwych bohaterów w obawie przed ich ideologiczną instrumentalizacją. Jak dżdżu potrzeba inicjatyw mogących budować świadomość Rzeczypospolitej wspólnej, ponad wszelkimi podziałami.
Takim wspaniałym pomysłem jest warszawski Ogród Sprawiedliwych na skwerze gen. „Jura” Gorzechowskiego. Powstał on w 2014 roku z inicjatywy Domu Spotkań z Historią i włoskiej Fundacji Gariwo, przy wsparciu burmistrza Dzielnicy Wola. Nie chodzi tu tylko o Sprawiedliwych wśród Narodów Świata ratujących Żydów podczas Zagłady, lecz szerzej – o ludzi, „którzy ryzykowali własnym życiem, aby ocalić innych lub występowali w obronie ludzkiej godności w okresie totalitaryzmu nazistowskiego i komunistycznego, w czasie ludobójstw i masowych mordów oraz zbrodni przeciwko ludzkości popełnionych w XX i XXI wieku”.
Do tej pory uhonorowani zostali w Ogrodzie Sprawiedliwych: Marek Edelman, Magdalena Grodzka-Gużkowska, Petro Hryhorenko, Jan Karski, Antonia Locatelli, Nelson Mandela, Hasan Mazhar, Tadeusz Mazowiecki, Anna Politkowska. Niektóre nazwiska są mało znane, a za każdym stoi przecież niezwykła historia! W tym Ogrodzie kończył się międzyreligijny marsz solidarności z prześladowanymi chrześcijanami we wrześniu 2014 r.
Piękne są krótkie inskrypcje na kamieniach pamięci. W najkrótszy możliwy sposób opisują one powód uhonorowania danej osoby. W tym roku poświęcono je trzem Polakom: Władysławowi Bartoszewskiemu („świadkowi okrucieństw obu totalitaryzmów, który – stawiając opór kłamstwu i przemocy – był uosobieniem przyzwoitości”); Witoldowi Pileckiemu („kawalerzyście, przewodnikowi po piekle nazizmu – dobrowolnemu więźniowi Auschwitz, którego raporty miały alarmować świat, ocalać ofiary”); ks. Janowi Ziei („księdzu, który zawsze, także w wojnach, trwał przy przykazaniu: «Nie zabijaj – nigdy nikogo»; uznanemu za «żywy dowód na istnienie Boga»”).
Ten piękny zestaw nazwisk to wielki apel do współczesnych, aby nie walczono na bohaterów. Żeby pamięć łączyła. Żeby Pilecki nie był bezsensownie przeciwstawiany Bartoszewskiemu – i odwrotnie. Wszak obu Niemcy razem deportowali do obozu Auschwitz w ramach tzw. drugiego transportu warszawskiego we wrześniu 1940 r. A ks. Zieja, niezwykły prorok, to już naprawdę duszpasterz dla wszystkich.
Komentarz opublikowany w „Przewodniku Katolickim” nr 26/2016