Wiosna 2024, nr 1

Zamów

Nieoczekiwana zmiana miejsc

Papieża krytykować może każdy. Może i Paweł Lisicki z tygodnika „DoRzeczy”. Nie spodobało mu się, że Franciszek umył w Wielki Czwartek nogi 11 imigrantom. „Nie zgadzam się z przesłaniem tego gestu – mówił w Telewizji Polskiej. – Uważam, że w tym momencie jest niewłaściwy i nieroztropny. Być może wynika z dobrych intencji, ale w konsekwencji może przynieść złe rezultaty”. Kiedy słuchałem tych słów, nie mogłem oprzeć się pewnemu porównaniu. Timothy Keller, pastor jednego z prezbiteriańskich Kościołów Ameryki, w swojej książce pt. „Bóg marnotrawny” zauważa: „[…] religijni Żydzi czuli się urażeni przez Jezusa, natomiast ci oddaleni od religii, nieprzestrzegający zasad moralnych byli Nim zaintrygowani i zachwyceni. […] Nauczanie Jezusa nieustannie przyciągało osoby niereligijne, co jednocześnie obrażało wierzących, religijnych ludzi Jego czasów. […] Skoro nasze kościoły nie przyciągają »młodszych braci«, muszą być – bardziej, niż mogłyby się tego spodziewać – pełne »starszych braci«”.

Oczywiście Franciszek to nie Jezus, trza zachować proporcje, ale… Jest coś znamiennego w tym, że od początku Franciszek jest – jeśli można tak powiedzieć – takim ojcem, którego kochają przede wszystkim cudze dzieci, a nie swoje. Wewnątrzkościelna kontestacja papieża osiąga – moim zdaniem – takie rozmiary, z jakimi nie mieliśmy chyba dotąd do czynienia we wspólnocie Kościoła. A z drugiej strony jest on wciąż niezwykle popularny na marginesach Kościoła, by nie powiedzieć – na peryferiach. Zaryzykuję jednak stwierdzenie, że jest to model ewangeliczny. Gdy się przyjrzymy wszystkim trzem przypowieściom o miłosierdziu: o zaginionej owcy, o zagubionej drachmie i o synu marnotrawnym, to zauważamy, że od „stanu posiadania” Jezusa o wiele bardziej zajmuje „stan zagubienia”, od tego, co jest – to, czego nie ma, bardziej grzesznicy niż sprawiedliwi, celnicy bardziej od pobożnych. I – powiedzmy sobie to szczerze – było to zachowanie skandaliczne i dla wielu wprost niewybaczalne.

Wesprzyj Więź

Przez całą Ewangelię słuchać gdzieś w tle pytanie „Jak tak można?”, które stawiają sobie ci, których postępowanie Jezusa bulwersuje. Przecież wywoływał skandal za skandalem, choćby dzieląc stół z grzesznikami, celnikami, jawnogrzesznicami. To nie mogło się podobać tym, co się mieli za sprawiedliwych. Mogę sobie wyobrazić, jak widząc Jezusa wkraczającego do domu Zacheusza albo pozwalającego obmywać sobie stopy łzami kobiety cudzołożnej, ktoś z ówczesnego religijnego establishmentu mówi: „Nie zgadzam się z przesłaniem tego gestu. Uważam, że w tym momencie jest niewłaściwy i nieroztropny. Być może wynika z dobrych intencji, ale w konsekwencji może przynieść złe rezultaty”. I – powiedzmy to sobie – te wszystkie Jezusowe gesty powszechnie uznawane za „niewłaściwe i nieroztropne” złe rezultaty przyniosły. Nieodwołanie przewartościowały dotychczasową moralność.

Timothy Keller pisze, że „dla większości ludzi w naszym społeczeństwie chrześcijaństwo jest religią i moralnością. Jedyną alternatywę (poza kilkoma innymi religiami na świecie) stanowi pluralistyczny sekularyzm. Ale tak nie było od początku. Chrześcijaństwo traktowano jako tertium quid, z łaciny dosłownie »coś trzeciego«, całkowicie odmiennego”. Myślę, że te gesty Franciszka wyrastają z takiego właśnie chrześcijaństwa, jeszcze sprzed religii i moralności. Z chrześcijaństwa, które jest przede wszystkim nową egzystencją w Jezusie Chrystusie, a głupstwem i skandalem dla „wszystkich starszych” synów, którzy tak chętnie gorszą się umytymi nogami tylko dlatego, że to nie ich nogi. I ja im się nawet nie dziwię. Nie jest bowiem łatwo zgodzić się na fakt, że miejsce, które dotychczas zajmowali pobożni viri selecti (wybrani mężowie), trzeba było ustąpić imigrantom.

“Przewodnik Katolicki” 15/2016

Podziel się

Wiadomość