Milczenie.
Dopiero późnym wieczorem spotykamy się w kościołach na Wigilii Paschalnej, która około północy kończy się rezurekcją. Logicznym bowiem zamknięciem Wigilii Paschalnej jest rezurekcja. Chrystus przecież zmartwychwstał! Wzywa nas do radości, bo po to trzeciego dnia powstał z martwych, żeby nas zbawić, żeby odkupić nasze grzechy. Oczekujemy na Zmartwychwstałe Słowo, na Zbawiciela, na Radość. Trudna wielka radość. Nie takie to proste, jak się okazuje. Radość? Kształt chrześcijańskiej radości, choć jest oparty na wiecznej perspektywie, w dużej mierze zależy od naszego spojrzenia na świat. Z radości chrześcijańskiej rodzi się nasze nastawienie do świata. Przez tę radość staję się optymistą, lecz nie wesołkiem z przyszytym uśmiechem. Staję się człowiekiem gotowym na przyjmowanie tego, co nam przynosi życie. Wiara w zmartwychwstałego Chrystusa powinna dawać nam radość, bo przecież wiemy, jak „to wszystko” się skończy.
Każdy nosi oblicze swego boga na twarzy. Dla jednych bogiem jest pieniądz, dla innych własny egoizm i pycha. Dal innych brutalna walka polityczna. Twarz chrześcijanina powinna być pełna życia. Powinniśmy nosić oblicze naszego Boga na swojej twarzy. Chrześcijanin staje się przecież narzędziem radości Boga, bo – czyż człowiek nie jest uśmiechem Boga? Wiem, zbyt pięknie to brzmi, zbyt życzeniowo. Ktoś powie, że naiwnie.
No ale, radość powinna stać się stylem życia chrześcijanina, który potrafi zaakceptować siebie ze swoimi wadami i zaletami. Należy także obrać cel, dla chrześcijanina jest nim spotkanie z Bogiem. Człowiek, który akceptuje siebie, wie, że jest słaby i że będzie w życiu upadał. Jezus w czasie Drogi Krzyżowej także trzykrotnie upadał i podnosił się. Upadał nie z powodu grzechu, bo był bezgrzeszny jako Bóg, ale z powodu słabości ciała, bo był człowiekiem. Powstawał jednak i szedł dalej, na śmierć. I tu – paradoksalnie – jest miejsce na chrześcijańską radość, która nie pozwala nam na krótkowzroczność.
Antoni Gołubiew w „Listach do przyjaciela”, których fragmenty cytowałem także w wielkopiątkowym rozważaniu, pisał, że prawdziwa radość może płynąć jedynie z posiadania prawdziwego dobra. Im zaś dobro jest większe, tym jest ona wyższa, wartościowsza. Stąd istnieje hierarchia radości ze względu na wartość i stopień dobra, którym się cieszymy. Gołubiew wyróżnia radość płynącą z zabawy, która jest niższa od tej wynikającej z poznania prawdy o świecie czy z artystycznej twórczości. Jeszcze wyżej stoi radość zaktualizowanej miłości do człowieka, a najwyższą radość daje bezpośrednio sam Bóg, jako pełne i czyste dobro. Gołubiew odrzuca pogląd, że dozwolona jest jedynie radość z bezpośredniego „posiadania” Boga, a wszelką „radość ziemską” należy uznać, jeśli nie za grzeszną, to w każdym razie za konkurencyjną wobec tamtej, pełnej radości. Ci, którzy tak myślą, „wyobrażają sobie Boga jako ponurego osobnika, który zazdrości ludziom każdego zadowolenia, każdego uśmiechu, zachwyconego spojrzenia rzuconego na świat lub na innego człowieka, który drży nieustannie z obawy, żeby człowiek nie ukradł jakiejś należnej Mu cząstki”. Nie wierzę w takiego Boga.
Wsłuchajmy się w te prawdy, które słyszymy i przeżywamy na liturgii Wigilii Paschalnej i w Niedzielę Zmartwychwstania! Oto Chrystus – Bóg i człowiek zmartwychwstaje, bezinteresownie, dla nas. To jest radość!!!
Bo radość to jest uwolnienie miłości. Uwolnienie miłości, która pozostawała stłumiona. Wolność i miłość są w radości stopione w błyszczący aliaż nie do rozdzielenia. Tak, to jest Chrystus Zmartwychwstały – radość absolutna, nasz punkt odniesienia.
PS I ostatni fragment z „Ewangelii według świętego Mateusza” Piera Paolo Pasoliniego. Zmartwychwstanie. I znowu matka Jezusa, czyli mama Pasoliniego. Tym razem radosna. Syn Zmartwychwstał!