Społeczne niezadowolenie dotyczy przede wszystkim instytucji państwa. Istotną porażką transformacji wydaje się degradacja elit politycznych. Polscy politycy dobrowolnie zrezygnowali z roli, do której są powołani – przywództwa i programowania rozwoju. Za symbol tej przypadłości może być uznana ostatnia kampania wyborcza, w której liderzy czołowych partii konkurowali ze sobą o to, kto lepiej umie „słuchać Polaków”, a nie o to, kto ma do zaoferowania Polakom lepszy program rozwiązania stojących przed krajem problemów. Tego rodzaju deficyt przywództwa nie jest jedynie polską specjalnością, ale w kraju stojącym nadal przed wielkimi wyzwaniami jest szczególnie rozczarowujący.
Wynika on bezpośrednio z degradacji partii politycznych, które nie stały się – mimo kierowania na ten cel pokaźnych środków publicznych – środowiskiem kreowania programów politycznych i przygotowywania elit. I choć bardzo naiwne są filipiki Pawła Kukiza oraz proponowane przez niego lekarstwa na „partyjniactwo” – dotyka on w swej retoryce istotnego problemu. Partie polityczne – zajęte „budowaniem wizerunku” przed wyborami i polowaniem na państwowe posady – przynoszą więcej szkody niż pożytku, nie budują państwa, lecz pasożytują na nim. […]
Słabość kadr partyjnych – zrozumiała w momencie ich kształtowania się – sprzyjała budowaniu partii liderskich, o niesprecyzowanych programach, słabo zakorzenionych w społecznościach lokalnych i grupach interesów. Działacze tych partii bardziej przypominają żołnierzy nieustannej wojny propagandowej niż liderów opinii, orędowników takich czy innych programów rozwoju kraju. Taki wizerunek elity politycznej odstręcza od niej i generuje populistyczne próby budowania demokracji bez elit.
To jest fragment artykułu. Pełny tekst – w kwartalniku „Więź” lato 2016 (dostępnym także jako e-book).