Solec
Koniec sierpnia jest dobrym czasem do pisania
o tym, że pisanie w sierpniu jest stratą czasu.
Zbutwiałe światło z końca ulicy do końca
skweru, bez celu pełzające po chodniku,
zanim sfermentuje, rozlewa się nad rzeką.
Dryfuje, raczej z wolna. Miota się nerwowo,
raz po raz wyciąga załamania na wodzie,
lecz tempo, bez oglądania się na rzekę,
dyktuje się samo: ani mężczyźnie z krzesłem
pod pachą, stojącemu przed barem bez ruchu,
ani w ostateczności światłu, które gubi
się wśród liści, butelek po piwie i folii
unoszących się od brzegu około metra,
dwóch, nigdzie się nie spieszy. Raz oddalają się,
raz przybliżają, jednak stale utrzymują
dystans. Znikają, toną. Świt topi się z nimi.
To jest fragment artykułu. Pełny tekst – w kwartalniku „Więź” jesień 2015 (dostępnym także jako e-book).