Mimo nauczania Jana Pawła II resentyment i pruderia mają się jednak wśród katolików całkiem dobrze. Czy odpowiadają za to resztki lękliwej XIX-wiecznej moralności, czy też raczej należy widzieć w tym trwałą obecność dawnych augustyńskich schematów teologicznych? A może jednak ciało nie jest tylko tworzywem na drodze do odbudowy „komunii osób”, ale widzialną reprezentacją naszej kondycji, która w odniesieniu do Stwórcy była niepełna i kaleka nawet przed Upadkiem? Zatem: czy przypadkiem zamiast „komunii osób” nie powinniśmy raczej pragnąć „szaty łaski”?
Gwałtowne i histeryczne reakcje na prace Doroty Nieznalskiej, Jacka Markiewicza i Rordriga Garcíi być może pokazują, że dla wielu katolików w Polsce nagość to jednak uobecnienie niedoskonałej ludzkiej kondycji, które ze szczególną siłą objawia się wtedy, gdy ludzką nagość zestawia się z chrześcijańskim sacrum. Oczywiście można zarzucać artystom lubieżność i skłonność do pornografii, ale na podobną nieprzystojność zetknięcia nagości z sacrum wskazywano przed wiekami nawet w przypadku dzieł, które osąd historii zweryfikował ostatecznie jako wybitne. Michał Anioł stworzył przecież posąg kompletnie nagiego, przypominającego antycznych herosów, zmartwychwstałego Chrystusa z krzyżem dla kościoła Santa Maria sopra Minerva w Rzymie, bo wierzył, że ciała chwalebne po zmartwychwstaniu nie będą doświadczały nieszczęsnej i niekontrolowanej przez wolę pożądliwości. A mimo tej teologicznie poprawnej intencji artysty w baroku rzeźbę w miejscach intymnych wyposażono w odpowiednie perizonium. Strach przed ekspozycją nagości — nawet świętej — okazał się jednak zbyt wielki, a tyleż gorliwi, co zgorszeni domalowywacze wstążek mieli pełne ręce roboty. Dziś jednak skłonni jesteśmy już twierdzić, że nie każde przedstawienie nagiego ciała w kontekście religijnym musi być pornografią. Zjawisku pornografii — utożsamionemu z bezwstydem — poświęcił nieco uwagi w swych analizach św. Jan Paweł.
To jest fragment artykułu. Pełny tekst – w kwartalniku WIĘŹ zima 2014 (dostępnym także jako e-book).