Trudno siedzieć bezczynnie i przyglądać się, jak moja religia – której istotą jest dla mnie przede wszystkim pokój, miłość i miłosierdzie – wykorzystywana jest do brutalnych celów przez ludzi, których nie pojmuję ani ja, ani inni muzułmanie wokół mnie. Od roku obserwujemy rozrost ugrupowania ISIS oraz jego niszczycielski wpływ zarówno na scenie lokalnej, jak i międzynarodowej. Ci ludzie nie patrzą, czy terror i śmierć, które sieją, uderzają w muzułmanów czy chrześcijan. Ich czyny mogą pochłaniać dowolną liczbę ofiar dowolnego wyznania.
Z przykrością czytam również nagłówki gazet, w których na porządku dziennym używa się sformułowań typu „terroryzm muzułmański” – chociaż gdy IRA i podobne organizacje toczyły swoje brudne wojny, rzadko słyszeliśmy o „terrorystach chrześcijańskich”. Częściowo to właśnie tego typu frustrujące obserwacje podsycają uczucia nienawiści i bezsilności u części młodych ludzi, którzy dali się omamić idei, że właściwą odpowiedzią na to, co oni postrzegają jako niesprawiedliwość, jest przemoc.
W samej Wielkiej Brytanii mieszkają blisko 3 mln muzułmanów, w całej Europie Zachodniej 20 mln, a na świecie ponad 1,4 mld. Ekstremiści stanowią w tych grupach znikomy odsetek. Tak jak chrześcijaństwo i judaizm, islam wywodzi się z Bliskiego Wschodu, skąd rozprzestrzenił się znacznie dalej. Istotą islamu jest pokój, co widać chociażby w muzułmańskim pozdrowieniu „Pokój z wami” (arab. As-salamu alajkum). Dla przeważającej większości muzułmanów to jest właśnie islam, w który wierzą – nie ten podążający drogą przemocy i terroru.
Ale nawet jeśli liczba ekstremistów jest niewielka, ich działania narażają na niebezpieczeństwo niewinne osoby i dlatego my, muzułmanie, czujemy się w obowiązku zabrać głos i wesprzeć nasze kraje w sprzeciwie przeciwko temu nowemu zagrożeniu. Jest ono zarazem naszym wspólnym wrogiem, stanowiącym niebezpieczeństwo tak dla muzułmanów, jak i niemuzułmanów.
Niemniej – jako społeczeństwo – musimy zdawać sobie sprawę, że skutecznie możemy pokonać terroryzm, jedynie wzmacniając fundamenty sprawiedliwości i wolności. Prawdziwe zwycięstwo terrorystów nastąpiłoby, gdybyśmy zapomnieli o wartościach brytyjskich i europejskich : poszanowaniu wolności, godności, uczciwości i sprawiedliwości. Bycie muzułmaninem i bycie Europejczykiem nie stoi ze sobą w sprzeczności, a wartości europejskie to wartości muzułmańskie.
Liczni uczeni i przedstawiciele różnych organizacji ze świata islamu wielokrotnie potwierdzali uzurpatorski i bezpodstawny charakter działań ISIS oraz jego pretensji do przewodzenia muzułmanom i stworzenia tzw. Państwa Islamskiego . Wielu uczonych muzułmańskich z Wielkiej Brytanii i z innych krajów podejmowało próby wyjaśnienia, dlaczego zjawisko to nie jest ani wiernym, ani rzetelnym odczytaniem islamu.
Jest jednak faktem, że – w przypadku braku scentralizowanej władzy religijnej – działania podejmowane przez uczonych pozostają w sferze opinii bez jakiejkolwiek mocy prawnej; ich zwierzchnictwo nie jest wszak uznawane. Warto tu jednak zauważyć, że uczeni, imamowie oraz przywódcy różnych ruchów wewnątrz islamu zgodnym głosem potępiają ISIS. Niemniej wciąż z różnych stron słychać nieustające żądania potępienia tej organizacji oraz pytanie: „co muzułmanie faktycznie myślą o ISIS?”. Sytuacja ta, choć niesprawiedliwa, stała się krzyżem, który musimy nieść (jeśli wolno mi zapożyczyć tę chrześcijańską metaforę).
Dlaczego radykalizacja?
Ale to nie o nasze – europejskich muzułmanów – brzemię tutaj chodzi, lecz o Syrię i Irak oraz bezprawne i barbarzyńskie czyny, których doświadczają obecnie muzułmanie, chrześcijanie i wyznawcy innych religii w całym tamtym regionie. To właśnie natężenie oraz nieludzki i jednostronny charakter tego kryzysu pchnęły niektórych młodych ludzi w ramiona syryjskiego konfliktu. Niestety, wielu z nich weszło w strefę wojny i bezprawia oraz padło ofiarą akcji werbunkowej prowadzonej przez ISIS. Zamiast pomóc, sami stali się elementem problemu. Część z nich jest obecnie w potrzasku – obawiają się opuścić szeregi ugrupowania ze strachu o swoje życie, ponieważ zginą, jeśli ISIS uzna ich za zdrajców.
Co jest więc źródłem tej radykalizacji opinii? Dla niektórych najprostsza odpowiedź to polityka zagraniczna. Dla innych problem tkwi w ideologii „islamizmu”. W moim przekonaniu żaden z tych czynników z osobna nie tłumaczy przejścia od uczucia gniewu czy może nawet wyobcowania do zaangażowania i pragnienia przyłączenia się do organizacji terrorystycznej. Radykalizacja jest procesem złożonym i współgra tu ze sobą wiele czynników.
1. Czynniki teologiczne. Choć nie brakuje osób widzących islam jako platformę dialogu, współpracy i solidarności, dla innych religia ta opiera się na podziale na „my” i „oni”. Podział ten dodatkowo zaogniać może poczucie jednostki, że żyje ona w dar al-harb (terytorium wojny) oraz zbliżony do ekskomuniki koncept takfir . Zgodnie z dżihadystyczną wizją świata znajdujemy się w stanie ciągłej wojny, albo przynajmniej w stanie wojny z kluczowymi reprezentantami Zachodu, czyli Stanami Zjednoczonymi i Wielką Brytanią. Wizja taka zupełnie wypacza światopogląd muzułmański, czyniąc konflikt normą, a pokój sytuacją wyjątkową. Dżihad uważa się za agresywne działanie wyprzedzające, za pomocą którego można wpływać na społeczeństwo oraz zmieniać jego przywódców. W założeniu dżihad wymierzony jest w kuffar (niewiernych) , ale po drodze nie oszczędza się również muzułmanów.
Wąsko zdefiniowana koncepcja czystości, konsekwencji grzechu oraz takfir wypychają wiernych poza granice islamu. Dla dżihadystów jest to równoznaczne z legitymizacją używania przemocy wobec osób, które uznane zostały za stronników kuffar. Co ciekawe, współczesne ugrupowania takie jak ISIS czy Al-Kaida wykazują pewne podobieństwo do ruchu charydżyckiego , więc w pewnym sensie nie są to zjawiska nowe. Charydżyci byli skrajnym, nietolerancyjnym i w efekcie brutalnym odłamem islamu, który wyodrębnił się na wczesnym etapie istnienia tej religii i który po licznych próbach negocjacji i łagodzenia konfliktu został powstrzymany na drodze walki zbrojnej.
2. Wykluczenie społeczne. Czy chodzi o jednostkowe doświadczenie, czy też o szerszą narrację pokrzywdzenia – osoby wyrażające swoje skrajne przekonania często mówią o poczuciu alienacji. Przejawy ekstremizmu wzmagają atmosferę wyobcowania, co z kolei przekłada się na dalszą radykalizację poglądów. Jednostka może więc pochodzić z całkiem zamożnej rodziny, ale jednocześnie być włączona w zbiorową narrację niedostatku, upośledzenia społecznego i wykluczenia, którą może współodczuwać z innymi muzułmanami. Takie poczucie pokrzywdzenia może się nasilać na skutek zachowań, które dana osoba postrzega jako akty dyskryminacji wobec muzułmanów.
3. Sprawy międzynarodowe. Na przestrzeni kilku ostatnich dziesięcioleci mogliśmy na bieżąco śledzić wydarzenia światowe na skalę wcześniej zupełnie niespotykaną. Nie możemy bagatelizować roli, jaką międzynarodowe konflikty i decyzje polityczne odegrały w procesie radykalizacji islamu. Wręcz przeciwnie, jest to najczęściej pierwszy powód do skargi wymieniany przez tych, którzy dopuszczają się aktów terroru. Co więcej, narracja ta nie ogranicza się do czasów współczesnych, lecz sięga epoki kolonializmu, która miała przemożny wpływ na kształtowanie się głównych nurtów i ruchów wewnątrz islamu w poprzednim stuleciu (i dziś). Niektórzy patrzą jeszcze dalej w przeszłość, mówiąc o wojnie Zachodu z islamem trwającej od czasów wypraw krzyżowych.
4. Czynniki tożsamościowe. Większość muzułmanów mieszkających w Europie znalazła już sposób, jak być muzułmanami i Europejczykami jednocześnie; zostały już wydane liczne fatwy w sprawach dotyczących obywatelstwa, głosowania, rządów prawa, aktywności obywatelskiej itd. Mimo to ci, którzy przyłączają się do ruchów stawiających na przemoc, w którymś momencie odrzucili swoją tożsamość obywateli kraju europejskiego i twierdzą, że są w stanie wojny z tym krajem. Postawa taka, często połączona z innymi wyżej wymienionymi czynnikami, ma związek z głębokim odrzuceniem koncepcji umowy społecznej, która powinna tworzyć wspólne poczucie obywatelskości oraz związanych z nią praw i obowiązków.
5. Infrastruktura społeczna, wzorce osobowe i przywództwo. W społeczności o kompozycji demograficznej ciągle jeszcze zachwianej na rzecz młodszych grup wiekowych trudno o odpowiednie pozytywne wzorce osobowe. Co więcej, dopiero teraz zaczyna się w niej rozrastać klasa średnia, która w społecznościach często spełnia rolę stabilizacyjną. Doświadczenia wrogości, wyobcowania, czy nawet dyskryminacji są elementem rozwoju nowych zbiorowości, ale złość i frustracja – jeśli nie zostaną ukierunkowane na pozytywną wizję zmian społecznych – pozostają uśpioną energią, którą zasysają ruchy ekstremistyczne.
6. Werbunek. Proces radykalizacji zazwyczaj wymaga aktywnej postawy ze strony osób werbujących i zachęcających do radykalizacji poglądów, czy to w kontaktach bezpośrednich, czy internetowych. Zdarzają się oczywiście „samotne wilki”, które przypadkiem znajdują konkretne namiary i samodzielnie przypuszczają atak, ale w większości przypadków wydaje się, że są to działania koordynowane i związane z jakąś siecią, która zajmuje się organizowaniem, werbowaniem, a być może nawet „uwodzeniem” kandydatów na ekstremistów.
Są też inne ważne czynniki wpływające na radykalizację postaw, jak choćby psychiczne samopoczucie jednostki. Niemniej to raczej skomplikowany splot wszystkich tych czynników, a nie poszczególne jego elementy, może nam pomóc lepiej wyjaśnić ten proces. Rząd brytyjski i inne rządy zaczynają rozumieć, że walka z radykalizmem będzie długa, a strategia musi zawierać elementy „zdobywania serc i umysłów”. Społeczności muzułmańskie zrozumiały również, że to one muszą od środka skutecznie wspierać szczerą, mądrą, otwartą i refleksyjną debatę na ten temat.
To jest walka na idee
Ale sama negatywna kontrnarracja o tym, czym być nie możemy lub nie powinniśmy – choć ważna, ma swoje ograniczenia. Ludzi najlepiej motywują jednak pozytywne aspiracje, a nie tłumienie idei. Musimy zatem wypracować silną i pozytywną opowieść o tym, czym może być dla młodych muzułmanów dorastających w Wielkiej Brytanii i ogólnie na Zachodzie zintegrowane, harmonijne i osadzone w społeczno-kulturowym kontekście podejście do wiary. Dopiero gdy takiej narracji uda się pogodzić poczucie przynależności wyznaniowej i państwowej, lojalności wobec religii i ojczyzny, przynależności do społeczności wyznawców i społeczności współobywateli, możemy mówić o prawdziwej „integracji”. Potrzebna nam jest również wizja i wiedza, czym jest tutejszy islam – jak on wygląda i jak go odczuwamy tutaj, w Wielkiej Brytanii i w ogóle w Europie – tak jak wiemy, czym jest islam turecki, afrykański czy hinduski, i potrafimy wskazać, czym różni się od swoich arabskich korzeni.
W przeszłości islam cieszył się względnie pozytywną opinią, jeśli chodzi o tolerancję, pluralizm i światłe przywództwo. Wyznawcy innych religii mogli całkiem nieźle prosperować pod rządami muzułmańskimi, czując się częścią wspólnoty narodów, do których dotarł islam – do tego stopnia, że po dziś dzień istnieje nieprzerwana obecność chrześcijaństwa, judaizmu i innych religii w krajach muzułmańskich. Gdyby pierwsi muzułmanie przyjęli spójną politykę wypierania innych religii, nie przetrwałyby one zapewne w miejscach takich jak Egipt, Irak, Syria czy Indie.
Fakt ten wart jest podkreślenia, ale nie znaczy to, że na tym możemy poprzestać. Widać bowiem, że owa praktyka tolerancji jest obecnie wystawiana na próbę i – biorąc pod uwagę globalny rozwój pojmowania praw człowieka i równości – ta średniowieczna wizja musi iść o krok dalej i potrzebuje nowego otwarcia. Być może zachodni muzułmanie mogliby tu odegrać znaczącą rolę jako członkowie liberalnych społeczeństw, w których myślenie o prawach człowieka jest najbardziej zaawansowane.
W czyjej gestii leży więc wspieranie takiej wizji, zwłaszcza na rzecz muzułmanów mieszkających w Europie? Niektórzy interpretują brak działań wspierających tę wizję jako porażkę polityki rządu, ale w liberalnym i świeckim społeczeństwie granice między religią a państwem są niezwykle istotne. Być może rząd faktycznie mógłby zrobić wiele w kwestii wspierania takiej inicjatywy, ale nie może być odpowiedzialny za jej powołanie czy napędzanie. Wręcz przeciwnie, gdyby rząd podjął taką próbę, moglibyśmy się słusznie domagać, żeby się z niej wycofał. To musi być raczej domena społeczeństwa obywatelskiego, poszczególnych społeczności muzułmańskich oraz samych instytucji religijnych. Znaczenie takiego przedsięwzięcia wykracza daleko poza działania skierowane przeciw ekstremistom. Największa korzyść z takich inicjatyw pojawia się w dziedzinie tożsamości i integracji – to wkład w budowę silniejszego i bardziej spójnego społeczeństwa oraz bardziej świadomej i zakorzenionej lokalnie społeczności wierzących.
To jest walka na idee i żeby wygrać, musimy propagować ducha wolności, a nie ograniczeń. Idei nie wolno dławić, aż znikną. Trzeba z nimi polemizować i o nich dyskutować. Możemy wypracować pozytywną narrację i wygrać tę walkę na idee tylko świadomie żyjąc w zgodzie z wartościami, które wydają nam się zagrożone (a nie poświęcając te wartości dla krótkowzrocznych celów), podejmując współpracę muzułmanów i niemuzułmanów dla wspólnego dobra, wzajemnie się wspierając i ucząc się od siebie nawzajem.
Dilwar Hussain
Tłum. z angielskiego Aleksandra Machura
Dilwar Hussain – ur. 1971. Ekspert w zakresie polityki społecznej, tożsamości muzułmańskiej i reform islamu we współczesnym świecie. Przewodniczący Islamic Society of Britain. Założyciel i przewodniczący New Horizons in British Islam – organizacji działającej na rzecz reformy muzułmańskich nauk i praktyk. Jest wykładowcą w Centre for Islamic Studies Uniwersytetu Cambridge. Autor wielu publikacji. Prowadzi blog: dilwarh.wordpress.com.