Tak! Ekscytuje mnie to, że mój mąż został stworzony na Boży obraz i podobieństwo; że dzięki temu jest szczeliną, przez którą zaglądam do samego nieba – a czasami bywa też oknem… Choć „teraz widzimy niewyraźnie jak w zwierciadle, potem będziemy oglądać twarzą w twarz” (1 Kor 13,12) – to i teraz jest już oszałamiająco wiele. Taką szczeliną okazuję się dla mojego męża i ja. Przecież, jak zauważa Jan Paweł II, „na obraz i podobieństwo Boga zostali stworzeni oboje, zarówno mężczyzna, jak i kobieta”.
W żadnym razie nie chodzi o czynienie ze swojego męża (czy też ze swojej żony) bożka. Do takiego zafałszowania może dojść właśnie wtedy, gdy zapomnimy, że całe dobro i piękno, którego doświadczamy, ma swoje źródło w samym Bogu. Mój mąż nie jest Bogiem (Twój mąż też nie ani Twoja żona), a jednak na drodze podobieństwa mogę dzięki niemu zobaczyć, usłyszeć, dotknąć coś z Boskiej Tajemnicy. Jak pisał Jan Paweł II: „Człowiek jest „podobny” do Boga: stworzony na Jego obraz i podobieństwo. Wobec tego zaś – i Bóg jest w jakiejś mierze „podobny” do człowieka; może być poznawany przez ludzi na zasadzie tego podobieństwa”. Oczywiście, pamiętamy o katastrofie grzechu pierworodnego, o tym, że człowiek jest słaby, pogruchotany i skłonny działać dokładnie odwrotnie, niż pragnąłby Bóg.
W tym właśnie leży sens małżeństwa, aby nawzajem pomagać sobie w przybliżaniu się do bycia takimi ludźmi, jakimi mamy być według doskonałego Bożego planu, według Jego stwórczego zamysłu. Jesteśmy razem po to, by wspierać się na drodze do realizacji tego, co w swych szokujących słowach wskazał św. Atanazy: „Syn Boży stał się człowiekiem, abyśmy stali się bogami”.
To jest fragment artykułu. Pełny tekst – w kwartalniku WIĘŹ lato 2014 (dostępny także jako e-book).