Medialny obraz Białorusi w Polsce często budzi irytację osób, które odwiedziły ten kraj i podczas podróży widziały starannie zagospodarowane pola uprawne, czyste lasy i miasta, dobre drogi, drogie samochody i pełne towarów z całego świata półki sklepowe. Trochę dłuższy pobyt pozwala dostrzec szereg sprzeczności w relacjach między państwem i społeczeństwem, które jednak nie budzą istotnych reakcji obywateli, a raczej ich wysiłki w kierunku przystosowania się do warunków stanowionych przez władze.
Przez polsko-białoruską granicę przelewa się rzeka towarów spożywczych i przemysłowych, widocznych na bazarach i sklepach od Grodna do Witebska, od Brześcia do Homla, które nigdzie na Białorusi nie są rejestrowane. Ponieważ ceny w Polsce są o około trzydzieści procent niższe niż na Białorusi, przemyt towarów na wschód stał się nieunikniony. Samochody o różnej ładowności szczelnie wypełnione parówkami, kawą, słodyczami, licznymi butelkami szampana z „Biedronki”, telewizorami, najróżniejszymi sprzętami gospodarstwa domowego i armaturą do wyposażenia mieszkań dość płynnie przepuszczane są przez punkty białoruskiej kontroli celnej, chociaż wartość towarów wielokrotnie przekracza normy zwolnione z opłat celnych. Nieujęte w żadnych statystykach obroty kapitałowe zaczynają się już na granicy. Tajemnicą handlową jest cena „wyrozumiałości” celników wobec ich zaradnych rodaków nagminnie naruszających prawo.
To jest fragment artykułu. Pełny tekst – w kwartalniku WIĘŹ zima 2013 (dostępny także jako e-book).