Na naszych oczach rozwija się przerażająca mieszanka polityczno-religijna, wykorzystująca elementy symboliki chrześcijańskiej, w istocie jednak niewiele mająca wspólnego z Ewangelią (zaryzykować można by tezę, że wręcz z nią sprzeczna).
Podczas mszy pogrzebowej zmarłego tragicznie w Tatrach prof. Józefa Szaniawskiego, celebrowanej 15 września w katedrze warszawskiej, doszło do incydentu, który po raz kolejny pokazuje dramatyczne pękniecie w polskim Kościele. Część zgromadzonych w kościele osób nie pozwoliła dojść do głosu Janowi Lityńskiemu, przedstawicielowi prezydenta RP. Reakcją na jego pojawienie się przy mikrofonie były okrzyki „hańba, hańba” i wyklaskiwanie zagłuszające jego słowa.
Na naszych oczach rozwija się przerażająca mieszanka polityczno-religijna, wykorzystująca elementy symboliki chrześcijańskiej, w istocie jednak niewiele mająca wspólnego z Ewangelią (zaryzykować można by tezę, że wręcz z nią sprzeczna). Przedmiotowy stosunek naznaczonych takim myśleniem osób do Kościoła jasno pokazywała już sytuacja prób przeniesienia krzyża z Krakowskiego Przedmieścia w 2010 r. Obecnie kolejny raz mieliśmy okazję zobaczyć, jak traktowane są przez nie słowa duchownych. Ledwo zamilkła prośba proboszcza katedry, ks. Bogdana Bartołda, aby uszanować Jana Lityńskiego i pozwolić mu mówić, zagłuszacze zaczęli działać znowu. Rzecz tym bardziej przerażająca, że akcja rozgrywała się tym razem w kościele, przypomnijmy – podczas mszy pogrzebowej!
Czy odnosząca się do tego incydentu mądra wypowiedź biskupa Piotra Jareckiego („agresja, tym bardziej nienawiść, sprzeciwiają się prawdzie wiary i tę religijność autentycznie wypaczają. A człowiek, każdy człowiek, nawet ten, który by się z naszymi poglądami absolutnie nie zgadzał, nawet ten, który by trwał w błędzie – nosi w sobie obraz Boga”) zostały przyjęte ze zrozumieniem? Zaprzeczyć temu nie pozwalają jedynie tak często powtarzane w Kościele słowa: „Nie traćcie nadziei”. Jeśli chodzi jednak o fakty, a nie nadzieje na przyszłość, powiedzieć trzeba, że o. Tadeusz Rydzyk powitany został owacyjnie, a oklaski te akurat nie miały na celu zagłuszania…
Słowa o tym, że Kościoła nie powinno się dzielić, np. na Kościół toruński i łagiewnicki, brzmią pięknie. Pytanie jednak, co zrobić, kiedy takie podziały są nie tylko tezą publicystyczną, etykietowaniem narzucanym arbitralnie, ale namacalnym (słyszalnym!) podziałem dokonywanym przez samych wiernych? Sytuacja wydaje się paląca, a kwestia jej rozwiązania nie mniej chyba istotna niż problem sektanctwa. Pytanie bowiem, które automatycznie się nasuwa, to właśnie to, czy nie mamy obecnie do czynienia z czymś dryfującym już w kierunku odszczepienia, odrębnego Kościoła, z mocnym liderem, którego słowo ważniejsze jest dla wyznawców niż głos hierarchów.
Obok nadziei, że Kościół hierarchiczny podejmie nareszcie jakieś kroki, towarzyszy mi także ta, że publicyści nieomijający żadnej okazji do uniesienia się gniewem i obrzydzeniem nad aktami profanacji i bluźnierstwa i tej sprawie poświęcą kilka słów. Bo jeśli naprawdę możemy mówić o czymś takim jak bluźnierstwo, czy jednymi z największych nie są właśnie akty nienawiści dokonujące się w Domu Bożym, a wymierzone w konkretnego człowieka będącego obrazem Boga?
Poniżej do obejrzenia transmisja z mszy pogrzebowej. Incydent zagłuszania Jana Lityńskiego: czas 1:16. Słowa biskupa Piotra Jareckiego: czas 1:45.