Komu dzisiaj przysługuje prawo do Jezusa, do symboliki religijnej i jak należycie wyegzekwować jego przestrzeganie?
Czytając książkę ks. Andrzeja Draguły „Copyright na Jezusa. Język, znak, rytuał między wiarą a niewiarą”, przypomniałem sobie gdańskie zawołanie Nec temere, nec timide – „Nie z lękiem, nie z zuchwałością”. W swojej nowej publikacji autor tak właśnie podchodzi do niezwykle problematycznej sprawy, jaką jest obecność znaków wiary w świeckim społeczeństwie, w kulturze, polityce, przestrzeni publicznej, w tradycji czy też w codziennym życiu.
Co więcej, przedstawia on też zdesakralizowanie rzeczy świętych niejednokrotnie w samym Kościele, wewnątrz wspólnoty wierzących, co jest znamienne i paradoksalne. Godne uwagi jest dostrzeżenie w publikacji złożoności każdego z omawianych w niej przypadków, co jednocześnie nie prowadzi do prostego zrelatywizowania ich oceny, lecz stanowi niezbędną podbudowę argumentacyjną dla poparcia bądź sprzeciwienia się określonym zjawiskom.
Z książki księdza Draguły płynie niezwykle cenna lekcja, by przy okazji zabiegania o obecność symboli religijnych w przestrzeni publicznej nie stracić z oczu ich prawdziwego znaczenia, a zarazem wartości
Problem obecności symboliki religijnej we współczesnych społeczeństwach, zwłaszcza zachodnich, nie jest nowy, jednakże w Polsce nie udawało się dotychczas prowadzić racjonalnego dyskursu na ten temat. Dominowały spory naładowane emocjonalnością, co gorsza – opierające się na niemożności osiągnięcia porozumienia przez ich uczestników.
Inna sprawa, czy brak możliwości osiągnięcia kompromisu jest pochodną natury sporu, czy raczej wynika z przyjętych przez jego uczestników założeń i nieadekwatnego określenia celów debaty. Na tle wydarzeń politycznych czy publicystycznych sporów – które nie służą dialogowi, lecz udowodnieniu za wszelką cenę swoich racji, nie wnosząc jednocześnie ważkich argumentów – 275. tom Biblioteki „Więzi” jest udaną próbą podjęcia debaty o obecnym stanie obecności religii w sferze niereligijnej (politycznej, społecznej, prawnej), zwłaszcza w Polsce, a także o pozytywnych i negatywnych skutkach procesu przenikania religii do sfer życia społecznego z nią bezpośrednio niezwiązanych, jak również dla samej religijności.
Księdzu Dragule udało się w umiejętny sposób przedstawić konflikt pomiędzy – z jednej strony – koniecznością ochrony tego, co święte przed komercją, wykorzystaniem i zubożeniem oraz, z drugiej strony, potrzebą i zarazem nieuchronnością przenikania symboli religijnych do życia społecznego. W rezultacie powstała książka stanowiąca cenny głos o obecności religii we współczesnym świecie, głos rozsądku, kompromisu, wyważenia racji, oderwany od emocji, a oparty na klasycznie pojętym osądzie moralnym – po wyważonym rozsądzeniu argumentów.
Część tekstów składających się na tę książkę była już wcześniej publikowana, zostały jednak znacząco poszerzone i zmienione. Ich zestawienie trzeba uznać za udane. Mimo naukowo-publicystycznego charakteru jej lektura nie nuży, wręcz przeciwnie – zachęca do przewrócenia następnej strony. Początkowo wydawało mi się, że będzie to dzieło o języku religii, o znanych powszechnie w dyskursie przypadkach nadużywania symboli religijnych. Okazało się, iż tylko na pierwszy rzut oka publikacja przedstawia najbardziej istotne kazusy konfliktów pomiędzy obecnością religii w życiu publicznym a jej negacją, takie jak między innymi: sprawa krzyża we włoskich szkołach czy polskim parlamencie, wykorzystanie wizerunku papieża w marketingu, posługiwanie się motywami religijnymi w okładkach prasowych czy artystycznych projektach.
Równocześnie jednak w głębszej, prowadzonej linearnie do głównego wywodu warstwie autor nie ucieka od istotnych ocen moralnych, a niekiedy nawet teologicznych. Nie stroni od moralnego wymiaru sprawy, gdy pisze o sprawie Alicji Tysiąc czy in vitro. Cenny jest głos nawołujący do refleksji nad spłycaniem pamięci o Janie Pawle II i postulujący twórcze wykorzystanie „papieskich kremówek”, które przecież mogą (odpowiednio pojęte i zagospodarowane) stać się narzędziem ewangelizacji.
Szczególnie trafne i celne uwagi dotyczą religijności opartej na „słowie” i „obrazie”. Autor przedstawia te dwa nurty poznania Boga nie jako wzajemnie się wykluczające, lecz uzupełniające. Chciałoby się dopisać: wzajemnie sobie potrzebne.
W książce znajdziemy ciekawe opisy historii związanych z noszeniem symboli religijnych przez pracowników firm transportowych czy szpitali, obecności wiary na arenach sportowych, wykorzystania symboli religijnych dla zarabiania pieniędzy takich jak np. oferowanie nośników danych czy odtwarzaczy mp3 w formie krzyża lub figury Maryi, mających rzekomo zapewnić niebiańskie wsparcie w bezpiecznym ich przechowywaniu i, jak rozumiem, dobrym odbiorze nagranych utworów.
Autor zwraca też uwagę na niewłaściwe używanie symboli religijnych w świecie wirtualnym, także w dobrej wierze przez osoby wierzące, na popularnym portalu społecznościowym Facebook. Nie deprecjonując pobożności ludowej, potrafi w umiejętny sposób zidentyfikować zagrożenia płynące ze składania czci „posążkom”.
Na marginesie warto zwrócić uwagę na prezentowany w tekstach szacunek autora dla różnych poglądów. Książkę polecam także jako prawnik. Niejeden bowiem adept prawa powinien brać u księdza Draguły lekcję analizy i umiejętnej syntezy. Pomimo niekiedy braku precyzji przy posługiwaniu się terminami języka prawniczego i prawnego, z uznaniem trzeba dostrzec wartość zawartych w książce komentarzy dotyczących prawnych problemów związanych z konstytucyjną ochroną wolności religijnej, aspektami komercyjnego wykorzystania symboli religijnych, karnoprawnych aspektów znieważania uczuć religijnych.
Niezmiernie wartościowe są rozważania dotyczące prawnych aspektów problemów poruszanych w recenzowanej publikacji. Przedstawione w książce kazusy prawne są bowiem idealnymi przykładami znanego w teorii prawa pojęcia tzw. trudnych przypadków. Są to sprawy związane ze szczególnie złożoną sytuacją prawną, których rozwiązanie w procesie wykładni prawa napotyka na trudne, a czasem wręcz nierozwiązywalne przeszkody, w odróżnieniu od spraw łatwych; jak również te, w których złożoność konkretnego przypadku wynika z konfliktu treści norm prawnych z innymi systemami normatywnymi, a sama dyskusja o nich nie musi pozostawać w bezpośrednim związku z obowiązującym prawem. Co bardzo istotne, wydanie określonego rozstrzygnięcia w przypadku sprawy należącej do przypadków trudnych uzależnione jest od przyjętych przez daną osobę założeń uzasadniania twierdzeń, ocen i norm, co w rezultacie umożliwia wydanie całkowicie różnych rozstrzygnięć, jednakże dających się uzasadnić na gruncie racjonalnego dyskursu.
Nie będąc teoretykiem czy filozofem prawa, ks. Draguła nie posługuje się bezpośrednio lub pośrednio pojęciem trudnych przypadków, jednakże precyzyjnie, skrupulatnie i bardzo trafnie odnotowuje oraz analizuje szczególną złożoność prawną problemów pojawiających się na styku norm prawnych i szeroko pojętej religii. Można wręcz powiedzieć, że brakuje tylko semantycznego odniesienia, podczas gdy samo zjawisko zostało w sposób mistrzowski zidentyfikowane. I tak nie do przecenienia jest umiejętne odwołanie się przez autora do argumentacji filozoficzno-prawnej, która wykracza przecież poza wymiar teologiczny, tak jak to miało miejsce we fragmencie dotyczącym obecności krzyża w polskim parlamencie.
Przywołanie przez autora, dostrzeżonej w opiniach prawnych sporządzanych dla oceny legalności istnienia krzyża w polskim parlamencie, argumentacji opartej nie tylko na samej tzw. literze prawa, lecz przede wszystkim na wartościach i zasadach systemu prawnego, a także twórcze ich wykorzystanie, świadczy o prawidłowym rozumieniu przez autora-teologa istoty prawa jako takiego, które jest czymś zdecydowanie więcej niż zapisaną kartką papieru zwaną ustawą czy konstytucją.
Równie ciekawa jest przeprowadzona w książce komparatystyka orzecznictwa Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w sprawie Lautsi przeciwko Włochom oraz przedstawionej w tej sprawie argumentacji procesowej z opiniami polskich prawników, publicystów i parlamentarzystów dotyczącymi krzyża jako symbolu obecnego w przestrzeni publicznej.
Pomiędzy prawniczymi wywodami prowadzone jest subtelne i wyważone, a zarazem dramatyczne wręcz rozważanie o istocie krzyża jako znaku dla współczesnego świata. Czy powinniśmy godzić się jako chrześcijanie na prawne uznawanie krzyża wyłącznie za symbol kulturowy, oderwany od jego religijnej treści? Czy używając argumentów niereligijnych w dyskursie o obecności krzyża, paradoksalnie, nie ocieramy go z należnej mu świętości? Czy ma jeszcze dla nas ważne znaczenie, czy jest jedynie pasywnym znakiem, nie mogącym istotnie wpływać na innych, tak jak to przyjął Europejski Trybunał Praw Człowieka?
Książka „Copyright na Jezusa” zmusza do refleksji nad tym, czym rzeczywiście jest dla nas krzyż w salach lekcyjnych, miejscach publicznych, w tym w sali sejmowej. Czy krzyże w przestrzeni pozasakralnej wzbudzają jeszcze u kogokolwiek refleksję, czy „zmieniają” otaczającą je rzeczywistość, czy też tylko są elementem krajobrazu, i to elementem mogącym prowadzić do podziałów i kontrowersji? Z książki księdza Draguły płynie niezwykle cenna lekcja, by przy okazji zabiegania o obecność symboli religijnych w przestrzeni publicznej nie stracić z oczu ich prawdziwego znaczenia, a zarazem wartości.
Dla pani Lautsi krzyż przecież był wyraźnym znakiem religijnym, mogącym wręcz zmienić życiową postawę jej dzieci. Czym jest dla nas? I czy rzeczywiście jego obecność w przestrzeni publicznej zasługuje na akceptację tylko dlatego, że symbolizuje naszą tradycję, czy też może wypada sięgać do argumentu o rudymentarnym prawie do obecności religii (w tym symboliki religijnej) w życiu społeczeństwa?
Atrakcyjność tematyki podjętej przez ks. Andrzeja Dragułę wynika z jej uniwersalnego charakteru, zarówno w aspekcie czasowym, jak i terytorialnym. Od wieków ludzkość stara się oddzielić rzeczy święte od tych zwyczajnych, sferę sacrum od profanum. Przenika to też do określonych rozwiązań prawnych. I tak na przykład prawu rzymskiego dobrze znane było pojęcie res extra commercium (rzeczy wyłączonej z obrotu gospodarczego). Wyróżniano wyłączenie danej rzeczy na podstawie prawa boskiego (res extra commercium divini iuris) albo prawa ludzkiego (res extra commercium humani iuris). Wśród rzeczy wyłączonych na podstawie prawa boskiego można wymienić: res sacrae (rzeczy sakralne – poświęcone bóstwom, takie jak ołtarze czy świątynie), res sanctae (rzeczy święte, m.in. mury i bramy miasta czy znaki graniczne, res religiosae (rzeczy religijne, poświęcone kultowi zmarłych, w tym groby). Czy figury Matki Bożej, relikwie świętych, groby, wszelkiego rodzaju dewocjonalia to dzisiaj rzeczy wyłączone z obrotu? Czy zdajemy sobie jeszcze sprawę z ich świętości? Gdzie wytyczyć właściwą granicę pomiędzy wolnością gospodarczą a rzeczywistością sakralną?
Tytułowy copyright to prawnicze pojęcie oznaczające ogół praw przysługujących autorowi do danego utworu. Komu dzisiaj przysługuje prawo do Jezusa, do symboliki religijnej i jak należycie wyegzekwować jego przestrzeganie? Zapytajmy dalej: czy w ogóle można wprowadzić prawne ograniczenia w dostępie do Jezusa? Czy, gdy kupujemy portret błogosławionego papieża, to kupujemy rzecz świętą czy zwyczajną? Czy rzeczywiście wykorzystywanie symboliki religijnej dla celów komercyjnych jest ze swojej istoty naganne, czy raczej należy zawsze zapytać o cel, funkcję i metodę?
Oderwanie się symboliki religijnej od jej naturalnego środowiska, a jednocześnie posługiwanie się nią niejednokrotnie przez osoby niewierzące bądź nierozumiejące ich sensu, będzie rodziło konieczność wytyczenia granic, tak by nie urazić wierzących, a jednocześnie nie zamknąć religii w kościelnej krypcie. W ich określeniu z pewnością może pomóc recenzowana pozycja.
W zakończeniu swojej książki ks. Draguła pisze: „Przesunięcie religijnych znaków, słów i rytów do sfery pozasakralnej skutkuje […] utratą panowania nad tym, co się będzie z nimi działo. Szczególnym przypadkiem jest sfera religii obywatelskiej, która jest hybrydą tego, co świeckie (państwa), z tym, co święte (religią, wiarą, Kościołem). Czy jest to – jak zdaje się sugerować I. Borowik – «ratunek dla religii w modernizującym się społeczeństwie? Moim zdaniem nie. Owszem, tak rozumiana religia zachowa status quo społecznego gracza. Będzie obecna w publicznym dyskursie. Czy jednak nadal będzie pośredniczyć w zbawianiu ludzi? Czy – jak to się dzieje – zamiast fascynować Bogiem, nie będzie Go sobą zasłaniać, zajęta kreowaniem tkanki społecznej, kulturowej, a nawet narodowej? Ostatecznie celem religii jest bardziej to, by łączyć ludzi z Bogiem niż między sobą. Dlatego rozumiem tych, którzy chcieliby – a zaliczam do nich także samego siebie – wprowadzić zakaz kopiowania Jezusa”.
Każdy, kto chciałby zrozumieć obawy ks. Draguły i głębiej zastanowić się nad obecnością religii w naszej codzienności prywatnej, publicznej, a niekiedy kulturowej i komercyjnej – winien sięgnąć po jego najnowszą publikację. Chociażby po ty, aby zaczerpnąć dobrego przykładu, w jaki sposób mogłaby i powinna przebiegać dyskusja o tych sprawach w publicystyce, polityce, wreszcie w samym Kościele.
Tekst ukazał się w miesięczniku „Więź”, nr 10/2012 pod tytułem „Rzeczy ludzkie, rzeczy święte”
Przeczytaj także: Pamiątka czy imago? Na marginesie afery z tęczą