1. Żeby się czegokolwiek o Polsce dowiedzieć, nie sposób czytać jednej gazety, jednego tygodnika, ograniczyć się do jednej stacji. Jeśli Polska podzielona jest na plemiona, to nie jest to winą karczemnej polityki, tylko jej tub – medialnych oczywiście. Czwarta władza przestała już dawno być władzą osobną i niezależną. Ma do powiedzenia tyle, ile postponowani przez nią i ukochani – dzięki niej – politycy powiedzą.
XXI wiek zepchnął nas w tej kwestii w najgłębsze prowincje sądów i opinii. Po wyborach parlamentarnych widać to jeszcze wyraźniej niż w najczarniejszych (i rozkosznych dla mediów) latach IV RP. Oto naczelny najbardziej opiniotwórczej gazety odsyła wyborców wrogiej mu partii do lekarza, powołując się na autorytet Kuby Wojewódzkiego, zaś konkurencyjny guru prawicy odsyła społeczeństwo do piekieł, bośmy nie dojrzeli do jego oczekiwań.
Niczego się jednak z tych wizji regulujących medialną optykę nie dowiem o Polsce. I to jest mój podstawowy zarzut: Polska jest gdzie indziej, niż perswadują medialne projekcje – te najważniejsze, czyli ideowe. Jeśli więc media mi o tym nie mówią, to po co mi one? Ano po to, żeby mieć o czym rozmawiać z ludźmi, którzy się medialnymi doniesieniami podniecają (czyli z grzeczności) i po to, żeby łowić kwestie przeciekające mediom przez palce. Media żyją sobą nawzajem, ociekają świętym oburzeniem na salon albo i antysalon, choć w sumie jest jak w Chłopach, czyli spór o miedzę. Oprócz tej piany, która okazuje się najbardziej podniecająca, zawsze się jednak znajdzie coś partyjnie bezinteresownego i pożytecznego poznawczo. Te kwestie jednak pomijam, bo miało być o grzechach.
Jako fanatyk debaty muszę więc wrócić do kwestii beznadziejnej: jej braku. Kiedyś zanudzano nas słowem „dialog” (jakkolwiek głębokie miało ono uzasadnienia – patrz Tischner – pozostawała w praktyce jego nędzna parodia), tak teraz mamy wokół samych zwolenników „poważnej debaty” i w praktyce samych jej wrogów. Wierzących (?), ale niepraktykujących (!) – czyli hipokrytów. Media nie mediują. Nie mają powodu, żeby to robić. Źródłosłów przecież do niczego nie zobowiązuje. A rynek – tak.
2. Nie mam pojęcia, co to jest środowisko, bo nie chciałbym być niczyim niewolnikiem. Są ludzie podobnie myślący – i ich szukam. Piszących i czytających. Niesformatowanych freaków. Reszta jest nudą. I co z tego, że powszechną?
Piotr Mucharski – redaktor naczelny „Tygodnika Powszechnego”.