Marcel Łoziński to, moim zdaniem, największy polski dokumentalista. Co ciekawe, nigdy nie skusiła go fabuła.
Kobieta
Chociaż niektóre z jego dokumentów są materiałem na pasjonujące kino fabularne. Jednak dokument ma tę szczególną siłę, że stawia nas twarzą w twarz z prawdą drugiego człowieka. I nawet jeśli jest to zapośredniczone przez osoby trzecie, którymi są twórcy filmu dokumentalnego, to jednak obecność autentycznego bohatera opowiadanej historii ma w sobie moc wyjątkową. W przypadku „Toni i jej dzieci” prawda bohaterów zostaje nam podana niejako „na surowo” – bez żadnego opakowania. Marcel Łoziński wybrał dla swojego filmu formę najprostszą z możliwych – sfilmował dzieci Toni, dziś już ponad siedemdziesięcioletnich Werkę i Marcela, którzy po raz pierwszy przeglądają dokumenty z przesłuchań swojej matki, czytają jej zeznania, jej listy do nich, ubeckie notatki. Ten film to klasyczne „gadające głowy”.
Tonia Lachtman, w pełni oddana partii działaczka komunistyczna, została po wojnie przez tę partię oskarżona o zdradę, przez ponad pięć lat była więziona i torturowana. Marcel, który wyparł z pamięci bolesną przeszłość, po raz pierwszy słucha wspomnieć siostry. Tym dwojgu towarzyszy reżyser, nie tylko inspirator całego zdarzenia, ale przyjaciel obojga i ten, z którym do pewno stopnia łączy bohaterów wspólnota losów.
Ksiądz
Wszyscy troje urodzili się we Francji, ich matki znały się z czasów francuskiego Ruchu Oporu. Rodzice byli oddanymi sprawie komunistami. Tonia Lachtman w młodości była wręcz ortodoksyjną i fanatyczną komunistką. W Szwajcarii dostrzegała dominujące środowisko „zgniłej inteligencji burżuazyjnej”, a prostytucję uważała – za Leninem – za wykwit kultury burżuazyjnej. Wyszła za mąż za Sjomę, czerwonego pioniera, austriackiego Żyda. Sjoma zostawił ciężarną Tonię bez żadnego zabezpieczenia w obcym Paryżu, gdzie zostali deportowani z Palestyny. Poszedł do Hiszpanii walczyć z faszyzmem, który może „zagarnąć cały świat”. Tonia rozgrzeszała męża, również wtedy, kiedy zakazywał jej kontaktów z przyjaciółką Wisią Toruńczyk, bo „ona jest trockistką”. Dla Toni było oczywiste, że Sjoma jest przede wszystkim członkiem partii, a dopiero potem ojcem rodziny. Dziś ich syn Marcel nie rozumie takiej postawy – nazwie ojca wprost do kamery „skurwielem”.
Cały tekst w miesięczniku WIĘŹ nr 7/2011 (dostępny także w wersji elektronicznej jako e-book)