Ujawnienie się Boga w historii narzuca reflektującemu nad nim człowiekowi pewne ograniczenia, które teologia próbuje przekroczyć – czasami świadomie, a czasami nieświadomie. Przede wszystkim: Bóg się nie ujawnił w pełni. I nawet nie wiemy, ile z siebie Bóg nam opowiedział. Zakładamy, że powiedział tyle, ile jest konieczne dla naszego zbawienia, ale to oznacza też, że objawienie jest do pewnego stopnia prowizoryczne. Widać to zwłaszcza we wcieleniu. Gdy Bóg stał się człowiekiem, bóstwo było ukryte za człowieczeństwem. Można było go nie rozpoznać. Bóg wprawdzie się objawia, ale w ukryciu, zasłonięty. Jednym z zadań teologii – zwłaszcza jej spekulatywnej części – jest próba zaglądnięcia jak najgłębiej za tę zasłonę. Nie jest jednak w stanie całkowicie jej usunąć.
To ustawia teologię w trochę aporycznej sytuacji. Z jednej strony ma ona obowiązek dociekania i mówienia. Z drugiej – powinna zachowywać niezbyt komfortową, przyznajmy, świadomość, że nie jest zdolna dosięgnąć celu, że nie jest w stanie ani adekwatnie opisać, ani – tym bardziej – wyczerpać rzeczywistości, o której mówi. Wobec tego rodzą się dwie pokusy. Pierwsza – zupełnej rezygnacji. Nie da się wypowiedzieć Boga do końca, więc może lepiej w ogóle się nie angażować, zamilczeć w zachwycie, w kontemplacji. Nie mówić. Milcząc, nie da się jednak przekazywać opowieści o tym, że Bóg się ujawnił i o tym, jak tego dokonał. Pamięć o objawieniu może zacząć zanikać.
Druga pokusa (rodzi się raczej nieświadomie, bo świadomie trudno iść w tym kierunku) polega na zapomnieniu, jak ułomne, jak ograniczone są nasze teologiczne opisy rzeczywistości. Może chodzić albo o uznawanie hipotez za pewniki, albo – jeszcze gorzej – o uznanie tego, co udało nam się powiedzieć, za tożsame z Bogiem. Uznanie, że posiadamy – w naszym języku, w słowach, pojęciach – Prawdę Ostateczną. Jeżeli teolog, ulegając tej pokusie, myśli: „Tu, w moich słowach, jest Bóg”, to w rzeczywistości oddala od Boga tych, do których przemawia, wiążąc ich z własnymi, przygodnymi pojęciami. I dalej – jeśli teolog uwierzy, że jest w stanie odpowiedzieć na wszystkie ludzkie egzystencjalne pytania, to sam siebie stawia na miejscu Boga. Teologia potrafi pewnie odpowiedzieć tylko na część z nich, zależąc od odpowiedzi, których Bóg udzielił. Odpowiedzi na inne możemy próbować konstruować, wnioskując… Przestrzeni tajemnicy (czy też egzystencjalnego ryzyka) teologia usunąć nie potrafi. I nie powinna próbować.
Cały tekst w miesięczniku WIĘŹ nr 2-3/2011 (dostępny także w wersji elektronicznej jako e-book)