Już około 200 lat trwa symbioza tradycyjnego chrześcijaństwa z jedyną kulturą w historii ludzkości, która wydaje się laicka, to znaczy z europejską nowoczesnością. Ta kultura nie miała ani nie poszukiwała własnej „religii”, ponieważ wyrosła z korzeni religii chrześcijańskiej.
Chrześcijaństwo, w którym dzisiaj w Europie żyjemy, nie jest „czyste” (jak też nigdy nie było czyste i z istoty swojego „wcielenia” nie może być) – jest głęboko przemieszane z laicką kulturą Zachodu. Paradoksalnie, tylko chrześcijaństwo chroni dziś kulturę laicką przed tym, by nie stała się w pełni religią. Laicka kultura Zachodu jest zatem na tyle laicka, niereligijna, na ile jest chrześcijańska.
Chociaż z europejskiej kultury znika pierwiastek chrześcijański, ta kultura nie staje się ateistyczna, ale raczej religijna – religijna w sensie niechrześcijańskim, a często antychrześcijańskim. W końcu i jej ateizm też staje się „religijny”. W konsekwencji sam staje się „religią państwową”, jak to już widzieliśmy na przykładzie marksizmu. […]
Cały tekst w miesięczniku WIĘŹ nr 11-12/2010 (dostępny także w wersji elektronicznej jako e-book)