Swojego nauczyciela od polskiego, profesora Ireneusza Gugulskiego, wciąż mam w żywej pamięci, choć niebawem będzie trzeba pogodzić się z faktem, że od mojej matury upłynęło trzydzieści lat, a od jego śmierci już upłynęło lat dwadzieścia. Co dla Gugulskiego było przykrością – konieczność opuszczenia ukochanego liceum im. Reytana, stanowiąca karę za podpisanie listu protestacyjnego do władz PRL, i przeniesienie do „Kopernika” – dla mnie, ucznia tego drugiego liceum, było prawdziwym darem losu.
Wśród ważnych rzeczy, które od niego usłyszałem, była opowieść o przyjaźni Adama Mickiewicza z Henrykiem Rzewuskim. Przypuszczam, że pretekstem do niej była lekcja o „Panu Tadeuszu”, inspirowana między innymi rozmowami poety z autorem „Pamiątek Soplicy”. Nasz nauczyciel podkreślał, że w ówczesnych realiach poglądy Mickiewicza należałoby określić jako niepodległościowe i lewicowe zarazem; Rzewuski zaś był konserwatystą i lojalistą, który pod koniec życia zostanie urzędnikiem do specjalnych poruczeń Iwana Paskiewicza. Mimo tej nieprzezwyciężalnej różnicy poglądów panowie szczerze się polubili i chętnie ze sobą przebywali. „I to jest dowód na to – mówił Gugulski mrużąc oczy, co (jak już rozumieliśmy) zwiastowało, iż chce powiedzieć coś istotnego a nieoczywistego o współczesności – że ludzie mogą mieć w kieszeniach rozmaite legitymacje partyjne, a mimo to się przyjaźnić”.
Od tamtej chwili dzieli mnie dziś szmat czasu. Nie mam jak dopytać profesora, co dokładnie miał na myśli, lojalnie więc będzie zaznaczyć, że na przełomie 1978 i 1979 roku to podkreślenie względnego znaczenia naszych poglądów politycznych mogło (choć nie musiało) odnosić się w intencji…
Cały tekst w numerze miesięcznika WIĘŹ 10/2010