Słowo wygłoszone na pogrzebie.
Umarł wielki poeta. Z tych, o których Miłosz pisał w „Odzie na osiemdziesiąte urodziny Jana Pawła II”: nie uznani przez postęp i pieniądz, choć bogom byli równi. Świat nie odnotował Jego odejścia, bo świat nie lubi szarości – toleruje ją jedynie i to w kolorowym opakowaniu: biało-czerwonym, czarnym albo błękitnym ze złotymi gwiazdkami…
Dlatego nie rozpoznała go Polska „moherowa”, chociaż wyrażał jej bóle swoją poezją, ani – tym bardziej – zbyt pańska, „aksamitna”. Za trudny dla jednych, zbyt obcy dla drugich.
Poeta ten nie pisał rzeczy wielkich, nie stawiał metafizycznych pytań o sens poezji, moralności czy teologii. Lecz właśnie dlatego jego „nieudane wierszyki” – jak powiedział o swoich „Wierszach wybranych” wręczając je w Rzymie Janowi Pawłowi II – były tętnem, pulsem tego, czym żyła Polska. Andrzej Szmidt był jej niezwykłym, romantycznym, wiernym, czułym i wrażliwym synem. Był nim aż do bólu – nieudawanego, szczerego, drążącego, niezafałszowanego. Pewnie dlatego nie ma go na piedestale i nie należy do uznanych „przez postęp i pieniądz”.
W Częstochowie, podczas swojej pierwszej pielgrzymki do Ojczyzny, mówił Papież, że jeśli ktoś chce wiedzieć, czym żyje naród, niech przyłoży ucho do Jasnej Góry. Sam dodałbym – i niech czyta wiersze Szmidta!
Godłem Polski jest orzeł – z bogatą ornamentyką. O Andrzeju Szmidcie powiedziałbym, że przypominał bociana, który nie zakłada gniazda w wysokich górach, ale nisko, na słupach czy dachach, aby mieć ogląd swojej „małej ojczyzny”. A kiedy wyląduje, uważnie śledzi ziemię.
Takim widzę Andrzeja Szmidta. I takim Go pamiętam. O takim ośmieliłem się napisać wiersz:
Poeta
Andrzejowi Szmidtowi
najwybitniejszy poeta którego znałem
wyglądał jak żebrak
wysoki chudy tak
że siwizną sięgał nieba
ale oczy ciągle czujne
śledziły ziemię
nigdy nie chodził
posuwał się
w dżinsowej kurtce
kusym paltociku
nieobecny tak
niezaradny
szary
nikt
a Wielki w Wierszu
(Tyniec 20.02.1998 r.)
Panie Andrzeju!
Nad nami szare niebo, pod nami szara ziemia. Zobacz – zszarzało nam nawet Boże Narodzenie. Ale ja i Ty, i może jeszcze ktoś i… Ktoś – wiemy, że w szarości jest więcej barw, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Tak jak w Twoich wierszach! Żegnaj!
W imieniu przyjaciół z Powiśla
Ks. Adam Zelga