rE-medium | Tygodnik Powszechny

Wiosna 2024, nr 1

Zamów

Miasteczka odżywają

Że ich już nie ma — nietrudno zauważyć. Ci, którzy sami tego nie dostrzegli, dowiedzieli się ze słynnego wiersza Antoniego Słonimskiego. Znamy chyba wszyscy te smutne słowa: Nie masz już, nie masz w Polsce żydowskich miasteczek / w Hrubieszowie, Karczewie, Brodach, Falenicy / próżno byś szukał w oknach zapalonych świeczek / i śpiewu nasłuchiwał z drewnianej bożnicy.

Zgoda, nie ma już w Polsce takich żydowskich miasteczek. Ale jeśli chodzi o początek następnej strofy — znikły resztki ostatnie — to nie do końca się zgadzam. Powiedzmy więc może inaczej: nie ma już tamtych żydowskich miasteczek, ale ślady, resztki i cienie pozostały. W jakiś sposób miasteczka wciąż zatem są. I coraz częściej odżywają w pamięci tych, którzy je obecnie zamieszkują.

Nie wszystko można wybielić, nie każdy ślad uprzątnąć. Nawet gdy ludzka pamięć chowa głęboko świadomość historii tych miejsc, przywołują ją wyłażące spod bieli ścian polichromie, ślady po mezuzach w futrynach drzwi i zaniedbane, czasem zdewastowane groby. Zwłaszcza groby…

DEMBITZER.PL
Okna nowego mieszkania, do którego przeprowadził się w 1981 r. z rodzicami Ireneusz Socha, wychodziły na żydowski cmentarz w Dębicy. Przerażający widok zmuszał do przemyśleń. Miałem wgląd w życie podwójnie zabite — kamieniem nagrobnym i profanacją tego kamienia — wspomina dzisiaj1. Nie od razu spowodowało to jego fascynację kulturą żydowską, ale powoli otwierało na przeszłość tego miejsca, kulturę jego dawnych mieszkańców. Jego zainteresowania, odczucia i przemyślenia zaczęły być inspirowane przez miejsce, gdzie mieszkał, (kirkut) oraz muzykę i literaturę żydowską.

Założony przez niego wraz z przyjaciółmi zespół muzyczny Kirkut-Koncept grał — wbrew nazwie — alternatywnego rocka. Ale wkrótce zaczęły się pojawiać fascynacje muzyką klezmerską, a poprzez nią żydowską w ogóle. Potem zawładnął nim klimat muzyki Szymona Laksa i od tej pory Socha chciał przypomnieć zapomnianą twórczość i postać tego kompozytora. Jego życie, a szczególnie okres obozowy, zawsze wydawało mi się symboliczne. Symboliczne choćby w sensie losu polskiej inteligencji żydowskiego pochodzenia, która pozostawia po sobie tak ważne dziedzictwo. To smutne, ale w Polsce obecnie nie korzysta się z bogactw muzyki Szymona Laksa i nie czyta się jego obozowych refleksji zawartych w tomie „Gry oświęcimskie”. Była to, wobec tego, postać idealna dla kogoś takiego jak ja — tłumaczy Socha. Wsparł go w tym syn Laksa, pan Andre Laks, udostępniając nuty i nagrania ojca.
Tak zaczęła się praca nad projektem płyty „Sztetlach”, do którego realizacji Socha zaprosił zaprzyjaźnionych muzyków. Nagrania trwały między 2002 a 2004 rokiem, teraz gotowa płyta czeka na życzliwego mecenasa, który pomoże ją wydać. Wzięli w nim udział Jarosław Bester, Raphael Rogiński, Bolesław Błaszczyk, Wojtek Kucharczyk, Patryk Zakrocki, Paweł Szamburski i Tomasz Gwinciński. Punktem wyjścia była partytura muzyki do „Elegii miasteczek żydowskich” napisana przez Szymona Laksa i wiersz Jarosława Lipszyca „Miasteczka 2.1”, będący współczesnym nawiązaniem do tekstu Słonimskiego. Na fundamencie tych dwóch tekstów każdy z nich stworzył swoją muzykę, bardzo odległą od klezmerskich stereotypów. Z jednej strony jest ona bliska współczesnej muzyce kameralnej, z drugiej eksperymentalnej, jazzowej i elektronicznej. Utwory noszą żydowskie nazwy małych, ale ważnych w historii żydowskiej miejscowości, na przykład Ushvotsk (Otwock) czy Rymanov (Rymanów), w którym żyli znani cadykowie.

W ten sposób projekt Ireneusza Sochy nie tylko nawiązuje do muzyki klezmerskiej, ale nadaje jej współczesny wymiar. Pokazuje też, w jaki sposób sztuka może służyć pamięci o zaginionym świecie i jakoś ten świat dla nas odzyskiwać, nie tylko poprzez bezpośrednie nawiązania do dawnych pieśni, ale z dodatkiem czegoś twórczego. Większość ludzi podświadomie preferuje tradycyjną muzykę klezmerską — tłumaczy Socha — gdyż jej wykonawcy, wykonywane przez nich tematy i sposób wykonania symbolizują Żydów z rozpowszechnionego w Polsce stereotypu (pejsaty skrzypek w kapocie, na dachu). Poza tym to muzyka skoczna i przyjemna. Problem z odbiorem zaczyna się wtedy, gdy artyści czerpiący z tej tradycji nie odwołują się do niej w najbardziej oczywisty sposób.

Żydowskie fascynacje Ireneusza Sochy nie ograniczyły się jednak do muzyki. Widziany przez okno kirkut zapadł mu zapewne głęboko w pamięć i nie daje spokoju. Pewnie stąd wzięło się zainteresowanie tym, kim byli ci, których groby widział za oknem, jak żyli i jaka była tamta Dębica (Dembitz). Ta droga doprowadziła go do „Sefer Dembic” („Księgi Dębicy”) wydanej w 1964 w Tel Awiwie przez Związek Dębiczan w Izraelu księgi, poświęconej pamięci dębickich Żydów. Planował nawet naukę hebrajskiego, żeby ją przetłumaczyć, ale poprzestał na tłumaczeniu z angielskiego. Pierwsze rozdziały przetłumaczone na język polski pojawiły się 18 sierpnia 2004 na stronie internetowej JewishGen2. Socha planuje przetłumaczyć wszystkie rozdziały tej pamiątkowej księgi, które są dostępne w języku angielskim. Chciałby w przyszłości wydać „Księgę Dębicy” drukiem, ale to wymaga znalezienia dobrego tłumacza z jidysz i hebrajskiego, który podjąłby się tego zadania. Tymczasem Towarzystwo Przyjaciół Ziemi Dębickiej przygotowuje i planuje wydać w tym roku książkę o Żydach w Dębicy i Pilźnie, w której skład wejdą również rozdziały „Sefer Dembic”. Pytany o plany, dębicki muzyk wspomina o kilku projektach, na przykład o ewentualnym stworzeniu działu judaistycznego w miejskim Muzeum Regionalnym — być może udałoby się go umieścić w dębickiej synagodze, dziś dzierżawionej przez krakowską gminę jako przestrzeń handlowa?

TAK TRZEBA BYŁO…
Kopiąc fundamenty pod garaż, ktoś wykopał kamienną płytę z egzotycznymi, niezrozumiałymi napisami. Odkrycie spowodowało radość, bo wydawało się, że jest to coś starożytnego i niezwykle cennego zarazem. W tym samym czasie Koło Historyczne działające w bodzanowskim gimnazjum poszukiwało tematu związanego z lokalną historią, którym mogłoby się zająć. Przedtem badali historię miejscowego ruchu oporu, tym razem postanowili zająć się historią Żydów w Bodzanowie.

Historia odnalezionej macewy — bo ów „starożytny kamień” był po prostu nagrobkiem — okazała się nie bez znaczenia, bo jest to jedyna macewa ocalała z dwóch bodzanowskich kirkutów. Pozostałych Niemcy użyli do utwardzania dróg. Spacerując dziś po miasteczku, chodzimy waśnie po nich. Reakcja na odkopaną macewę jest dosyć zdumiewająca — mówi nauczyciel historii Zdzisław Leszczyński — zwłaszcza w miasteczku, gdzie 60 lat temu polowa mieszkańców była żydowska, a do niedawna na strychach domów leżały tabliczki z napisami w jidysz. Koło Historyczne pod jego opieką zaczęło tropić zapomnianą historię. Dziś bowiem stara zabudowa dawnego sztetla ulega zniszczeniu, część z domów została rozebrana, a zarośnięty i zaniedbany cmentarz stał się wysypiskiem śmieci.

Szukali w archiwum w Płocku, nawiązali kontakt z Janem Jagielskim z Żydowskiego Instytutu Historycznego, robili wywiady z mieszkańcami, i sprawdzali zawartość publikacji na internetowych stronach Jewish Gen, a nawet nakłonili paru dawnych mieszkańców do napisania wspomnień. W ten sposób udało im się odtworzyć znaczną część historii, oraz ustalić adresy i nazwiska wszystkich rodzin żydowskich mieszkających przed wojną w Bodzanowie. Efekt swojej pracy opublikowali w wydawanym przez siebie kwartalniku „Zeszyt Historyczny”.

Nie ograniczyli się jednak tylko do spisywania historii. Zaczęli sprzątać teren cmentarza, w czym wspierały ich władze gminy, przysyłając im do pomocy w cięższych pracach robotników sezonowych. Postanowili, że na cmentarzu powinien stanąć pomnik upamiętniający dwieście lat osadnictwa żydowskiego w Bodzanowie. W efekcie powstał społeczny komitet budowy pomnika, w skład którego wchodzili radni, lokalni działacze społeczni i kombatanci. Urząd gminy również bardzo pomagał w przygotowaniach. Pytałam wójta, Jarosława Dorobka, z czego wynika jego i gminy zaangażowanie. „Nie trzeba dorabiać do tego żadnej ideologii — odpowiedział — to przecież normalne, że jeśli na terenie gminy jest cmentarz, to powinien być uporządkowany, a historia mieszkańców upamiętniona”.

Na uroczystość odsłonięcia pomnika przybyli liczni goście, ale zgromadziła ona również wielu mieszkańców Bodzanowa. „Mogę tylko podziękować, że znaleźli się ludzie, którzy podjęli się tego wysiłku” — zwrócił się do zebranych rabin Michael Schudrich. Podczas uroczystości, a raczej przed nią, miała miejsce zabawna sytuacja. Zastanawiano się, jak wszystko zorganizować, aby odsłaniający pomnik panowie z urzędu gminy nie musieli zakładać jarmułek. Nie dlatego, by uważali to za niestosowne, ale po to, by ich zdjęcia z uroczystości nie stały się potem w czasie samorządowej kampanii wyborczej pożywką dla antysemitów. W rezultacie pomnik odsłoniły panie, a większość zgromadzonych stała poza terenem cmentarza. Nie bez znaczenia była wówczas obecność ks. Michała Czajkowskiego. Co prawda, większość osób nie wiedziała, kim on jest, ale jako członek warszawskiej delegacji został uznany za kogoś bardzo ważnego. Gdy więc on, ksiądz katolicki, serdecznie przywitał się z rabinem, wiele lodów zostało przełamanych.

Sprzyjająca temu projektowi atmosfera nie oznacza, że nie było żadnych problemów. W swoim raporcie na stronie internetowej projektu3 młodzież pisze, że zajęła się udokumentowaniem historii Żydów wbrew pewnym przeciwnościom. Cóż to za przeciwności? Można by powiedzieć, że dosyć klasyczne, jak choćby spekulacje na temat pochodzenia nauczyciela i uczniów (no bo dlaczego ich to tak interesuje?). Pojawiały się również głosy, że skoro upamiętnili Żydów, to teraz zechcą wystawić pomnik Armii Czerwonej. Za marginalne, choć pewnie dla młodych ludzi dosyć kłopotliwe, można uznać to, że sąsiednie gimnazjum przezywa teraz uczniów Publicznego Gimnazjum w Bodzanowie Żydami, w samym gimnazjum zaś pojawiły się kiedyś na szafkach antysemickie napisy. Jest też problem chłodu i podejrzliwości niektórych dorosłych, choć trzeba przyznać, że antysemityzm podsycany jest przez bardzo wąskie grono.
Pomimo „pewnych przeciwności” koło historyczne liczy dwudziestu czynnie działających członków i kolejną dwudziestkę mniej zaangażowanych. Wszyscy są przekonani, że po prostu tak trzeba było postąpić. W tym roku szkolnym realizowali nowy projekt dotyczący tolerancji pod hasłem „Wiem więcej, jestem bardziej tolerancyjny”, w którego ramach na początku marca pojechali na warsztaty o kulturze żydowskiej do Gniezna. Będziemy mieli zajęcia z podstaw języka hebrajskiego, poznamy litery — cieszą się uczniowie. Mają też różne pomysły, czym zajmować się teraz. Historia Bodzanowa jest fascynująca — zapewnia Kamil, członek koła, oprowadzając mnie po miasteczku, a potem dzieli się refleksją: „Myśleliśmy, że ktoś będzie próbował zdewastować nasz pomnik, dlatego często tam chodzimy, by go pilnować i sprzątać. Okazało się jednak, że jedyne, co się na nim pojawia, to małe kamyczki. Bo wiesz, Żydzi mają taki zwyczaj… Tylko nie wiemy, kto je tam kładzie i skąd ten zwyczaj zna”.

PALIWO DO KOSIARKI
Coraz częściej małe kamyczki pojawiają się też na macewach kirkutu w Wielowsi koło Gliwic i odwiedza go coraz więcej osób. Do niedawna było to zupełnie niemożliwe, bo malowniczo położony cmentarz był tak zarośnięty, że trudno było nań wejść. Poza tym od lat był dzikim wysypiskiem śmieci. W okolicy nazywano go „tajemniczym ogrodem” lub „żydowskimi grobami”. Teraz przy drodze stoi tabliczka informacyjna wystawiona przez władze gminy, z napisem: „Kirkut. Cmentarz Żydowski” i tak teraz mieszkańcy Wielowsi nazywają to miejsce. Nie przypomina już tajemniczego ogrodu, bo chaszcze, które go zarastały, zostały wykarczowane, a śmieci wywiezione. Z tajemniczości pozostało urokliwe miejsce i niewątpliwa egzotyka nagrobnych napisów.

Momentem przełomowym dla tego miejsca stało się całkiem zwyczajne wydarzenie. Grzegorz Kamiński — nauczyciel historii, który właśnie zaczął pracę w tutejszej szkole podstawowej — zabrał swoich uczniów z koła historycznego na zajęcia w terenie i pokazał im zaniedbany cmentarz. Sami spytali, czy mogliby go posprzątać, a on się na to zgodził. Zwrócili się do pani Jolanty Bezdurowicz z gminy żydowskiej w Gliwicach z prośbą o wskazówki. To ona skontaktowała ich z gminą w Katowicach (w Gliwicach jest jedynie filia), by poprosili o zgodę na sprzątanie, to ona też udzielała im wskazówek, co mogą, a czego nie mogą robić na cmentarzu. Na wszystko zgodził się również wicewójt i wtedy dzieci mogły przystąpić do pracy.

Koło historyczne działające przy szkole podstawowej w Wielowsi liczy sześćdziesiąt osób (z około stu pięćdziesięciu dzieci z klas 4–6), więc rąk do pomocy było sporo. Kiedy wracali z pierwszego sprzątania i spotkali sołtysa, ten miał pretensje, że… nic nie powiedzieli i nie poprosili o pomoc. Następnym razem właśnie sołtys, Józef Schutz, przyłączył się do nich wraz z dorosłymi synami. Prace porządkowe trwały również w wakacje, i wtedy udało się zrobić najwięcej. Dzieciaki przychodziły bardzo chętnie, wręcz miały pretensje do pana Kamińskiego, jeśli nie powiedział im, że wybiera się sprzątać. Wystarczyło, by któreś dostrzegło jego samochód i już same zbierały się i szły z grabiami na kirkut. Z czasem przerodziło się to w swego rodzaju „pospolite ruszenie” mieszkańców, rodziców i władz samorządowych pod przewodnictwem dzieci i ich nauczyciela. Na podstawione przez wójta przyczepy załadowano 30 ton śmieci zebranych na cmentarzu i w jego sąsiedztwie. Na fotografiach widać, że kirkut zmienił się nie do poznania. Początkowo trudno było wejść, dziś bez trudu można spacerować i oglądać macewy.

Do tej beczki miodu trzeba jednak dodać również łyżkę dziegciu. Mimo wspomnianego „pospolitego ruszenia” pojawiały się głosy sprzeciwu, niektórzy szeptali, że Kamiński jest na pewno Żydem, skoro tyle dzieciom o tej kulturze mówi i sprząta cmentarz. Na szczęście koło historyczne ma ogromne poparcie we władzach gminy, a przeciwnicy są raczej marginalną grupą, którą kieruje bardziej zawiść niż antysemityzm. Kamiński śmieje się: „Gdy mi mówią: myśmy już od dawna myśleli o tym, żeby sprzątnąć ten cmentarz, odpowiadam — to trzeba było to zrobić”.

Władze samorządowe przyznają, że nie bardzo wiedziały, co zrobić z cmentarzem, więc inicjatywa uczniów bardzo ich ucieszyła. Dzieciaki nie tylko posprzątały cmentarz, ale dobrze znają historię Żydów w Wielowsi. A Żydzi mieszkali tam od końca XVII wieku, kiedy przybył tu Jonatan Bloch z żoną Berachą. Nagrobek Blocha jest najstarszym zachowanym na tutejszym kirkucie. Na prośbę uczniów gminna komisja ochrony środowiska przyznała dwóm dębom rosnącym na cmentarzu status pomników przyrody i nadała im imiona: Beracha i Jonatan. Dzieci znają również dobrze symbolikę przedstawioną na nagrobkach. Dzięki swojej znajomości lokalnej historii Żydów uczniowie Kamińskiego zajęli trzecie miejsce w konkursie powiatowym i otrzymali 1000 złotych nagrody. Za te pieniądze kupili kosiarkę, która przyda im się do porządkowania cmentarza.

Na kirkucie potrzebne są jeszcze pewne prace: wysianie trawy, budowa bramy i tablicy pamiątkowej z rzetelną informacją o historii, budowa ogrodzenia. Może uda się, by wszystko było gotowe na 700-lecie Wielowsi. Obchody odbędą się w sierpniu. Na razie Kamiński planuje wydanie pocztówek z widokiem kirkutu i być może małego przewodnika po cmentarzu4. Zyski z ich sprzedaży będą przeznaczone na paliwo do świeżo zakupionej przez Koło Historyczne kosiarki.
Dalsze plany? Cóż, w Wielowsi jest również jedna z najstarszych na Śląsku synagog. Wzniesiona w 1771 roku przetrwała noc kryształową i wojnę dzięki Franciszkowi Białkowi, który tuż przed tymi wydarzeniami odkupił ją od gminy żydowskiej i uratował, pokazując esesmanom akt własności kamienicy. Po wojnie znajdował się tu magazyn zboża i budynek podzielono na trzy piętra. Jedyne, co się z niej zachowało, to zasłona szafy na Torę. Kamiński marzy, by wmurować tam pamiątkową tablicę upamiętniającą żydowskich mieszkańców miejscowości. Patrząc na to, ile udało się osiągnąć podczas sprzątania kirkutu, możemy właściwie czuć się już zaproszeni na odsłonięcie owej tablicy….

POLICHROMIE W KOMÓRCE
Znamienne, że to zwykle groby lub miejsce po nich są tym śladem po żydowskich mieszkańcach, który upomina się o pamięć. W Będzinie były niegdyś dwa żydowskie cmentarze. Najstarszy, średniowieczny w czasie wojny naziści zmienili na skwerek, a z macew zrobili schody do pobliskiego kościoła. Adam Lazar, naczelnik Wydziału Promocji, Kultury i Sportu Urzędu Miejskiego w Będzinie, pamięta z dzieciństwa, że widać było jeszcze na schodach zatarte hebrajskie napisy. Drugi cmentarz, leżący na Zamkowej Górze, zwany cmentarzem cholernym (bo założonym podczas epidemii cholery), doczekał do naszych czasów nieogrodzony i zarośnięty. Część macew osunęła się w dolne partie cmentarza, na samym jego dole jest zaś rumowisko, na które naziści zwozili nagrobki z innych kirkutów. Najstarszą synagogę spalili we wrześniu 1939, o innych niewiele wiadomo.

Dlaczego napisałam, że i tu wszystko zaczęło się od cmentarza? Adam Lazar wspomina, że na początku lat dziewięćdziesiątych było duże zainteresowanie historią miejscowych Żydów, które jednak z czasem osłabło. To wtedy umieszczono na kilku budynkach pamiątkowe tablice po polsku i po hebrajsku informujące o przeszłości tych miejsc. Kolejna fala zainteresowania przyszła parę lat temu i spotkała się z życzliwością i wsparciem ze strony Urzędu Miasta. Zaczęła się ona od inwentaryzacji cmentarza, której podjęli się historycy z miejscowego muzeum, a w jej efekcie powstała „Fundacja Jona. Zagłębiowskie Centrum Kultury Żydowskiej”. Kontynuuje ona stawianie wcześniej wspomnianych tablic. Jest ich teraz ponad dziesięć i wkrótce ułożą się w rodzaj ścieżki edukacyjnej. Poza tym fundacja koordynuje i inicjuje rozmaite działania dotyczące historii będzińskich Żydów. „Do niedawna mieliśmy często w mieście gości z Izraela, ale oni i ta grupa pasjonatów nie wiedzieli o sobie nawzajem” — opowiada Jarosław Krajniewski, historyk z Muzeum Zagłębia w Będzinie i członek Jony. „Dziś spotykają się z nimi pasjonat i historyk” — dodaje naczelnik Lazar, mając na myśli Krajniewskiego i pracującego w Urzędzie Miasta Adama Szydłowskiego, który za działalność dotyczącą dokumentowania historii będzińskich żydów otrzymał nagrodę prezydenta miasta.

„W zasadzie zaczęło się od mody na odtwarzanie lokalnej historii — tłumaczy nauczyciel historii Marcin Lazar. — Zaczęto pytać, jak wyglądało życie miasta w przeszłości, kto gdzie mieszkał. Wtedy okazało się że historyczne centrum zamieszkiwali przed wojną w 90% Żydzi”. Taką wiedzę można próbować zignorować albo uczynić ją częścią swojej tożsamości. Tu zdecydowano się na to drugie rozwiązanie. Może dlatego Marcin Lazar i jego uczniowie, szukając zabytku, którym mogliby się, w ramach programu „Ślady Przeszłości”, zaopiekować, zdecydowali, że będzie to cmentarz na Górze Zamkowej5. A może sprawiła to pewna tajemniczość i egzotyka miejsca — możliwość odkrywania nieznanego.
Zaczęli od uczestnictwa w multimedialnych warsztatach o historii miasta i jego żydowskich mieszkańców przygotowanych przez Krajniewskiego, a potem w warsztatach, na których uczyli się między innymi odczytywania hebrajskich inskrypcji nagrobnych. Tak przygotowani wybrali się ponownie na cmentarz i rozpoczęli jego porządkowanie. Marcin Lazar tłumaczy, że na razie nie chce rozpoczynać zbyt wyraźnych prac porządkowych, by nie zwracać na cmentarz uwagi. Obawia się, że niezabezpieczony ogrodzeniem kirkut padnie ofiarą chuliganów. Czy uczniowie chcą i lubią zajmować się tym miejscem? „Fajnie jest zrobić coś dobrego i przy okazji spotkać się z przyjaciółmi” — odpowiadają na moje pytanie oprowadzające mnie z kolegami po cmentarzu Gosia i Kasia. „Wszystkie szkoły powinny robić coś takiego” — dodają.
Wspomniałam o pewnej tajemniczości i możliwości odkrywania, jaka wiąże się ze śladami po żydowskich mieszkańcach. W Będzinie dzięki działalności fundacji Jona i przychylności Urzędu Miejskiego wytworzył się klimat sprzyjający odkrywaniu zapomnianej lub skrywanej historii. W 60. rocznicę zagłady będzińskich Żydów Urząd Miejski wraz z Instytutem Pamięci Narodowej zorganizował sesję naukową, po której została wydana książka „Zagłada Żydów Zagłębiowskich”, która trafiła do wszystkich szkół i bibliotek Będzina. Potem powstała inicjatywa zorganizowania dni kultury żydowskiej, których tygodniowe obchody odbyły się od tego czasu już dwukrotnie.

Ta atmosfera sprawia, że żydowska historia Będzina przestała być w mieście tematem tabu. Skrywane wstydliwie judaika i wiedza o dawnych sąsiadach przestały być kłopotliwe, wręcz przeciwnie, coraz częściej są ujawniane. Nastał czas odkryć, takich jak na przykład znalezienie w komórce na węgiel, w suterenie jednej z kamienic, żydowskiego domu modlitwy. Choć trudno w to uwierzyć, przez niemal sześćdziesiąt lat właścicielki dwóch sąsiadujących komórek nie przyznawały się, że na ścianach tych pomieszczeń widnieją malowidła. Z drugiej strony zdawały sobie sprawę, że jest to taki „żydowski kościół” i starały się ich nie niszczyć. Polichromie przechowałyby się zapewne w dobrym stanie, gdyby nie awaria instalacji, z której powodu piwnica została częściowo zalana wodą. Dziś te piwnice są już własnością miasta, które przygotowuje je do otwarcia dla zwiedzających. Zburzono dzielącą pomieszczenie ścianę, usunięto węgiel. Mimo jego śladów na ścianach i częściowych ubytków, polichromie robią ogromne wrażenie, podobnie jak całe wnętrze, w którym zachował się jedynie drewniany wieszak przy wejściu. Niedługo po odkryciu domu modlitwy okazało się, że w sąsiednich komórkach znajduje się zachowana w dosyć dobrym stanie mykwa. Na razie miasto jest w trakcie przeprowadzania ich właścicieli. Dopiero zrobiwszy to, można będzie ocenić stan tych pomieszczeń. Być może w niedługiej przyszłości oba miejsca będą otwarte dla zwiedzających.

Czy tylko one? Okazuje się, że Będzin może kryć jeszcze wiele tajemnic. Zwłaszcza że miesiąc później, na pierwszym piętrze jednej z kamienic, spod klejowej farby zaczęły również wyłaniać się, ku zdziwieniu mieszkańców, polichromie. W ten sposób odnaleziono kolejny prywatny żydowski dom modlitwy. Wygląda więc na to, że będzińska ścieżka prowadząca śladami żydowskich mieszkańców będzie się wciąż wydłużać, a „Fundacja Jona” ma przed sobą jeszcze dużo pracy.

WIZJA
Wybitny pisarz żydowski — Józef Opatoszu — w jednym ze swych ostatnich przed śmiercią opowiadań daje obraz miasteczka polskiego w latach, które dopiero nadejdą. Było to dawniej miasteczko żydowskie. Ale w epoce, którą Opatoszu opisuje, Żydów już tam nie ma i tylko jakieś głuche zachowało się wspomnienie o dziwnych ludziach, którzy tam ongiś żyli. Z mieszkańców miasteczka został już tylko jeden — sędziwy starzec — który na własne oczy, gdy był dzieckiem, widział owych miejscowych Żydów i coś o nich pamięta. W opowiadaniu Opatoszu młodzież miejscowa, która przypadkowo usłyszała o tych dawnych mieszkańcach, stara się od starca dowiedzieć, kim oni byli, co się z nimi stało, dlaczego zginęli. I w ten sposób płynie opowieść-legenda o tych, którzy nawet upiorami być przestali, i legenda zdaje się ich wskrzeszać na nowo. Jest to bardzo piękne opowiadanie. Zawarta w nim myśl zasadnicza wyraża pewność, że Polska nigdy o swoich Żydach zapomnieć nie będzie mogła6.

Proroczą okazała się ta wizja, zmarłego w 1954 roku, Józefa Opatoszu, którą tak pięknie przywołał w swojej książce Aleksander Hertz. Okazuje się bowiem, że nie tylko w mazowieckim Bodzanowie, zagłębiowskim Będzinie czy górnośląskiej Wielowsi młodzież wsłuchuje się w tę opowieść-legendę, która płynie z ust starszych mieszkańców, z macew ukrytych dotąd w gąszczu drzew i ze zrujnowanych synagog. Podobnie działo się i dzieje w Byczynie, Gliwicach, Mińsku Mazowieckim, Otwocku, Karczewie, Oświęcimiu, Lublinie, Kraśniku, Krasiczynie, Koniecpolu, Biłgoraju, Sawinie oraz wielu innych małych i dużych miasteczkach oraz miastach. Sprzątanie kirkutów, zapisywanie wspomnień i poszukiwania w archiwach stają się sposobem odzyskiwania pamięci o swojej — tych właśnie miejsc — przeszłości.

Gęstą siecią oplata Polskę także fala festiwali i dni żydowskiej kultury, które odbywają się w wielu miastach i szkołach. I znów: Warszawa, Kraków, Poznań, Gdańsk, Rzeszów, Tarnów, Kołobrzeg, Kalisz, Leżajsk, Środa Wielkopolska czy znany nam już Będzin — to tylko część miejsc, w których zdarzyły się lub wydarzają rokrocznie takie właśnie imprezy.

JAK TO ROBIĆ DOBRZE?
Rzecz jasna, jest także w Polsce wiele innych, pewnie równie licznych miejsc, w których o żydowskiej przeszłości nie pamięta się wcale. Zarośnięte, zaśmiecone „żydowskie groby”, obojętnie mijane zrujnowane synagogi jako jedyne pamiątki po tych, o których się nie mówi — to równie swojski krajobraz. Nie może być jednak dziełem przypadku, że dobrych inicjatyw w tej dziedzinie jest tak wiele. Ich liczba pozwala już zastanawiać się nie tylko nad tym, czy — idąc za szlachetnym odruchem serca — przełamywać lokalne milczenie i odgrzebywać żydowską przeszłość swoich miejscowości, lecz także jak to robić, aby robić dobrze. Jak unikać popełniania błędów? Jak nie wpadać w pułapki sentymentalizmu i powierzchowności?

Przede wszystkim każdy zamiar sprzątania zaniedbanego kirkutu trzeba uzgodnić z działającą na danym terenie gminą żydowską. Najprościej skontaktować się z komisją rabiniczną do spraw cmentarzy działającą przy biurze naczelnego rabina Polski Michaela Schudricha w Warszawie, która wskaże właściciela cmentarza i udzieli wskazówek, co można, a czego nie można w takim miejscu robić7. Komisja chętnie organizuje dla takich grup warsztaty dotyczące żydowskich obyczajów religijnych i kultury.

Drugą rzeczą godną refleksji jest nietrudny do zauważenia schemat, który powtarzają wszystkie dni kultury i festiwale. Odsłonięcie pamiątkowej tablicy, wystawa fotografii, koncert muzyki klezmerskiej, degustacja koszernej kuchni, wystawa o historii żydowskich mieszkańców tego miejsca oraz ewentualne zwiedzanie synagogi i kirkutu z przewodnikiem to stale występujące punkty programu. W większych miastach dochodzą do tego spotkania z żydowską młodzieżą, jakieś panele i dyskusje czy projekcje filmów. Owa powtarzalność nie jest niczym złym, ale organizując w mieście już nie drugie czy trzecie, lecz piąte lub siódme dni kultury żydowskiej, trzeba będzie zaproponować coś więcej, albo coś głębszego.

Wesprzyj Więź

Myśląc o głębi, jaką przy takich okazjach można mieszkańcom ofiarować, nie mogę nie wspomnieć przedsięwzięć lubelskiego Ośrodka Brama Grodzka — Teatr NN. Ot, na przykład przyjrzyjmy się planowi tegorocznych obchodów rocznicy likwidacji lubelskiego getta, przygotowanych przez Bramę: 16 marca od godz. 18.30 do 19.00 uczestnicy będą mogli odczytywać nazwiska Żydów lubelskich na żywo. O godzinie 19.00 usłyszymy kadisz, żydowską modlitwę żałobną, a na terenie byłej dzielnicy żydowskiej zgaśnie światło. Po drugiej stronie Bramy Grodzkiej światła wciąż będą się palić8. Ważnym elementem tych corocznych obchodów jest wysyłanie przez uczniów „listów do getta” — listów do dawnych żydowskich mieszkańców Lublina na ich nieistniejące już dziś, przedwojenne adresy. Zwrotna poczta z adnotacją: „adresat nieznany” pewnie więcej mówi o historii niż niejedna szkolna lekcja.
Próbowałam namówić Tomasza Pietrasiewicza, dyrektora lubelskiego Ośrodka, aby dał kilka wskazówek tym, którzy chcieliby w podobny sposób dotknąć wrażliwości współmieszkańców. „Nie da się w ten sposób — odpowiedział — w tych miejscach trzeba być, chodzić, wsłuchać się w nie. Nie umiem wskazać gotowych rozwiązań”. Również jego zdaniem, wiele festiwali kultury zbyt bezrefleksyjnie popada w cukierkowaty ton, za którym idzie niewiele głębszego. Wtedy mamy do czynienia z tym, o czym wspominał mi wcześniej Ireneusz Socha: z kultywacją naszych stereotypów i fascynacją kulturą żydowską, ale oswojoną i przykrojoną do naszych potrzeb i oczekiwań. „By tak się nie działo, potrzebne są trzy poziomy działań — objaśnia Pietrasiewicz. — Pierwszy to solidna dokumentacja, zapisywanie wspomnień, grzebanie w archiwach. Drugim są budowane na bazie tej dokumentacji programy edukacyjne. Dopiero trzecim jest zaś przetworzenie tego na poziomie artystycznym i wyjście w przestrzeń publiczną”.

Zuzanna Radzik
__________________________________
Zuzanna Radzik — studentka teologii PWT „Bobolanum” w Warszawie. Publikowała w „Tygodniku Powszechnym”.

1 Ireneusz Socha, „Kirkut-Koncept, czyli nowe życie na cmentarzu”, www.miastomaglos.9o.pl/story.htm (12 kwietnia 2005).
2 www.jewishgen.org
3 http://www.ceo.org.pl/dokument.php?dzial=1356&id=27939 (14 marca 2005).
4 Więcej o zabytkach żydowskich w Wielowsi można przeczytać na stronie: www.powiatgliwicki.pl/strona.php?id=1016&dzial=2139
5 http://www.ceo.org.pl/dokument.php?dzial=1361&id=19949l
6 A. Hertz, „Żydzi w kulturze polskiej”, Warszawa 2003, s. 25.
7 Informacje te można również znaleźć na stronie: http://www.fodz.pl/baza.htm
8 http://wtl.tnn.lublin.pl/ (15 kwietnia 2005).

Podziel się

Wiadomość

5 stycznia 2024 r. wyłączyliśmy sekcję Komentarze pod tekstami portalu Więź.pl. Zapraszamy do dyskusji w naszych mediach społecznościowych.