rE-medium | Tygodnik Powszechny

Wiosna 2024, nr 1

Zamów

E-duszp@sterstwo?

Nie wiem, czy można mówić o “elektronicznym duszpasterstwie”. Może to tylko sztuczny twór językowy. Ale skoro od niedawna wysyłamy listy bez użycia papeterii (e-mail), płacimy rachunki pieniędzmi, nie widząc ich na oczy (e-cash), jednocześnie coraz częściej sięgamy do artykułów, podręczników, aktów prawnych, a nawet książek w wersji elektronicznej, to musimy zastanowić się nad dokonującą się zmianą cywilizacyjną. Za sprawą tzw. nowych mediów (internet, multimedia) dotychczasowy sposób komunikowania radykalnie się zmienił. I jest to poważne wyzwanie także dla duszpasterstwa.

Nowy język duszpasterzowania

Z badań OBOP wynika, że w lipcu 2000 r. dostęp do internetu miało już 4,6 milionów Polaków (czyli 15 proc. ogółu). Punktem honoru każdej firmy i organizacji jest dziś umieszczenie własnej strony w internecie. W ostatnich latach widać też w kraju coraz więcej poważnych inwestycji w przedsięwzięcia sieciowe, co od 1999 roku objawia się rosnącą liczbą coraz lepszych portali1.

Tych, którzy obawiają się rewolucji informatycznej, obserwatorzy zjawiska internetu pocieszają, że ten środek komunikacji nie zastąpi książki, gazety, radia czy telewizji, choć może zmienić dotychczasowe zainteresowanie tymi mediami. To ważna uwaga także dla duszpasterstwa. “Elektroniczne duszpasterstwo” nie jest żadną konkurencją dla tradycyjnych form. Chodzi przecież o to, by rozszerzać wachlarz sposobów docierania do ludzi, a nie zastępować metody stare i sprawdzone nowymi. Rzecz jasna, nie wspominam już nawet o sprawowaniu sakramentów, czego za pośrednictwem kabli uczynić się nie da. Komputerowe media zmuszają nas po prostu do nauczenia się nowego języka, którym także można głosić Dobrą Nowinę. Najlepiej, gdy zobaczymy to na kilku przykładach.

1. Maj 1996. Internet cieszy się na świecie coraz większą popularnością. W Polsce ma do niego dostęp ok. pół miliona osób. Trzech przyjaciół – Andrzej Rozkrut z Bydgoszczy, Krzysztof Jurek ze Szczecina i dominikanin z Warszawy o. Wojciech Jędrzejewski – wpadają na pomysł stworzenia strony www o tematyce religijnej. Serwis zatytułowany “Mateusz” rusza 29 maja. Autorzy zamieszczają wartościowe artykuły, otwierają katalog stron chrześcijańskich, dają możliwość wysłania intencji modlitewnych, których wydruki regularnie przekazują do szczecińskiego Karmelu. “Mateusz” jest coraz bardziej znany, pisze o nim prasa, zdobywa on najwyższe miejsca (1.-4.) w comiesięcznym rankingu Wirtualnej Polski. Przez pierwsze pół roku serwer odnotowuje 5 tys. wejść, rok 1997 kończy się wynikiem już 95 tys. wejść.

2. Dwa-trzy lata później pewien ksiądz z południowej Polski kupuje komputer z możliwością korzystania z internetu. Zafascynowany uczy się pracy z nowym urządzeniem. Na prostej drukarce powiela gazetkę parafialną. Zaczyna korzystać z poczty elektronicznej. Z czasem poznaje możliwości internetowych wyszukiwarek i ściąga z sieci konspekty kazań.

3. Grudzień 1999. Zbliżają się święta, gdy na rynku wydawniczym pojawia się “Multimedialny świat Biblii”. Elektroniczny leksykon mieści się na jednej płycie kompaktowej i jest kopalnią wiedzy na tematy biblijne. 730 zdjęć, 240 nagrań cytatów z Pisma Świętego, 400 artykułów, quizy, mapy, tabele, filmy. Wszystko opracowano pod redakcją wybitnego biblisty ks. Waldemara Chrostowskiego. Produkt w eleganckim pudełku był świetnym prezentem pod choinkę.

4. Styczeń 2000. Karmelita o. Arkadiusz Stawski zaczyna rozsyłać swoim znajomym “ewangelizacyjne SMS-y”. Krótka sentencja, myśl świętego lub fragment Biblii trafia na wyświetlacz telefonu komórkowego zainteresowanego. O. Arkadiusz wysyła też e-maile z czytaniami biblijnymi i życiorysami świętych. O jego działalności jest coraz głośniej (m.in. dzięki stronie www.karmel.org.pl); na wiosnę ma już kilkudziesięciu chętnych. – Zazwyczaj nie noszą przy sobie Pisma Świętego, ale telefon komórkowy owszem, bo muszą być uchwytni – tłumaczy o. Arkadiusz przez telefon. – Są zabiegani, nie zawsze znajdują czas, by zajrzeć do Biblii; dzięki SMS-om mogą się zatrzymać chociaż na chwilę w ciągu dnia, jadąc autobusem.

5. Wrzesień 2000. Archidiecezja gdańska organizuje w ramach obchodów jubileuszowych “Święto Człowieka”. Bogaty program obejmuje koncerty, wykłady i dyskusje, zakończone ogłoszeniem Karty Powinności Człowieka. Szczegółowe informacje na temat Święta znaleźć można w sieci (czlowiek.wp.pl). Większość wydarzeń, dzięki współpracy z “Wirtualną Polską” transmitowana jest za pośrednictwem internetu, a goście Święta biorą udział w dyskusjach w kawiarence internetowej. Jest to pierwsze na taką skalę wykorzystanie komputerowej sieci przez polskich katolików.

Co jest

Przykładów podobnych inicjatyw można już dziś podawać dziesiątki. Ich liczba rośnie w zawrotnym tempie – polskojęzycznych witryn internetowych o szeroko rozumianej tematyce chrześcijańskiej jest już ponad tysiąc2. Istnieje wiele stron zawierających teksty Pisma Świętego, oficjalne nauczanie Kościoła i miejscowych biskupów. Swoje witryny mają diecezje, niektóre parafie, zakony, seminaria duchowne, uczelnie katolickie, wydawnictwa, księża i świeccy chrześcijanie. Z internetu korzysta Caritas, organizatorzy pielgrzymek, misji i rekolekcji. Lista inicjatyw mogłaby być znacznie dłuższa. Gdybyśmy jednak próbowali je uporządkować, widać dwie najbardziej charakterystyczne tendencje: oddolną i odgórną. Typowym przykładem tej pierwszej jest powstały w 1996 roku “Mateusz”, natomiast tej drugiej – uruchomiona trzy lata później “Opoka”.

1. “Inicjatywy oddolne” (nazywam je w skrócie ODI) to strony tworzone przez zapaleńców przy wykorzystaniu małych środków. Twórcy takich stron poświęcają swój wolny czas, nie otrzymując za pracę żadnego wynagrodzenia. Nie oznacza to jednak, że efekt ich starań musi być mizerny. Publikować w internecie można przecież, nie wydając na to ani złotówki; o wiele cenniejsze są zdolności i inwencja. Przykładem tego jest Chrześcijański Serwis WWW “Mateusz” (www.mateusz.pl). Chociaż przez pierwsze lata tworzony “po godzinach” przez trzech autorów i garstkę współpracowników, od początku był w sieci jedną z najobszerniejszych i najciekawszych witryn.

2. “Inicjatywy odgórne” (w skrócie OGI) to strony tworzone przez instytucje, angażujące w to poważne środki. Projekt takiego przedsięwzięcia powstaje zwykle na zamówienie w wyspecjalizowanej firmie, a redagowaniem stron zajmują się osoby zatrudnione w instytucji. Środki na działalność pozyskiwane są ze sponsoringu lub z dochodów własnych. Dzięki posiadanym funduszom OGI stać na uruchomienie własnego serwera i korzystanie z rzadziej dostępnych technologii, jak własne wyszukiwarki czy bazy danych.

Inicjatywą odgórną jest “Opoka” – oficjalny serwer Kościoła katolickiego w Polsce, działający za zgodą Episkopatu Polski. “Opoka” udostępnia osobom i instytucjom związanym z Kościołem – całkowicie bezpłatnie – konta poczty elektronicznej, miejsce na strony www oraz inne usługi. W połowie roku 2000 na serwerze znajdowało się prawie 4 tys. kont e-mail oraz blisko 400 witryn www. Ponadto, “Opoka” prowadzi własny serwis internetowy, poświęcony Kościołowi w Polsce.

Kiedy porównamy ze sobą oba nurty, widać między nimi zadziwiające różnice. Wydawałoby się, że OGI powinno przewyższać pod wieloma względami ODI, zaryzykuję jednak stwierdzenie, że jest wręcz odwrotnie. Inicjatywy odgórne, chociaż mają do dyspozycji pracowników, sprzęt i finanse, w wielu przypadkach działają bez polotu, prawie się nie rozwijają, a na dodatek nie zawsze dorównują swoim komercyjnym odpowiednikom.

Na początku roku 2000 Biuro Prasowe Konferencji Episkopatu Polski uruchomiło stronę www.episkopat.pl. Gdy pisząc ten artykuł w lipcu, sprawdziłem odnośnik “informacje bieżące”, znalazłem tam jedynie przedawnioną informację, zapowiadającą na początek marca spotkanie Episkopatu. Na stronach “Opoki” przez półtora roku zmieniło się niewiele. Po roku odświeżono nieco szatę graficzną. Pojawił się tam serwis informacyjny Katolickiej Agencji Informacyjnej, Radia Plus i Radia Watykańskiego – którego redagowaniem nie zajmuje się przecież “Opoka”, zatrudniająca notabene kilkunastu pracowników.

Od początku istnienia “Opoki” na jej stronach miały się pojawić dokumenty Kościoła. Rzeczywiście, pojawiły się te najbardziej znane, z których wiele można było już wcześniej znaleźć w internecie. Szkoda tylko, że baza nie jest ciągle kompletna. Po oficjalnych stronach Kościoła w Polsce można się było spodziewać wszystkich tekstów. Wielką zasługą “Opoki” jest udostępnienie darmowych kont i stron www, wyższej jakości niż te dostępne w darmowych serwisach komercyjnych firm. Skomplikowana procedura sprawia jednak, że założenie konta na “Opoce” trwa co najmniej 2 tygodnie, a czasem miesiąc lub dłużej. Tymczasem na wspomnianych darmowych serwisach podobna operacja zajmuje ok. 15 minut.

Tych kilka przykładów pokazuje, że w internecie zdobycie odpowiednich środków nie jest gwarancją sukcesu. Jednak najbardziej martwi to, że strony ODI i OGI dzieli wielka przepaść, gdyż ich twórcy nie współpracują ze sobą. Instytucje kościelne mogłyby przecież organizować szkolenia dla autorów nawet tych najmniejszych serwisów, nagradzać najlepszych, promować ciekawe strony itp. Z kolei twórcy inicjatyw oddolnych mogliby dać swój zapał i pomysły, łamać schematy i tworzyć całkiem nowe rozwiązania. Zaletą współpracy jest możliwość wymiany doświadczeń, tworzenia know-how, “dzielenia się specjalistami”.

Na razie widać współpracę tylko w ramach własnych “grup”. Pojawiły się pierwsze wspólne inicjatywy OGI, czego dobrym przykładem jest strona jubileuszowa www.jubileusz2000.episkopat.pl, będąca owocem współpracy KAI, Biura Prasowego Konferencji Episkopatu Polski, “Opoki” oraz Krajowego Komitetu Wielkiego Jubileuszu. Z kolei autorzy ODI wspierają się poprzez tzw. webringi (dosłownie sieciowe pierścienie) – umieszczają na swoich stronach odnośniki do innych wspieranych stron lub do ich wykazu. Wszystkie te wspólne inicjatywy są na razie tylko kroplą w morzu potrzeb.

Co powinno być

Wbrew pozorom, w posługiwaniu się mediami komputerowymi najtrudniejsze jest nauczenie się nowego języka przekazu. Internet i multimedia mają bowiem swój własny język, który odróżnia je od przekazu gazetowego, radiowego, telewizyjnego czy książkowego. W profesjonalnej komunikacji respektuje się odrębność środków przekazu: jeśli nawet czyta się książkę w rozgłośni radiowej, trzeba to czynić małymi fragmentami przerywanymi muzyką. Dane statystyczne, które w gazecie można podać z dokładnością do setnych procenta, w telewizji prezentuje się w zaokrągleniu na przyciągających wzrok wykresach. Sądzę, że dla duszpasterstwa w internecie najważniejsze jest respektowanie dwóch zasad: bliskiej obecności oraz interaktywności.

1. Internet jest medium bliskim. Pozostałe środki przekazu w większym lub mniejszym stopniu uzależnione są od elit, które dysponują pieniędzmi, urządzeniami technicznymi i koncesjami. W internecie prawie każdy odbiorca może się stać łatwo nadawcą. Elektroniczna sieć jest więc wspaniałym medium dla małych społeczności lokalnych, subkultur, grup zainteresowań i diaspor.

Najcenniejszymi inicjatywami w internecie nie są te ogólnopolskie i ogólnokościelne, ale właśnie małe strony diecezji, parafii, ruchów, wspólnot modlitewnych, księży, a może i małżeństw katolickich. W sieci powinny się znaleźć nie tylko dokumenty Kościoła i listy Episkopatu, ale także materiały, które bezpośrednio dotykają problemów poszczególnych społeczności i osób. Czy jest gdzieś w Polsce strona internetowa parafii, na której znaleźć można najnowsze ogłoszenia, zapowiedzi przedślubne, wykaz dyżurów w konfesjonale i zestawienie parafialnych finansów? Czy jest strona parafii, na której można byłoby się dowiedzieć, jak należy załatwić w parafii chrzest, bierzmowanie, ślub lub pogrzeb? A gdyby tak opracować stronę, która rzeczowo omawiałaby naukę Kościoła na temat etyki seksualnej? Niestety, ciągle jest wielu, którzy wolą widzieć w internecie jego najgorsze cechy, zamiast podejmować wyzwanie zrobienia czegoś dobrego.

2. Internet jest medium interaktywnym. Jak mało który środek komunikacji może przekazywać informacje w obie strony: od nadawcy do odbiorcy i od odbiorcy do nadawcy. Internauci odnoszą się z dużym dystansem do prób przekazu jednostronnego, hieratycznego. Niestety, taki styl dość często zdarza się w kręgach katolickich.

Trudno mówić o “elektronicznym duszpasterstwie”, dopóki potencjalni duszpasterze będą woleli mówić niż słuchać. W polskim internecie nie brakuje lepszych lub gorszych stron poświęconych diecezjom, sanktuariom czy parafiom. Czasem uderza w nich jednak kompletna niewrażliwość na czytelnika. Brakuje informacji, które mogłyby zainteresować osoby wchodzące na te strony. Ale przede wszystkim odnoszę wrażenie, że autorzy większości stron nie zakładają, że czytelnik w jakiś sposób zareaguje na publikowane przez nich materiały. Katolicy prawie nie wykorzystują możliwości, jakie dają listy dyskusyjne oraz różne formy kawiarenek (irc, chat). Niezwykle popularna w internecie metoda przekazu, polegająca na odpowiedzi na najczęściej zadawane pytania (FAQ = frequently asked questions) jest w kościelnych kręgach niemal całkowicie ignorowana. Komercyjne serwisy zapraszają coraz częściej do swoich kawiarenek znanego gościa (np. polityka, muzyka, reżysera), któremu internauci mogą zadawać pytania. Niestety, na razie w tym gronie nie znaleźli się na przykład biskupi.

Dlaczego w Kościele w Polsce nie wykorzystujemy tych nowych możliwości? Może dlatego, że boimy się interaktywności. Łatwiej jest przecież zaocznie potępić kogoś za niewłaściwe poglądy niż wejść z nim w dialog, uzasadniając własne przekonania. Światowe Dni Młodych w Rzymie oraz “Dni Człowieka” w Gdańsku pokazały w tym roku dobitnie, że internet można wykorzystać w znacznie większym stopniu, niż nam się wydaje. Trzeba tylko pamiętać o tym, że komunikacja powinna odbywać się w dwie strony. Podejrzewam, że wspomniana jednostronność przekazu bierze się ze złego rozumienia internetu. Można go bowiem uważać jedynie za nowoczesną sieć informatyczną, ale można też widzieć w nim zjawisko społeczne. W tym pierwszym przypadku publikuje się w internecie, by pokazać, że się jest na czasie (podobnie, jak przy kupnie najnowszego modelu samochodu). W drugim przypadku widzi się w internecie przede wszystkim ludzi, do których za pośrednictwem elektronicznego przekazu można dotrzeć z orędziem Dobrej Nowiny. Nowy język komunikacji podporządkowany jest wtedy głównemu celowi, którym jest porozumienie się z konkretnym człowiekiem.

Elektroniczny ksiądz, czyli bezdroża internetu

Komputerowe media mają jednak swoje bezdroża, o których w kontekście duszpasterstwa trzeba wspomnieć. Najbardziej obawiam się “elektronicznych księży”. To tacy duchowni, dla których elektroniczne duszpasterstwo stałoby się ważniejsze od sprawowania Eucharystii, rozgrzeszania w konfesjonale czy błogosławienia małżeństw. O. Wojciech Jędrzejewski, współtwórca “Mateusza”, przyznał się w jednym z wywiadów, że pozbył się ze swego pokoju modemu. Po prostu zauważył kiedyś, że odprawia poranną Mszę szybciej niż zwykle, bo myśli o tym, co ma do zrobienia w internecie. Z całą pewnością zaangażowanie w internecie, tak samo jak siedzenie za biurkiem i przerzucanie papierów, nie może być podstawowym powołaniem kapłana.

Drugie, bardziej psychologiczne zagrożenie, także dotyczy duchownych. Wśród użytkowników internetu daje się zauważyć specyficzna grupa osób – introwertyków o skłonnościach egotycznych. Osoby takie spędzają dużo czasu w internecie, wiele potrafią zrobić, są jednak niedojrzali społecznie, mają trudności w kontaktach z innymi. Jest to jedna z pułapek internetu, w którą mogą wpaść także duszpasterze. Spędzając dużo czasu w internecie mogą ulegać złudzeniu, że otwierają się na świat, podczas gdy naprawdę będą jedynie zamykali się w sobie.

Trzecie niebezpieczeństwo dotyczy wiernych. Jeżeli jakaś forma “elektronicznego duszpasterstwa” zostanie przygotowana w niezwykle atrakcyjny sposób i nie zakończy się propozycją normalnego spotkania poza internetem, może dojść do niepotrzebnego przywiązywania ludzi do tej formy przekazu. Dlatego zawsze trzeba przenosić działalność w internecie na płaszczyznę realną, proponując np. wspólny wyjazd, modlitwę w kościele lub spotkanie w kawiarni3.

Czwarte zagrożenie związane jest charakterystyczną dla internetu anonimowością. Nawet gdyby prawo kościelne zezwalało na spowiedź za pośrednictwem jakiegoś urządzenia, stanowczo protestowałbym przeciwko spowiedzi przez internet. W tym medium stosunkowo łatwo udawać kogoś zupełnie innego, nawet osobę innej płci. Z tego powodu tak ważne jest weryfikowanie internetowych znajomości w świecie realnym.

Piąte niebezpieczeństwo dotyczy relacji między komunikacją a życiem. Internet jest wygodnym sposobem wymiany myśli. Jednak duszpasterstwo nie może się sprowadzać jedynie do wymiany myśli, przede wszystkim musi mieć odniesienie do życia. Z badań Davida Greenfielda, psychologa z West Hartford, wynika, że ok. 30% użytkowników internetu traktuje go jako sposób ucieczki od rzeczywistości4. Taki sposób myślenia, szczególnie w duszpasterstwie, może być niebezpieczny i prowadzić do głębokiego rozdarcia między wiarą a życiem.

Postulaty na przyszłość

Dziś można już powiedzieć z całą pewnością, że zainteresowanie internetem w naszym kraju wzrośnie jeszcze w znaczący sposób. Nie tylko dlatego, że cały świat szaleje na punkcie tego medium. Rozwój internetu w Polsce był ograniczony między innymi monopolistyczną pozycją Telekomunikacji Polskiej, która pobiera jedną z najwyższych na świecie opłat za korzystanie z elektronicznej sieci. Sytuacja się nieco poprawia, TP S.A. jest prywatyzowana, weszło w życie zliberalizowane prawo telekomunikacyjne, pojawiają się nowe sposoby dostępu do internetu, rośnie konkurencja, wymuszając nawet na TP S.A. powolne (niestety) obniżanie cen. Polacy będą więc chętniej korzystali z internetu, o czym Kościół też nie może zapomnieć. Zakończmy więc tę analizę konkretnymi postulatami, dotyczącymi wykorzystania komputerowych mediów w duszpasterstwie.

1. Trzeba tworzyć łatwe w obsłudze i możliwie całościowe bazy danych z Pismem Świętym, tekstami patrystycznymi, dokumentami Kościoła, artykułami, informacjami, pomocami duszpasterskimi, adresami itp. Wielu internautów traktuje to medium jak wielką bibliotekę, w której czegoś szukają.

2. Należy starać się o uzyskanie jak największej interaktywności ze swoimi odbiorcami. Ciągle słabo wykorzystywane są w Kościele najbardziej interaktywne usługi, jak listy dyskusyjne i kawiarenki (irc, chat itd.).

3. Promować ludzi z dobrymi pomysłami, autorów najciekawszych serwisów, twórców rozwiązań o nowej jakości. Trzeba też ułatwiać wymianę doświadczeń, wspierać profesjonalnie autorów stron, organizować szkolenia.

4. Odbiorca narzuca formę przekazu. Największą część internautów stanowią ludzie młodzi, którzy nie skończyli jeszcze 30. roku życia. Z sieci korzysta co drugi uczeń i student oraz co druga osoba z wyższym wykształceniem. Dostęp do internetu mają najczęściej mieszkańcy miast, co trzeci menedżer i co czwarta osoba o wysokich dochodach. Wszystkie te grupy są więc najważniejszymi odbiorcami “elektronicznego duszpasterstwa”. Nie sposób nie zauważyć, że właśnie w tych grupach wiele osób daleko jest od Kościoła.

5. Warto korzystać z pomysłu internetowych rekolekcji, który z powodzeniem jest realizowany także w Polsce. Osoby, które zadeklarują chęć uczestniczenia, otrzymują pocztą elektroniczną kolejne odcinki rozważań. Natychmiast też mogą podzielić się własnym odbiorem tych treści, dzięki czemu rekolekcjonista ma na bieżąco sygnał zwrotny. Taka forma rekolekcji nigdy nie może zastąpić fizycznego spotkania, wydaje się jednak uzasadniona w czterech przypadkach: 1) gdy potencjalni odbiorcy nie mogą wziąć udziału w tradycyjnych rekolekcjach z powodu zbyt dużej odległości, choroby, niepełnosprawności lub pracy w nienormowanym czasie (np. biznesmeni, dziennikarze); 2) gdy prowadzi je ceniony rekolekcjonista, a z powodu braku miejsca w kościele lub pory nie wszyscy mają możliwość uczestniczenia; 3) gdy rekolecje adresowane są do osób, które do kościoła nigdy by nie przyszły; 4) gdy są to rekolekcje pogłębiające dla specyficznej grupy rozsianej po kraju (np. dla animatorów ruchu religijnego).

6. W miarę możliwości trzeba łączyć każdą formę “elektronicznego duszpasterstwa” z propozycją spotkania już nie za pomocą środków technicznych. Pozwoli to uniknąć nadmiernego przywiązywania się do elektronicznych mediów.

7. Uczelnie katolickie powinny kształcić specjalistów w dziedzinie mediów komputerowych, a także rozpocząć programy badawcze nad tym zagadnieniem. Chociaż wiele z tych uczelni wprowadziło do swojej oferty studia dziennikarskie, wydaje się, że jest tu jeszcze wiele do zrobienia.

8. Nad inicjatywami w mediach komputerowych powinny pracować zespoły ludzi różnych specjalności, a nie samotne jednostki. Trzeba łączyć umiejętności informatyków, grafików, redaktorów i duszpasterzy. Zdominowanie zespołu np. przez informatyka lub księdza może się odbić negatywnie na jakości przedsięwzięcia. Warto też dążyć do współpracy między zespołami, co ułatwi wymianę doświadczeń i podnoszenie kwalifikacji.

9. Trzeba dbać o wysoką jakość tworzonych rozwiązań i tworzyć własne, zamiast “podkradać” z innych stron grafikę lub publikować materiały bez zgody autora. Kompromitujący dla polskich katolików jest też fakt, że używają oni nierzadko kradzionego oprogramowania, co nie tylko jest niezgodne z prawem (grozi za to do 2 lat więzienia), ale ośmiesza to ich jako ludzi wierzących5.

10. Technologie stosowane w mediach komputerowych są bez przerwy rozwijane. Obecnie najbardziej widoczną metamorfozą internetu jest przejście od statycznych form przekazu do dynamicznych technologii, które np. modyfikują zawartość strony w zależności od tego, kto na nią wchodzi. Wszystkich tych nowych rozwiązań katolicy powinni się uczyć i je wykorzystywać.

Wspomniane przeze mnie warunki nie są jednak gwarantem “duszpasterskiego sukcesu”. Brakuje jeszcze dwóch oczywistych, ale trudnych do zrealizowania rzeczy. Po pierwsze, duszpasterze, którzy angażują się w internet, muszą zobaczyć po drugiej stronie kabla konkretnego człowieka i właśnie z myślą o nim konstruować swój przekaz. Po drugie, odbiorcy tego przekazu powinni zobaczyć w jego autorze normalnego człowieka, który nie tylko jest urzędowym głosicielem Dobrej Nowiny, ale przede wszystkim jej świadkiem. Jeżeli nauczymy się takiej komunikacji, “elektroniczne duszpasterstwo” spełni swoje zadanie.

Marek Robak
M.Robak@odnowa.opoka.org.pl

PS. Mam nadzieję, że artykuł ten otworzy dyskusję na temat elektronicznego duszpasterstwa. Tych z Państwa, którzy chcieliby wziąć w niej udział, zachęcam do dyskusji za pośrednictwem poczty elektronicznej lub zajrzenia na stronę: http://robak.republika.pl/duszpasterstwo.

Marek Robak – ur. 1976, mgr teologii, dziennikarz KAI. Absolwent teologii środków społecznego przekazu w UKSW, autor pracy magisterskiej “Internet jako wyzwanie filozoficzne i teologiczne”. Rzecznik prasowy Krajowego Zespołu Koordynatorów Odnowy w Duchu Świętym. Mieszka w Warszawie.

______________________
1 Portal to rozbudowany wielotematyczny serwis internetowy, zawierający zwykle wyszukiwarkę, katalog stron, serwis informacyjny i in. Najbardziej znane polskie portale to Onet (www.onet.pl) i Wirtualna Polska (www.wp.pl).

2 Jest to liczba szacunkowa. Osoby szukające wykazów stron katolickich odsyłam do katalogów stron katolickich: www.amen.pl, www.credo.iq.pl, www.mateusz.pl.

Wesprzyj Więź

3 Co prawda w anglojęzycznej literaturze natknąłem się na określenie “wirtualnej wspólnoty” chrześcijańskiej (virtual community); zawieszony francuski biskup Jacques Gaillot stworzył nawet wirtualną diecezję. W przypadku komunikacji przez internet używanie pojęcia wspólnoty czy diecezji wydaje się jednak mocno przesadzone.

4 Por. P. Kościelniak, “Internetoholicy”, “Rzeczpospolita” 28-29 sierpnia 1999, s. A7.

5 Obecnie zamiast korzystać z kradzionych programów firmy Microsoft (np. Word) można skorzystać z całkowicie darmowego i spolszczonego pakietu StarOffice 5.2 firmy Sun, który pod wieloma względami przewyższa produkty Microsoftu. Pakiet zawiera edytor tekstu, arkusz kalkulacyjny, bazę danych, program do tworzenia prezentacji, program graficzny i narzędzia do internetu.

Podziel się

Wiadomość

5 stycznia 2024 r. wyłączyliśmy sekcję Komentarze pod tekstami portalu Więź.pl. Zapraszamy do dyskusji w naszych mediach społecznościowych.