Radio Maryja i Radio Plus mają jedną cechę wspólną – nie lubią, gdy się je ze sobą porównuje. Nic w tym dziwnego – choć obie rozgłośnie mają w nazwie przymiotnik „katolicki”, to jednak ich wizje katolicyzmu bywają od siebie bardzo odległe. Jednak to, co w innych Kościołach mogłoby się zakończyć rozłamem, w tym przypadku mieści się jeszcze w szeroko rozumianej powszechności Kościoła. Obie radiostacje są bowiem wobec siebie nie tyle konkurencyjne, co w pewnym sensie komplementarne.
Biskupi obdarowani przez komunistów
Zacznijmy jednak od historii obu rozgłośni, ponieważ u fundamentów obu mediów legła ta sama podstawa. Ich powstanie było możliwe dzięki. komunistom. Słabnąca z dnia na dzień władza komunistyczna, szukając wsparcia, postanowiła u schyłku lat osiemdziesiątych porozumieć się z Kościołem. Był to jeden ze zwiastunów zbliżających się przemian, niejako zapowiedź Okrągłego Stołu. Efektem tych negocjacji było uchwalenie pakietu tzw. ustaw wyznaniowych, z których najważniejsza była ustawa o stosunku państwa do Kościoła katolickiego. Było to pierwsze od czasów przedwojennego konkordatu tak szerokie uregulowanie statusu Kościoła katolickiego w Polsce.
Poza zwolnieniami podatkowymi i celnymi, komuniści zgodzili się w tej ustawie na rzecz niezwykłą, nie tylko ze względu na prowadzoną przez siebie politykę wyznaniową – ustawa dawała każdej diecezji prawną możliwość posiadania rozgłośni radiowej. Niezwykłość sytuacji polegała na tym, że komuniści po raz pierwszy zrezygnowali z monopolu w dziedzinie mediów elektronicznych. Zgody na powołanie telewizji katolickiej hierarchowie zapewne tylko dlatego się wówczas nie domagali, że obawiali się, iż takiego ciężaru nie udźwigną. W zamian za to Kościół uzyskał prawo do emisji swoich programów w telewizji publicznej. Jednak zapis o rozgłośniach diecezjalnych stał się realną bazą dla późniejszych – Radia Maryja i Radia Plus.
Biskupi – obdarowani przez komunistów częstotliwościami radiowymi – nie bardzo zdawali sobie sprawę, jak kosztowny prezent przypadł im w udziale. Nic dziwnego, Kościół w Polsce miał znikome doświadczenie w dziedzinie mediów, szczególnie elektronicznych. Przypuszczalnie ten właśnie brak rozeznania sytuacji sprawił, że rynek radiowy został zdominowany przez radio publiczne i rozgłośnie komercyjne, Radio Zet i RMF, które miały gorszy punkt startu niż rozgłośnie katolickie.
Część biskupów postanowiła założyć własne rozgłośnie, w innych diecezjach częstotliwości leżały odłogiem. Te dwie sytuacje stały się bezpośrednią przyczyną powstania tak Radia Maryja, jak i Radia Plus.
Ci biskupi, którzy zdecydowali się ponieść koszty założenia rozgłośni, mieli rozmaite pomysły na funkcjonowanie takich stacji. Część radiostacji została zdominowana od razu przez duchownych i zaczęła tworzyć media o profilu jednoznacznie kościelnym, jak chociażby Katolickie Radio Podlasia w Siedlcach, krakowskie Radio Mariackie, częstochowskie Radio Jasna Góra czy wrocławskie Radio Rodzina. Inni zdecydowali się de facto odstąpić swoje częstotliwości biznesmenom, którzy tworzyli stacje, trudno rozpoznawalne w eterze jako katolickie, by przypomnieć początki szczecińskiego Radia As. Jeszcze inni postanowili stworzyć formułę mieszaną, gdzie sacrum przenikało się z profanum. Przykładami takich radiostacji były gdańskie Radio Plus (które dało potem nazwę sieci) i tarnowskie Radio Dobra Nowina. Źródła finansowania radiostacji były rozmaite – od stuprocentowej dotacji z kurii, poprzez współfinansowanie przez biznesmenów, aż do wpływów z reklam.
Katolicki głos w twoim domu
Część biskupów nie bardzo jednak wiedziała, co począć z częstotliwościami. Sytuację tę wykorzystał o. Tadeusz Rydzyk, który zgłaszał się do poszczególnych biskupów z propozycją zagospodarowania częstotliwości. Ojciec Rydzyk był wówczas jeszcze mało znanym kapłanem, redemptorystą, który po kilkuletnim pobycie powrócił z Niemiec. Decyzję o założeniu radiostacji miał podjąć przy grobie s. Faustyny Kowalskiej. Tajemnicą założyciela pozostaje, skąd wzięły się pieniądze na uruchomienie radiostacji. Można domniemywać, że – jak w przypadku wielu innych kościelnych inicjatyw – pochodziły one z darowizn zachodnich. Później źródłem finansowania były przeważnie ofiary składane przez wiernych. Sprzęt przychodził z Zachodu jako darowizny, które na mocy wspomnianej już ustawy były zwolnione z cła. Toruńska prokuratura utrzymywała, że cześć tych darowizn była w istocie fikcyjna. Redemptoryści po prostu wywozili na Zachód pieniądze, kupowali sprzęt, a potem zaprzyjaźniona instytucja „darowywała” go rozgłośni. Nawiasem mówiąc, była to praktyka dość powszechna nie tylko w Kościele katolickim.
W każdym razie w 1991 roku pieniędzy było wystarczająco dużo, by uruchomić pierwszy nadajnik. Z Torunia popłynął w eter sygnał: „Radio Maryja – katolicki głos w twoim domu”. I tak się zaczęła historia rozgłośni. Trzeba przyznać, że o. Rydzyk od początku objawił niezwykły talent medialny. Stworzył radio, które miało doskonale określony – jak się mówi w reklamie – target, czyli grupę docelową. Założyciel Radia Maryja postanowił dotrzeć do tej grupy Polaków, o której istnieniu elity nie miały pojęcia bądź miały bardzo blade. Ich poglądów nie prezentowały żadne środki przekazu, a oni sami mogli je wyrażać najwyżej u cioci na imieninach. I nagle, ni stąd, ni zowąd, otrzymali oni medium o niesamowitej wręcz sile oddziaływania, w którym nikt im nie mówił, że ich poglądy są nienowoczesne czy niemądre. Radio szybko zaczęło zyskiwać popularność, a także budzić opory nie tylko w mediach całkowicie laickich, ale również wśród niektórych katolików.
W tym czasie katolickie rozgłośnie diecezjalne z różnym powodzeniem radziły sobie na rynku. Niektóre, głównie te o obliczu stricte religijnym, egzystowały na pograniczu słuchalności – wyjątkiem było Katolickie Radia Podlasia, które zyskało słuchaczy w Siedlcach. Tu jednak mogła zadecydować pozycja quasi-monopolisty, gdyż w Siedlcach nie było innej lokalnej rozgłośni. Radio Podlasia spełniało zatem również funkcję rozgłośni regionalnej. Inne radiostacje, jak chociażby gdański Plus czy szczeciński As, zdobywały dominującą pozycję na rynku lokalnych radiostacji.
Razem łatwiej
Konkurencja na rynku radiowym stawała się jednak coraz ostrzejsza. Radia katolickie szybko przestały być jedyną alternatywą dla radia publicznego. Stacje komercyjne agresywną taktyką zaczęły zdobywać sobie nowych słuchaczy. Z czasem zaczęto myśleć o stworzeniu jakieś wspólnej inicjatywy nadawców katolickich. Przyczyny, które złożyły się na powstanie sieci Radia Plus, poza rosnącą konkurencją, były rozmaite. Przede wszystkim były to kwestie finansowe. Już na początku lat dziewięćdziesiątych hojnie łożące na rozmaite inicjatywy katolickie Kościoły zachodnie uznawały, że w demokratycznej Polsce, z jej imponującym wzrostem gospodarczym, Kościół powinien zacząć sobie radzić sam. Z drugiej strony, ubożejące społeczeństwo było mniej ofiarne niż w latach poprzednich. Na zmniejszenie ofiarności wpłynęła też propaganda mediów laickich, głosząca niewyobrażalne jakoby bogactwo Kościoła. Dość powiedzieć, że jeszcze w 1997 roku lubelska kuria musiała wesprzeć swoje radio katolickie kwotą 300 tysięcy złotych. Suma ta pokrywała ponad 90 procent budżetu radia. Biskupi – zmuszani do wyboru między utrzymywaniem radia a remontami i budową kościołów czy domów opieki – odsuwali na plan dalszy wydatki na radiostacje. Tajemnicą poliszynela jest fakt, że niektórym rozgłośniom groziło po prostu zamknięcie.
Kolejną przyczyną, jaka legła u podstaw stworzenia sieci, była słaba oferta programowa wielu radiostacji. W terenie nie było wystarczających sił, by stworzyć np. audycje publicystyczne na profesjonalnym poziomie. Nie bez znaczenia był też fakt, że politycy – mając do wyboru stację katolicką i komercyjną – najczęściej decydowali się na pojawienie w audycji o większym zasięgu, czyli w radiu komercyjnym lub publicznym. Kolejnym powodem powstania sieci Radia Plus było pojawienie się na rynku pracy grupy profesjonalnych dziennikarzy i menedżerów medialnych, którzy po wygraniu wyborów przez SLD znaleźli się bez zajęcia. Chodzi tu o grupę związaną z Wiesławem Walendziakiem, zwaną popularnie pampersami. To właśnie oni stworzyli kształt programowy Plusa.
Inną wreszcie przyczyną, która przyczyniła się do powstania sieci, była. działalność Radia Maryja. Część hierarchów – zaniepokojona wzrastaniem w siłę ojca Rydzyka – dała zielone światło dla powstania silnej radiostacji katolickiej, która mogłaby zrównoważyć wpływy toruńskiego radia. Właśnie w tym czasie osiągnął apogeum konflikt między Radiem Maryja a częścią hierarchii – prymas Józef Glemp wysłał do prowincjała redemptorystów i podał do publicznej wiadomości list ostro krytykujący ojca Rydzyka.
Nieudane doświadczenia z pierwszą próbą nawiązania współpracy diecezjalnych radiostacji katolickich, jaką było stowarzyszenie Vox, sprawiły, że rozmowy na temat powołania sieci nie były łatwe. Spora część stacji lokalnych obawiała się zdominowania sieci przez radiostacje większe. Nie bez znaczenia były też ambicje osobiste poszczególnych dyrektorów radiostacji, którzy z szefów rozgłośni mieli się stać jedynie dyrektorami lokalnych oddziałów. Największe tarcia o wpływ na radio rozgrywały się jednak między największymi: Radiem Plus z Gdańska i szczecińskim Radiem As. Po wielu rozmowach, nie bez interwencji biskupów, uzgodniono w końcu kompromis. Właścicielem 98 proc. udziałów została Konferencja Episkopatu Polski, pozostałe 2 proc. otrzymały diecezje, których radiostacje weszły w skład sieci. Sukces nie był jednak pełny. Inicjatorom powstania sieci marzyła się sieć skupiająca wszystkie, poza Radiem Maryja, radiostacje katolickie. Tymczasem poza siecią pozostała jedna z najsilniejszych rozgłośni diecezjalnych – Katolickie Radio Podlasia i kilka pomniejszych stacji. Obecnie Porozumienie Programowe Radia Plus skupia 25 stacji lokalnych.
Radio skuteczne
Był rok 1997. W tym czasie Radio Maryja było już prawdziwą potęgą. W 1994 roku po największej w dziejach Polski akcji lobbingowej, przeprowadzonej przez swoich słuchaczy, rozgłośnia otrzymała koncesję na nadawanie programu ogólnopolskiego. Co wpłynęło na taki sukces toruńskiej rozgłośni poza wspomnianym już świetnie zdefiniowanym odbiorcą? Przede wszystkim styl audycji. Radio ojca Rydzyka umiało nawiązać bezpośredni kontakt ze słuchaczami. Przeniosło na polski grunt z Zachodu typ radiostacji znanej jako talk-radio, polegający na tym, że do audycji mógł zadzwonić każdy i wygłosić dowolną opinię. Radio stało się swoistym Hyde Parkiem szczególnie w audycji „Rozmowy niedokończone”. Tak jak w Anglii obowiązuje zasada niekrytykowania królowej, również w Radiu Maryja istnieją tematy tabu, głównie dotyczące Kościoła. Słuchacz, dzwoniąc do radia, pod warunkiem przestrzegania owego tabu, mógł liczyć, że zostanie wysłuchany i życzliwie potraktowany. Radio Maryja jest jedynym chyba medium w Polsce, gdzie można było sugerować niepolskie pochodzenie rządu bez ryzyka riposty ze studia. To powodowało, że ludzie nie mający tego typu dostępu do mediów chętnie tej stacji słuchali.
Inną przyczyną szybkiego wzrostu popularności Radia Maryja była jego wyraźnie zdefiniowana linia programowa. Słuchacze rozgłośni mogą mieć absolutną pewność, że kiedy włączą odbiornik, nigdy z eteru nie popłynie głos Aleksandra Kwaśniewskiego, Leszka Millera. Jacka Kuronia, Adama Michnika czy Ryszarda Bugaja, a nawet takich przedstawicieli prawicy jak Czesław Bielecki czy Jan Maria Rokita. O wielu ze wspomnianych osób niemało się zresztą na falach radia mówi. Najwięcej chyba o Leszku Balcerowiczu, który dla słuchaczy rozgłośni jest wrogiem publicznym numer jeden.
Ojciec Rydzyk potrafił uczynić coś, czego nie dokonało żadne inne medium w Polsce – stworzyć wokół radiostacji wspólnotę nie tylko słuchającą, lecz także wspólnie działającą. Jest nią Rodzina Radia Maryja – największa chyba w Polsce organizacja, nie posiadająca osobowości prawnej, a dysponująca siecią biur w całym kraju. To właśnie Rodzina Radia Maryja jest motorem napędowym wszelkich akcji lobbingowych, od akcji zbierania podpisów pod petycją o koncesję ogólnopolską, poprzez zasypanie Sejmu protestem przeciwko liberalizacji ustawy antyaborcyjnej, aż po organizowanie wielotysięcznych demonstracji.
Nie ma wątpliwości, że Radio Maryja jest w swoich działaniach niezwykle skuteczne. W sferze politycznej najlepiej udowadniał to fakt szybkiego wypromowania związanych z radiem kandydatów Akcji Wyborczej Solidarność w wyborach parlamentarnych z roku 1997, którzy zostali przez sam AWS umieszczeni na dalszych miejscach list wyborczych, jak np. Maria Smereczyńska w Warszawie.
Bez wątpienia jednak czynnikiem, który zadecydował o sukcesie rozgłośni, jest osoba ojca Rydzyka. Dysponuje on wręcz niespotykanym talentem medialnym i bez wątpienia jest autorytetem dla wszystkich słuchaczy. Ksiądz dyrektor nie waha się używać słów, których niektórzy boją się nawet pomyśleć. Przekaz, jaki ma do zaoferowania słuchaczom, jest prawie zawsze mocno nacechowany emocjonalnie. Myślę, że nie bez kozery o. Rydzyk jest porównywany z ks. Piotrem Skargą czy o. Maksymilianem Kolbe. O wpływie dyrektora stacji świadczy chociażby to, że jest w każdej chwili w stanie całkowicie zmienić przebieg audycji, nawet kiedy fizycznie nie jest obecny w studio. Sam słyszałem, kiedy podczas audycji o grypie, o. Rydzyk zadzwonił do studia i z audycji o grypie zrobiła się audycja o sytuacji w jednej z polskich szkół, a potem szerzej – o laicyzacji szkolnictwa i deprawacji młodzieży.
Jednak toruńska rozgłośnia to nie tylko audycje z udziałem słuchaczy, ale również praca ściśle formacyjna. Wbrew pozorom i zarzutom części mediów, Radio Maryja nie jest rozgłośnią tylko wojującego katolicyzmu, ale stara się odpowiadać na duchowe potrzeby swoich słuchaczy. Audycje rozgłośni to jedyne chyba dla katolika źródło w eterze, gdzie może on poznawać kompletne nauczanie papieskie. Nawet rozgłośnia Radia Watykańskiego ustępuje tutaj redemptorystom z Torunia. Na antenie są bowiem odczytywane bez skrótów encykliki i inne dokumenty papieskie. Ojciec Rydzyk nie kontestuje też, jak mu się to niekiedy zarzuca, nauczania II Soboru Watykańskiego. Słyszałem oburzenie o. Rydzyka, kiedy jedna z radiosłuchaczek użyła sformułowania „protestanckie wyrywanie cytatów z kontekstu”. Dyrektor rozgłośni tłumaczył, że od ostatniego Soboru inni chrześcijanie są uważani za braci i nie wolno ich obrażać.
Komercyjne i katolickie
Na tym tle Radio Plus, choć ma jasno zdefiniowaną linię programową, jest zdecydowanie mniej wyraziste. O ile po przypadkowym natknięciu się na stację ojca Rydzyka słuchacz błyskawicznie się zorientuje, jakiego radia słucha, choćby nawet nie znał go wcześniej – o tyle, kiedy natrafi na Radio Plus, musi upłynąć dużo czasu, zanim rozpozna, że ma do czynienia ze stacją katolicką. W ramówce Radia Plus początkowo na próżno było szukać transmisji Mszy świętej (obecnie warszawska centrala transmituje ją w niedziele o godz. 19.00). Nie ma śpiewów religijnych w stylu przypominającym propagowane u ojca Rydzyka „katolickie disco-polo”. Elementy stricte religijne sprowadzają się do czytanego przez Bogusława Lindę cyklu o świętych zatytułowanego „Szaleńcy Pana Boga”, audycji informacyjnych i publicystycznych z cyklu „Kościół żywy”, krótkich wypowiedzi papieskich na tle muzyki, opartej na świadectwach audycji „Pocieszenie i strapienie” Roberta Tekielego oraz emitowanego codziennie „Ewangeliarza”, czyli komentarzy do fragmentów Ewangelii czytanych danego dnia w świątyniach (komentarze przygotowują dominikanie, najpierw o. Jacek Salij, a obecnie o. Wojciech Jędrzejewski). Wątki religijne wplatane są jednak w inne audycje, nie budzące bezpośrednich skojarzeń religijnych.
Podobnie jak w innych radiostacjach, w audycjach publicystycznych, jak choćby „Śniadaniu Radia Plus” Piotra Semki, spotkać można polityków od SLD do AWS, choć ci pierwsi na antenie goszczą zdecydowanie rzadziej. Radio nie ukrywa jednak swoich sympatii politycznych – kąśliwe uwagi Rafała Ziemkiewicza czy Piotra Semki wobec publikacji „Gazety Wyborczej” czy „Trybuny” są na porządku dziennym. Jednak nie brak też krytycyzmu wobec koalicji rządzącej, choć jest to krytycyzm raczej paternalistyczny.
Przejawem linii programowej Radia Plus jest też dobór muzyki. Nie jest tajemnicą, że niektórzy wykonawcy, a nawet całe gatunki muzyczne, są tu po prostu zabronione i to właśnie ze względów religijnych, a także moralnych. Nie usłyszymy np. Sinead O’Connor, która swego czasu publicznie podarła zdjęcie papieża, chwaliła się trzykrotnym dokonaniem aborcji, a ostatnio zasłynęła rzekomym wyświęceniem na kapłankę katolicką. Zabroniona jest muzyka rap, bo silnie jest związana z przestępczością, heavy metal – bo ma oblicze satanistyczne, techno – ponieważ niesie za sobą wątpliwą moralność. Nie jest to jednak – jak sugerują niektórzy – forma cenzury, a jedynie świadomy wybór profilu radia. W rozgłośniach komercyjnych istnieją zresztą podobne zakazy: w Radiu Zet nie ma mowy o disco-polo, w RMF o muzyce poważnej.
Co dalej?
Jaka będzie przyszłość obu rozgłośni? Dziś pozycja obu mediów jest stosunkowo silna. Radio Maryja jest czwartą stacją w Polsce, jeśli chodzi o słuchalność (po RMF, PR1 i Zet). Plus ma mniejszy zasięg i może w tej chwili liczyć na słuchalność o połowę mniejszą, choć z tendencją wzrostową.
Paradoksalnie siła Radia Maryja jest też jego słabością. Jest ono bowiem rozgłośnią pokoleniową, a pokolenie, które słucha go najchętniej, będzie stopniowo odchodziło. Natomiast przekonania następnego pokolenia, o ile przemiany cywilizacyjne w Polsce będą szły w tym samym kierunku co dotychczas, wcale nie muszą się upodabniać do poglądów obecnych słuchaczy ojca Rydzyka. Radio Maryja tak długo ma szansę na utrzymanie swojej pozycji, jak długo będą istniały w Polsce grupy ludzi niezadowolonych z przemian, jakie następują w kraju. Radio toruńskich redemptorystów jest bowiem jedynym forum „skrzywdzonych i poniżonych”. Im mniejsza będzie ta grupa, tym mniejsze będzie zainteresowanie słuchaniem Radia Maryja w tym kształcie. Rozgłośni tej świetnie służy pozycja oblężonej twierdzy.
Jednak od czasu wspomnianego konfliktu z 1997 roku o Radiu Maryja słychać coraz mniej. List prymasa ostudził emocje i choć rozgłośnia od tego czasu niewiele się zmieniła, to jednak kontrowersje wokół stacji są mniejsze. Może to osłabiać poczucie wspólnoty, przez długi czas wspomagane poczuciem zagrożenia. Paradoksalnie jednak może się stać tak, że radio będzie się ewolucyjnie zmieniało wraz ze swoimi słuchaczami i stopniowo będzie łagodnieć. Nie ulega wątpliwości, że największym zagrożeniem dla toruńskiej radiostacji byłoby zniknięcie z anteny ojca Rydzyka. Radio z Torunia jest bowiem klasycznym przykładem one man firm, gdzie jedna osoba decyduje o wszystkim.
Przed Radiem Plus stoją zagrożenia zupełnie inne rodzaju. Pierwsze z nich jest związane z komercyjną stroną przedsięwzięcia. Radio Plus nie konkuruje bowiem z Radiem Maryja, ale stara się rywalizować z rozgłośniami komercyjnymi i publicznymi. Chodzi tu przede wszystkim o udział w „torcie reklamowym”, co zapewnia byt rozgłośni i zysk właścicielom. Radio Plus powoli pnie się w rankingach słuchalności. Jednak nie idzie za tym wyraźny wzrost reklam na antenie. Agencja reklamowa Radia Plus nie cieszy się w środowisku reklamowym zbytnim poważaniem. Dość powiedzieć, że wykonanie autoreklamy na festiwal Crackfilm ona sama zleciła innej agencji. Są jednak sygnały, że wzrost słuchalności Plusa powoduje nerwowość wśród komercyjnych konkurentów, którzy poprzednio wyrażali się o tej inicjatywie z lekceważeniem. W ubiegłym roku Radio Zet posunęło się nawet do donosu na konkurenta do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Zetka sugerowała, że forma, w jakiej nadaje Plus, wymaga osobnej koncesji. Rada się z tym nie zgodziła. To wydarzenie dobitnie świadczy o zaniepokojeniu postępami Plusa.
Inne zagrożenie tkwi w samym radiu. O jego obecnej pozycji zadecydowali bowiem ludzie tworzący audycje na profesjonalnym poziomie, tzw. osobowości antenowe. Wiele wskazuje na to, że spora grupa dziennikarzy, w tym najbardziej lubianych, niedługo znajdzie nowe miejsce pracy w Telewizji Familijnej, tworzonej przez to samo środowisko, które zadecydowało o powodzeniu Radia. Odejście tych ludzi bez wątpienia przyczyni się do ograniczenia atrakcyjności programu, zwłaszcza że – sami stosunkowo młodzi – nie dorobili się jeszcze następców o podobnym poziomie profesjonalizmu. Nie jest jednak wykluczone, że inicjatorzy powstania zarówno Familijnej, jak i Plusa zdają sobie z tego sprawę i będą chcieli utrzymać pozycję radia tworząc koncern medialny, który byłby znacznie atrakcyjniejszy dla reklamodawców. Ci sami dziennikarze występowaliby wówczas zarówno w radiu, jak i w telewizji.
Ryzykowne dla Radia Plus może być również zbytnie uwikłanie w politykę. Dotychczas sieć ta funkcjonowała w sytuacji, gdy rządziła przyjazna jej koalicja. Zbliżają się jednak wybory prezydenckie i parlamentarne. Temperament polityczny dziennikarzy Plusa raczej nie pozwoli im na zachowanie tak neutralnej postawy, jaką zapewne przybierze Episkopat Polski. A nie można zapominać, że właścicielami tego radia są oficjalne struktury Kościoła katolickiego w Polsce, w tym w 98 procentach – sama Konferencja Episkopatu.
Radio Plus i Radio Maryja skierowane są do różnych grup odbiorców. W tym sensie można mówić o ich komplementarności. Jeśli są one wobec siebie konkurencyjne, to nie w walce o słuchacza, lecz o kształt polskiego katolicyzmu. Czy obydwie stacje są trwałym elementem mapy chrześcijaństwa w Polsce? Wydaje się, że tak – katolicy w naszym kraju są bowiem zróżnicowani mocno i, na ile można przypuszczać, trwale. Nawet gdyby ktoś usiłował ich zachęcać do słuchania tylko jednej stacji radiowej, wybierać będą różne. Jedni będą wierni o. Rydzykowi, innych przywiąże do siebie radio bardziej nowoczesne. Jeszcze inni będą zaś twierdzić, że od „katolickiej Zetki” (to popularne określenie Plusa w świecie dziennikarskim) wolą czysto komercyjny oryginał albo radio publiczne.
Katolikowi wolno słuchać dowolnej stacji radiowej. Warto, by twórcy katolickich radiostacji pamiętali też, że ich medium najskuteczniej ze wszystkich współczesnych środków przekazu może trafiać także do ludzi poszukujących – radia często słucha się bowiem, kręcąc gałką w poszukiwaniu odpowiedniej rozgłośni. Słowa czy muzyka usłyszane na antenie stacji katolickiej łatwo mogą stać się – dobrą lub złą – wizytówką Kościoła.
Cezary Gmyz
Cezary Gmyz – ur. 1967. Studiował teatrologię w warszawskiej PWST. Dziennikarz „Życia”. Mieszka w Warszawie.